I

~Rok 1995

Minęły dwa, długie lata odkąd Samantha z powrotem trafiła do Azkabanu. Ludzie na wieść o tej nowinie byli pełni radości i szczęścia, ponieważ jeden z dwóch najgroźniejszych morderców został złapany i usadzony. Kobieta nie musiała tego widzieć, żeby znać odpowiedź. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jacy są mieszkańcy tej planety. Role odmieniłyby się gdyby ona znowu żyłaby na wolności. Wtedy to Samantha byłaby szczęśliwa, a oni przerażeni i pełni strachu tym, co przyniesie każdy kolejny dzień. Kobieta napawałaby się ich lękami, co jest jednoznaczne z tym, że rosłaby w siłę, tak jak to było w przeszłości.

Szatynka tym razem była w dużo gorszym stanie zarówno psychicznym jak i fizycznym. Nie miała pewności, dlaczego tak się stało. Azkaban był niezmienny i jedynie co mogło ulec zmianie to jej nastawienie. Walczyła resztkami swoich sił, żeby być tą samą osobą, co dawniej, ale nie wychodziło jej to. Wszystkie starania Sammie spełzały na niczym. Bardzo tęskniła za Syriuszem a nauka animagii odbierała jej resztki sił. Była smutna i nie miała w sobie motywacji, żeby się pozbierać. Jego strata była dla kobiety ogromnym bólem. Jakby tego było mało, Samantha była obserwowana na każdym kroku i nie czuła się z tym swobodnie. Cały czas miała wrażenie, że czyiś wzrok spoczywa na niej, mimo że nikt na nią nie patrzył. Prawie co noc miała koszmary i zrywała się na równe nogi, powodując, że całymi dniami była zaspana i zmęczona. Powoli traciła wszystkie swoje siły. Czuła, że spadała na dno swojej duszy. Dzikość w jej osobowości spotulniała, i miała wrażenie, że ktoś ją wytresował, a ona sama była marionetką. Z wilka stała się owcą i czuła się tak cały odkąd ponownie trafiła do więzienia.

Przez pierwsze 16 lat spędzonych w Azkabanie była sama i przyzwyczajona do wszechobecnej samotności panującej w jej życiu. Teraz było inaczej. Poznała osobę, z którą była tak bardzo zżyta, że każdy dzień bez niej był dla niej niczym innym jak cierpieniem. Syriusz dawał jej poczucie ważności, której tak bardzo potrzebowała. Dopóki go nie znała to nie zdawała sobie z tego sprawy. Tęskniła za nim niemiłosiernie i cały czas wracała do wspomnień przeżytych z nim. Tak naprawdę to tylko one utrzymywały ją przy życiu, oraz nadzieja, że znowu uda się jej uciec z Azkabanu. Jej celem na chwilę obecną była kolejna ucieczka z tego obskurnego więzienia. Miała go dosyć całym, swoim, zepsutym od zła, sercem.

Na co dzień Samantha nie miała szansy ucieczki, nawet pod postacią animaga. Po tylu miesiącach, a nawet latach trudnej pracy, w końcu udało się jej przemienić w sępa. Bardzo podobała się jej ta postać, ponieważ mogła w niej swobodnie latać. Najlepszym planem, który wymyśliła w ostatnim czasie, to ucieczka w momencie, kiedy strażnicy będą zmieniać jej celę. Z uznaniem musiała stwierdzić, że dosyć często to robili, zważywszy na to, że kobieta była bardzo nieznośna w stosunku do nich i żaden nie chciał jej pilnować.

Kiedy Samantha siedziała na swojej pryczy i patrzyła się na ścianę będącą przed nią, bez najmniejszego uśmiechu na ustach, usłyszała hałas dobiegający z korytarza obok. Wiedziała co on oznacza. Przyszli po nią. Nie chciała tego przyznawać przed samą sobą, ale powoli zaczynała tracić nadzieję na to, że jeszcze kiedykolwiek zmienią jej celę. Nie robili tego od jakiegoś miesiąca, mimo że Samantha bardzo się starała.

Jak na znak, wstała ze swojego legowiska i podeszła do krat. Już po chwili przed nią stali strażnicy i patrzyli się w jej obłąkane oczy. Wyglądały na pełne szaleństwa i opętania, ale tak naprawdę były puste, zimne, bez wyrazu. To co kiedyś w nich było, całkowicie zniknęło. Już po chwili mężczyźni pochwycili ją, wykręcając jej ręce do tyłu. To była jej szansa. Natychmiastowo zmieniła się w sępa, przez co wyślizgnęła się z ich rąk i swoimi szponami wydłubała jednemu z nich oczy. Mimo tego czynu, pozostawało jej jeszcze do rozprawienia się z 4 strażnikami. Wiedziała że musiała działać szybko. Przeleciała nad głową kolejnego ze strażników i zmieniła się z powrotem w swoją ludzką postać, co spowodowało, że spadła na niego. Zrobiła to z tak dużą siłą, że mężczyzna się przewrócił, uderzając głową w podłogę. Wyrwała mu różdżkę i rzuciła kilka zaklęć ochronnych przed siebie, ponieważ pozostali mężczyźni dobyli się do swoich magicznych patyków. Czarodzieje ciskali w nią przeróżnymi czarami, ale wszystkie się odbijały od jej tarczy pozostawiając kolorową mieszankę zaklęć. W pewnym momencie, kiedy stwierdziła, że ma jeszcze mniej czasu niż wcześniej, zaczęła kontratakować. Nie obyło się od śmiercionośnych zaklęć, które pociągnęły za sobą okrutne żniwo. Przed Samanthą leżały 4 trupy, oraz mężczyzna z wydłubanymi oczami. Nadepnęła go na genitalia, co spowodowało, że czarodziej krzyknął z bólu. Było to na tyle głośne, że przez krótką chwilę rozbolała ją głowa. Widziała, że pod swoją stopą, sączyła się krew. Jego krew. Z oczu mężczyzny leciały łzy. Przez chwilę się zawahała, ponieważ zobaczyła w nim swojego Syriusza. Chciała przestać gnieść mu prącie, ale ostatecznie otrząsnęła się i rzuciła w niego zaklęciem uśmiercającym. Kiedy kobieta skończyła brudną robotę, zburzyła ścianę od swojej byłej celi, następnie zmieniła się w ptaka i wyleciała z Azkabanu.

~Początek części drugiej~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top