XI

Po jakimś dłuższym czasie, mężczyźni zaoferowali Samancie posiłek. Kobieta była strasznie chuda i poturbowana, więc dla własnego sumienia woleli dać jej pożywienie. Nie było to rozsądne zachowanie z ich strony, ale nie chcieli, żeby umarła im z głodu, a przynajmniej nie do momentu, w którym Syriusz nie przeprowadzi z nią szczerej rozmowy w cztery oczy. Utrzymywanie jej przy życiu było dosyć ryzykowne, ale na chwilę obecną nie mieli innego wyjścia. Gdyby ją wypuścili, musieli liczyć się z faktem, że znowu kogoś zabije, a tego bardzo nie chcieli. Niestety, Samantha nie mogła mieszkać w głównej kwaterze Zakonu Feniksa. Zresztą, jakby to wyglądało? Najgroźniejsza morderczyni i popleczniczka zła, w miejscu gdzie czyniono dobro? To nonsens.

– Ona nie może tu zostać – szepnął z gniewem Remus do Syriusza.

Kobieta stała przy drzwiach od wyjścia z jadalni i ze smakiem konsumowała już czwartego banana. Oczywiście zjadła przed nimi rosół, lecz to nie zniwelowało jej głodu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz coś miała w ustach. Nie wiedziała też, kiedy następny raz coś zje, więc wolała się najeść na zapas. Kalorie i tak za chwilę spaliłaby, a do tego momentu mogła być gruba, ale szczęśliwa.

– To nie jest przechowalnia morderców, tylko tajna siedziba! – Krzyknął szeptem coraz bardziej rozgniewany Remus, przez co szatynka lekko się wychyliła. Mężczyźni natychmiast spojrzeli w jej kierunku, a ta z pustym wyrazem twarzy, wgryzła się w kawałek banana.

– Pogadam z nią. Daj nam chwilę. – Powiedział cicho Syriusz do ucha Remusa. Samantha nie usłyszała jego słów. Zamiast tego odwróciła się tyłem i zaczęła przeszukiwać szafki w celu znalezienia kolejnego pożywienia. Miała wilczy apetyt, więc zamierzała skorzystać z dobrodziejstw mieszkania Syriusza, a skoro było tutaj jedzenie to zamierzała się nim częstować. Samantha czuła się tu jak u siebie, a nawet lepiej.

Kiedy Syriusz przeszedł przez próg jadalni, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili zauważył Samanthę, która pochylała się i szabrowała jego dolne szafki. Mężczyzna wziął głęboki oddech, kiedy spojrzał na jej tyłek. Ten widok obudził w nim coś czego nie czuł od dawna - pożądanie.

– Emm, możemy porozmawiać? – Powiedział lekko skrępowany Syriusz. Kiedy do uszu kobiety dotarły słowa mężczyzny, obróciła swoją głowę w jego stronę, dalej grzebiąc w szafce. Dopiero, kiedy dobyła swoją wymarzoną paczkę ciastek, stanęła prosto.

– Możemy – powiedziała kobieta, po czym usiadła na stole w jadalni. Następnie lekko odstawiła jedno krzesło i położyła na nim swoją prawą nogę. Druga zaś swobodnie zwisała w powietrzu. Samantha co jakiś czas, rytmicznie ruszała nią.

Syriuszowi niezbyt podobało się to miejsce. Według niego nie było odpowiednie do rozmowy z morderczynią. Chciał z nią rozmawiać gdzieś indziej, gdzieś, gdzie będzie więcej prywatności. Po chwili wychylił się i pokazał na migi Remusowi, że ma stąd iść jak najdalej. Kiedy zauważył, że mężczyzna udał się na piętro, odwrócił swoją głowę i spojrzał prosto w puste oczy Samanthy. Iskry, które kiedyś w nich były, zniknęły.

– Dlaczego? – Powiedział z żalem, a smutek przeszedł przez całe jego ciało. Pogodził się z jej stratą. Znienawidził ją i miał jej dość. Nauczył się żyć bez niej. Nie planował znów jej spotykać. Kiedy zobaczył szatynkę na piętrze był roztrzęsiony. Cała równowaga, która w nim była, przepadła. Automatycznie się zburzyła, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Jakby ona nigdy nie istniała, a przecież miesiącami budował ją w sobie.

– Ale co? – Zapytała lekceważąco Samantha, jedząc ciastko owsiane. Nie wiedziała o co mu chodzi. Faceci są jednak trudni do zrozumienia.

– Wróciłaś. – Powiedział na wydechu. – Byłem pewien, że o mnie zapomniałaś i więcej się już nie spotkamy. – Syriusz miał obojętny wyraz twarzy. Samancie na początku wydawało się, że mówiąc to, miał na myśli, że przez cały czas tęsknił, ale kobiecie ostatecznie coś w tym nie pasowało. Jakby miał co do niej wyrzuty o to, że z powrotem pojawiła się w jego życiu.

– Ale Syriusz, skarbie – szatynka położyła swoją zakrwawioną dłoń na policzku mężczyzny, co spowodowało, że na jego skórze został czerwony ślad. Mężczyzna na jej dotyk wzdrygnął się. Dziwnie na niego działał. – Ja bym miała nie wrócić? Do ciebie? - Zadała pytania uwodzicielskim głosem, po czym zarzuciła na jego szyje swoje ręce, tym samym zbliżając ich twarze do siebie. Syriusz wziął głęboki oddech. Ta rozmowa zaczęła obierać zupełnie inny kierunek niż zamierzał.

Samantha, widząc reakcję Syriusza pocałowała go namiętnie, a swoimi dłońmi jeździła po jego plecach, zataczając na nich kółka. Był strasznie spięty, więc zamierzała go trochę rozluźnić. Może akurat poczułby się lepiej?

Mężczyzna przez chwilę nie wiedział co się działo. Dopiero kiedy do niego wszystko dotarło, oddalił się kończąc pocałunek. Nie mógł tak dłużej. Prawda była bolesna, ale musiał jej powiedzieć.

– Muszę zacząć żyć z dala od ciebie. – Powiedział, czując, że okłamywał w tamtym momencie samego siebie. – Kocham cię, ale po prostu nie mogę. Zabiłaś wielu ludzi, w tym swoją rodzinę. Nawet pożarłaś własną siostrę. - Zaczął gestykulować rękami, a gorycz grasowała w jego głosie. – O ile tym jeszcze jakoś wybroniłabyś się, tak nie wybaczę ci zdrady. – Powiedział dobitnie opierając się swoimi knykciami o blat stołu, obok miejsca na którym siedziała. Nie patrzył na nią, tylko przed siebie. Czuł, że jego oczy zaszkliły się. Samantha wbiła mu nóż w plecy, w momencie, w którym go zdradziła.

Szatynka zmrużyła oczy. Przez chwilę zastanawiała się o czym mówił do niej mężczyzna. Jego słowa odbijały się echem w jej głowie. Przecież nie poszła ani do łóżka, ani w krzaki z żadnym żywym człowiekiem. Wtem przypomniał się kobiecie mężczyzna z lasu, który był bardzo podobny do Syriusza. No tak...

Przez chwilę panowała głucha cisza między nimi. To dlatego dziwnie się zachowywał w stosunku do niej. Zrozumiała, że straciła go na zawsze. Nie wiedziała czym się wybronić, ponieważ żaden rozsądny argument nie przychodził jej do głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top