38. Wesołe miasteczko
Zaraz zginę... Ręce całe mi się trzęsą, jestem spocona jak bym wyszła dopiero co z prysznica, a serce bije mi szybciej niż rapuję Eminem... Jestem totalnie w rozsypce. Zabiłam człowieka, kto by chciał być z mordercą? Nikt. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam dwa razy. Przez chwilę nic nie słyszałam i kiedy miałam jeszcze raz pukać drzwi otworzyły się. Zajrzałam do środka i zauważyłam Petera, który ma wystawioną rękę na mnie, ale później opuszcza ją. Pewnie wystrzelił sieć przez co klamka sama odpuściła i mogłam wejść. W pokoju był straszny bałagan. Nie podobnie do Petera... Siedział na fotelu nawet na mnie nie patrząc. Patrzył prosto w okno i podziwiał nocny NY. Nie wiedziałam jak zacząć więc wpatrywałam się w jego plecy jak i brązowe włosy, które uwielbiam dotykać.
- Wiedziałem, że przyjdziesz kiedyś. Nie wiedziałem, że z taką informacją - mówi pewnym siebie głosem.
- Peter... Słuchaj, ja ci to wytłumaczę i...
- Zapomnij - mówi przerywając mi. Zrobiłam zdziwioną minę i czekałam na ciąg dalszy, ale nie otrzymałam nic więcej.
- Słucham? O czym? - spytałam skołowana.
- Viv... Zapomnij o nas, proszę wytrzeszczyłam oczy i nie mogłam nic powiedzieć. Czy on mówi serio?
- A-ale o czym ty mówisz? Ja... Ja ci to wytłumaczę, tylko porozmawiajmy...
- Właśnie rozmawiamy - mówi i wstaję, odwracając się do mnie. Oczy ma załzawione a policzki strasznie zaczerwienione. Płakał? Przeze mnie?
- Daj mi to wytłumaczyć... Daj mi dojść do słowa! - podniosłam głos przez myśl, że mogłabym go stracić... Po policzku spłynęła łza, której starałam się ukryć, ale nie potrafiłam bo ten człowiek, łamie mi właśnie serce.
- Viveka... Zapomnij błagam. Nie rozumiesz, że nie potrafiłbym ci spoglądać w oczy z miłością tak jak wcześniej? Nie chce cię ranić nie okazując ci codziennie miłości. Muszę to przemyśleć, ale bez ciebie - wzdrygnęłam się. Spojrzałam na ściany, które były całe zaszronione. Lód przechodził coraz dalej i krył każdy kawałek ściany. Znowu na niego spojrzałam a on nie spuszczał mnie z oka - Przestań - mówi i spogląda na ściany.
- Gdybyś mnie wysłuchał, zrozumiałbyś, że moc mnie za bardzo pochłania. Nie chcę was skrzywdzić więc rozmyślam czy...
- Nie obchodzi mnie to Viv... Zrób co zechcesz, ale beze mnie.
- Czy nie uciec... - kończę to co mi przerwał, a on nawet nie drgnął.
- Chcesz uciekać? To nie w twoim stylu Viveka, ale skoro już uciekasz to ja nie będę musiał.
- Nie chcę po prostu was skrzywdzić...
- Ooo, a może pójdziesz do swojego Mike'a? Na pewno cię przyjmie z otwartymi ramionami - jego imię wysyczał wykładając swoją nienawiść do bruneta.
- Przecież Mike się tak bardzo nie liczy jak ty... Nie musisz być zazdrosny...
- Och wcale nie jestem. Pamiętasz? Już nic nas nie łączy - przez ból i płacz przyszła też nienawiść i złość.
- To co ty tu w takim razie robisz do cholery?! Wypierdalaj stąd skoro się mnie boisz! - podnoszę głos i czuję, że moje oczy zmieniły już kolor na biały.
- Nie boję się ciebie, po prostu nie chce być z osobą, która zabiła - syczy w moją stronę, a ja nie wytrzymuję. Podchodzę do niego i popycham go w bok, później otwieram balkon i odwracam się do niego.
- Więc wypierdalaj stąd - syczę na niego, a on się nie rusza - No, dalej. Powiedziałam coś nie? To już nie jest twój pokój. Idź sobie do ciotki - warczę groźnie, a on napina mięśnie.
- Zostaję tu noc i idę jutro rano - mówi spokojnie - Nie bądź dzieckiem.
- Ja mam nie być dzieckiem?! Gdybyś się nie obrażał jak baba z okresem i wysłuchał moich słów ty wolisz po prostu zerwać! Najwyraźniej to nie miało sensu a teraz wyjdź stąd albo ci pomogę.
- Nie chce mieć kontaktów z mordercą!
- Dobrze w takim razie nie życzę sobie, żebyś jeszcze jeden dzień był w moim domu. Tak więc wyjdź stąd. Teraz, albo ja ci pomogę - powtórzyłam, ale on nadal się nie rusza więc tak jak powiedziałam, pomogę mu. Teleportuje się za niego i szybko go wypycham za balkon. Pff, ma przecież sieci. Wbiegłam do pokoju i zamykam na klucz balkon.
- FIRDAY?! Zablokuj tutaj balkon! Peter Parker nie ma tutaj wstępu, jasne?! - krzyczę w przestrzeń i ocieram policzki od łez.
- Panienko Stark czy Pan Stark wyraził na to zgodę?
- Mój ojciec tobą rządzi jak i ja. Możesz nie wpuszczać tutaj tego cioty? To też mój dom, a nie chcę go w tym domu widzieć.
- Oczywiście Panno Stark - usłyszalan specyficzny dźwięk zamykanych drzwi i uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Dziękuję kochana - mówię i spoglądam na balkon bo jak strzała, Peter wyleciał w górę i jak piórko stanął na kafelkach. Podszedł do drzwi i złapał za klepkę szarpiąc za nią. Zaczął coś mówić i zgaduję, że do FIRDEY. Niestety coś nie wyszło. Uchyliłam okno i powiedziałam, że jego rzeczy oddam jutro. Wyszłam z dawnego pokoju mojego byłego chłopaka i ruszyłam do swojego pokoju. Miałam ochotę zalewać się łzami, ale zrozumiałam, że nie warto. Nie obchodzi go przecież moje życie, to co mnie obchodzi jego? Nic. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu i bez patrzenia kto to odebrałam.
- Czego? Od razu uprzedzam, że nie jestem w humorze - warczę w słuchawkę, ale głos chłopaka lekko mnie uspokoił.
- Może go naprawię? - odzywa się Mike, a ja lekko się uśmiecham.
- Och... Przepraszam, nie chciałam się unosić.
- Nic się nie stało mała. Coś poważnego? Tata się wkurzył na te wieści, aż tak bardzo? - westchnęłam na jego pytanie a w moich oczach pojawiły się łzy.
- N-nie tata... Peter... - przez chwilę słyszę ciszę, ale w końcu po drugiej stronie słychać warknięcie.
- Co ten jebany idiota zrobił mojej małej dziewczynce? - na jego słowa uśmiecham się szeroko. On zawsze mi poprawia humor. Jak starszy opiekuńczy brat.
- Ugh... To nie jest rozmowa na telefon Mike.
- W takim razie zabieram cię do wesołego miasteczka. Walić kino to takie nudy! - odzywa się od razu, a ja mam banana na twarzy.
- Naprawdę? Jejku nie jestem pewna. Każdy mógł widzieć wiadomości może się zlecieć policja...
- Nie martw się jeśli będzie trzeba skopie dupę nawet policjantą. Wszystko dla mojej kochanej siostrzyczki. Oj proszę... Powiedz staremu, że wychodzisz, a ja migusiem po ciebie podjadę.
- No... Dobrze. Zgoda.
- I o to chodzi mała! Zabrać ekipę czy chcesz pobyć sam na sam? - przez chwilę się zastanawiałam, ale w końcu odpowiedziałam.
- Sam na sam... Nie chcę mówić reszcie co się stało.
- Nie martw się, przy mnie się rozbudzisz mała. Zaraz będę - i się rozłączył. Weszłam do kuchni gdzie zastałam tatę rozmawiającego z Rhodey'em. Kiedy mnie zauważyli zamilkli i przypatrywali się co robię. Nie widzieli nigdy jak człowiek robi kanapki?
- No co? - pytam się kiedy siadam przy stole.
- Coś się stało, a ja nie wiem co. O co chodzi młoda? - odzywa się tata, a ja gryzę kanapkę.
- Peter ze mną zerwał. A tak w ogóle mogę iść do wesołego miasteczka?
- Jak to z tobą zerwał?! Przecież on tak się o ciebie martwił! - odzywa się Rhody.
- Najwyraźniej musiał się gdzieś ostro jebnąć - odzywam się nadal niewzruszona.
- Zaraz sobie z nim pogadam... - mówi tata i wstaję od stołu.
- Nie radzę. Na dworze jest zimno a w garniaku możesz zamarznąć.
- Jak to na dworze? - pyta się tata.
- Nie życzę sobie, żeby Parker stąpał po moim domu więc go wywaliłam i kazałam FIRDEY nie wpuszczać go do domu.
- Co?! Aż taka nienawiść w tobie wstąpiła? - wstaję i z chłodem w głosie odpowiadam.
- Gdybyś był mną i widział osobę, którą kochasz i która zrywa z tobą z obojętną miną co byś zrobił? Do tego jeszcze mówił, że moje życie go nie obchodzi więc ten związek może nigdy nie miał sensu - mówię cicho znowu z szklankami w oczach. Wzięłam talerz i wstawiłam go do zmywarki a potem pokierowałam się w stronę windy - A i jak już mówiłam, ale mi przerwałeś, idę do wesołego miasteczka z Mike'em więc się nie martw - drzwi od windy zamykają się, a ja oddycham z ulgą. Masakra... Słyszę, że dostałam powiadomienie z telefonu więc biorę do ręki telefon i odpalam ekran.
Od: Mikey <3
Czekam na Panią już na dolę :**
Do: Mikey <3
Okej, już schodzę ^^
Zmieniona nazwę użytkownika na: Gangsteruś!
Od: Gangsteruś!
Wariatka...
Śmieje się cicho wychodząc już z windy. Podchodzę do Mike'a i od razu go przytulam. On zawsze poprawi mi humor.
- Okej, a teraz mi opowiesz co się stało? - pyta się lekko zdenerwowany, ale widzę, że przy mnie stara się nie wybuchnąć. Zawsze tak robi... Przy mnie delikatny i opanowany, zawsze wie co zrobić, ale jak już nie jest koło mnie to też wie co zrobić a mianowicie przywalić komuś w twarz. Pięściami oddycha, ale nie przeszkadza mi to... Opowiedziałam mu o Peterze. Nie spodobało mu się zachowanie szatyna przez co chciał mu w tym momencie przyfasolić, ale uspokoiłam go i przytuliłam. To zawsze działa... Zanim się obejrzałam byliśmy już w wesołym miasteczku. Wyszliśmy z auta i ruszyliśmy na pierwsze atrakcję. Na początku poszliśmy na coś fajnego, ale nie niebezpiecznego. Czyli samochodziki! Cały czas ta faja mnie rąbała w tył! Oczywiście nie byłam mu dłużna... Następnie poszliśmy do domu strachów.
- Na pewno chcesz tam iść? - pyta się, a ja prychnęłam.
- Wymiękasz Mikey? - pytam się zadziornie, a on się uśmiecha lekko.
- Bardziej się martwię o ciebie. Będziesz miała pretekst do przytulenia mnie - mruga do mnie, a ja wywracam oczami i pokazuję mu język.
- Ugh... Nie przytulę cię! To pewnie jakiś słaby dom strachów.
- Okej, jak chcesz mała - podchodzimy do kasy, a ja jestem coraz mniej pewna tego pomysłu, ale teraz już za późno. Przecież ja się boję ciemności! Ale hej... Grałaś twardą to i możesz być twardą! Wchodzimy do wagonika, a ja zaczynam jeść popcorn. To moja tajna broń... Kiedy się boję to jem, kiedy jestem smutna to jem, kiedy jestem zła to jem i nie zgadnięcie! Kiedy jestem szczęśliwa to też jem! Wow! W tle słychać dziwne odgłosy jakby cięcia czegoś. Nagle przed nami pojawia się duch na co wybucham śmiechem a Mike dziwnie na mnie patrzy. Przecież widać, że tam jest jakaś piłka pod spodem! Kiedy się uspokoiłam usłyszałam piłę łańcuchową i przeraźliwy śmiech. Przysunęłam się delikatnie do Mike'a. No co? To Gangster on mnie obroni... Nasza kolejka się zatrzymuje a koło nas wyskakuje typ w masce z piłą łańcuchową. Jest cały we krwi która skapła mi na nogę. Piszczę i odruchową przytulam tego ucieszonego idiotę. Kolejka ruszyła szybciej omijając różne pająki i inne dziwne rzeczy aż w końcu zatrzymała się na świetle dziennym. Otworzyłam oczy i spojrzałam w bok gdzie ten debil się do mnie szczerzy. Prychnęłam i odepchnęłam go mamrocząc, żeby spadał na drzewo.
- Fajny dom strachów, przytulisz mnie jeszcze bo się boję! Popraw mi humor Vivi! - nabija się ze mnie Mike, a ja mam ochotę zedrzeć ten jego uśmieszek z twarzy. Hm... A gdyby tak... Stanęłam i złapałam go za rękę, żeby on też stanął. Popatrzył na mnie z bananem na buzi, stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha.
- Znam też inny sposób na poprawę humoru... - pogłaskałam go po włosach a on się spiął. Uśmiechnęłam się zwycięsko i zaczęłam jeździć ręką po jego policzku. Zaczął szybciej oddychać bo poczułam szybszy, cieplejszy, oddech na szyi - Jak widzisz to, że się przestraszyłam nie znaczy, że jestem słaba... Na poprawę humoru dam ci... Watę cukrową! Chodź! - daję mu buziaka w policzek i puszczam jego rękę ruszając przed siebie. Pfff, przecież nie dam mu się dotknąć! To jest tylko przyjaźń, a to co odwaliłam to tylko kara za śmianie się ze mnie! Nagle poczułam szarpnięcie za rękę i o mało się nie wywaliłam na ziemię. Pociągnął mnie Mike i teraz przyszpilował mnie do ściany jakiegoś straganu. Tylko, że jesteśmy z tyłu straganu, gdzie nikt nie widzi.
- Tak się bawisz? - uśmiecha się złowieszczo trzymając mnie za ręce. Przecież to Mike! Mimo, że trzyma mnie za ręce nad moją głową i ma ten swój chłodny wyraz twarzy trzyma mnie delikatnie i wiem, że nie chcę mi zrobić krzywdy.
- Spokojnie Ganguś, przecież lubisz takie durne pieszczoty - odzywam się z delikatnym uśmiechem.
- Znam lepsze pieszczoty - mówi uśmiechnięty i nagle mnie całuję. Zaraz... Co robi?! Mimo wszystko oddaję pocałunek... Tak. Jestem porąbana właśnie całuje tego palanta! Mogę śmiało powiedzieć, że to domy strachów przywiązują do siebie ludzi... Zarzuciłam ręce na jego szyję i przysunełam do siebie. Położyłam rękę na jego brązowych włosach i... Zaraz co? Mike jest brunetem przecież... Jezus czemu nawet kiedy się całuję z kimś innym to mam wrażenie, że to Peter?! Nie... Ja z nim zerwałam i... Nie mogę od razu po zerwaniu z innym się miziać za jakimś straganem w wesołym miasteczku! Odpycham od siebie lekko Mike'a, a on patrzy na mnie pytająco.
- Przepraszam, ale... Ja... - staram się patrzeć mu w oczy, ale dość ciężko mi to idzie.
- Wiem mała, wciskasz sobie kit, że już ci na nim nie zależy, ale sama siebie okłamujesz... To moja wina, nie powinienem cię całować.
- Nie zależy mi na nim! To dupek i...
- I nadal tego dupka kochasz... - wzdycham i zabieram swoje ręce oddalając się trochę bo jego wzrok mnie przytłaczał.
- No... Niby taaa... Ale mi przejdzie!
- On potrzebuję czasu, a ty powinnaś mu go dać... Kochasz go. Dla miłość wszystko. Chcesz go zostawić dla jakiejś innej blond sucz?
- Nie no co ty! Życie mu się zmarnuję...
- Czyli jednak ci zależy? - uśmiecha się triumfalnie.
- Tak... Zależy. Jasne? Już? Ucieszony?
- Bardzo. Ja wiem, że on cię skrzywdził, ale on też cię nadal kocha... Jak będziesz czekać, ja zawsze będę przy tobie - przytula mnie i całuje w włosy.
- A jak już przestanę czekać? Gdzie ty będziesz? - pytam się.
- Nie wiem, nie chce cię narażać na kogoś z Kingów. Pewnie przeszukali kamery i cię już znają na blachę.
- Kto?
- Drugi gang.
- Dam sobie radę, chyba zapominasz, że nie jestem małą niewinną dziewczynką! Jestem silniejsza od nich.
- Nie wiesz tego. Oni są nieprzewidywalni Viveka...
- Nieważne. Idziemy stąd czy nadal będziemy gadać za straganem?
- Co? A tak, tak, chodźmy - mówi jakiś zamyślony i łapie mnie za rękę. Nie czuję się skrępowana przy nim. To był jeden jedyny pocałunek to tak jakbym grała w butelkę i kazaliby mi pocałować Mike'a. Zrobiłabym to bo to nic strasznego. Chodzimy po straganach, a ja jak mała dziewczynka cieszę się z pięknego widoku. Słońce powoli zachodziło i na niebie pojawiły się różowo, pomarańczowe odcienie. Przystanęłam na kilka sekund przy jednym ze straganów bo moją uwagę przykuł wielki kremowy misio.
- Dzień dobry, można zagrać? - nagle słyszę głos Mike'a. Patrzę na niego zdziwiona, a on tylko puszczą mi oczko.
- Oczywiście, dolara po proszę! - Mike płaci Panu za ladą i puszcza moją rękę przed tym całując mnie w grzbiet dłoni. Zabiera trzy piłeczki i podaje mi dwie, żebym mu potrzymała. Rzucił pierwszą piłką w puszki i strącił połowę. Wziął ode mnie jeszcze jedną i strącił drugą połowę. Zaczęłam klaskać i szczerzyć się do Mike'a.
- Brawo! Proszę wybrać nagrodę - mówi Pan, a ja rozglądam się w poszukiwaniu tego misia. Nie ma go?!
- Tego szukasz? - odzywa się Mike, a ja przenoszę wzrok na niego i na to co trzyma w rękach. Podaję mi tego wielkiego misia, a ja szczęśliwa piszczę i rzucam mu się na szyję.
- Dziękuję, jest śliczny!
-Będzie ci o mnie przypominać... - szepcze.
- Nie mów tak... Nigdzie nie idziesz!
- Na razie nie. Więc chodź, pójdziemy jeszcze na diabelski młyn i wracamy do domu. Znaczy odwiozę cię - kiwam główką i biorę pod pachą Williama. Tak, nazwałam tego misia Will! To słodkie imię. Mike zapłacił przy budce za bilety i już po chwili mogliśmy wejść do wagonika czy jak tam to się nazywa.
- Woooow! Widziałeś jaki ładny widok? - mówię przytulając Williama do swojej piersi.
- Co? Mhm tak, ładny - mówi nawet nie patrząc za plastikową szybę.
- Hej co jest? - pytam się kładąc rączkę na jego kolanie. Dopiero wtedy na mnie spogląda.
- Słuchaj... Jest sprawa bo... Mamy nową misję z ekipą i... Nie będzie nas trochę.
- A... Trochę to znaczy... Ile? - pytam zdziwiona - Trzy tygodnie? Miesiąc?
- No tak... Rok? - mówi nadal patrząc dzielnie w moje oczy. Rok?! Dlaczego tak długo?!
- Co? Rok to... To strasznie długo! Dlaczego chcesz mnie zostawić?! - krzyczę i wstaje na równie nogi puszczając Willa.
- Hej... Mała... Nie chce, strasznie nie chce. Ale muszę... To jest moja misja i muszę pojechać do... Londynu - głaszcze mnie w policzek. Nic nie mówiłam wpatrując się w swoje buty i na Williama, który leżał na ziemi - Ja... kocham cię mała... Jak siostrę, ale nie mogę opuścić misji.
- Przed chwilą mówiłeś, że przy mnie zostaniesz!
- Tak, ale... Musiałem załagodzić sytuację... Nie kłamałem. Zawsze będę przy tobie Vivka.
- A jak będę czekała na niego? Ty już dawno polecisz do Londynu?
- Nie... Idziemy na misję za tydzień więc możliwe, że już się pogodzicie...
- Jesteś walnięty? Tydzień nie wystarczy! Czyli kłamałeś!
- Słuchaj chciałbym być przy tobie, ale...
- Od jak dawna wiesz? - pytam wkurzona do granic możliwości więc pewnie moje oczy już są białe... Ale jakoś Mike nie zwraca na to uwagi.
- No... Może najpierw wyjdziemy na zewnątrz i porozmawiamy na osobności? Ludzie są na dole i na górze może ich wkurzają nasze krzyki?
- Od jak dawna WIESZ?! - wydzieram się dając nacisk na ostatnie słowo. Trzymajcie mnie bo mu przywalę!
- Od dwóch miesięcy... A myślisz, że dlaczego spędzałem ten czas z tobą? Chciałem, żebyś mnie jak najwięcej zapamiętała. Każdy szczegół. I jak wrócę, to żebyś pamiętała o mnie... - poczułam jak moje oczy wracają do zielonego koloru. To urocze, ale dlaczego?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem, żebyś przez te dwa miesiące chodziła smutna i udawała przed mną szczęśliwą i radosną. Chciałem cię mieć przez te dwa miesiące, ale chciałem prawdziwą Vivi. Przepraszam, że ci nie powiedziałem... - mówił, ze smutkiem wypisanym na twarzy. Kopnęłam misia w bok i podeszłam do Mike'a przytulając go. Jak mogłam być na niego zła? Chciał dobrze.
- Rozumiem. Wkurzyłam się, ale wiem, że jesteś gangsterem więc masz te swoje misję... Ale co z tym drugim gangiem?
- Ta misja jest właśnie po to... Tam gdzie my pójdziemy oni nam drepczą po piętach. Więc zaciągniemy ich do Londynu przez co zapomną o tobie. Cały rok powinien wystarczyć...
- Robicie to z mojego powodu? Oszalałeś?! Mogłam im skopać tyłki, a ty byś był ze mną! Nie zgadzam się! Odwołaj misję, albo ja to zrobię!
- Viv, to dla twojego bezpieczeństwa.
- Umiem walczyć. Umiem nawet zabić! Nic by mi nie było a wy to robicie dla jakiejś kretynki!
- Nie jesteś kretynką! Robimy to dla ciebie, ale tracimy cię. Coś za coś. Chce tylko, żeby jak wrócę... Pamiętała o mnie. Jasne? - pyta się mrużąc na mnie oczy. Kiwam głową i wtulam się w jego tors. Czy ja naprawdę muszę wszystko niszczyć nawet o tym nie wiedząc? Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Został tydzień więc muszę go dobrze wykorzystać...
C.D.N
*****************
Echem... Ktoś tu jest? Tak, wiem, wiem zabijecie mnie! No, ale musiałam dodać trochę pikanterii! Ze smutkiem muszę stwierdzić, że jeszcze parę rozdziałów i koniec książki :< Ale mogę wam zdradzić, że druga część możliwe, że będzie hyhy...
A może pytanka?
1 .Co myślicie o zdaniu Petera związku z Viv? Dobrze zrobił, że zerwał z nią?
2. Co myślicie o misji Mike'a? Będziecie za nim tęsknić czy niekoniecznie?
3. Macie pomysły jak potoczy się książka?
4. Czy Peter i Vieveka do siebie wrócą? Jak myślicie?
A więc miłego dnia albo miłej nocy kochani!❤
Do napisania😘🙋🏼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top