Rozdział 1
Kilka ważnych info:
Akcja dzieje się jakiś miesiąc po trzecim sezonie, gdy to Tobio jedzie na obóz.
Opowiadanie jest luźne i jak najbardziej pisane dla własnej zabawy oraz z nudów, także więc, nie oczekujcie za wiele. Życzę miłego czytania i może kogokolwiek to zaciekawi.
Dedykuję Domistria
- Nareszcie - westchnął, wychodząc z autobusu i wciągając w swoje nozdrza świeże, rześkie powietrze.
Jego kąciku ust lekko podniosły się ku górze, widząc nowe miejsce.
Tak, a więc to jest obóz kadetów, pomyślał ruszając do przodu.
Dookoła miał przed sobą szeroką łąkę z bujną, aż proszącą się o wybieganie trawą. Trochę dalej wyrastała ogromna hala, nie, dwie hale, zdumiał się, gdy sięgnął wzrokiem dalej.
- Są wielkie...- wyszeptał, czując jak serce dygocze z podekscytowania.
Poza budynkami znajdowały się tam boiska z siatką oraz dwa pola do gry plażowej.
Niesamowite, oczy aż się świeciły. To będzie naprawdę niesamowity czas, uśmiechnął się i ruszył ponownie, bo jak zauważył stanął w miejscu i po prostu podziwiał ów obóz. A to dopiero początek, zabawa zacznie się dopiero jak odbędą się pierwsze treningi!
Trochę jednak posępniał. Będzie mu brakować siatkówki z własną drużyną, choćby nawet przez tylko te trzy tygodnie. Do tego brak pewnej rozwydrzonej osoby będzie dość widoczny...
"Podaj mi! Wystaw mi! Kageyama!" Niemal słyszałem w głowie.
Prawda, drużyna zrobiła "ceremonie" na mój wyjazd, co było bardzo...miłe. Właśnie, miłe. Wykorzystam jak najlepiej te trzy tygodnie by wrócić jeszcze lepszy i wygrywać z drużyną za każdym razem!
Tak, tak lepiej.
Patrząc w prawą stronę, zwrócił uwagę na budynek dość mniejszy od dwóch poprzednich z dużą ilością okien.
Ach, to jest pewnie hotel, pomyślał. Ciekawe jak będą wyglądać pokoje...? Nie mam żadnego pojęcia o tych ludziach, a wątpił by znalazł by się tu ktoś znajomy...
- Och, Tobio-chan! - donośny głos z tyłu wyrzucił go z przemyśleń.
- Chyba sobie kurwa żartujecie...- niemal warknął przez zęby.
Nie musiał się nawet odwracać do właściciela głosu, bo właśnie pewna kleszczowata osoba zawiesiła mu się na szyi.
- Na prawdę nie sądziłem, że znajdę tu kogoś znajomego! Czyż to nie niesamowite, Tobio-chan? - jakże wkurzający głos krzyczał mu wprost do ucha.
- Zejdź ze mnie do cholery - syknął, posyłając spojrzenie które mogło zabijać - i mnie nie dotykaj - warknął, trzęsąc barkiem.
- Jesteś niemiły Tobio - powiedział z udawanym smutkiem w głosie, po chwili wykonując polecenie czarnowłosego chłopaka - ranisz me uczucia - spojrzał szczenięcym wzrokiem wprost w granatowe oczy.
- Co ty robisz - spytał, unosząc brwi, brunet zachowywał się dość...dziwnie - jeśli chcesz ran, mogę przejechać twoją piękną twarzą po betonie - powiedział, mrużąc niebezpiecznie oczy. Drugi nastolatek się spiął, na co czarnowłosy westchnął, nie chcąc się dłużej męczyć - Czego naprawdę chcesz Oikawa?
- Eh? - westchnął lekko zaskoczony - a jakże czego Tobio-chan!? Zostańmy najlepszymi przyjaciółmi! - Aż podskoczył, szeroko się uśmiechając.
- Jesteś głupi?
Jego optymizm natychmiast spadł - Ha? Naprawdę jesteś wredny, Tobio - westchnął, pocierając kark - ale nie, jestem całkowicie poważny - wypiął pierś, głupio się uśmiechając.
Na pewno nie z tą twarzą - Ha, przegrzałeś się czy co? Ktoś ci przełączył jakiś tryb? Uderzyłeś się w głowę? Zachowujesz się jak dziecko...nie żebyś wcześniej nim nie był...- zaczął to całego oglądać, doszukując wzrokiem jakiś urazów wskazujących na to dziwne zachowanie.
- Co-o-co robisz?! - Tooru zdusił krzyk, gdy czarnowłosy zaczął go obmacywać, przechodząc to do klatki piersiowej. Oikawa czuł się niemal nagi pod wzrokiem drugiego chłopaka, a co dopiero po tym dotyku. Od dawna nie czuł się tak zawstydzony.
- Agh, a na co ci to wygląda? Sprawdzam czy masz wszystko na swoim miejscu. W końcu musiało ci się coś przytrafić, że nagle wyskakujesz z propozycją przyjaźni, przecież- zamilkł, gdy jego wzrok pokierował się w stronę tarczy zegarowej na swojej ręce - Cholera jasna! Zaraz się przez ciebie spóźnię na zbiórkę! - mówiąc to, jednym szybkim ruchem wziął swoją torbę i nie czekając na reakcję drugiego, ruszył przed siebie na wskazane miejsce spotkania, modląc się by szedł w dobrą stronę. Nie miał zamiaru dłużej stać obok tego imbecyla bliżej niż dziesięć metrów.
Oikawa dopiero po chwili się otrząsnął z tego dziwnego uczucia, biorąc własną torbę i podążając za Tobio, moment później go doganiając.
- Porozmawiamy później - powiedział tylko, skupiając wzrok na obiekcie przed sobą, idąc już w ciszy.
Kageyama tylko rzucił na niego okiem. Teraz jego twarz stała się poważniejsza i nie udaje już głupiego, pomyślał.
Niechętnie przytaknął również nie odzywając się więcej. Cisza była dla niego błogosławieństwem.
Po dotarciu na miejsce, jak się okazało był to plac za pierwszą halą, dołączyli do grupki osób liczącą około trzydzieści ludzi.
Nie spóźniłem się, odetchnął ustawiając się za jakimś blondynem. Zgrzytnął zębami widząc jak Oikawa zajmuje miejsce obok niego. Jeśli dalej tak pójdzie to ten pieprzony dupek nigdy się ode mnie nie odczepi. Tak bardzo wczuł się w przeklinanie Tooru, że nawet nie usłyszał, gdy kolejny raz wyczytano jego imię. Dopiero kuksaniec obiektu jego kiepskiego humoru wytrącił go z zamyśleń. Rzucił mu ostre spojrzenie, zanim zorientował o co mu chodziło.
- Kageyama Tobio? - rozniósł się głos wysokiego mężczyzny. Szybko podniósł głowę, nieco skrępowany.
- Je-estem! - krzyknął. Haa i znowu jego wina. On się uśmiecha! Śmieje się ze mnie! Niemal to krzyknął, gdy czarno włosy spojrzał na niego kątem oka.
Miał ochotę dać mu w twarz, zostawiając bolesny ślad.
- Nie śpij więcej, bo czeka cię kilka rundek wokół hali - zmierzył go wzrokiem.
Przerażający...
- Hai! - odpowiedział już pewny siebie. Fuknął, gdy usłyszał chichoty spowodowane najpewniej swoją osobą.
Jeszcze im pokaże...będą się kulić po kątach...
- Nie uśmiechaj się tak Tobio, boję się ciebie gdy to robisz, jakbyś chciał kogoś zabić - szepnął mu do ucha, nie spuszczając wzroku z faceta, który już nie lubi niebieskookiego. Jak widać czekoladowooki nie miał zamiaru przegapić swojej "obecności".
- Ty! Laluś! Zero flirtowania gdy ja mówię! - podniósł głos wyraźnie wkurzony. Czarno włosy musiał się lekko odwrócić by zakryć parsknięcie jakie wyszło po opieprzeniu Shittykawy. Drugi chłopak wyraźnie się oburzył, mrużąc groźnie oczy. Co jeszcze bardziej poprawiało humor Kageyamie.
Ale mimo wszystko nieprzyjemny typek... Mam nadzieję, że on tu jest tylko do sprawdzanie liczności grupy, pomyślał. Nie wyobrażam sobie mieć go na co dzień. Nie wygląda na doświadczonego...jego sylwetka także o tym nie mówi.
- Dobrze! Wygląda na to że wszyscy są. Więc mamy jeszcze więcej gęb do wykarmienia! Za niedługo podam rozmieszczenie pokojów byście mogli w końcu odłożyć swoje rzeczy. Osoby są przypadkowe, więc nie ma wybierania współlokatora. O 13 macie się tu ponownie zjawić by omówić harmonogram waszych ćwiczeń i weźcie się nie spóźnijcie inaczej więcej- au au au! Przestań babo! - Krzyknął, gdy do faceta podeszła szczupła blondynka, okładająca go gazetą. Wyglądało to niezwykle zabawnie.
- Dlaczego musisz zawsze udawać takiego pieprzonego dupka przy dzieciakach, haa? Ostatnio nie dałam ci wyraźnie do zrozumienia byś był milszy?
Wzdrygnął, po chwili pocierając spocony kark - Tak, ale-
- Żadne ale! No dalej, spokojnie nie zwracajcie uwagi na tego tu, jest tylko od sprzątania - dodała uśmiechając się szeroko - witam was wszystkich! Dwie wyczytane osoby proszę o wyjście na środek by odebrać klucze. Damy wam czas na zapoznanie się ze swoim nowym kolegą więc się naprawdę nie martwcie! Mamy nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. I pamiętajcie! Szeroki uśmiech to podstawa! Chce go widzieć u was codziennie! W porządku, a wiec zacznijmy.
Miya Atsumu! - Chłopak, który stał przed Kageyamą się ruszył. Chwile później doszedł do niego jakiś brunet.
Zmienię sobie na pierwszą osobę, w porządku? Tak mi łatwiej.
Wstrzymałem oddech, spokojnie Tobio, prawdopodobieństwo że skończysz z tym debilem jest naprawdę niskie. Tak? Na pewno będzie to nieznajoma osoba, z którą się z pewnością dogadasz...Mam rację? Kolejne osoby podchodziły po klucze, a ten gnojek dalej przy mnie stał. Przełknąłem ślinę, to robiło się niepokojące.
- Kageyama Tobio! - tak, tak, już tylko jedno imię dzieli cię od tego idioty - ah, ty jesteś z Karasuno! Niezwykłe - uśmiechnęła się - nie mogę się doczekać twojej gry! I gratuluję wygranej.
- Och, dziękuje, prze pani - troszku niezręcznie...jej entuzjazm mnie przytłaczał.
- Żadna prze pani! Czuję się staro jak mnie tak nazywasz. Mów mi Susan - Susan? To nie amerykańskie imię? Zmierzyłem ją wzrokiem - jestem pewna że dużo osób czeka by się z tobą zmierzyć - poczochrała mi włosy. Naprawdę dziwna kobieta, ale tak. Ja także tylko czekam by z nimi zagrać. - W porządku! Jeszcze tylko twój współlokator. Oikawa...
Proszę nie...dlaczego los tak bardzo mnie nienawidzi...Ten obóz zamieni się w piekło... Miałem ochotę porządnie trzepnąć głową o ścianę. Nawet kilka razy.
Rzuciłem już zrezygnowanym wzrokiem na kapitana Aoba Josai, wiedząc już że spędzę z nim trzy tygodnie mojego jakże pięknego obozu. Posłał mi delikatny uśmiech.
Dlaczego ty się do cholery uśmiechasz! Przecież mnie nienawidzisz! Co w ciebie wstąpiło?! Zabrało ufo i zrobiło pranie mózgu, ustawiając mod "przyjaciel Kageyamy"?! Przez tyle lat tylko się nade pastwiłeś! Dlaczego teraz nagle zachowujesz się inaczej?! Dlaczego ty się uśmiechasz...?
Spuściłem smętny wzrok i czekałem na dokończenie nazwiska przez Susan.
- ...Tooru, to ty tak? - podniosła wzrok na Oikawę.
- We własnej osobie - uśmiechnął się, biorąc do dłoni klucze.
- No chłopaki, mam nadzieję że się zaprzyjaźnicie.
- Też się tego trzymam! - Powiedział z entuzjazmem - Tobio-chan jest-
- Weź już chodź - mruknąłem, nawet nie patrząc na tą dwójkę. Przez to gówno zrobiłem się śpiący, ruszyłem w stronę hotelu, nie czekając na tego idiotę. Gdy usłyszałem dźwięk zbliżających się kroków, nawet się nie obróciłem. Było dość oczywiste, że to on.
- To-Kageyama - ha? W końcu nauczyłeś się mojego nazwiska? Zatrzymałem się - wszystko w porządku?
Zwęziłem brwi z wściekłości, gwałtownie się obracając.
- Czy wszystko w porządku...? Ty się pytasz czy wszystko jest w pieprzonym porządku?! Nie rób ze mnie debila Oikawa! Nie graj w głupie gierki! To miał być mój obóz, mój! Słyszysz?! Miałem się zrelaksować, oddać siatkówce, ćwiczyć i być lepszym! A ty wszystko zniszczysz! Słyszysz!? Będziesz tylko by podkładać mi kłody pod nogi tak jak zawsze! By wszystko szło nie tak! Przez tyle lat nad zwyczajniej w świecie się nade mną pastwiłeś! Ty-!
- Kageyama - przerwał mi. Jego głos był smutny i wypruty z emocji. Spuszczona głowa, ręce zaciśnięte na materiale koszulki, drżące dłonie świadczyły o dość nie podobnym do Oikawy zachowaniu. Hę? Czyżbym przesadził? Nie...to nie możliwe. Ale z pewnością przyciągnęliśmy uwagę pozostałych. Dobrze, że byliśmy niemal ostatni - zabawne prawda? - Zaśmiał się smutno, zagryzając wargę. Gdzie ta jego dawna pewność siebie? - pastwiłem się nad tobą kilka lat? Haha, to nie było zbyt miłe, racja. Mój ostatni rok za niedługo się kończy, wiesz o tym prawda?
Ha? Co ma głupi rok do siatki...Och...Otworzyłem szeroko oczy. Nie, zapomniałem, że jest przecież dwa lata starszy. Czyli że po wakacjach... Podniosłem zaskoczony wzrok.
- Załapałeś prawda? - uśmiechnął się smutno - Agh...naprawdę chciałem pograć dłużej z tobą, Tobio. Mecz za meczem...Jak widać nie było mi to dane. W finale byłeś naprawdę świetny - kąciki ust lekko powędrowały ku górze - naprawdę żałuje, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Po prostu mnie zignoruj, nie będę cię więcej zaczepiał - skończył opuszczając smętnie głowę.
"W finale byłeś naprawdę świetny" czyli on oglądał? Był na trybunach? Oikawa po wakacjach skończy swoją licealną siatkówkę... Nie będę mógł więcej grać przeciwko niemu. Nawet nie wiem czy więcej się zobaczymy. Teraz to ja czuję się winny. Chyba za bardzo na niego naskoczyłem...
Nie wiedząc zbytnio co zrobić podszedłem do niego, zabierając z rąk klucze. Czekoladowe oczy spojrzały na mnie zaskoczone.
- Weź, po prostu chodźmy już do pokoju. Po tej jeździe autobusem padam - trzepnąłem go dłonią w plecy, jednak nie za mocno. Tak...po prostu. Toś typu zacznijmy od nowa, okej?
Brązowe oczy popatrzyły na mnie z wdzięcznością.
I znowu ruszyłem do przodu, ale tym razem czekając na mojego towarzysza.
Tak jak pisałam, opowiadanie jest pisane tylko dla własnej uciechy. Z początku nawet nie miało być publikowane. Będzie spokojne i pewnie nieregularnie publikowane. Także jeśli kogoś zaciekawił pierwszy rozdział, zapraszam do śledzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top