Rozdział 2

Gdy dotarliśmy w końcu do właściwych drzwi po długiej tułaczce (zapomniałem spytać o numer mieszkania, zresztą Shittykawa też, a na kluczach nie było żadnego oznaczenia) otworzyłem szybkim ruchem drzwi wchodząc do środka. Rozglądnąłem się dookoła, oglądając średniej wielkości pokój. Równolegle do siebie, po dwóch krańcach pomieszczenia, znajdowały się dwa, przyjemnie wyglądające łóżka, które dzielił puszysty dywan. W pokoju znajdowały się także dwie szafy, regał na książki, biurko wraz z krzesłem oraz stojak na piłki. Patrząc w lewo zobaczyłem kolejne drzwi, łazienka, jak się domyśliłem. Całe pomieszczenie wyglądało bardzo potulnie i przyjemnie. Naprawdę chcieli abyśmy mieli jak najlepsze warunki.

- To jest moje! - Krzyknął znienacka Oikawa rzucając się na łóżko po prawej stronie. Zmarszczyłem brwi, przecież wyglądają dokładnie tak samo. Wzruszyłem ramiona i podszedłem do drugiego łóżka, kładąc na nim swoją torbę. Zerknąłem na godzinę, sprawdzając ile zostało nam czasu.

- Mamy jeszcze - uciąłem, widząc jak czekoladowo oki skacze po swoim łożu - co ty robisz? - Naprawdę zachowuje się jak dziecko. Gorzej niż Hinata, pomyślałem. Tylko że różnica jest taka, że Oikawa wygląda "normalnie" na swój wiek, nie co ten szóstoklasista.

- A na co ci to wygląda? Sprawdzam miękkość łóżka - powiedział tonem jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Przestań, bo je złamiesz. Cokolwiek. Mamy jeszcze godzinę do następnej zbiórki, więc zacznij się rozpakowywać.

- Baka...- powiedział siadając po turecku.

- Ha?!

- Znowu nie słyszałeś? Susan-san wyraźnie powiedziała, że mamy czas do wieczora - odpowiedział luźno, szukając czegoś w swojej niebieskiej torbie.

- Ale ten gość...

- Naprawdę jesteś głuchy, Tobio-chan. Ta urocza blondynka wyjaśniła, że ten typek tylko sobie pogrywa. Kazałby nam przyjść tylko po to, by znowu się wrócić. Dali nam czas by pozwiedzać to miejsce jak i miasto - wzruszył ramionami.

Ha? Naprawdę? No cóż jak widać przeklinanie Oikawy, nie współgra z podzielną uwagą.

- A czym tak wtedy myślałeś? - Głupio się uśmiechnął - o jakiś gorących laseczkach, mam racje?

Ta, zwłaszcza z jedną rzeczą na dole. WRÓĆ!

- Raczej o sposobach jak mogę cię zabić - teraz to ja się lekko uśmiechnąłem, siadając.

Mina mu trochę zrzedła.  - I? Wymyśliłeś coś na tyle dobrego?

- Wiesz, jakby tak przez przypadek wjechał w ciebie autobus...- udałem zamyśloną minę.

- Stop! Ja tylko żartowałem! Nie myślałem, że weźmiesz to na serio. Dobra - podniósł się gwałtownie, zbliżając się w moją stronę - idziemy - złapał mnie za rękę i pociągnął.

- Ha?! Gdzie znowu, czekaj! - wyszarpnąłem się z uścisku.

- Jak to gdzie, chyba nie masz zamiaru przesiedzieć tu tyle godzin. W końcu trzeba się tutaj rozejrzeć.

- Ah, racja, moment - w porządku, o tym nie pomyślałem. Znaczy...oczywiście że chciałem się tu przespacerować, tylko nie sądziłem, że brunet sam to zaproponuje. Tę propozycję nagłej przyjaźni naprawdę bierze na poważnie. Nie mam zielonego pojęcia co o tym myśleć, będzie dość trudno przyzwyczaić się do jego towarzystwa. No ale cóż, mam nadzieję że jakoś to będzie. Szczerze nie chciałem mu zrobić przykrości.

Wyciągnąłem z torby telefon i portfel, czując, że pieniądze mogą się przydać.

- Okey, chodźmy - pomachałem mu, kierując się w stronę drzwi.

Uśmiechnął się i chwilę później do mnie dołączył, ubierając, nie wiem po co mu w lecie, bluzę z logo jego drużyny.

Oikawa uparł się by prowadzić, dlatego po małej sprzeczce, podążałem za nim. I tak jak myślałem, chwile po wyjściu z budynku, przewiesił sobie tą bluzę przez talię.

Na początku udaliśmy się w stronę hal, zaglądając do środka. Dobra, Shittykawa mnie tam wepchnął, śmiejąc się, gdyż prawie straciłem równowagę. Ten drań...muszę rozważyć opcje przypadkowego potrącenia.

W środku sala wydawała się jeszcze większa. Była podzielona na trzy boiska, które zajęli już pozostali, swobodnie odbijając piłki. Oczy aż się zaświeciły na ten widok i najwyraźniej znowu się wyłączyłem, bo nie słyszałem słów bruneta. Dopiero uderzona w moją głowę piłka wyrwała mnie z zamyśleń.

- Ha? Za co to były - krzyknąłem lekko poddenerwowany masując głowę - bolało - zmarszczyłem brwi i podniosłem tę piłkę, obracając ją w dłoniach.

- Znowu nie słuchałeś - zmrużył oczy, przyglądając mi się.

- Bawisz się w Hinatę, czy co?

- Ha? - przekręcił głowę najwyraźniej nie rozumiejąc.

- Podczas meczu treningowego zaserwował mi w tył głowy, dlatego to pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Rozumiem...- po chwili westchnął widząc, że nie otrzyma ode mnie żadnej odpowiedzi na wcześniejsze pytanie - pytałem czy chcesz zagrać - oparł ręce na bokach.

- Co - szepnąłem zaskoczony. Oczy szeroko się otworzyły, patrząc na niego z niedowierzaniem. Aż lekko usta się rozwarły z tego pytania.
Oikawa...chce zagrać? Za czasów gimnazjum musiałem się nieźle naprosić by chociaż odbił raz ze mną piłkę czy wystawił...
Nie Kageyama, to było wtedy, dzisiaj jest dzisiaj, nie mogę dłużej myśleć o tym co nas poróżniło kiedyś, jeśli rzeczywiście jakąś więź chcę osiągnąć. Ale jeśliby obrócić kota ogonem...

- Nie. Może potem, na razie chodźmy się jeszcze rozejrzeć - odłożyłem piłkę do kosza i ominąłem zdezorientowanego Oikawę, klepiąc go po ramieniu.

Musiałem mocno się powstrzymać by nie buchnąć śmiechem, bo mina bruneta była bezcenna, wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha.

To nie tak, że nie chciałem zagrać, chciałem i to bardzo. Jednak zobaczenie twarzy Shittykawy w tym stanie było tego warte. Do tego coś czułem, że zada to pytanie nie raz.

- Idziesz? - zapytałem, gdy nie ruszył się ze swojego miejsca.

- Hm? Tak, już - obudził się, mrugając szybko oczami. Naprawdę było to aż tak szokujące? - Gdzie teraz? - Spojrzał na mnie. Och, zrezygnowało się ze swojej roli przewodnika?

- Mhm, myślę, że do drugiej sali nie ma co iść. Zapewne wygląda podobnie. Można się tu jeszcze rozejrzeć - wzruszyłem ramionami.

Przytaknął mi głową.

I tak godzinę spędziliśmy na łażenie i oglądanie tego wszystkiego, goniąc się nawzajem co jakiś czas. Nawet udało mi się go wywalić do tej trawy, śmiejąc się, jednak po chwili do niego dołączyłem, bo pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałem obok niego.

Było naprawdę...miło.

- Cze-czek-kaj Tobio - wydyszał, opierając się ręką na moim ramieniu, gdy kolejny raz mu się wymknąłem.

- Tracisz formę Shittykawa - powiedziałem, przybierając wyniosły ton głosu. Spojrzał na mnie jak na debila.

- Mogę biegać tak cały dzień - wyprostował się odrzekając wyniośle. Ta, jasne - a zresztą...Chodźmy w końcu coś zjeść! Jestem cholernie głodny - pociągnął mnie za rękę idąc w stronę drogi. Zignorowałem sam fakt, że ciągnie mnie jak jakiś worek ziemniaków, dokładnie oglądając okolice.

- Czekaj, zaraz się zgubimy - zaparłem się nogami w końcu się zatrzymując, gdy weszliśmy już w miasto.

- Oi, ale Google map załatwi całą robotę za nas - wzruszył ramionami.

- Haa?!! Czyli nie wiesz gdzie jesteśmy?! Baka! - trzepnąłem go w głowę, patrząc gniewnie.

- Ach, nie przesadzaj Tobio-chan - przeciągnął moje imię, pocierając uderzone miejsce - jestem pewny, że po drodze znajdziemy jakąś restauracje. W końcu to duże miasto (sory, zapomniałam gdzie oni pojechali, a nie chce mi się sprawdzać).

Pokręciłem głową z niedowierzaniem - w ogóle się nie zmieniłeś.

Brunet spojrzał na mnie zdziwiony. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie je zamknął, uśmiechając się.

- Tak, po prostu już chodźmy.

Znowu te dziwne oczy, ponownie ten uśmiech, z Oikawą naprawdę jest coś nie tak czy tylko mi się wydaje przez naszą długą przerwę? Zobaczy się, w końcu "znamy się" dopiero od kilku godzin.

W końcu skończyło się na tym, że żadna z znalezionych nie odpowiadała czekoladowo okiemu i dopiero po długich naleganiach, weszliśmy do piątej.

Niemal od razu po zajęciu stolika, podeszła do nas niskiego wzrostu kelnerka pytając o zamówienie. Wziąłem pierwszą rzecz z listy, długo się nie zastanawiając, natomiast Shittykawie zajęło to godzinę i dopiero po moim kopnięciu w kolano, zdecydował się na cokolwiek. Czarno włosa odeszła z uśmiechem.

- Nie spytałeś jej o numer? To do ciebie aż nadto nie podobne - mruknąłem, stukając palcami o blat. Posłał mi urażone spojrzenie.

- Nie wiem za kogo mnie uważasz Tobio, ale nie lecę na każdą dziewczynę w obrębie dziesięciu metrów - fuknął, udając obrażonego.

- Tak, tak, zanim wrócimy, skończysz z dziesięcioma - dodałem skośną uwagę.

- Mogę cię zapewnić, że nie przyjdę z ani jedną - uśmiechnął się głupio.

- Zrób cokolwiek, a i tak ci nie uwierzę - i w momencie w którym skończyłem zdanie, Oikawa przyciągnął mnie do siebie, łapiąc ręką za podkoszulek i nim się zorientowałem, przyssał się do moich ust niczym glonojad. Rozszerzyłem oczy z zaskoczenia, rejestrując co tu się właśnie dzieje. Czekoladowo oki powoli całował moje usta, oblizując dolną wargę, cały czas mając banana na twarzy, a wesołe iskierki nie znikały z jego oczu. Gdy się otrząsnąłem z tego szoku, jednym, szybkim ruchem odrzuciłem od siebie bruneta.

- Co robisz głupku?! - niemal krzyknąłem, piorunując go wzrokiem i zakrywając usta na wypadek, gdyby chciał to powtórzyć.

Ciemno włosy się zaśmiał, wyraźnie rozbawiony. - Udowadniam, że nie wyprowadzę stąd żadnej dziewczyny - uśmiechnął się zadowolony.

- Nie musiałeś mnie całować debilu! - Wrzasnąłem, jednak po chwili ściszyłem głos, widząc, że rzeczywiście zwróciliśmy uwagę wszystkich.

- Ale czy to nie był najlepszy sposób? - Uśmiechnął się jeszcze szerzej - teraz wszystkie dzieweczki myślą, że jestem gejem i zajęty właśnie przez osobę, która siedzi przede mną - rozłożył ręce, wskazując na mnie, chwilę się przyglądając. Moment później jego oczy się rozszerzyły, wciągając powietrze, a jego twarz spowił głupawy uśmiech - no, no Tobio, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że skradłem twój pierwszy pocałunek - zmrużył na mnie oczy.

Wzdrygnąłem się. - Oczywiście że nie idioto - cholera, mogłem nie odwracać wzroku, pomyślałem o tym za późno. Tooru wyglądał jakby zaraz miał zaklaskać w dłonie.

- W takim razie jestem zaszczycony, że jestem twoim pierwszym.

- Nie jesteś! - Szybko zaprzeczyłem, nieco się rumieniąc. Ten parszywy drań...

- Spokojnie Tobio-chan, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował jeszcze dowodu, zrobię to dla ciebie.

- Powtórz to, a odgryzę ci język - syknąłem.

- Jaki agresywny - wymruczał, patrząc na mnie dwuznacznie - oi, nasze jedzenie! - podążyłem za jego wzrokiem w stronę tej samej kelnerki, która przyjęła nasze zamówienie. Tylko jakim głupim cudem, on tak szybko zmienia temat?!

- Proszę - postawiła talerze, uśmiechając się radośnie.

Zmrużyłem oczy i biorąc swoje pałeczki nie spuszczałem wzroku z tego imbecyla, który najwyraźniej był ucieszony z całej sytuacji, zacięcie jedząc swój makaron.

- Hej, Tobio-chan, powiedz "aaa" - powiedział nagle.

- Hm? Po co - zamilkłem, gdy w moich ustach wylądowało jedzenie.

- Myślisz, że co robisz debilu?! - wycedziłem, gdy zarejestrowałem, że to sprawka Shittykawy.

- Oi, pomyślałem, że chciałbyś spróbować mojego dania - odrzekną zwięźle.

- Skąd wziąłeś ten głupi pomysł - zgromiłem go wzrokiem, przełykając jedzenie. Denerwujący był fakt, że było ono naprawdę dobre.

- Hmm...pary na randce częstują się nawzajem swoim posiłkiem - wydał zamyślaną minę.

- Nie jesteśmy na randce! - Po chwili westchnąłem zrezygnowany, widząc jaką zabawę dostarczam Oikawie. Nie mówiąc już nic, wróciłem do swojej potrawy.

Czekoladowo oki widząc, że to już koniec, także zaczął ponownie jeść.

Chwila spokoju nie trwała długo, gdyż ponownie do naszego stolika przyszła czarno włosa, niosąc jeszcze jeden talerz w ręce. Po chwili postawiła go przed nami szeroko się uśmiechając.

- To na koszt firmy, w końcu niecodziennie możemy witać takie niezwykłe pary. Życzę udanej randki - odeszła zostawiając mnie w osłupieniu.
Odwróciłem wzrok na położony talerz, po chwili mrużąc oczy, widząc co na nim jest.
That son of...

Na białym naczyniu znajdowało się czekoladowe ciasto, wykrojone w kształcie serce wraz z dwoma łyżeczkami. Widziałem jak Shittykawa zakrywa dłonią usta, by nie wybuchnąć śmiechem.

- Zabije cię, nawet tą łyżeczką - fuknąłem, nie spuszczając z niego oka, upewniając się czy znowu przypadkiem nie chce mnie nakarmić.

- Och, nie przesadzaj, w końcu mamy za freeko ciasto. I czy Tobie nie wydaje się to wszystko po prostu zabawne? - spytał, zabierając jedną z łyżeczek, delikatnie się uśmiechając.

Zabawne, zabawne...Rozejrzałem się dookoła, widząc szczerzących się w naszą stronę ludzi, jedna dziewczyna nawet mi pomachała. Po chwili także moje kąciki ust lekko powędrowały ku górze. W porządku, to było całkiem zabawne, ale mimo wszystko...

- Jesteś głupi - powiedziałem już spokojnie, biorąc swoją łyżeczkę i ucinając pierwszy kawałek ciasta. Było dobre.

- Mówi chłopak który nie całował się ani razu w wieku szesnastu lat. A nie, przepraszam, raz - wziął kolejny kęs dodając tę uwagę.

Zignorowałem go, zajmując się słodyczą.
Po chwili talerzyk był oczyszczony do cna.

- I? Skończyłeś? Powoli mam dość widoku tych dziewczyn, myślących o gejowej magii - do tego byłem już po prostu śpiący. Dzień przed wyjazdem prawie w ogóle nie zmrużyłem oka. Taa, potrzebuję snu. Oikawa najwyraźniej także to zauważył.

- Tak, myślę że możemy się zbierać - pomimo wesołej barwy głosu w jego tonie także było słychać zmęczenie.
Także podziękowaliśmy za posiłek i zapłaciliśmy przed wyjściem. Czarno włosa kelnerka wręcz nalegała byśmy jeszcze tu zawitali. To było nieco straszne.

Jakimś pięknym wręcz cudem udało nam się dotrzeć z powrotem do obozu bez nawigacji. Drogę przeszliśmy w przyjemnej ciszy, tylko co jakiś czas wymieniając kilka zdań. Gdy dotarłem do pokoju, opadłem na łóżko, przekręcając się na plecy, tylko po to, by po chwili ponownie obrócić się na brzuch. Mimo wszystko, towarzystwo Oikawy było dość męczące.

- Hej, Tobio-chan, ile jeszcze mamy czasu.

- Masz telefon, sam sobie sprawdź - mruknąłem mając głowę w poduszce, więc nie wiem czy do końca mnie zrozumiał. Jak na razie mnie to nie obchodziło.

Czekoladowo oki najwyraźniej idąc w moje ślady, sam ułożył się na swoim łóżku. Zerknąłem na niego kątem oka. Leżąc na plecach, przeglądał coś na telefonie co jakiś czas marszcząc brwi. Z powrotem wróciłem do swojej poduszki oddając się w objęcia morfeusza, mając nadzieję, że nie narysuje mi czegoś podczas snu.

Obudziła mnie dopiero szklanka zimnej wody na twarzy. Ten sukinsyn...

- Oszalałeś?! - krzyknąłem, po chwili goniąc go po całym pokoju z butelką własnej.

- Aaa! Ale naprawdę nie dało się ciebie obudzić! - odkrzyknął, robiąc unik.

- Nie dało, czyli nie próbowałeś?! - po chwili namysłu, szybkim ruchem rzuciłem w niego poduszką prosto w twarz. Usatysfakcjonowany patrzyłem jak Shittykawa wytrącony z równowagi, upada na dywan.

Stanąłem przed nim, patrząc z góry. Posłał mi błagalny wzrok.

- Nic z tych rzeczy, zapłacisz za swoje czyny - mówiąc to, wylałem na, już niesuche włosy, połowę zawartości wody.

- Jesteś wredny - mruknął, gdy podniósł się z ziemi, otrzepując je.

- Ty zacząłeś, ja też jestem mokry - wzruszyłem ramionami, ruszając do wyjścia.

- Nie sądziłem że będziesz szukać zemsty - powiedział, po chwili doganiając mnie - powinieneś mieć większy szacunek do swoich senpai'ów.

- Zapomnij. Zachowujesz się gorzej niż piątoklasista.

- Ale jak najfajniejszy piątoklasista na świecie!

- Jesteś niemożliwy, odsuń się ode mnie. Będzie że jesteś ze mną.

- Haa!? - przerzucił mi rękę przez szyję - jeśli będzie trzeba, będę krzyczeć, że Kageyama Tobio jest moim przyjacielem, tak aby wszyscy o tym wiedzieli! - wyszczerzył się.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Naprawdę uważa nas już za przyjaciół..? Kiedyś...kiedyś cholernie trudno było mi zawierać jakiekolwiek relacje. W Karasuno się to zmieniło, jednak mimo wszystko jeśli ktokolwiek chce zawrzeć przyjacielską więź...nawet taki idiota jakim jest Oikawa, to naprawdę robi się miło na sercu. Ale i tak nie mogę mu dać tej satysfakcji, więc...

- Zrób to, a obiecuję, że więcej nie wstaniesz z łóżka - ściągnąłem jego rękę z ramienia.

- Jeśli tak bardzo chcesz się na mnie położyć, wystarczy poprosić - posłał mi wredny uśmiech, pokazując język.

Zignorowałem ponownie jego odpowiedź, nie chcąc się dłużej przegadywać, bo byłem jednak pewny, że z Oikawą w tym nie wygram, więc po prostu ruszyłem przed siebie.

Po przyjściu, każdemu z nas podali jakąś listę. Były to rozpisane treningi, kilka informacje odnośnie obozu, w tym posiłków, na drugiej zaś stronie był harmonogram wyglądający jak rozpiska meczy.

- Otóż to kochani - uśmiechnęła się Susan - będziecie grać turnieje dwójkowe polegające na rywalizacji pokojów. Najlepsza dwójka otrzyma nagrodę. Nie zapomnijcie jednak że to tylko zabawa. Jutro o siódmej posiłek, godzinę później długi bieg, także nie zapomnijcie się wyspać. Miłej nocy kochani - zaklaskała w ręce.

Miłej nocy? Jest dopiero dziewiętnasta kobieto. I te turnieje pokojów? Wygląda na to, że zagram z Oikawą szybciej niż zamierzałem. Odchodząc nie zauważyłem blondyna stojącego przede mną.

- Hm...? Przepraszam - mruknąłem, gdy w niego uderzyłem.

- Ach?! Nic nie szkodzi! - odpowiedział optymistycznie uśmiechając się - jestem Miya Atsumu, a ty? - podał mi rękę.
(Ludzie którzy czytali mangę, wiedzą kim jest)

Spojrzałem na niego zdziwiony, lepiej się mu przyglądając. Był nieco wyższy, może tego samego wzrostu co Tooru, dopiero zauważyłem, że jego włosy były dwukolorowe.

- Kageyama Tobio - uścisnąłem rękę.

- Z której szkoły jesteś, na jakiej pozycji grasz?

- Karasuno, rozgrywający - odpowiedziałem patrząc podejrzliwie.

- W takim razie miło mi cię poznać - uśmiechnął się - również gram na tej samej pozycji w szkole Inarizaki.

Czy to nie szkoła z którą mamy pierwszy mecz? I gdzie jest ten kleszcz, Oikawa?!

- Otóż to Tobio-kun - haaa?! Tobio-kun?! - mam nadzieję, że twoja drużyna mnie nie rozczaruje, nie będzie żadnych forów - teraz jego wzrok był groźniejszy i arogancki. Co jest z tym facetem?!

- Nawet nie będę się o nie prosić - zmierzyłem go wzrokiem.

- No! To dobrze! Miło się rozmawiało! Wpadnij kiedyś to pogramy! - uśmiechnął się i machając mi, odszedł.

Naprawdę dziwny facet, zmarszczyłem brwi i po chwili westchnąłem, czując na moim ramieniu ciężar.

- Kim był ten tu. Mam go pobić?

- Nie wiem, nie, i przestań się po mnie wieszać! Zresztą idę pobiegać - strzepnąłem go z siebie i z chęcią odejścia, zrobiłem pierwszy krok do przodu.

- Nie ma! - chwycił mnie za koszulkę i zaczął ciągnąć w stronę boiska - musimy pograć by zgnieść pozostałe pokoje! Co jak co, ale nie jestem pewny czy dasz radę odbić moje wystawy, Tobio-chan - powiedział zaczepnie.

- Hę? Oczywiście, że dam! Idziemy! - dopiero chwilę później zdałem sobie sprawę, że była to tylko prowokacja. Z tyłu usłyszałem chichot bruneta.

- Po prostu już zacznijmy, Tobio.

Dobra, tu kończę bo ten rozdział już za długi jest XD

Kageyama rzeczywiście poznał Miyę na obozie treningowym i się "zaprzyjaźnili". Próbowałam wstawić jego zdjęcie, jednak watt się znowu zjebał i za ciul się nie dało, więc albo sami luknijcie, albo spróbuję w następnym rozdziale.

A tak w ogóle to... Rozdział jest do zdarcia? Miałam niezły ubaw pisząc go, więc ciekawi mnie wasza opinia czy reakcja na zachowanie Tooru.

Do zobaczenia! ;3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top