VI
Samantha zaczęła szperać w pudle. Z rozżaleniem musiała stwierdzić, że nie było tam wszystkiego, co należało niegdyś do niej.
- Musimy szukać dalej. To jeszcze nie wszystko. - Zawiadomiła Lupina odkładając pudełko kilkanaście metrów dalej, aby nie pomyliło się z innymi.
- Często cię torturowali? - Zapytał Remus po chwili ciszy. Najwidoczniej gryzła go ta sprawa. Nie dawała mu spokoju odkąd dowiedział się prawdy.
- Wbrew pozorom nie. - Powiedziała szatynka wyciągając cięższe pudełko od innych i odłożyła je na ziemię. - Może dwa, trzy razy w miesiącu. Wiesz, kiedy ojciec mi coś wstrzyknął to nie mogłam wychodzić na dwór, bo byłam pod "obserwacją". - Powiedziała przypominając sobie stare czasy. - Najśmieszniejsze jest to, że nic się we mnie nie zmieniło. Po prostu nie działało, albo to on miał tandetne substancje.
Remus zamilkł na moment. Nie wiedział co miał powiedzieć i czy w ogóle powinien.
- Bardzo mi przykro. - Kobieta usłyszała po chwili ciszy.
- To nic. Daruj sobie.
Między nimi zapanowała głucha cisza. Nikt się między nimi nie odezwał.
- A to? - Zapytał nagle Remus. - Są tu jakieś zabawki.
Kobieta natychmiast spojrzała się na zawartość pudła, którego trzymał Remus.
- To nie moje. Pewnie Stacy. - Odrzekła z westchnieniem.
‐ Żałujesz? - Pytanie wypadło z ust mężczyzny zanim się powstrzymał.
- Czego żałuję? - Samantha otworzyła kolejne pudło, w którym były połamane różdżki.
- Że zabiłaś rodzinę? - Zapytał, mimo że się domyślał tego co usłyszy.
- Gdy twoje terapie zaczną działać to pewnie tak. Będę żałować. Teraz to jedynie czuję ulgę, bo jestem w końcu bezpieczna. Po tylu latach nic z ich strony mi nie grozi. - Odrzekła z lekkim poirytowaniem. Obecność mężczyzny zaczynała ją irytować, a zwłaszcza pytania, na które musiała szczerze odpowiadać.
Po kilku kolejnych przeszukanych kartonach, kobieta znalazła swoje prywatne rzeczy.
- No w końcu mam to. Dla pewności i tak trzeba wszystko przeszukać. - Ucieszyła się szatynka i odłożyła karton obok tego, którego znalazł Lupin.
- Dobrze, że chociaż mało nam zostało. - Próbował zażartować Remus, ale nie wyszło mu to do końca.
Po jakiś trzydziestu minutach, dorośli skończyli swoją żmudną pracę. Samantha wzięła jeszcze karton pełen magicznych przedmiotów, który należał do jej rodziców. Żal było jej go zostawić, a tak, kiedyś mogło się coś z niego przydać.
Kiedy "przyjaciele" skończyli odkładać pudła na regał, Remus rzucił zaklęcie na wybrane kartony, aby unosiły się w powietrzu. Dzięki temu nie musieli ich dźwigać. Oboje wyszli z piwnicy i udali się do jej byłego pokoju. Lupin bez pozwolenia, zaczął grzebać w jej rzeczach. Samantha nie zareagowała na to w żaden sposób.
- Wiesz co, ja wrócę po tamte książki. - Szatynka oddaliła się od mężczyzny, a następnie wyszła z pokoju.
Samantha na korytarzu zobaczyła skrzatkę. Trzęsła się, ale z pewnością czegoś od niej chciała. Kobieta spojrzała się na nią ze zdziwieniem.
- Pa-a-nnienk-ka ż-życzy-y s-s-so-obie-e cze-goś? - Marietta bardzo się jej bała.
Kobieta zamyśliła się na moment.
- Przyszykuj nam coś do jedzenia. - Powiedziała i zrobiła krok. Szybko odwróciła się na pięcie. - Masz tu jakieś swoje rzeczy? - Skrzatka spojrzała się na nią dużymi oczami. - Zresztą nie ważne, spakuj to, co uważasz za słuszne. Za kilka godzin jedziesz z nami.
Samantha zostawiła w osłupieniu Mariettę i sama ruszyła w głąb piwnicy.
Lupin przysłuchiwał się jej rozmowie. Był w szoku słysząc jej słowa. Nie spodziewał się, że wrócą w trójkę. Najwidoczniej kobieta miała jakiś powód. Wykminił, że prawdopodobnie nie chciała, żeby Marietta została sama, tak jak ona była przez większość życia.
Remus spojrzał się na jej prywatne rzeczy. Zobaczył kilkanaście rysunków i szkiców w różnych wielkościach jednego przedmiotu. Był to sztylet, który prawdopodobnie należał do niej, ponieważ był bardzo dokładnie odzwierciedlony.
- Wróciłam. - W okół Samanthy zobaczył latające książki. - Musimy je przejżeć. - Kobieta usiadła na podłodze, a książki opadły obok ich ciał.
Remus ze skupieniem przeglądał książkę o eliksirach dla istot nadprzyrodzonych. O niektórych słyszał, ale niektóre nazwy widział po raz pierwszy.
- Słyszałam, że w Hogwarcie byłeś inteligentny. Przydadzą nam się do czegoś konkretnego te książki? - Zapytała i uważnie spojrzała się na jego twarz. Remus również zlustrował jej twarz.
- Cóż, nie przeglądając ich widzę, że większość jest czarnomagicznych, ale myślę, że jedna trzecia z tego może okazać się w jakimś stopniu przydatna. - Odrzekł, na co kobieta od razu zaczęła je pakować. - Bardziej do poszerzenia wiedzy, ale i tak przydatne. - Dodał szybko Lupin.
Kobieta już wiedziała, co musiała zrobić. Natychmiast wkładała o kilka książek do swojej magicznej torby. Zamierzała wziąć je wszystkie. Była uwięziona w domu Syriusza, dlatego zamierzała coś w nim robić. Może akurat mężczyzna by do niej dołączył.
Remus w tym czasie zaczął przeglądać karton z rzeczami jej rodziców. Czuł bijącą od nich czarną magię, ale nie skomentował tego. Zamierzał o nich przeczytać w książkach, żeby cokolwiek o nich wiedzieć.
‐ Ładnie rysujesz. - Skomplementował ją widząc, jak zaczęła wciaskać karton do torby, gdy jej się to nie udało, wysypała rzeczy z niego i zaczeła wszystko wrzucać pojedynczo.
- Dziękuję. - Zwolniła trochę tempo, ponieważ zaczęła przyglądać się swoim bochomazom.
Po kilkunastu minutach, kobieta miała wszystko upchane w torbie. Powoli zaczynała odczuwać jej wagę, mimo odpowiedniego zaklęcia.
- Je-edzenie gotowe. - Zawiadomiła Marietta stojąc w progu drzwi.
- Chodź. - Szatynka wstała ciągnąc za ramię Remusa. Mężczyzna pod jej naciskiem podniósł się i ruszył za nią.
Samantha szybkim krokiem pognała do stołu, z którego unosił się aromat makaronu. Usiadła na ciężkim, drewnianym krześle, który dodawał jedynie mroku temu miejscu. Remus zajął miejsce naprzeciwko morderczyni i zaczął niepewnie jeść. Był głodny, to fakt, ale myśl, że mógł zginąć od jedzenia, bardzo go niepokoił. Dopiero gdy zobaczył jak szybko Samantha zajada swoją porcję, uspokoił się.
- Nie zginę przecież od makaronu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top