Dodatkowy rozdział!
(W dodatkowym rozdziale Peter jest i się nie pokłócił z Viv, ale Viveka wie, że Mike i jego ekipa to Gangsterzy. Tylko Mike nie wie, że Viveka ma moce. Skąplikowane, ale się połapiecie xD Notatka na dole! 💙😘)
24.12.Jakiś tam rok... Hyhy.
To jest teeeen dzień! Werble proszę... ŚWIĘTA! Nie mogę się doczekać jak razem z Rhodey'em porobimy mnóstwo potraw. Może i tata też coś porobi z nami. Jas zajmie się dekoracjami a Peter sprzątniem. Jest o wiele szybszy od nas bo ma te swoje sieci. Dzisiaj specjalnie wstałam o 9:30, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wstałam i podeszłam do krzesła gdzie wisiała moja sukienka. Była czerwona a na dole była rozkloszowana. Miała odkryte plecy i była na ramiączkach. Do tego czarne szpilki na słupku. Wbiegłam do łazienki pełna energii i weszłam do kabiny. Umyłam porządnie ciało jak i włosy i wyszłam odświeżona. Wytarłam o ręcznik moje ciało i założyłam swoją sukienkę. Kiedy skończyłam podeszłam do lustra i zaczęłam się malować nucąc jakąś losową piosenkę. Tym razem mój makijaż był dość mocny, ale nie za bardzo. Wzięłam jeszcze czerwoną pomadkę i pomalowałam usta. Gotowa! Wyszłam z łazienki i pościelilam łóżko. Nagle Usłyszałam pukanie.
- Proszę! - krzyknęłam i już po chwili do pokoju weszła Jas w swojej pięknej białej sukience. Jej sukienka była cała koronkowa z długimi rękawami, do tego czarne szpilki podobne do moich.
- Hej Vivi! Gotowa? - pyta się również pełna energii.
- Zawsze i wszędzie! - szczerze się do niej, a ta ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wychodzimy z pokoju i ruszamy do salonu. Wieczorem ma dojść Mike i jego ekipa jak i ich rodzice. Tata chciał ich cholernie poznać, żeby zobaczyć czy dobrze wybieram sobie znajomych... Jak się później okazało bardzo się polubili. Tylko Peter i Mike nie przepadają za sobą... Starałam się przemówić Peterowi, że nie musi być zazdrosny, ale nie uspokoiłam go... Przyjdzie też Agatha i Max. Weszłysmy do salonu od razu czując przepiękny zapach różnych dań.
- Wooow! Rhodey pachnie cudnie! - krzyczy Jas rozkoszując się zapachem.
- To prawda Rhodey, jesteś niesamowity! -przytakuje siostrze.
- Dzięki dziewczyny, ale jeszcze tylko brakuje tu jakiś ciast - mruga do nas a my się śmiejemy podchodząc do blatów. Robienie ciast zajęło nam długo, ale w bardzo dobrym humorze. Jedyne co się zmieniło w tym roku to brak niektórych Avengers'ów... Ale obiecałam sobie, że nie będę o nich rozmyślać w tak ważny dla mnie dzień! Nawet moje urodziny są dla mnie mniej ważne niż Boże Narodzenie! Po dobrych 3 godzinach, ciasta i różne babeczki były upieczone. Kiedy wlewałam ciasto do blachy ktoś mnie złapał za biodra przez co trochę wylałam ciasto za blachę. Odwróciłam się i zgromiłam Petera wzrokiem, który szczerzył się do mnie.
- Cześć skarbie, pomóc ci w czymś? - zaśmiał się, uroczo uśmiechając. Westchnęłam i lekko się uśmiechnęłam.
- Mógłbyś ozdobić stół, jeśli ci to nie przeszkadza - mówię pokazując głową na wielki stół.
- Jasne, że mi to nie przeszkadza - oznajmia i rusza w stronę szafki gdzie trzymamy obrusy. Ciasto było już wylanę na blachę więc wzięłam je i włożyłam do piekarnika. Teraz tylko czekać. Podeszłam do Petera i pomogłam mu ozdobić stół. Kiedy skończyłam oznajmiłam, że idę się przewietrzyć na dwór. Jest w końcu zima więc więcej zabawy dla mnie. Opatuliłam się moją letnią kurtką i wyszłam. Zastanawiacie się dlaczego wziełam letnią kurtkę w zimę? No halo, jestem Panią zimy, mróz mi nie straszny! Poszłam w stronę mojego ulubionego parku w NY. Patrzyłam na te wszystkie szczęśliwe mordki widzące śnieg. Wspaniałe uczucie! Nagle zobaczyłam jakąś grubkę dzieci, które rzucają śnieżkami w jedną osobę. To jest chyba jakiś chłopiec, a oni się nad nim znęcają! Mają około 13 lat. Wkurzona postanowiłam trochę nastraszyć dzieci więc zatrzymałam wszystkie śnieżki które rzuciły dzieci obraniając chłopca leżącego na ziemi. Dzieci spojrzały po sobie przerażone, a ja z uśmiechem zaczęłam w nich rzucać śnieżkami. Oczywiście mocą bo gdybym podeszła pewnie zrozumią, że "czaruje".
- H-Hej! Uciekajmy stąd! Ten gość jest jakiś nienormalny! - krzyknął jeden z nich i po chwili czterech chłopców nie było. Podbiegłam do przemarźniętego chłopca leżącego na śniegu.
- Nic ci nie jest mały? - spytałam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- N-Nie - zająkał się i podał mi dłoń. Podciągnełam go i strzepałam trochę śniegu z jego kurtki - To ty zatrzymałaś w powietrzu te śnieżki? - zapytał zachwycony. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
- Tak, ale nikomu nie mów co widziałeś okej? To jest tajemnica. Umiesz dochować tajemnicy? - młody kiwnął głową, a ja znowu kiwnęłam głową - Super, liczę na ciebie...
- Cole - uśmiechnął się do mnie chłopiec.
- Fajne imię... Więc liczę na ciebie Cole! - powiedziałam i poklepałam jego ramię a potem ruszyłam w stronę domu. Weszłam do bazy i poszłam do salonu. Spacerek troszkę mi się przedłużył bo goście powinni już być. Weszłam do salonu i widząc Mike'a odwróconego tyłem do mnie postanowiłam wykorzystać sytuację. Cichutko do niego potuptałam i miałam mu zakrywać oczy, kiedy on się odwrócił i mnie podniósł przytulając. Co?!
-Jakim cudem wiedziałeś, że jestem z tyłu?!-Wydarłam się na niego wiercąc się w jego ramionach. To nie fair!
- Kochanie pytasz się gangstera o takie rzeczy? Usłyszę najcichszy dźwięk świata - zaśmiał się a razem z nim jego ekipa, z którą rozmawiał.
- Tak, tak, dobra przyznać się, który z was mu podpowiedział? - pytam się roześmianych przyjaciół.
- Akurat nikt z nas. Gangsterzy tak już mają, potrafią rozpoznać kroki znajomych i najcichszy szmer jest dla nas jak głośny huk. Twoje kroki są delikatne i strasznie ciche - zaśmiała się Lily.
-Co według mnie do ciebie nie pasuje bo nie jesteś cicha - zaśmiał się Harry a my razem z nim. Poczułam na sobie kolejny raz ramiona. Czyżby zazdrosny Peter? Odwróciłam głowę w stronę przytulańca i się uśmiechnęłam. Oczywiście, że mój Peter.
- Cześć Pet, coś się stało?
- Mogę cię porwać na moment? - pyta z tajemniczym wyrazem twarzy, którego nie mogłam odczytać.
- Jasne - złapał mnie za rękę i poprowadził do kuchni.
- Musisz z nimi spędzać czas? Czemu w ogóle ich zaprosiliście? - pyta się z wkurzonym wyrazem twarzy. Westchnęłam i złapałam jego dłonie w swoje.
- Skarbie rozmawialiśmy o tym... Lubię ich. Są dla mnie jak rodzina, która druga poszła w cholerę - oczywiście mam na myśli Avengers. Pierwszą była Agatha i Max, którzy też gdzieś tutaj są. To jest już moja trzecia rodzina, która chyba będzie ostatnią, ale kto wie? Jak Tony i Pepper się ożenią to pewnie będą chcieli zamieszkać razem. I chyba zabiorą swoje córki nie?
- Wiem, ale to są gangsterzy! Są niebezpieczni... - krzyczy cicho Pet.
-Ja też jestem niebezpieczna... Pamiętasz jak ci powiedziałam, że coś jest nie tak? Wtedy to jeszcze nic, ale moc dalej rośnie. To jest niebezpieczne więc jeżeli tak boisz się niebezpieczeństwa to mnie zostaw w cholerę! - krzyczę pod wpływem złości przez co niektórzy się na nas spojrzeli. Puściłam jego dłonie i podeszłam do taty.
- Wszystko gotowe śnieżynko! Zaczynamy co? - pyta się tata. Kiwam głową a tata delikatnie stuka łyżeczką w kieliszek zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych - Zapraszam do stołu, wigilię czas zacząć! - mówi tata a każdy w salonie zasiada do stołu. Obok mnie jest tata i Jas a na przeciwko mnie jest Mike. Postanowiłam być grzeczną dziewczynką i wzięłam talerzyk z opłatkiem wstając od stołu. Jestem w końcu gospodarzem domu więc rozdam opłatki. Kiedy skończyłam rozdawać każdy wstał.
- Życzę wam wszystkiego co dobre! Dużo zdrowia, prezentów, uśmiechu, szczęścia i... Miłości - tata spojrzał na młodzież przy stole jak i na mnie - I wszystkiego co sobie zażyczycie! - każdy zaczął wymieniać się życzeniami podchodząc do siebie więc zaczęłam od mojej kochanej siostry.
- Moja kochana starsza siostro! Życzę ci wszystkiego co dobre no i szczęcia z Peterem! - mówi a mój uśmiech trochę pobladł, ale jej tego nie pokazuje.
- Dziękuję Jas. Wszystkiego najlepszego i szczęścia z Mattem - mrugam do niej, a ta się uśmiecha promiennie. Przytuliłam ją mocno i podeszłam do taty, który jeszcze przytulał Agathe.
- Och moja myszka! - mówi tata i przytula mnie mocno. Chichocze na wymyślone przezwisko i odklejam się od niego.
- Kocham twój uśmiech więc chcę go widzieć więcej! Szczęścia, zdrowia, miłości, szczerej przyjaźni i wszystkiego co sobie zażyczysz skarbie. Wszystko czego chcesz dostaniesz ode mnie bo wiem, że dla ciebie zrobię wszystko. Kocham cię śnieżynko - prawie się popłakałam... Jejku tak bardzo go kocham.
- Tato... Ja... Nie wiem co powiedzieć... Wszystkiego dobrego i... Przytul mnie po prostu już... - brunet się zaśmiał i opatulił mnie swoimi ramionami. Cieszę się, że przynajmniej on mnie nie zostawił... To znaczy... Nie! Nie miałam o nich w ogóle wspominać! Ehh co za święta.c
***
Po życzeniach i rozpakowywaniu prezentów postanowiłam wyjść na dwór. Co z tego, że jest po 23:00? Chcę się przewietrzyć i gdzieś przejść, balkon nie wystarczy.
- Hej mała, gdzie idziesz? - no musiał się ktoś przywalić.
- Na zewnątrz - odpowiadam i mam już wychodzić, ale nie mogę przez niejaką rękę Pana Mike'a Jeffersona - Co? - pytam skołowana.
- Po co? - zapytał.
- A czemu nie? Nie jestem dzieckiem Mikey. Dam radę - mówię z błagającym wzrokiem i wyrywam się. Wychodzę z domu, ale za sobą słyszę jeszcze kroki.
- Idę z tobą! Sam potrzebuję świeżego, zimnego powietrza - nie przeszkadzało mi jego towarzystwo, ale wolałabym jednak iść sama. No cóż z tym upartym osłem nie pogadasz. Szliśmy w ciszy zostawiając ślady w śniegu. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam, że obok mnie nie idzie Mike. Gdzie on polazł? Nagle dostałam czymś w plecy więc odwróciłam się zdziwiona. Zobaczyłam Mike'a, który z uśmiechem podrzucał jedną śnieżkę. Przewróciłam oczami i z kwaśną miną złożyłam ręce w krzyżyk.
- Mike nie mam ochoty na zabawy - powiedziałam a on rzucił we mnie śnieżką na szczęście nie trafił bo się schyliłam - Lepiej przestań natychmiast! - mówię lekko rozbawiona, ale nadal udając, że mi się to nie podoba. Zaczął do mnie biec i nagle zatrzymał się przede mną kopiąc w śnieg przez co mnie nim ubrudził - Okej... Sam tego chciałeś... To jest wojna! - krzyczę i zaczynam zbierać pośpiesznie śnieg z ziemi.
On nie wie, że panuje nad śniegiem więc mam trochę fory.... Często w tej bitwie pomagałam sobie i dorabiałam mocą śnieżki. No co? Ta moc nie tylko jest do walki a do pomagania sobie też! Śmiałam się chyba przez całą bitwę. Kiedy obydwoje byliśmy w śniegu (on bardziej) usiedliśmy na zaśnieżonej ławeczce nie przejmując się śniegiem i zimnem. No bardziej on bo ja czułam się jak na wakacjach.
- I to jest moja Viv - mówi spoglądając na mnie. Wyciągnął fajki i wyjął jedną z nich a potem zaczął szukać ognia.
- A jaka byłam? - śmieje się - I jaka twoja?
- Wcześniej byłaś za bardzo zamyślona! I tak, jesteś moja - powiedział pewny siebie przykładając zapalniczkę do papierosa. Wyrwałam jego ogień i schowałam do kurtki.
- Chciałbyś... I masz nie palić - mówię bardziej poważnie. Westchnął ciężko i spojrzał na mnie.
- Viveka, tego się nie da tak prosto rzucić...
- Było nie zaczynać palić - mówię zniesmaczona.
- Byłem zagubiony. Nadal jestem a to mnie uspokaja - mówi spokojnie jak do dziecka.
- To ja cię uspokoję - palnęłam bez namysłu i pociągnełam go za rękę - Chodź zagubiona księżniczko - śmieje się i przyciągam do siebie całując go w policzek. Pociągnęłam go w stronę domu cały czas trzymając jego rękę bo głupek nie wziął rękawiczek więc starałam się ocieplić jego rękę. Moja skóra sama jest zimna, ale może coś to daję. Weszliśmy do domu i zdjęliśmy kurtki. Tym razem oczywiście założyłam jakąś cieplejszą, żeby nie było... Weszliśmy do salonu gdzie wszyscy rozmawiali a nawet niektórzy śpiewali kolędy (Echem... Większość rodziców... Echem) Usiadłam do stołu i napiłam się wina. Ktoś mnie tryknął w plecy więc się odwróciłam. Z tyłu był Peter, który pokazał palcem na balkon. Kiwnełam głową i wstałam od stołu zostawiając wino. Wyszłam na balkon a za mną szedł Peter. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią.
- Przepraszam - mówi cicho i oplata mnie od tyłu ramionami. Wzdycham i głaszcze jego rękę.
- Wybaczam... Ale błagam już nigdy nie rób tak zgoda? Ja na prawdę nic do niego nie czuję w sposób miłosny, jest dla mnie jak brat... I nie chcę go stracić tak samo jak ciebie - odwracam się do niego i bez myślenia wbijam się w jego usta. To były dziwne święta, ale wyjątkowe...
Koniec rozdziału dodatkowego!
****************
A o to i świąteczny rozdział!
Moje kochane misiaki! Życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, miłości, wspaniałych przyjaciół, kochanej rodziny, dobrych ocen, spełnienia marzeń bo marzenia nie są po to, żeby ich nie spełniać! I wszystkiego co sobie zapragniecie! Nie bójcie się pisać wariaty, jeżeli ktoś ma książkę to chętnie ją przeczytam! Możecie mi podawać swoje nicki na watt, a ja na pewno zajrzę! Kocham was moi kochani czytelnicy!💜💜
Życzy... Juliette10!
Wesołych świąt!❤️🎄🎄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top