Niewinna Dusza


Kiedy się ocknął, przez chwilę nie pamiętał, nie skojarzył gdzie się znajduje.Popatrzył naokoło siebie- na ciemną, kamienną podłogę i ściany pokryte wigotnymi plamami o kolorze krwi.Tak naprawdę, to była krew, całe pomieszczenie, nieduże, bez okien śmierdziało krwią, zastarzałą i całkiem świeżą. Jego rozpostarte ramiona przykute były łańcuchami do ściany pod którą stał, szarpnął się, bezskutecznie próbując się uwolnić.Teraz sobie przypomniał wszystko- był w Piekle, dokąd przywlekł go ogar. Był w Piekle, bo oddał swoją duszę za życie brata.Ale jak znalazł się w tym lochu, przykuty do ściany- tego nie pamiętał.Przeciągle skrzypnęły drzwi i do środka wszedł ubrany w ciemny garnitur blady, wysoki mężczyzna.W ręku trzymał staromodną, skórzaną, czarną torbę. Wyglądał niczym staroświecki doktor chory na grużlicę.-Witaj Dean. Nie mogłem się doczekać na to spotkanie.Postawił torbę na podłodze, otworzył ją i wyjął z niej długi, wąski, ostry sztylet. Uśmiechnął się patrząc na ostrze. Jego oczy powlekły się demoniczną czernią. Jakby dla dodania mrocznego klimatu, zza ścian dał się słyszeć długi skowyt, pełen bólu. Dean wzdrygnął się, a demon podniósł rękę ze sztyletem.- To będzie dobre na początek, na pierwsze cięcia...Zacznijmy więc...nie odwlekajmy.Zbliżył ostrze najpierw do oka swojej ofiary, a potem powoli przejechał ostrzem po policzku Winchestera, który ledwie powstrzymał krzyk. Demon w czarnym garniturze spojrzał w zdumieniu na twarz Deana, na której nie pojawiła się ani jedna kropla krwi.Winchester odwzajemnił mu podobnym spojrzeniem, pełnym zaskoczenia i pewnej ulgi.Nie poczuł bólu, nie było rany, nie było krwi.Blady demon powtórnie usiłował zranić twarz Deana, a potem spróbował wsadzić mu sztylet w brzuch.Bezskutecznie. Na ciele łowcy nie pojawił się żaden ślad, ani kropla krwi, tak jakby sztylet wykonany był z miękkiego pióra, a nie z błyszczącej stali.Oprawca odstąpił od ofiary i na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, a nawet przestrach.-Na Otchłań...!-krzyknął wściekle. Schylił się, schował sztylet do torby, wyjął brzytwę, którą otworzył, a potem ciął nią z rozmachem przez klatkę piersiową Deana. Na próżno jednak.Ostrze tylko przecięło ze świstem powietrze, a Dean pozostał nietknięty.To sprawiło, że poczuł otuchę w sercu.- Coś ci to  torturowanie,   stary , nie wychodzi- zauważył ironicznie. - Na pewno wiesz co robisz, hmmm?-Jestem specjalistą od rozbioru dusz na części, zapewniam cię- warknął zirytowany demon. Złożył brzytwę i schował ją do kieszeni.- Mimo moich umiejętności i chęci, muszę powiedzieć, że ty będziesz stanowił trudną przeszkodę, dla mnie, Deanie Winchester. - Taak, biedaku-potwierdził z zadowoleniem Dean zerkając hardo na zdenerwowanego demona-Masz do czynienia z Winchesterem, a nie z jakimś tchórzliwym wypierdkiem, płaczącym ze strachu.- Winchessster- syknął demon- ty i ta twoja, żałosna,  dziwaczna    umowa.-Co z nią nie tak...?-Dean nie potrafił powstrzymać ciekawości.-Ofiarowałeś swoje życie, swoją duszę za życie brata. Zrobiłeś to z miłości. To cię chroni przed mękami piekielnymi, ponieważ jesteś niewinną duszą, anomalią na terenie Piekła, które składa się z bólu, chciwości, zła, egoizmu. Nie ma w nim miejsca na miłość. Na dobrowolną ofiarę.Dean spojrzał z uśmiechem prosto w demoniczne oczy i uśmiechnął się zwycięsko.-Więc co będzie dalej...?-zapytał z przekąsem- będę tak stał pod ścianą? Taka...anomalia?-Nie.-Powiedział krótko blady demon i dotknął łańcuchów na rękach Winchestera, a te z hałasem opadły na ziemię, uwalniając łowcę. - Chodź za mną. Powinieneś być w innym miejscu.- Wrócę do życia?! Do Sama?- zapytał Dean, nadzieja powróciła w jego serce. Skoro był niewiną duszą, to kto wie!-To niemożliwe-odparł demon kręcąc powoli głową. - Nie wrócisz do żywych. W Piekle też nie możesz zostać. Ale jest inne miejsce, odpowiednie dla ciebie- to Czyściec, miejsce przejściowe, gdzie masz szansę na ratunek. Albo   na  krótką   egzystencję...kto  wie.Chodź za mną.Wyszli na korytarz, którego podłogę zaśmiecały  pył z kości  i   rdzawy, krwisty szlam, a nierówne ściany pokrywały wilgotne liszaje czarnej, śmierdzącej wilgoci. Pochodnie osadzone w kościanych uchwytach rozświetlały piekielne, ponure zakamarki. Ze wszystkich stron dochodziły Deana szepty, krzyki i wołania wypełnione bólem i przerażeniem.Niewątpliwie, znajdował się w Piekle, ale ku swojej uldze miał stąd szybko się wydostać.Demon w czarnym garniturze zatrzymał się nagle i palcami zaczął rysować jakieś znaki na murze, mrucząc coś szeptem, niewątpliwie jakieś zaklęcia.-Czy to tu...?-Zapytał nerwowo Dean-Ten Czyściec...?Demon spojrzał na niego i przyłożył palec do ust na znak by był cicho.Dean zamilkł, a demon kontynuował cichą recytację.Nagle na ścianie pojawił się zarys łuku, jakby wyrysowany rozjaśnioną, czerwoną kreską.Potem część ściany znikła i ukazała się , cienista przestrzeń wypełniona jak się Deanowi zdawało, wielkimi, potężnymi drzewami. Blady-teraz jakby jeszcze bledszy -demon w czarnym garniturze, przekroczył    przez portal i skinąl ponaglająco ręką na Deana.Ten powoli przeszedł na drugą stronę  i    rozejrzał się dookoła.Pod stopami miał grząską ziemię, pokrytą gęstą ściółką leśną.Nad jego głową, w ciemne, zachmurzone niebo,   wyciągały swoje poskręcane gałęzie, potężne drzewa o zszarzałych, szorstkich liściach.Powietrze było ciężkie, duszne, wilgotne. Zewsząd dobiegały szelesty. I pomruki. Trzaskanie gałązek. Liście drzew ruszały się lekko, potem zamierały bez ruchu. I znowu ruch, szelest i cisza.Dean zaczął oblewać się zimnym potem.Demon uśmiechnął się zimno, krzywiąc wąskie usta.-Doprawdy, mógłbym życzyć ci szczęścia, gdybym rzeczywiście życzył ci dobrze, Deanie Winchesterze...Powoli wyjął brzytwę z kieszeni i otworzył ją.- W Czyśćcu mogłaby ci się przydać...nawet nie wiesz jak bardzo, tyle tu głodnego plugastwa. Ale ona bardziej przyda się mnie, a poza tym, Dean...och Dean! I demon nagle się głośno roześmiał.- A poza tym, nie jesteśmy w Czyśćcu, ty żałosny durniu!Blady demon pstryknął palcami i nagle wielkie drzewa, zniknęły, trzaski i szelesty ucichły, a grząska ziemia pod stopami Deana zamieniła się na powrót w kamienną, splamioną krwią, podłogę.Demon znowu pstryknął palcami, a Dean uniósł się w powietrze, zakręcił w panice rękami i nogami, a potem uderzył potężnie w ścianę, opadając bezwładnie na łańcuchy, te które wcześniej miał na rękach.Uśmiechnięty, blady demon pochylił się nad Winchesterem i dotknął palcami jego czoła.I wtedy Dean wszystko sobie przypomniał.Był w Piekle już od dłuższego czasu, torturowany, krojony, bity.Czasami szydzono z niego, gdy jego oprawca przybierał postać Sama, albo postać Johna, licząc, że Dean się załamie.Czasami czyszczono mu pamięć i demon wymyślał rózne chore gry, udając jego sprzymierzeńca oferującego mu sposoby ucieczki- tak jak teraz.Dean popatrzył w górę i rozpoznał twarz dręczyciela, przypomniał sobie jego imię.- Alastair...powiedział ze zgrozą- to ty...przeklęty...!-Tak. Witaj w Piekle, Dean. Znowu.Demon podniósł rękę z brzytwą i uśmiechnął się szyderczo.-Dean, zacznijmy od nowa. I tym razem obiecuję, będzie bez sztuczek.Brzytwa świsnęła w powietrzu, ostrze zabłysło i spadło na twarz Deana, a ten krzyknął i zalał się krwią.Ostrze spadało raz po raz, cięło bezlitośnie, a kolejne strugi krwi zabarwiły brudną podłogę i ściany.- Nie trać przytomności Dean-powiedział Alaistair patrząc na krwawy strzęp ludzkiej duszy leżącej przd nim.-Dopiero zacząłem, rozgrzewam się. Potem, przedstawię ci pewną propozycję. Z pewnością, kiedyś się zgodzisz, nie masz przecież wyjścia.Poczekam, przecież, mam całą wieczność, wyłączniedla ciebie, Dean.Brzytwa zalśniła jeszcze raz w powietrzu i jeszcze raz i następny nurzając sie w mięsie, rozbryzgujac krew,Jęki Deana Winchestera dołączyły do chóru innych jęków potępionych dusz wypełniajacych Piekło. Niewinna dusza w Piekle miała taki sam krwisty kolor, jak wszystkie inne dusze, niemniej było w niej niespotykane, silne światło.Które niestety, z upływem wypełnionych męką dni, zaczęło przygasać, aż zupełnie zgasło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top