2.

Ig: _heartless_girl_08   - jeśli macie do mnie pytania, najczęściej tutaj na nie odpowiadam 😉

Tt: _heartless_girl_08   - a tu jeśli chcecie jakieś spojlery 😈

_______________________

Babciu Annie,
Nie wiem co się ze mną dzieje. Czuję pustkę. I przeraża mnie ona. Ale jednocześnie pochłania mnie z każdą sekundą coraz bardziej. Nie umiem się jej oprzeć. Dzięki niej, przestałam interesować się ocenami, chociaż rodzice cały czas robią o to awantury. Przestałam przejmować się także nimi, moją siostrą, ludźmi z mojej klasy, którzy nonstop mnie obgadują za moimi plecami. Nie obchodzi mnie też czy kolejna osoba się ode mnie odwróci, jak Amelie czy Olivia. Powtarzałaś, że zostałyśmy dla siebie stworzone, a jeżeli kiedyś nasza przyjaźń się skończy, to skończy się świat. Od jakiegoś czasu zaczęłam się przypatrywać czy zaraz twój Bóg nie zstąpi z niebios, zwiastując koniec świata. Ale nic takiego się nie zdarzyło. Babciu, ta pustka wewnątrz mnie... Jest jak czarna dziura pośrodku mojego ciała. Jedyne co nie zniknęło razem z ogarniającą mnie pustką to wyrzuty sumienia po zjedzeniu większej ilości kalorii. Może jak w końcu schudnę to będę bardziej... Akceptowalna społecznie.

Twoja,
Dani

Patrzyłam tępo na chłopaka. Cały świat wokół niego rozmył się, pozostawiając go w epicentrum. Mój zamglony mózg nie umiał przyswoić prostego faktu, który na mnie zrzucił jak Stany Zjednoczone bombę atomową na Hiroszimę.

Z twarzy blondyna znikł uśmiech, a jego miejsce zastąpiło zmartwienie. Jego brwi ściągnęły się ku sobie.

Czego będzie chciał w zamian za odzyskanie pamiętnika? Tacy jak on raczej nie pomagają takim jak mi. Brzydkim, grubym i mało popularnym.

Poczułam jak po moich plecach spływa zimny pot, a ręce zaczynają się trząść, gdy chłopak się do mnie zbliżył. Zamknęłam oczy, starając się ze wszystkich sił nie wpaść w atak paniki na środku ulicy. W dodatku przed szkołą, gdzie kręciło się jeszcze dużo nastolatków.

— Wszystko dobrze?  — pyta, a jego głos przybiera zmartwiony ton.

Pomimo tego, że nie czułam się okej, kiwnęłam głową. 

— Czego chcesz w zamian?

Zakładam ręce na piersi, cofając się o krok, gdy on znowu się przybliżył.

Nawet nie wiem jak się do niego zwracać. Nie podał mi swojego imienia.

— Co?

— Nie udawaj — syknęłam z irytującą. — Czego chcesz w zamian za notes?

Blondyn mrugnął dwa razy, totalnie otumaniony. Jego równe brwi znowu ściągnęły się ku sobie. Dosłownie mogłam zobaczyć jak jego trybiki pracują w głowie.

— Nic nie chcę. — powiedział powoli. — W zasadzie chcę ci pomóc.

— Słucham?

Tym razem to była moja kolej na zrobienie zdziwionej miny.

— Chcę ci pomóc. — powtórzył dobitniej. — To co pisałaś... Zabolało mnie. Dosłownie i w przenośni.

— Nie chcę twojej pomocy. — odpowiadam beznamiętnie. — Po prostu oddaj mi pamiętnik.

Wyciągam dłoń z kieszeni, prostując w jego stronę. Blondyn jednak nic nie zrobił. Stał z założonymi rękami. Wyglądał jakby na coś czekał.

— Nie oddam ci go. — powiedział lekko, bez emocji.

Ciche westchnienie uciekło z moich ust. Przełknęłam głośno ślinę, chcąc zapaść się pod ziemie. Chęć zniknięcia, stania się niewidzialną nie była jeszcze tak wielka jak w tym momencie.

Niebieskie oczy patrzyły na mnie ani na chwilę nie przeskakując w inną stronę. Cały czas były skierowane na mnie, a mi zaczynało brakować tchu.

- Posłuchaj mnie, ty wielki kłębku problemów. Nie chcę tego robić, ale jeśli mi nie pozwolisz sobie pomóc, pójdę z tym do profesjonalistów. A chyba wiesz czym to się skończy, prawda?

Tak, wiedziałam czym to się skończy. Miał silne dowody, zwłaszcza mój pamiętnik gdzie podpisywałam się imieniem. Opisywałam tam... Wszystko. Moje emocje, problemy, myśli, obawy. Na tym martwym drewnie było całe moje życie od A do Z.

A jeśli poszedłby z tym chociażby do nauczyciela lub dyrektora, zostałabym na początku skierowana do psychologa. Jeśli uznałby ze nic nie może zrobić skierują mnie do psychiatry. Następnie do szpitala psychiatrycznego, biorąc pod uwagę moje powtarzające się myśli samobójcze. Całkowite odosobnienie, restrykcyjne zasady i niezbyt przyjemny pobyt. W takim szpitalu nie mogłabym w zasadzie nic. Liczne terapie, rozmowy i spotkania z specjalistami.

Nie, nie chcę tam trafić.

Nigdy nie uważałam, że jest ze mną aż tak źle.

Jestem nastolatkiem, mam takie same problemy jak każdy inny człowiek na świecie. Moi rodzice mieli gorsze problemy ode mnie. Jakie ja mogłabym mieć kłopoty? Wagary? Zła ocena? Przecież to nie problemy. A to, że nie chcę jeść i, że mam czasem takie a nie inne myśli, nie znaczy że potrzebuję wizyty w takim szpitalu.

Wiele modelek też się odchudza. Piją same soki albo jedzą papki. Są takie piękne, pewne siebie. Nir mają wyprysków na twarzy, fałdek na brzuchu i grubych ud, które trzęsą się przy najmniejszym ruchu.

- Wiem. - przytaknęłam, zaciskając mocno zęby.

Nie mogłam uronić przez niego ani łzy. Nie przestałby dręczyć mnie do ukończenia szkoły.

To był szantaż. Wiedziałam o tym. Ale co miałam w takim wypadku zrobić? Zacząć krzyczeć? A może pójść do nauczyciela się poskarżyć? Wtedy na bank by się wszystko wydało. A bałam się konsekwencji.

A on widział, że byłam na straconej pozycji.

- Kłębku, proszę. Pozwól sobie pomóc. Obiecuję, że nikt się nie dowie, jeśli mi pozwolisz. Naprawdę chcę ci tylko pomóc...

- Dlaczego!?

- Dlaczego, co?

- Dlaczego chcesz mi pomóc? Przez tyle lat nikt się mną nie interesował. A nagle pojawiasz się ty niczym rycerz na białym koniu i proponujesz pomocną dłoń. To brzmi jak... Wyrwane z książki. Gdy główna bohaterka ma kłopoty, zjawia się ten jedyny i ją ratuje. - mówię ze złością, chociaż nie jestem pewna czy ją słychać. - A ja nie jestem ani księżniczką, która potrzebuje księcia ani bohaterką powieści romantycznej.

Blondyn przez chwilę nic nie mówił.

Jednak po jego minie zaczęłam sądzić, że nie chcę poznać jego czarnych myśli, w których się zawiesił. Wyraźnie spochmurniał.

- Kiedyś straciłem kogoś naprawdę ważnego z tego samego powodu. Nie zauważyłem że ta osoba miała problem. Tak samo poważny. Nie jadła, nie spała, nie uśmiechała się. Stopniowo zaczęła przygasać, aż w końcu został po tej osobie sam popiół. W pierwszą rocznicę śmierci obiecałem sobie, że nigdy więcej nie pozwolę na to, żeby osoba z mojego otoczenia zniknęła. Zgasła jak zapałka. Nie przejdę obok tego obojętnie, Danielle. Więc, proszę. Zgódź się sobie pomóc. Bo nie dam rady przejść do porządku dziennego, wiedząc że ktoś może zaraz... Odebrać sobie życie w szkolnej toalecie.

Zamrugałam zaskoczona. Nie tego się spodziewałam.

Ale wyglądał na zdesperowanego. Nie wiele brakowało by ukląkł i zaczął mnie błagać, bym mu pozwoliła.

Jednak czy chciałam żeby mi pomógł? Przecież nic takiego się nie działo. Lubiłam moją czarną dziurę. Byłam w  niej bezpieczna. A teraz ktoś chcę mi ją zabrać.

W mojej głowie zaczął panować chaos. Zaczęłam plątać się w moich myślach coraz bardziej.

- To jak, kłębku? - pełne nadziei pytanie wypadło z jego ust, a jasne oczy błagały mnie bym się zgodziła.

- Ja... Nie wiem. - zająknęłam się.

Głośny krzyk w mojej głowie przyćmił całą resztę moich myśli. 

- Proszę. - szepnął.

- No... Ja.... Nie wiem... Ale chyba... Nie będzie. - szeptałam gorączkowo.

Blondyn w jednym kroku do mnie doskoczył, łapiąc w dłonie moje policzki. Były ciepłe, duże i trochę szorstkie.

- Spróbuj powtórzyć za mną. - oznajmił, uśmiechając się spokojnie. - Weź głęboki wdech. - jego ręce zniknęły z moich policzków, łapiąc mnie za dłonie i wysoko unosząc. - Gdy opuszczę twoje ręce, wypuść oddech. Razem z nich wszystkie dręczące cię myśli.

Tak jak kazał wypuściłam wstrzymywany oddech, gdy poczułam jak kieruję moimi rękoma w dół. Powtórzyliśmy to jeszcze dwa razy, aż mój oddech nie wrócił całkowicie do normy, a moje myśli nie oddaliły się z powrotem na tył mojej głowy.

- Chodź odwiozę cię.

Nie sprzeciwiam się. Daję się ciągnąć w stronę jego lśniącego czystością, szarego auta. Otwiera mi drzwi, a ja nawet wolę nie patrzeć na szkolny dziedziniec. Chociaż pewnie nie ma tam dużo osób, a raczej nie powinno być. Ale plotki szybko się rozchodzą, szczególnie gdy chłopak był popularny. A musiał być.

Podałam mu tylko adres, nie mając siły więcej się sprzeczać. Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem, zawstydzona pokazaniem mojej słabości. Ten mini atak paniki był... Moim powodem do wstydu. A fakt, że widział to ktokolwiek inny był druzgocący.

Przybrałam moją naturalną maskę obojętności, chcąc ukryć cały żal, smutek i złość dzisiejszego dnia. Czułam, że powoli moja beznamiętna mina stawała się typowym wyrazem mojej twarzy. Nie pamiętam kiedy wykrzywiłam usta w namiastce uśmiechu, nie mówiąc o pełnym wyszczerzu.

W kilka minut dojechaliśmy pod mój blok. Chłopak zaparkował na wolnym miejscu po drugiej stronie ulicy. Chciałam się tylko krótko pożegnać, wysiąść i w spokoju zamknąć się w swoim pokoju.

Ale on chyba miał inne plany.

- Dziękuję, że zgodziłaś się na... To. Na początku możemy spróbować po prostu porozmawiać i spędzić razem niezobowiązujący czas. Chcę żebyś poczuła się komfortowo, a nie robiła tego na tak zwane „ odwal się” . - powiedział, a jego usta posłały w moją stronę uśmiech. Zapewne miał nadzieję, że to odwzajemnie. Nic bardziej mylnego. - A tak w ogóle to jestem Gabriel. Przez to wszystko chyba zapomniałem się przedstawić.

- Zapomniałeś. - skiwitowałam. - Mogę mój pamiętnik?

Gabriel zacisnął usta w wąską kreskę, ale sięgnął na tylną kanapę i wyjął z niego skoroszyt.

- Ufam ci. - szepnął, gdy wyrwałam z jego rąk moją własność. - Do jutra, wielki kłębku problemów.

- Nie nazywaj mnie tak. - odparłam, trzaskając mocno drzwiami.

Dopiero gdy weszłam do klatki, Gabriel zaczął cofać, aż wreszcie odjechał. Przycisnęłam mocniej moje listy do piersi, wbiegając na piętro i łapiąc windę.

Czułam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top