XI
- Dlaczego on nie chce się rozpaść!? - Krzyknęła ze złością Samantha. Niewiele brakowało, żeby z bezsilności wbiła sobie sztylet w serce. Cała sytuacja doprowadzała ją do szaleństwa. Remus i Syriusz pomagali szatynce unicestwić broń, ale nie udawało im się to. Nawet jej nie zarysowali, a naprawdę nie próżnowali w tym czasie.
- Masz, to jest żrący eliksir. Z reguły wszystko wypala. - Powiedział Lupin, niosąc małą buteleczkę w dłoni. Podszedł Samanthy i wręczył jej do dłoni.
- Dlaczego szkła nie zniszczył? - Zapytała kobieta z krzywym uśmiechem, tym samym podważając działanie substancji.
- Ojca zapytaj, nie mnie. Należał do niego. - Wskazał eliksir, a kobieta niemal natychmiast spochmurniała. Wierzyła, że dobrze zrobiła i ani przez sekundę w swoim życiu tego nie żałowała, ale jedna myśl nie dawała jej spokoju.
Czy blondyn próbował ją osądzać i wywołać wyrzuty sumienia?
Samantha ścisnęła usta w cienką linię. Zamordowała swojego ojca i Remus doskonale o tym wiedział.
- Nie ważne. - Westchnęła i wylała eliksir prosto na sztylet. Tak jak podejrzewała nic się nie wydarzyło. - Myślałam, że to będzie łatwiejsze.
- Powoli kończą mi się pomysły. - Wyznał Remus i spojrzał błagalnie na Syriusza. Niestety, mężczyzna siedział na kanapie z miską na kolanach. Nie czuł się najlepiej po ostatniej nocy. Miał cienie pod oczami a jego żołądek przeżywał rewolucje. Nie raz czuł jakby obrócił mu się do góry nogami. Syriusz obecnie żył w swoim świecie, wyczekując poprawy zdrowia. Było kiepsko i dobrze wiedział, że przesadził z alkoholem.
- Mnie zapytaj jutro o pomysły. - Powiedział i poczuł jak wszystko zaczęło mu się cofać. Już po chwili do uszu Samanthy doszedł dźwięk wymiotowania. Kobieta westchnęła i podeszła do mężczyzny. Gdy skończył, wzięła miskę i ruszyła z nią do łazienki, aby ją wyczyścić.
- Myślisz, że sztylet zniszczy się poprzez wbicie w skałę? Albo coś równie twardego?
- Możliwe - powiedział Syriusz głosem zza światów.
- Myślicie, że można go spalić? - Zapytała Samantha obracając sztyletem w dłoniach.
- Raczej nie, ale można spróbować.
Samantha słysząc te słowa, z agresją rzuciła bronią w stronę kominka. Ogień buchnął, ale sztylet nadal był cały. Jedynie się zaczerwienił.
- Spokojnie. - Wychrypiał Syriusz widząc, że Samantha powoli traciła nad sobą kontrolę.
Samantha wzdrygnęła się. Nikt jej nie będzie mówił, że ma zachować spokój. Nikt. Tyle lat była pod kontrolą Odette. Chciała się w końcu uwolnić spod jej wpływu i wiedziała, że to zrobi. Nigdy się nie poddawała.
- Poszukam może jakiś zaklęć. - Powiedział Lupin odchodząc z pokoju. Wyczuł wiszącą w powietrzu napiętą atmoseferę, więc wolał się "ulotnić".
Kobieta posłała mu spojrzenie w stylu: "to ty jeszcze tego nie zrobiłeś?"
- Sammie, spokojnie.
- Jestem spokojna. - Ogień w piecu urósł na znak, że wcale taka nie była.
- Jest dobrze. - Starał się pocieszyć swoją ukochaną.
- Oczywiście, że tak. - Westchnęła i usiadła obok niego. - Mam ciebie. - Szatynka posłała mu uśmiech.
- Wiesz, może to nie jest dobry moment, ale na święta przyjedzie Harry. Nie jestem pewny czy ktoś jeszcze, ale on na pewno. Dowiemy się wkrótce.
Kobieta na tą wiadomość uśmiechnęła się szeroko. Z całej siły uścisnęła Syriusza, ale gdy on jęknął, odsunęła się od niego szybko i chwyciła jego włosy. Tak jak przypuszczała, mężczyzna zwymiotował.
Szatynka zajęła się nim odpowiednio i zaprowadziła do łóżka, które ostatniej nocy wiele przeszło.
- Idź spać Syriusz. - Powiedziała gładząc go po ramieniu.
- Chcesz się mnie już pozbyć.
- Oczywiście. - Powiedziała z szerokim uśmiechem żartując. - Odziedziczę całą twoją villę, czy to nie jest wystarczający powód? - Zaśmiała się.
Syriusz na jej słowa westchnął. Był to moment, w którym coś do niego dotarło. Zakochał się w opętanej dziewczynie. Morderczyni, która czerpie radość z tortur. Zaręczył się, a wkrótce miał wziąć ślub z kimś zupełnie obcym. Po tych wszystkich latach wkrótce pozna swoją wielką miłość. Co jeśli nic do niej nie będzie czuł? Może Samantha nie spodoba mu się z charakteru, albo będzie dziwnie się zachowywać? Istnieje możliwość, że będzie jeszcze gorzej; to Samantha zakocha się w kimś innym.
Ta myśl sprawiła, że Black zatrząsł się, co nie umknęło uwadze Samanthy. Kobieta przykryła mężczyznę kołdrą i pocałowała go w czoło.
- Jeśli zakochałem się w morderczyni to w normalnej dziewczynie też potrafię.
Samantha zostawiła Syriusza samego. Udała się w stronę pokoju, w którym przebywał Remus. Gdy szatynka przeszła przez próg pokoju, ujrzała mężczyznę siedzącego ze stosem ksiąg.
- Wiem dlaczego nie działa. - Powiedział mężczyzna doznając olśnienia. Spojrzał się na Samanthę z szerokim uśmiechem.
- Serio? - Zapytała z niedowierzaniem. Na jej twarzy również pojawił się uśmiech.
- Tak. - Jego duma nawet w słowie była wyczuwalna. - Dusza Odette została uwięziona w sztylecie za pomocą zaklęcia, więc to ty jesteś kluczem do jego złamania. Próbowałem je rzucić, ale nic się nie zmieniło, dlatego myślę, że tobie się uda. - Powiedział podając jej sztylet. - Jeśli jednak się mylę, jest jeszcze druga opcja. - Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Jaka?
- Jeśli nie zadziała, będziemy musieli wstrzymać twoje serce na jakiś czas. Tym sposobem złamiemy klątwę, ponieważ będziesz martwa. Po kilku minutach wznowię pracę twojego serca. - Powiedział Remus szukając czegoś na jej twarzy.
- Cóż. - Zastanowiła się na chwilę. -Jakie jest to zaklęcie? - Zapytała udając, że nie słyszała drugiej opcji.
Remus podał jej księgę z zapisanym zaklęciem. Szatynka wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała odpowiednie słowa. Była bardzo skupiona i czuła, że to było silne zaklęcie. Niestety, tak jak wcześniej, nic się nie zmieniło. Sztylet nadal nie był zarysowany.
Szatynka westchnęła i chwyciła dłonie Remusa.
- Mam nadzieję, że wierzysz we mnie. - Spoirzała na niego błagalnie. - Muszę ci zaufać. Jest to bardzo trudne zważywszy na okoliczności, ale wierzę, że mnie ożywisz z powrotem. Proszę, nie zawiedź mnie. - Powiedziała i zamknęła oczy.
- Miejmy to już za sobą.
Lupin cały się spiął. Ryzykował dużo i czy był sens w to brnąć?
- Okej, zrobię wszystko co potrafię. - Pot spłynął z jego czoła. Mężczyzna miał właśnie zabić Samanthę na kilka minut, a później ją ożywić. Nie byli pewni czy to zadziała, ale powinno.
Czy to było normalne?
Nie, z pewnością odbiegało od standardów.
Lupin wypowiedział zaklęcie, a ciało Samanthy spadło bezładnie na podłogę.
- Co ja najlepszego zrobiłem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top