I
Samantha z lekkim niepokojem na twarzy, szła zatłoczoną ulicą. Szybkim ruchem zaciągnęła kaptur na swoją głowę. Niesforne kosmyki włosów wystawały za czarny, trochę poszarpany materiał. Szatynce bardzo się to nie podobało, ponieważ w jakimś stopniu zasłaniały jej pole widzenia. W tym momencie miała chotę obciąć jak najkrócej swoje włosy. Niestety wiedziała, że bardzo żałowałaby tego później, ponieważ zapuszczała je od bardzo dawna. Ścięcie ich pozostawiała na bardzo ważną okazję.
Sam z lekkim roztargnieniem starała się je ułożyć, ale nie była w stanie tego zrobić. Wiatr co chwilę rozwiewał jej ciemne kosmyki i nawet wkładanie ich za ucho, nie pomagało. Nastolatkę doprowadzało to do szału. Powinna się do nich przyzwyczaić, a jednak jej porywcza natura, nie pozwalała dziewczynie na to.
Szatynka przeklęła pod nosem. Zwykłe włosy potrafiły wyprowadzić ją z równowagi. Co z pozostałymi rzeczami?
Samantha westchnęła. Miała trudną przeszłość i nic nie wskazywało na to, że przyszłość okaże się dla niej łaskawa. Siódmy rok w Hogwarcie zbliżał się nieubłagalnie, a jej ani trochę się do niego nie spieszyło. Odkąd dostała ostatni list ze szkoły, zbierała się psychicznie do pójścia na Pokątną, aby kupić kilka potrzebnych rzeczy. Z pozoru łatwa czynność, a przysparzała jej wiele trudności. Proszenie rodziców o kilka galeonów nigdy nie kończyło się dla niej dobrze. Z reguły ją wyśmiewali i mówili, żeby poszła do pracy, ale takową ciężko było jej utrzymać. Za każdym razem, gdy szefowie ją zwalniali rodzice torturowali ją fizycznie. Po kilku pracach przestała im mówić, że straciła źródło dochodu, aby uniknąć przykrych konfrontacji. Szatynka ukrywała przed nimi prawdę i żeby uwiarygodnić swoje kłamstwo, wychodziła i wracała o określonych godzinach. Tym razem Samantha wykradła im pieniądze w nadziei, że się nie zorientują. Jej matka w ostatnim czasie gorzej się czuła, a kiedy nastolatka pytała się jej, czy wszystko w porządku, ta bezpodstawnie zaczynała na nią krzyczeć.
Z cichym westchnięciem Samantha ruszyła w stronę Nokturnu. Suma jaką ukradła rodzicom wystarczyłaby jej również na zakup jakiegoś mrocznego drobiazgu. Szatynka nie dostawała prezentów urodzinowych, ani żadnych podarków, ponieważ nie miała przyjaciół tylko znajomych, dlatego musiała liczyć tylko na siebie. Miała nadzieję, że to co znajdzie, w jakimś stopniu pomoże przetrwać jej kolejne dziesięć miesięcy.
Samantha w dużym stopniu bała się ostatniego roku w Hogwarcie. W prawdzie, egzaminami się nie przejmowała, ale miała inne zmartwienia. Czarodzieje czystej krwi dokuczali jej, a nauczyciele udawali, że tego nie widzą. Budzili się w momencie, gdy ona kontratakowała, aby dać jej szlaban. Zupełnie bezpodstawnie. Nastolatka nawet rozważała przyłączenie się do śmierciożerców, aby wredni ślizgoni odczepili się od niej. W ostatnim czasie zrobiło się o nich głośno. Myślała nad zaletami i wadami, ale i tak stwierdziła, że podejmie decyzje, gdy ktoś znajomy jej opowie, jak to jest mieć mroczny znak na przedramieniu. Kolejnym, ale mniej znaczącym problemem byli Huncwoci, którzy robili nieśmieszne żarty na ślizgonach, a szatynka miała wrażenie, że dopiero się rozkręcali. Jakby tego było mało, Czarny Pan powracał, przez co w szlachetnych rodach panowała ciężka atmosfera. Do tych wszystkich problemów musiała też dołożyć brak miejsca zamieszkania za dziesięć miesięcy, ponieważ była niemal pewna, że rodzice wyrzucą ją z domu.
Nastolatka marzyła o tym, żeby skończyć szkołę i jakoś się ustabilizować. Wiedziała, że jej pierwszym krokiem po zakończeniu edukacji, będzie wyprowadzenie się od rodziców (gdyby jej jednak nie wyrzucili), ponieważ czuła, że oni ją wyniszczają. Każdego dnia pokazywali jej o tym jaka była okropna, mimo że nie robiła nic złego. Uważali ją za potwora, chociaż to oni nim byli. Zniszczyli jej psychikę i nic nie wskazywało na to, że przestaną się nad nią znęcać.
Nastolatka opuściła ulicę Pokątną i cały szum głośnych rozmów zniknął. Poczuła jak na plecach stają jej ciarki. Zaniepokoiła się, ale nie zawróciła. Wiedziała, że czasami z ulicy Przekątnej czarodzieje nie mieli drogi powrotnej. Mimo swojej niepewności, nie obejrzała się za siebie, ani nawet nie zatrzymała. Szatynka była zdeterminowana. Wiedziała, że gdyby ktoś chciałby ją uprowadzić, ona zrobiłaby wszystko, aby nie doprowadzić do tego. Gdy Samantha czegoś bardzo mocno pragnęła, otrzymywała to.
Samantha nie czuła się bezpiecznie. Czarodzieje krzywo na nią patrzyli i szeptali do siebie. Niektórzy szeroko się uśmiechali, a inni uciekali od niej wzrokiem. Nastolatka musiała stwierdzić, że na ulicy znajdowało się całkiem dużo osób.
Nastolatka szła powoli, dzierżąc różdżkę pod rękawem. Wolała być przygotowana na ewentualny atak. Była w miejscu, w którym ludzie ginęli i już nigdy nie wracali. O samej ulicy krążyło wiele legend i żadna nie niosła za sobą dobrego przekazu.
Nagle wzrok dziewczyny spoczął na czarno-czerwonej wystawie. Bez zbędnego myślenia, podeszła do niej i przyjrzała się jej. Po kilku sekundach wpatrywania się w nią, doszła do wniosku, że żaden z tych gadżetów nie jest na jej budżet. Z lekkim smutkiem zaczęła odchodzić, wciąż wpatrując się w wystawę. Nagle dostrzegła jedno słowo, które bardzo pragnęła zobaczyć.
– Wyprzedaż. – Powiedziała cicho, zawracając do sklepu.
Gdy przeszła przez drzwi od sklepiku, powitał ją dość mroczny sprzedawca. Miał ubraną czarną szatę aż do ziemi, z zielonymi elementami. Był brunetem z brodą i wąsami o niemiłym wyrazie twarzy.
– W czym mogę Pani pomóc? – Zapytał głosem zza grobu.
– Szukam czegoś niezwykłego i najlepiej z wyprzedaży. – Powiedziała Samantha udając pewność siebie. W tym miejscu ciężko o nią było, mimo że nastolatka przez wszystkie lata w Hogwarcie wymuszała ją na siłę, aby się dopasować.
Sprzedawca bez zbędnych ceregieli oddalił się od niej, szukać czegoś, co by ją w jakimś stopniu zainteresowało.
W tym czasie nastolatka rozglądała się po otoczeniu. Była w tym sklepie w zeszłym roku i musiała przyznać, że księga zaklęć przydała się jej. Chowała ją w kartonie z mało ważnymi notatnikami i książkami z dzieciństwa. Nie chciała wiedzieć, co by się stało, gdyby rodzice się o tym dowiedzieli.
Obok manekinu z błyszczącymi oczami stał mężczyzna, równie mrocznie ubrany, co sprzedawca. Samantha spojrzała się na swój ubiór. Wyglądała bardzo przeciętnie i nie wyróżniała się w żaden sposób. Miała na sobie zwykłe czarne ubranie. Nastolatka przeniosła swój wzrok na innego mężczyznę. Był blady jak trup i w dłoni trzymał laskę. W odróżnieniu od pozostałych mężczyzn, ten był ubrany cały na biało. Mężczyzna był niczym aniołem wśród demonów, a jednak to on miał demoniczny wyraz twarzy.
– Znalazłem. Sprawdź czy coś odpowiada. – Mężczyzna niemal rzucił karton na ladę.
Samantha otworzyła wieko i spojrzała się na na zawartość. Było w nim kilka przedmiotów, ale to jeden najbardziej rzucił się w jej oczy. Nastolatka sięgnęła po niego i obracała w swoich dłoniach. Był to ciemny sztylet z czerwonymi małymi rubinami na rękojeści. Wyglądał dosyć drogo, ale kusząco. Nastolatka przez przypadek przecięła sobie skórę, przez co kilka kropel spadło na posadzkę. Z jej ust nie wydobyło się syknięcie, ponieważ była przyzwyczajona do bólu. Spojrzała się na podłogę i butem roztarła swoją krew.
– Oddam go za 5 galeonów. – Powiedział ze skrzywieniem mężczyzna, widząc, że jej tęczówki przez sekundę stały się czerwone.
Samantha poczuła jak przez jej ciało przechodzi adrenalina. Taki piękny przedmiot, za taką dobrą cenę? Musiałaby być głupia, aby z tej oferty nie skorzystać.
Nastolatka nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła galeony obok kartonu. Sam sztylet schowała do kieszeni. W zasadzie to nie wiedziała, po co go kupiła, ale czuła, że musiała tak zrobić. To było silniejsze od niej.
Samantha szybko opuściła pomieszczenie nie żegnając się ze sprzedawcą.
~Początek części trzeciej~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top