IX

– Jednak udało mi się. – Pomyślała Samantha, a ogromny uśmiech pojawił się na jej ustach. Kobieta z szeroko otwartymi oczami patrzyła się na rozsunięty blok mieszkalny. Przez chwilę nie wierzyła w to, co widziała. Ona naprawdę zaczęła tracić nadzieję na to, że odkryje jakieś mieszkanie. Szanse niby były połowiczne, ale zważając na to, co spotkało ją w ostatnim czasie, nic nie wskazywało na to, że coś jeszcze uda jej się w życiu. W końcu po tylu nieszczęściach, szatynce zaczęło dopisywać szczęście. Po dużych trudach i ciężkich sytuacjach, nareszcie wszystko zaczęło się choć w małym stopniu układać.

– Alohomora – powiedziała pod nosem szatynka, a już po sekundzie drzwi wejściowe od mieszkania zostały otwarte.

Kobieta była bardzo pobudzona i rozemocjonowana. Oczy miała szeroko otwarte, a jej blade dłonie trzęsły się. Było to spowodowane m.in. nadmiarem emocji. Energia wręcz ją rozpierała od środka. Po raz pierwszy od dawna czuła, że żyje, a nie tylko istnieje. To wszystko było spowodowane przez adrenalinę, która buzowała w jej ciele. Morderczyni uwielbiała to uczucie. Uzależniła się od niego i coraz bardziej nie potrafiła bez niego żyć. To uczucie towarzyszyło jej najczęściej wtedy, kiedy mordowała z zimną krwią. Był to jeden z głównych powodów, dlaczego uśmiercała niewinne istoty.

Samantha otworzyła wielkie, ciężkie drzwi i po cichu weszła do środka. Kobieta uważnie rozglądała się na boki na wszelki wypadek. Zagrożenie mogło na nią czyhać z każdej strony. Szatynka była przygotowana na wszystko. Jej rozbiegany wzrok co chwilę lądował na spowite przez kurz ściany i obrazy wiszące na nich. Nie przedstawiały one nic ciekawego, ani nie były wartościowe. Mieszkanie nie wyglądało na zamieszkiwane, a przynajmniej nie przez kogoś, kto był pedantem.

Samantha, kiedy znalazła się na końcu głównego holu, ujrzała schody, które prowadziły na piętro. Obok nich znajdował się pokój, który przypominał jadalnie, ponieważ w środku tego pomieszczenia stał wielki, drewniany stół. Reszta drzwi na parterze była zamknięta. Po chwili zastanowienia, kobieta ruszyła na piętro. Gdzieś w połowie schodów, jeden zaskrzypiał pod jej ciężarem.

Cholera – pomyślała, po czym ruszyła dalej. Nie mogła się zatrzymywać, ponieważ nie miała gdzie się schować. Znalazła się w bardzo niefortunnym miejscu, z którego najlepiej byłoby uciekać.

Kiedy znalazła się na samej górze, uważnie rozglądała się na boki, lecz ku swojej radości, nie zauważyła nic podejrzanego. W całym mieszkaniu panowała grobowa cisza, więc Samantha doskonale słyszała bicie swojego serca. Dopiero po chwili drzwi, które znajdowały się przed nią, otwarły się. Z pokoju wyłonił się blady, stary skrzat domowy. Samantha oniemiała. Nie spodziewała się, że jakiegoś tu spotka. Kiedy istota ją zobaczyła, natychmiast trzasnęła drewnianymi drzwiami.

– Na Merlina! Idź! Uciekaj! Won! – Krzyczał przerażony skrzat domowy zza zamkniętych drzwi. Był roztrzęsiony widokiem morderczyni w mieszkaniu. Nie spodziewał się jej tutaj i był pewien, że to jest ostatnie miejsce, w którym ona zawita.

Kobieta na początku była zdezorientowana, lecz szybko dotarło do niej co się stało. W takich chwilach z reguły myślała trzeźwo, a krzyki ofiar zawsze sprowadzały ją na ziemię.

Nagle Syriusz wyszedł z sąsiedniego pokoju, zaniepokojony hałasem. Z reguły było bardzo cicho w jego mieszkaniu, więc postanowił to sprawdzić. To co zobaczył przerosło wszystkie jego możliwości.

– Co się... O... – Na twarzy mężczyzny pojawił się wielki szok, a jego serce zabiło mocno. Syriusz zaczął się trząść z nerwów. Czuł, że powoli zaczynało robić mu się słabo i zbierało mu się na wymioty. Nie był gotowy na spotkanie z Samanthą. Pod wpływem chwili wyciągnął różdżkę przed siebie. Wolał być ubezpieczony na atak ze strony swojej byłej narzeczonej. Myślał, że jest bezpieczny w swoim domu, ponieważ był bardzo dobrze ukryty. To miało być ostatnie miejsce, które szatynka odwiedzi. Jak widać, nikt nie był w stanie powstrzymać jej przed niczym. Ona zawsze znajdowała sposób na osiągnięcie swojego celu. Nie ważne jak bardzo wydawałby się niemożliwy. Samantha rządziła się swoimi prawami. Była jak dzikie zwierzę na sawannie.

Kobieta była w szoku. Przez chwilę nie docierało do niej to, co widziała. Syriusz stał przed nią cały, zdrowy i w jednym kawałku. Było to spełnienie jej najskrytszych marzeń. W końcu mogła znowu z nim być szczęśliwa. Wszystko zaczęło się układać.

– Syriusz, kochanie – powiedziała pierwszy raz od dawna dogłębnie szczęśliwa kobieta. Na twarzy Samanthy pojawił się duży uśmiech. Uniosła swoją zabandażowaną dłoń do góry, ponieważ chciała dotknąć policzka Syriusza, a następnie zrobiła szybo dwa kroki przed siebie, lecz kiedy zobaczyła, że Black się zaczął cofać zatrzymała się w miejscu.

Zrobiłam coś nie tak? – Przeszło jej przez myśl.

– Nie zbliżaj się do mnie – powiedział twardym głosem. Mimo to, Samantha wyczuła w nim nutkę niepewności. Odruchowo podniosła ręce w górę na znak poddania się. Kobieta nie ukrywała szoku, który malował się na jej twarzy. Bardzo zdziwiła się jego reakcją. Była pewna, że ucieszy się na jej widok, ponieważ tak długo się nie widzieli i nie mieli ze sobą kontaktu. W końcu go znalazła i mogli być razem szczęśliwi, więc czemu nie był tym zachwycony? – Odłóż różdżkę. – Powiedział stanowczo.

Syriusz w głębi duszy nie chciał tego. Nie chciał być dla niej zimny i oziębły, ale nie miał wyboru. Musiał zachować bezpieczeństwo. Miał chrześniaka, a kobieta była zdolna do wszystkiego. Mężczyzna tak naprawdę to marzył o tym, żeby ją przytulić, pocałować i poczuć jej bliskość. Przez te dwa, długie lata cholernie za nią tęsknił. Teraz kiedy ją zobaczył poczuł coś dziwnego, coś podobnego do bezsilności.

– Ale... dlaczego? – Zapytała zdziwiona niczego nie rozumiejąc. Nie podobała jej się reakcja Syriusza. Kiedyś nigdy by tak nie powiedział.

– Powiedziałem odłóż różdżkę! – Ryknął na nią. Samantha poczuła się źle z powodu zaistniałej sytuacji. Radość, która jeszcze przed chwilą w niej była, ulotniła się. Poczuła pewnego rodzaju ból. Dosłownie każdy mógł na nią wrzeszczeć i być wściekły, ale nie bliskie jej serca osoby. Bez chwili zawahania odłożyła różdżkę na podłogę. - Kopnij ją w moją stronę. - Kobieta wykonała jego polecenie. Wiedziała, że mężczyzna nie zrobiłby jej krzywdy.

Syriusz podniósł ją i obejrzał. Mimo to, kątem oka spoglądał na kobietę, czy nie wykonuje żadnych podejrzanych ruchów.

– Oddaj mi proszę wszystkie swoje noże i sztylety, czy coś, czym zabijasz. – Ostatnie słowo powiedział z goryczą. Kobieta bez najmniejszego zawahania sięgnęła po nie do swojej kieszeni i podała je mu. Mężczyzna uważnie przyglądał się Samancie. Było w niej coś dziwnego, lecz sam nie był pewny do końca co. Kiedy ich dłonie się dotknęły, przez jego ciało przeszedł dreszcz. Nie umknął jego uwadze bandaż na dłoni Samanthy.

Nagle do ich uszu dobiegły dźwięki szybkich kroków. Jakby ktoś biegał po parterze.

– Co to było? – Zapytała Samantha mężczyznę, patrząc się na niego z lekkim strachem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top