Niewidzialny anioł
Niewidzialny anioł
Castiel stoi pod ścianą pokoju w motelu i wstrzymuje oddech. Właściwie, nie odpowiada to prawdzie, bo przecież nie oddycha, ale będąc niewidzialnym, zamiera w kompletnym bezruchu i patrzy.
Uważnie obserwuje Sama Winchestera, który wyszedł właśnie spod prysznica i owinięty tylko ręcznikiem wokół bioder, robi sobie kawę i siada przed laptopem.
To jest kolejny raz, kiedy Castiel śledzi młodszego Winchestera.
Ujawniłby się chętnie od razu po tym, gdy pomógł mu wydostać się z Klatki, ale gdy wyczuł zmianę w jego ludzkiej kondycji Sama, cofnął się i zaczął go uważnie obserwować. Najpierw zastanowił go pewien chłód. Jakby we wnętrzu Winchestera zabrakło gorącej, ważnej części, która wypełnia, napędza i określa to, czym jest człowiek.
Sam inaczej pachniał, ruszał się, działał, myślał. Castiel obserwował go, gdy ten jadł, polował, zabijał, uprawiał seks, rozmawiał, spotykał się innymi łowcami i z Bobbym Singerem. Obserwował go, domyślając się, że właściwie nie uratował Sama. Że to, co sprawiało iż młodszy Winchester był sobą, z całym pakietem swych uczuć, motywów i działań - ta część Winchestera pozostała w Klatce, zapewne już na zawsze.
Sądził, że Sam spotka się z Deanem. Że razem wyruszą w drogę swoją czarną, hałaśliwą Impalą.
Ale Sam nawet nie wszedł do domu Deana i Lisy. Nie pokazał się bratu, zakazując także innym zdradzenia, że żyje.
Cóż, choć było to niepokojące, czy Castiel mógłby mieć o to jakieś pretensje? Przecież także i on nie ujawnił się Deanowi Winchesterowi. Odwiedzał go czasami, przez chwilę, niewidzialny, jak dawniej, gdy przemierzał świat, dryfując w powietrzu, nieznany żadnemu człowiekowi. Słyszał, kiedy Dean go wzywał, czasami w krótkiej modlitwie, a czasami, tylko cicho wypowiadając jego imię. Ale w tym, co Castiel planował, Dean nie mógłby mu pomóc, ani go wesprzeć.
Cas potrzebował siły, znaczenia i mocy, a nie słabości ludzkiej. Człowiek - Dean Winchester niewiele mógłby mu pomóc w walce z innymi aniołami. A Sam? Widząc bezlitosne postępowanie młodszego Winchestera, myślał, czy to jego nie poprosić o pomoc. Być może by ją uzyskał, jednak jakoś nie potrafił się przemóc, by nawiązać z nim kontakt. Czy to przez ten brak promiennej, Samowej duszy, czy anielskie wyrzuty sumienia, że nie zrobił wszystkiego tak jak powinien i przeliczył się z własnymi siłami? Nie wiedział.
Chciałby stanąć nad łóżkiem Sama, gdy ten zaśnie i zapatrzyć się w niego, tak jak to wcześniej robił z Deanem, czuwając nad jego snem, szukając na twarzy mocno śpiącego człowieka bezbronnego spokoju. Ale Sam w ogóle nie spał. Stał się stworzeniem, w którego umyśle pracowały zębate, doskonale naoliwione logiką metalowe kółka i sprężyny, pobudzając go do działania, tworzące z młodszego Winchestera drapieżnika, perfekcyjnego łowcę, obdarzonego doskonałym kamuflażem przystojnego, sympatycznego mężczyzny.
*
Castiel bezszelestnie przeniósł się do opuszczonej fabryki. Z Winchesterami nie mógł i nie chciał się skontaktować. Jednak był ktoś, kto wspierał go, a raczej pomagał zdobyć broń w niebiańskiej wojnie domowej. Crowley był tylko paskudnym demonem, opanowanym żądzą władzy, ale miał pozycję i możliwości, których brakowało Deanowi, a nawet obecnemu Samowi. Dlatego spotykał się z Crowleyem twarzą w twarz, licząc na swoją przewagę, wierząc w słuszność swych racji. Przecież chce dobrze, jak najlepiej. Pragnie, by anioły zyskały wolność wyboru i opowiedziały się po jego stronie - jego słusznej stronie.
Gdy pokona Rafała, nastąpi nowe Niebo. Czyste, bez narzuconych odgórnie wytycznych i proroctw. Tego właśnie chciał dla siebie i swoich sióstr i braci. I nie będzie się cofał w swoich planach, ani zważał na szyderstwa Crowleya, który twierdził, że dobrymi chęciami wybrukowano drogę do... Piekła.
impala1533-Maire
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top