III

Samantha odkąd znalazła się po raz kolejny na wolności, tułała się bez większego celu po obrzeżach Londynu. Nie wiedziała co miała ze sobą zrobić oraz gdzie się udać. Nie mogła wrócić do swojego rodzinnego domu, ponieważ wiedziała, że jej rodzice posłaliby ją z powrotem do obskurnego więzienia. Nie musiała tego sprawdzać, ponieważ doskonale zdążyła ich poznać przez pierwsze 16 lat swojego życia. Rodzice byli dla niej zimni, szorstcy i okrutni. Nie dbali i nie troszczyli się o nią przez cały ten czas. Ich krzyki na młodą dziewczynę co kilka minut roznosiły się po domu, wyniszczając młodą Samanthę. Sama szatynka nie wiedziała co takiego im zrobiła. Zachowywali się tak jakby wyrządziła im jakąś wielką krzywdę.

Kiedy Samantha trafiła po raz pierwszy do Azkabanu zauważyła, że była bardzo podobna do swoich rodziców. Ogólnie był to dla niej czas, w którym zaczęła bardzo rozlegle myśleć oraz analizować ich zachowanie. Przypomniała sobie o tym, że jej rodzice mieli tak duże wymagania, którym dziewczyna nie potrafiła sprostać. Czuła się z tym bardzo źle, a dorośli mieli z tego dużą satysfakcję - prawie tak samo postępowała ze swoimi ofiarami; one czuły się tragicznie, a ona wręcz wspaniale wyrządzając im krzywdę. Być może chciała żeby cierpieli tak jak niegdyś ona? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te pytanie, ale gdzieś w głębi swojej duszy czuła, że to była prawda.

Dzięki swoim rodzicom Samantha zrozumiała, że trzeba panować nad uczuciami innych, żeby osiągnąć swój cel. Była to "mroczna" droga do sukcesu, ale za to bardzo skuteczna i kobieta bardzo często z niej korzystała. To m.in. dlatego Samantha zaczęła rozwijać swoje cechy, które niejeden człowiek chciałby w sobie zabić. Wiele lat pracowała nad swoim charakterem, aż w końcu stała się niezależną, bezwzględną, dążącą do celu, morderczynią. Świetnie też potrafiła manipulować innymi dla własnych korzyści. Za młodu, kiedy jeszcze uczęszczała do Hogwartu, przechadzała się na ulicę Nokturnu i targowała się z niektórymi sprzedawcami. Czarodzieje wielokrotnie odmawiali jej sprzedaży mrocznych przedmiotów, ale w końcu ulegali szatynce. Jednym z takich owianych tajemnicą produktów był jej ulubiony sztylet, który niestety straciła w momencie, kiedy wzięli jej płaszcz. Nie miała pojęcia, gdzie on się obecnie znajduje. Nie znała też jego magicznych właściwości, ale wiedziała, że były na niego rzucone jakieś czarnomagiczne zaklęcia. Samantha przed swoimi morderstwami najpierw terroryzowała psychicznie swoje ofiary, ponieważ kontrolując strach innych, mogła zapanować nad nimi. Kiedy one wpadały w panikę ona karmiła się ich strachem czując się bardzo potężna. To zachowanie tak jakby dodawało jej siły i odwagi. Czuła się wtedy cholernie dobrze.

Powrót do jej rodzinnej rezydencji byłby jedynie możliwy, gdyby zamordowałaby swoich rodziców. Samantha była do tego zdolna i zapewne zrobiłaby to z uśmiechem na ustach. Nie powinna ich uśmiercać i ona dobrze o tym wiedziała, ale coś ją pchało, żeby tak postąpić. Jak na ironię losu, jeszcze niedawno chciała zacząć okazywać człowieczeństwo, ale teraz była zbyt spragniona rozlewu krwi. W dodatku Samantha musiała się jakoś odwdzięczyć za te wszystkie lata cierpienia, które zadali jej rodzice. Szczerze mówiąc to już dawno straciła nadzieję, że jeszcze kiedyś nadarzy się okazja na to, lecz teraz, kiedy była wolna zamierzała to zrobić. Chciała zadać im dużo - a nawet jeszcze więcej bólu, tak jak oni jej zadawali przez całe dzieciństwo. To przez nich stała się morderczynią i o to ich obwiniała.

Po chwili Samantha zaczęła się zastanawiać nad tym, czy ona jeszcze w jakimś stopniu przypominała człowieka? Z wyglądu może i owszem, ale z pewnością nie była zdrowa psychicznie. Wielu ludzi pewnie uważało ją za demona prosto z czeluści piekieł. Była potworem, którego wszyscy się bali, a kobiecie się to podobało. Tak z pewnością nie zachowuje się żaden zdrowy na umyśle czarodziej. Samanthę w pewnym sensie podniecało zadawanie bólu innym. Uwielbiała patrzeć na ich cierpienie i słuchać stłumionych jęków przez łzy. Ludzie bez zaburzeń nie mają takich odczuć. Samantha była zniszczona i złamana, ale uwielbiała swoją osobowość i wszystkie fetysze.

Mimo wszystkich wyrządzonych krzywd jakich dopuścili się rodzice Samanthy, chciałaby zobaczyć ich jeszcze ostatni raz przed swoją potencjalną śmiercią, ponieważ teraz prawie każdy chciał ją złapać lub uśmiercić. Za jej martwe ciało stawka wynosiła 500 000 galeonów, a za żywą dwa razy tyle. Nawet było o niej głośno już nie tylko w świecie czarodziei, lecz też w ludzkim i to nawet bardziej niż po pierwszej ucieczce. Kobieta zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli zamordowałaby swoich rodziców, mogłaby zostać w swojej rezydencji na mniej więcej jedną noc, ponieważ prędzej czy później ktoś zorientowałby się, że coś jest nie tak.

Po chwili w swojej animagicznej postaci majestatycznego ptaka usiadła na gałęzi jakiegoś drzewa w lesie, w którym urzędowała. Przypomniała sobie jak jeszcze 2 lata temu przemierzała te tereny z Blackiem. Samantha niby chciała znaleźć Syriusza i spędzać z nim jak najwięcej wolnego czasu, ale sama nie do końca była przekonana co do tego pomysłu. Niby wydawał jej się być w porządku, ale coś podpowiadało kobiecie, żeby tego nie robiła.

Samantha często zastanawiała się nad tym, gdzie Syriusz przesiaduje. Nikt nie widział go od dwóch lat, lecz kobieta miała pewność, że żył. Mężczyzna był sprytny i zaradny, więc z pewnością nie dał się zabić. Znała tok myślenia mężczyzny, więc wiedziała, że jego kryjówki nie są oczywiste. W dodatku nigdy nie przesiadywał dwa razy w tym samym miejscu, więc wiedziała, że nie znajdzie go tam, gdzie była z nim wcześniej.

Samantha po krótkiej chwili patrzenia się prosto w pełnię księżyca, zrozumiała że znalazła cel. Jej pierwszym zadaniem, które zrobi będzie odwiedzenie jej domu rodzinnego. Chciała zobaczyć jak bardzo się wszystko zmieniło odkąd była w nim ostatni raz, oraz jak bardzo zestarzeli się jej rodzice. Nie wiedziała jak skończy się to spotkanie, ale była pewna, że ktoś zginie. Miała takie bardzo mocne przeczucie i znała siebie. Rozmowy z innymi osobami zwykle kończyły się tym, że miała ochotę kogoś dźgnąć - i tak zwykle się kończyło, więc teraz były raczej marne szanse na to, żeby było inaczej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top