V

Lupin leciał na miotle z zawrotną prędkością. Było zimno i padał deszcz, ale się nie poddawał. Musiał być wytrwały. Chciał się znaleźć przy rezydencji Smithów przed Samanthą. Nie wiedział, jak ona chciała się tam dostać oraz ile czasu jej to zajmie.

Po jakiś dwudziestu, może trzydziestu minutach dotarł na miejsce. Schował się w krzakach i czekał. Po jakiś dziesięciu minutach przyleciał sęp i zmienił swoją postać.

- Samantha. - Powiedział Lupin wychodząc ze swojego ukrycia. Kobieta niemal natychmiast dobyła swojej różdżki i jego końcówką wycelowała w mężczyznę. - Spokojnie, to tylko ja.

- Co tutaj robisz? - Zapytała podejrzliwie.

- Mógłbym ci powiedzieć wiele zbędnych słów, w których próbowałbym się wybielić, ale nie zrobię tego. Tak naprawdę to Syriusz chciał być tu - na moim miejscu. Zabroniłem mu tego, dlatego sam się zjawiłem. Martwił się o ciebie, a ja nie chciałem, żeby zginął, dlatego jestem. - Powiedział szczerze Lupin mając nadzieję, że kobieta to zrozumie.

- Syriusz chciał... być teraz ze mną? - Zapytała nieśmiało.

- Bardziej nie chciał, żebyś umarła. Chciał cię obronić. - Wyjaśnił Remus i spojrzał się w jej oczy. - Po co tu przyszliśmy?

Samantha spojrzała się na niego doszukując się czegoś w jego spojrzeniu. Dostrzegła dobro i szczerość. Musiała powiedzieć mu prawdę.

- Po moje prywatne rzeczy. Jestem pewna, że rodzice ich nie wyrzucili, tylko ukryli. - Wyznała wzdychając. Powrót do domu okazał się trudniejszy niż mogłaby przypuszczać. Zmieniła się od momentu, w którym była tu ostatni raz, ponieważ cząstka jej duszy umarła.

Remus otworzył furtkę i chciał wejść, ale nie mógł. Bariera zabraniała mu tego.

- Tylko osoby mojej krwi mogą tu wejść, lub za moim pozwoleniem. - Wyjaśniła szatynka, po czym chwyciła Lunatyka za rękę i pociągnęła w głąb posiadłości.

Remus wzdrygnął się na dotyk jej zimnej dłoni, ale nie wyrwał się jej.

- A ja cię wpuszczam. - Skierowała różdżkę w stronę Lupina i wyszeptała odpowiednie zaklęcie. Jasna poświata owinęła jego ciało, po czym zniknęła. Samantha puściła jego dłoń i jakby nic się nie wydarzyło, otworzyła drzwi od domu.

Szatynka przemierzała hol pewnym krokiem. Wiedziała, że nikogo nie spotka na swojej drodze. Rezydencję chroniło zaklęcie, a aurorzy i śmierciożercy byli pewni, że kobieta więcej się nie pojawi w tym miejscu. Niestety, znalazła powód aby wrócić, dlatego musiała się zwinąć ze swojej bezpiecznej przystani.

Kobieta ruszyła w stronę kuchni. Gdy przeszła przez framugę drzwi przypomniała sobie o tym, co zaszło w tym pomieszczeniu. Teraz to miejsce było puste i bez życia. Panował porządek, a na meblach nie było widocznego kurzu.

- Musisz to zobaczyć. - Głos Remusa spowodował, że szatynka od razu ruszyła do niego. Bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła Mariettę, która miała miotłę w dłoniach.

Gdy skrzatka zobaczyła Samanthę, natychmiast puściła to, co trzymała w swoich małych rączkach. Zaczęła trząść się ze strachu.

- Pa-a-nnienk-ka Sa-sa-sa-mantha. - Skrzatka bardzo się jąkała. Na pewno nie spodziewała się jej.

- Kopę lat, a raczej miesięcy. - Powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. - Lupin, przydaj się na coś i porozmawiaj z nią o tym, co tu robiła i co się działo. Ja idę poszukać tego po co tu przyszłam.

Szatynka odeszła i nawet nie spojrzała się na mężczyznę. Nie chciała, aby Marietta dostała zawału zanim otrzymałaby od niej informacje. Miała nadzieję, że Lupin był dobry w rozmowie. Jakby nie było, został terapeutą, więc Marietta jako posłuszny skrzat się przed nim otworzy.

Samantha ruszyła w stronę swojego pokoju, który w ostatnim czasie należał do nieżyjącej Stacy. Zaczęła w nim grzebać, ale niczego nie znalazła. Szukała w biurku, pod łóżkiem, na dnie szafy, ale zupełnie nic nie było. Przeszukała każdy karton i pudełeczko. Z lekkim zdenerwowaniem ruszyła do gabinetu jej matki. Nie mogla tam wchodzić, dlatego to miejsce wydawało jej się odpowiednie. Jak się po kilkunastu minutach okazłało, znalazła jedynie swoje zdjęcie z dzieciństwa. Bez najmniejszego zawahania wzięła je.

- Masz coś? - Zapytał Remus podchodząc do kobiety.

- Nic co bym chciała. - Zdjęcie schowała do kieszeni. - Musimy iść do piwnicy, chodź.

Remus posłusznie szedł za nią. Gdy doszli do odpowiednich drzwi, kobieta otworzyła je i zapaliła światło. Zaczęła schodzić po schodach uważając na nierówną powierzchnię.

- Nadążasz? - Samantha zapytała wyzywająco.

- Chyba muszę. - Zaczął się zastanawiać w co tak naprawdę się wplątał.

Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, Lupin zaczął się intensywnie rozglądać, ale niewiele dostrzegł.

- Lumos. - Na końcu różdżki mężczyzny pojawiła się bardzo jasna poświata.

Remus omal nie zwymiotował, gdy zobaczył, że na półce obok niego znajduje się słoik z językiem w środku. Dopiero po chwili spostrzegł, że to nie była jedna półka, lecz cały regał z częściami ciała dryfującymi jak konserwy.

- Taa, to nic. - Machnęła ręką, jakby już to kiedyś widziała.

Remus spojrzał się na nią jak na wariatkę. Ten widok wcale nie zrobił na nim wrażenia. Nic a nic.

Samantha poszła w głąb pomieszczenia. Wzdrygnęła się gdy zobaczyła metalowy stół. Obok niego leżały różne narzędzia. Na niektórych nawet znajdowała się zaschnięta krew.

- Tortury. - Szepnął Remus, gdy spojrzał się na różne strzykawki i dziwne przyrządy, które nie wyglądały przyjaźnie.

- Mówiłam, że będzie gorzej. - Powiedziała beznamiętnie. - Jesteśmy blisko.

W głowie Lupina pojawiało się tysiąc myśli na sekundę. Nie potrafił niczego ułożyć w całość. Był roztrzęsiony tym widokiem. Nie spodziewał się, że Samantha mogła aż takie przykre rzeczy ukrywać.

Kobieta podeszła do kotary. Natychmiast ją rozsunęła i dostrzegła regał z pudłami. Remus również pociągnął okurzoną płachtę materiału. Gdy odsłonili całą ścianę, dostrzegli ogromnu regał z książkami i różnej wielkości pudłami. Niektóre z nich były podpisane.

Samantha chwyciła pierwsze z brzegu pudełko i zaczęła w nim szperać. Niestety, trafiła na jakieś stare szpargały za czasów młodości jej rodziców. To nie było nic istotnego.

- Mamy trochę do przeszukania. - Powiedziała szatynka i chwyciła kolejne pudło. W nim były jakieś rachunki sprzed trzydziestu lat.

- Czy ty... byłaś torturowana? - Zapytał Remus, ponieważ nie mógł się skupić na niczym innym.

- Zależy w jakim sensie. - Odrzekła starając się nie przypominać sobie o całym cierpieniu, które przeżyła. - Masz coś ciekawego? - Zapytała, patrząc się to na Remusa, to na pudło, które trzymał.

- Jakieś notatki na temat badań. - Powiedział odkładając je na podłogę. - Kto cię torturował?

- Rodzice, oboje. Mama psychicznie tata fizycznie. - Odrzekła i znalazła stare wazony jej nieżyjącej rodzicielki.

- Syriusz o tym wie? - Zapytał trafiając na pamiętniki jednego z ofiar jej ojca. Na samą ich ilość się wzdrygnął.

- O tym, że ojciec na mnie eksperymentował? Nie. - Powiedziała przeszukując kolejne pudło. - Nie mów mu tego. Nie chce żeby wiedział.

Remus skinął głową. Zamierzał zabrać tę informację do grobu.

- Chyba znalazłem. - Po jakiś pięciu minutach odezwał się Lupin.

Samantha natychmiast podeszła do mężczyzny.

- Bingo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top