X
– Wezwałeś aurorów? – Zapytała cicho kobieta z zaniepokojeniem i niedowierzaniem w głosie. Nie wiedziała co się działo. Była zdezorientowana całą tą sytuacją.
Czy to był kolejny zamach na jej osobę?
– Dobrze wiesz, że nie możesz tego zrobić dopóki sam nie zostaniesz uniewinniony. – Samantha po braku reakcji mężczyzny, nagle doznała olśnienia, więc zwróciła mu uwagę, tym samym mierząc go przenikliwym wzrokiem. Nie zauważyła, żeby Syriusz wykonywał jakieś podejrzane ruchy. Fakt, zachowywał się jakoś inaczej w stosunku do niej, ale nie zrobił zupełnie nic, co wskazywałoby na to, żeby kogoś wezwał. Mimo to, kobiecie bardzo nie pasowało to, że odebrał jej cały dobytek. Nie miała się czym bronić w razie jakiegoś przypadku. Oddała mu wszystko, ale gdyby mogła nie zrobiłaby tego. Z pewnością zostawiłaby sobie różdżki, które odbierała swoim ofiarom. Niestety, często przypadkiem łamała je w walce, same były w kiepskim stanie przez czas, albo posiadały jakieś mniejsze lub większe uszkodzenia. Jak wiadomo, niebezpieczne jest wtedy rzucanie zaklęć, ponieważ nigdy nie zadziała ono poprawnie.
Po chwili Syriusz obrócił szatynkę tyłem i przyciągnął ją do siebie, tak, że ich ciała się stykały. Jedną dłonią zamknął jej usta, a drugą ręką przytrzymał Samanthę w tali. Mężczyzna zaczął ją ciągnąć w stronę swojego pokoju. Kobieta starała wyrwać się z uścisku Syriusza, lecz tylko bezskutecznie wierciła swoimi stopami po ziemi. Już po chwili znalazła się w pokoju, z którego wcześniej wyszedł Black. Kobieta nie wiedziała co miała zrobić. Z jednej strony chciała wyrwać się z jego uścisku, a z drugiej podobał jej się jego dotyk. Kiedy Syriusz puścił ją, kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. Żądała od niego wyjaśnień. Syriusz cały czas zachowywał się dziwnie i nie wiedziała dlaczego. Miała wrażenie, że każdy jego ruch był sztuczny i na pokaz, dokładnie tak jakby ktoś inny sterował jego ciałem.
Po chwili Syriusz z rezygacją i lekkim załamaniem, zakrył swoją twarz dłonią. Drugą natomiast oparł o ścianę, na której był przedstawiony cały ród Blacków. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w której się znalazł. Mężczyzna czuł się bezsilny i nie wiedział co miał zrobić. Znalazł się w bardzo złej sytuacji.
– Syriusz? – Nagle zapytał mężczyzna, który niedawno wszedł do domu. Samantha skądś kojarzyła jego głos, ale sama nie do końca była pewna skąd. Wnioskując po jego krokach dopiero wszedł na piętro i zbliżał się do nich. Kobieta nie wiedziała czego miała się spodziewać. Była całkowicie bezbronna. Nie miała się czym bronić, jeśli doszłoby do potencjalnej walki. Wokół szatynki nie znajdowało się nic, co mogłoby posłużyć za broń. Pozostało jej tylko mieć nadzieję na to, że przybysz nie był aurorem.
Kiedy nieznany Samancie mężczyzna ujrzał otwarte drzwi od pokoju Blacka, poszedł w tamtym kierunku. Szukał swojego przyjaciela, ponieważ chciał z nim pilnie porozmawiać. Już z daleka zobaczył Syriusza stojącego do niego tyłem. Na ten widok mimowolnie uśmiech pojawił się na twarzy Remusa. W domu było cicho, a Pchlarza na parterze nie było, więc obawiał się, że coś mu się stało, lub, że został złapany. Całe szczęście to był tylko jeden z kilku czarnych scenariuszy. Dopiero, kiedy mężczyzna znalazł się w pokoju i podszedł do Syriusza ujrzał lekko pokiereszowaną morderczynię. Bez chwili zawahania wyciągnął swoją różdżkę i skierował ją w kierunku kobiety. Był gotowy zaatakować szatynkę.
– Ona nic ci nie zrobi, nie musisz się niczego bać, prawda Samantha? – Zapytał Syriusz szatynkę z wyraźnym zmęczeniem w oczach. Przygniatały go myśli i miał nadzieję, że to tylko koszmar, z którego niedługo się obudzi. Był zmęczony tą całą sytuacją.
Samantha poczuła się podle. To pytanie zabrzmiało trochę tak, jakby była wytresowanym psem. Wiedziała, że mężczyzna wcale nie miał tego na myśli, więc nie zamierzała się o to z nim kłócić. Mimo to, znowu poczuła ból. Po raz kolejny tego dnia cierpiała przez Syriusza. Miała nadzieję na to, że była to ostatnia taka sytuacja i więcej się ona nie powtórzy.
– Prawda – powiedziała wzdychając.
Remus nadal patrzył się na nią przenikliwym wzrokiem. Nie ufał jej i nie zamierzał tego zrobić. Wiedział, że Samantha jest nieobliczalna i zdolna do wszystkiego. Już we Wrzeszczącej Chacie nie pałał do niej zaufaniem. Kobieta była dla niego szaloną psychopatką i nikim innym. Czuł od niej mrok, który go przerażał. Jej dusza była tak ciemna jak czarno magiczne zaklęcia, a przynajmniej dla niego. W jej towarzystwie czuł się bardzo nieswojo. Gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że Samantha z chęcią zabiłaby go. Wiedział, że kobieta chciała przeżyć dosłownie wszystko w swoim życiu i miał na to argumenty. Wydawało mu się, że ciekawym, a zarazem nowym doświadczeniem dla niej byłoby zabicie wilkołaka. Nie pocieszał go fakt, że on nim był, a z tego co wyczytał w gazetach, nie zamordowała jeszcze żadnego. Remus nie chciał być jej pierwszym, ani ostatnim. – I jeśli możesz, to opuść różdżkę. Syriusz zdążył mnie już rozbroić z wszystkiego. – Samantha powiedziała przewracając oczami. Bardzo irytował ją ten fakt. Przecież na chwilę obecną nie miała żadnych szans, gdyby doszło do walki z Remusem.
Dopiero po krótkiej chwili, Lupin zdecydował się położyć różdżkę. Zrobił to niechętnie, ale ufał Syriuszowi i wiedział, że nie okłamałby go, a już zwłaszcza w takiej sprawie.
– Co tu robisz? Jak się tu znalazłaś? Jesteś szpiegiem śmierciożerców? – Obsypał kobietę pytaniami Remus. Na ostanie trzy słowa morderczyni wybuchła głośnym, a zarazem przerażającym śmiechem. Na skórze zarówno Lupina jak i Syriusza pojawiła się gęsia skórka.
– Powaliło was? To kretyni, którzy pracują dla tego bezmózga. Zresztą, jeśli mi nie wierzycie to spójrzcie. No sama sobie tego nie zrobiłam. – Powiedziała z frustracją, wskazując na poplamiony bandaż od krwi na jej dłoni. Z każdą minutą robił się coraz bardziej bordowy. Nawet kilka kropel krwi kapało na podłogę, co dopiero teraz zauważyła.
– Co ci się stało? – Zapytał ze zdziwieniem Syriusz. Przeraził się lekko na ten widok, zważywszy na to, że jakiś czas temu jej opatrunek nie był aż tak bardzo poplamiony. Mimo całego zła, które Samantha wyrządziła w swoim życiu, w jakimś stopniu mu na niej zależało i martwił się o nią. Chciał dla niej wszystkiego co najlepsze, lecz zdrowy rozsądek zabraniał mu tego i kazał trzymać się od niej z daleka.
– Te gady trafiły mnie jakimś czarno magicznym zaklęciem ponad tydzień temu. Już dawno nie powinno być po ranie śladu, a jednak jest. – Powiedziała z oburzeniem i gniewem, przez co Lupin wycofał się kilka kroków. Wolał zachować bezpieczną odległość na wszelki wypadek. Na Syriuszu wybuch Samanthy nie zrobił najmniejszego wrażenia. Przez te wszystkie spędzone z nią lata przywykł do jej szalonej i niebezpiecznej osobowości. W dodatku wiedział, że kobieta nie jest w stanie go skrzywdzić. Fakt, co do Remusa nie miał 100% pewności, ale przez to, że trzymał z Blackiem był bezpieczny. Za dużo dzięki niemu zyskała, a patrząc na to, że kiedyś była w miarę honorowym człowiekiem, wierzył, że to się nie zmieniło, a przynajmniej w stosunku do niego. Zresztą jeśli wierzyć temu co mówiła, szukała go cały czas odkąd wydostała się na wolność. Jaki sens miało uśmiercanie go, lub stracenie w jego oczach?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top