36. "Co ja zrobiłam..."
- Idziemy? - pyta się uśmiechnięty.
- Jasne! - mówię i ruszamy w powolnym kroku do najbliższej lodziarni.
Po kilku chwilach znaleźliśmy się koło lodziarni. Nie za bardzo wiedziałam o czym mamy rozmawiać, więc w ciszy czekaliśmy na nasze szejki. Ja wziełam czekoladowego a on wanilię.
- Więc? - spojrzał na mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Co? O co ci chodzi? - zaśmiał się seksownie jak to ma w zwyczaju i powiedział.
- Ty i ten twój chłoptaś... - powiedział wyluzowany. Na moich policzkach pojawił się czerwony odcień połączony z różowym. Czemu akurat ten temat?
- Nawet dobrze... Chociaż jutro ma być bal a wredna małpa Liz mi go zabrała... No, ale ogólnie to staram się nie myśleć o drużynie i wojnie bohaterów... Dużo się działo u mnie, ale teraz muszę myśleć co się stanie w przyszłości i nie patrzeć na przeszłość - spojrzał na mnie braterskim wzrokiem i odezwał się łagodnie.
- Hej mała... Pamiętaj, że możesz mi się zwierzyć. Wiem jak bardzo to przeżywasz... Avengers to była twoja rodzina, ale... Wszystko się zmieniło. Ty też się zmieniłaś. Mam wrażenie, że teraz jesteś dorosłą kobietą a minął tylko rok od naszego poznania. Kiedyś wydawałaś się małą bezbronną Viveką a teraz jesteś bardziej dojrzała.
- Na prawdę? - spytałam zdziwiona odbierając swojego szejka.
- Na prawdę - odpowiedział również sięgając po swojego szejka - No a tak teraz całkiem poważnie. Wyjebać tej małpie Liz? - zaśmiałam się razem z nim i ruszyliśmy ścieżką rozmawiając. No i jak zwykle wygłupiając się. Przy nim nawet nie zauważyłam, że jest tak cholernie ciemno. Od małego boję się ciemności. W każdej chwili jakiś psychol może na mnie wyskoczyć, a ja nie zdążę zaatakować.
- Co ty na to? - z moich rozmyśleń wyrywa mnie Mike, który patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
- Eee, zamyśliłam się... Możesz powtórzyć? - przekręca oczami i znowu mówi.
- Ja wiem, że jak wspomniałem o twoim chłoptasiu to już odlatujesz, ale bądź tak miła i mnie słuchaj co? - skuliłam się i powiedziałam.
- Przepraszam, ale jest tu tak ciemno, a jak... - nagle Mike się zatrzymał i odwrócił się w moją stronę. Złapał mnie pod dupą i w mgnieniu oka podniósł przerzucając mnie na jego ramię. Ruszył tak jakby nic się nie stało i do tego walnął mnie dwa razy w tyły - Hej! Mike, puść mnie! I zabieraj łapy bo ci je połamię!
- Jezuuu, kobieto nic ci się ze mną nie stanie.
- Zabieraj łapy! - pisnęłam wkurzona. Zaśmiał się, ale grzecznie przerzucił dłoń na tył kolana - A teraz mnie postaw! Dlaczego w ogóle to zrobiłeś?!
- Bo to jest znak, że nic ci się nie stanie. Jeżeli sama chcesz iść to masz mi nie marudzić, że się boisz. Ufasz mi? - spytał stając w miejscu. Kiwnęłam głową mimo, że tego nie widział.
- Tak, ufam ci...
- Nie bój się. Ze mną nic ci się nie stanie - powiedział odstawiając mnie na miejsce. Popatrzyłam mu w oczy i lekko go przytuliłam. I pomyśleć, że rok temu bałam się go... A teraz jest dla mnie jak brat. Nadal jest dupkiem, który pali i pije kiedy chcę, ale przestał bawić się kobietami. Jest bardziej delikatny i czuły niż wcześniej. Cały czas mówi, że dziękuję mi bo gdyby nie ja nadal był by takim dupkiem jak kiedyś. Oderwaliśmy się od siebie a on znowu powiedział.
- Spytałem wcześniej czy może nie pójdziemy z ekipą jutro do kina albo parku. Co ty na to?
- Jasn...
Przerwałam kiedy usłyszałam jak ktoś przewraca... Śmietnik? Spojrzałam przed siebie gdzie kilka kroków dalej był ciemny zaułek. Zaczęłam się niekontrolowanie trząść mimo, że za mną był Mike.
- Zostań tu - odezwał się swoim starym lodowatym głosem. Kiedy jest jakieś zagrożenie, Mike zmienia się w dawnego dupka, ale kiedy jest w gronie swoich jest uśmiechnięty i żartuje tak, że boli mnie brzuch i szczęka od śmiania się. Oczywiście zostałam tak jak kazał a on ruszył pewnym krokiem w stronę ciemnego miejsca. Opatuliłam się rękami i czekałam, aż powie, że to tylko jakiś bezpański kot czy pies.
- Hej cukiereczku - pisnęłam i odwróciłam się do jakiegoś umięśnionego typka. Mogłabym mu skopać tyłek, ale Mike jest z tyłu, a on nie słucha wiadomości nie wie kim jestem... Wie tylko, że jestem córką Starka i że tak samo jak Jas ukryłam się podczas wojny bohaterów. Facet zaśmiał się a koło niego pojawiło się jeszcze czterech wielkich typów. Przede mną pojawił się Mike, który ze swoją miną sukinsyna odezwał się chłodno.
- Czego chcecie? Wypierdalać! - podniósł głos na co się wzdrygnęłam.
- Chcemy się tylko zabawić, Mike wiesz, że to tylko takie igraszki - odezwał się jakiś facet.
- Spróbuj jej dotknąć a ci połamie wszystkie kości - wysyczał zdenerwowany i przywalił jednemu z pięści w twarz. No i zaczęłam się walka, która przeniosła się do ciemnego zaułku. Kiedy Mike zajął się czwórką typów jeden z nich starał się mnie gdzieś zabrać, ale mu na to nie pozwoliłam. Walnęłam go w czułe miejsce a potem rąbnęłam go z pół obrotu. Dwóch z nich złapało mnie za ramiona i przygwoździło do ściany tak, że nie mogłam się ruszyć. Mike stara się unieszkodliwić chyba ich szefa. Jednak kiedy dostał w brzuch a potem jeszcze dobił go przywalając mu z buta w twarz, wiedziałam już, że nie podniesie się mimo, że chce mi pomóc. Swoją drogą jakim cudem on umie tak dobrze walczyć? Trenuję coś?
- Michael! - krzyczę kiedy chłopak pluję krwią.
- Teraz ty... - powiedział zmachany facet, a ja nie wiedziałam co zrobić. Nie chcę ujawniać swoich mocy, ale też nie chcę zostać zgwałcona i pobita! Muszę wybrać i to mi się wcale nie podoba.
- Jak widzisz Mike nie dał rady. Jest słaby, tak jak ty - mówił z obleśnym uśmiechem. Podejdź bliżej to na ciebie zwymiotuje... Ale zaraz skąd on wie jak Mike ma na imię?
- Szefie... Czy to nie jest Viveka Stark? - mówił jeden z nich przestraszony.
- Wow! A to ci niespodzianka! Pobawimy się z młodą Stark... - gdzieś w tle usłyszałam pełen bólu jęk Mike'a, ale złość przekroczyła moje granicę i nie słuchałam co ten oblech do mnie jeszcze mówi. Moje oczy stały się białe a skóra jeszcze bladsza niż wcześniej.
- Na pewno chcesz mnie dotknąć? - wysyczałam a z moich ust wylatywała para od zimna - Nie mam ochoty się z tobą bawić bo właśnie mój przyjaciel przez ciebie cierpi. Nienawidzę ludzi bez uczuć... - mówiłam chłodnym i lodowatym tonem. Wszyscy na mnie patrzyli jak na jakaś nie normalną. Nie dziwie się im. Na razie starałam się unikać wzroku Mike'a, ale wiem, że i tak zaraz będę musiała z nim poważnie porozmawiać. No chyba, że straci przytomność... Miejmy nadzieję, że nie bo sama go nie uniosę, a nie chcę martwić Petera czy tatę. Odepchnęłam od siebie dwójkę trzymających mnie typów i zaczeła się walka.
Moja moc jest o wiele silniejsza. W sumie moje wszystkie moce są silniejsze. Nie muszę już najpierw wyobrażać sobie miejsce gdzie chcę się przeteleportować tylko od razy to robię. Niewidzialność się nie zmieniła, no bo jak? Za to moc lodu jest o wiele silniejsza niż kiedyś. Jest bardziej wytrfalsza, silniejsza co nie pomaga napastnikowi i mogę odepchnąć o wiele więcej osób. Za to ja jestem bladsza i zimniejsza niż wcześniej. Kiedy się wkurzam moje oczy mogą zmienić się na kolor biały co jest wielkim minusem bo tego nie da się zatrzymać, dlatego w szkole muszę być bardzo czujna i muszę uważać. Moje włosy są jaśniejsze podchodzące pod biały. Moje znamię nadal jest dla mnie zagadką... Ostatnio ze zwykłego płatka śniegu zrobiły się oszronione liny. Jest o wiele większy niż wcześniej.
Złapałam jednego typka, który starał się mnie przy dusić i powaliłam go na ziemię. Później zrobiłam ostry sopel i wbiłam go w jego nogę. Zawył z bólu, ale nie zwracając na niego uwagi odwróciłam się do pozostałej dwójki. Jeden ich szef i drugi przydupas. Oboje tak samo posrani ze strachu. Żenada. Cofnęłam się w tył i zniknęłam im z oczu. Tak jak myślałam, zaczęli uciekać myśląc, że dałam im spokój. Teleportowałam się na jakieś deski i strzeliłam do jednego kulą śniegu która sprawiła, że upadł nieprzytomny. Został ich szef... Znowu się pokazałam i wyszłam z cienia. Za pewne wyglądałam jak Pani zimy, tylko nie ta radosna... Radosną Panią zimy była moja mama, teraz jestem tylko ja. Koleś uklęknął na kolana i zaczął mnie błagać.
- Nie, proszę ja nie chciałem... Wybacz mi, błagam - idiota. Nie zamierzam go zabić, ale ukarać mogę.
- Zamknij się - powiedziałam z chłodem w głosie - Wielu ludzi nie chciało a jednak robią błędy. Teraz ty za tę błędy zapłacisz - popchnęłam go nogą tak aby leżał i zaczęłam go bić.
- V-Viveka? - usłyszałam głos bólu. Nie zwracałam na nic uwagi i przez chwilę przestałam go bić.
- Mogę mieć ostatnie życzenie? - wyszeptał.
- Nie - nawet nie wiem kiedy wbiłam mu sopel prosto w serce... Świat się zatrzymał, wszystko ucichło. Lekko się uśmiechnęłam, ale potem szybko się zorientowałam co zrobiłam. Zabiłam człowieka. Odskoczyłam od niego, kiedy krew zaczeła wypływać z ciała. Oczy zmieniły kolor na normalny, skóra zaczeła mnie szczypać od potu, a moje policzki przybrały koloru różowego.
- Viveka? C-co ty zrobiłaś? - znowu usłyszałam cichy szept. Spojrzałam na niego odrywając oczy od nieruchomego ciała z pustymi oczami skierowanymi na mnie.
- Z-zabiłam człowieka. Zabiłam go... - powiedziałam i opadłam na kolana. Czemu to zrobiłam?! Dlaczego? On mi przecież nic nie zrobił! Chciał, ale nie zrobił! To ja się stałam potworem nie on. Z moich oczu poleciały słone łzy. Co ja zrobiłam? Mike coś do mnie mówił, ale nic do mnie nie docierało. Jak ja spojrzę tacie w oczy? Albo Peterowi czy Jas? To nie może być prawda. Ja nie zabijam! Ja ratuję cudze życia! A może ratowałam? Czemu się uśmiechnęłam patrząc jak traci człowiek życie? Dlaczego wbiłam mu ten sopel w serce? Czemu?! Popatrzyłam na Mike'a, który stara się do mnie coś mówić. A on? Co jeżeli on też się ode mnie odwróci? Zostanę sama? Ale ja nie chcę. Mike wstał ociężale i złapał mój policzek ocierając nadal płynące łzy. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Wyostrzył mi się słuch jak i wzrok. Pierwsze co usłyszałam to słowa Mike'a i gdzieś w tle grzmot. Burza.
- Viveka?! Słyszysz mnie? Błagam musimy stąd spadać! Każdy mógł usłyszeć tą walkę! Zaraz mogą się pojawić psy! Chodź stąd! - krzyczał Mike, a ja poczułam pierwsze krople na moim ciele. Rozcięty łuk brwiowy zaczął mnie szczypać przez wodę. Czerwona ciecz zaczęła spływać mi po mojej twarzy. Usłyszałam policyjny sygnał. Poczułam jak ktoś szarpie mną w górę więc bez sprzeciwu wstałam na miękkie nogi i dałam się poprowadzić Mike'owi.
- Biegnij dopóki ci nie powiem, żebyś przestała jasne? Nie odwracaj się i biegnij - powiedział patrząc na moją twarz.
- Co? Po co mam biec? - wyszeptałam cichutko.
- Będę za tobą, obiecuję. Biegnij. Już - warknął i mnie lekko popchnął na prostą drogę. Zaczęłam biec przed siebie. Czułam jak Mike również za mną biegnie więc trochę się uspokoiłam. Nie wiem dlaczego biegłam, ale ufałam Mike'owi. Brałam głębokie wdech biegnąc najszybciej jak umiałam. Po jakiś 10 min zwolniłam walcząc o oddech. Wiedziałam już, że nie dam rady biec dalej.
- Mike... Ja już nie dam rady - jęknęłam biorąc duże wdechy.
- Jeszcze chwila. Jestem tuż za tobą, musisz dać radę skarbie - powiedział gdzieś z tyłu. Znowu trochę przyśpieszyłam, ale czułam jak moje mięśnie przestają ze mną współpracować. Moje płuca, aż paliły i czułam, że zaraz padnę na ziemię i już nie wstanę.
- Mike... Ja naprawdę już nie mogę - wysapałam stając w miejscu. Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy. Mike przed chwilą mnie wyprzedził, ale szybko stanął w miejscu i spojrzał na mnie. Wziął kilka głębokich wdechów i podszedł do mnie. Usiadłam koło jakiegoś budynku i złapałam się za brzuch gdzie miałam kolkę. Mike przysiadł się i oparł głowę o budynek. Trfaliśmy w ciszy, której nie miałam ochoty przerywać. Nie miałam na nic ochoty. Z moich włosów spływała woda a moje ubrania były przemoknięte do suchej nitki.
- Wszytko okej mała? - powiedział z chrypą. Kiwnęłam lekko głową i zamknęłam oczy. A było biegać ze Steve'm rano... - Musimy iść dalej, jesteśmy jeszcze za blisko od tego zdarzenia - westchnęłam. Położył swoją dłoń na moim ramieniu i potarł kciukiem mokry materiał.
- Ja już naprawdę nie mogę - powiedziałam cicho.
- To możemy iść. Co ty na to? - spytał łagodnie.
- Okej... - wyszeptałam. Wstał z podłogi i wyciągnął w moja stronę rękę. Przyjęłam ją wstając i ruszyliśmy wzdłuż drogi. Okryłam się rękami i w ciszy słuchałam jak moje buty na podwyższeniu stukają o asfalt. Mike zdjął swoja bluzę i okrył mi ramiona nic nie mówiąc. Jego bluza również była mokra ale dawała trochę ciepła.
- Nie czuję zimna - szepnęłam a on na mnie spojrzał.
- Cała dygoczesz - powiedział spokojnie.
- A jak myślisz dlaczego? - zagryzłam policzek, ale okryłam się szczelniej jego bluzą. Nie odpowiedział a szedł przed siebie. Nie chciałam trwać w ciszy więc znowu zapytałam - Gdzie idziemy?
- Prześpisz się u nas - odpowiedział skracając swoją wypowiedź.
- Dlaczego? Nie mogę iść do domu? - spytałam się zatrzymując. Również stanął i w obojętnej minie powiedział.
- Nie. Jesteśmy za daleko. Jeżeli chcesz możesz zostać przed furtką - odpowiedział i znowu ruszył przed siebie. I wrócił stary Mike. Tego, którego mam ochotę zabić. Ruszyłam za nim. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś blokiem. Nie znam tej dzielnicy.
- To co? Zostajesz tutaj? - spytał się z cwaniackim uśmiechem.
- Wal się - warknęłam i weszłam pierwsza przez furtkę. Dogonił mnie i wszedł na schody a potem stanął koło drzwi. Mike zadzwonił dzwonkiem i nic się nie odzywając czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy.
- Nie kojarzy ci się coś? - spytał spoglądając na mnie. Spojrzałam na niego z pytającym wzrokiem i zanim coś powiedziałam znowu się odezwał.
- Ten dzień kiedy pierwszy raz miałaś spotkać moją ekipę. Ta sama sytuacja. Ty, która jest cicha co jest, aż niemożliwe i ja jak zwykle wyluzowny. Zaraz pewnie Alex otworzy nam drzwi, w środku na prawie tych samych miejscach będę siedzieli nasi przyjaciele, no oprócz Jack'a - wzdrygnęłam się na imię, którego nienawidziłam. Jack jest na mojej liście znienawidzonych osób. Zawitał tam też Gavin. Kiedyś był tam mój tata, ale to się zmieniło. Miałam mu już coś odpowiedzieć kiedy blond czupryna wyjrzała za drzwi. Tak, to był Alex.
- Siema gówniarzu - przywitał się Alex w swoim stylu. Mike był o kilka lat młodszy od Alex'a więc często tak się witali - Cześć piękna. Co tutaj robisz i czemu masz krew na twarzy? - tym razem odezwał się do mnie. Hm... Może dlatego, że zabiłam człowieka?
- Zapytaj się swojego kolegi. Wolała bym być w domu - odburknęłam zdecydowanie nie w humorze. Ominęłam drugie pytanie bo nie chciałam mówić o zabitym przez emnie człowieku. Alex otworzył nam szerzej drzwi przez co mogliśmy wejść do środka. Od razu, kiedy weszłam zaatakowała mnie blond dziewczyna.
- Vivi, tęskniłam! - wykrzyknęła Lily przytulając mnie do siebie. Nie miałam ochoty na piski, przytulasy i inne bzdety, ale faktycznie nie widziałam się z Lily długo a jest dla mnie jak siostra więc dla niej przeżyje te czułości.
- Tak, ja też - mruknęłam i oddałam uścisk.
- Lily, zaraz ją udusisz - powiedział Alex - Daj jej zdjąć swoje rzeczy.
- Jejku... Dobrze! Chyba wiem co nie? - powiedziała i odkleiła się ode mnie dając mi buziaka w policzek. Nagle się zatrzymała i wytszerzczyła oczy - Co ci się stało?!
- Długa historia... - zdjęłam kurtkę i buty a potem poszłam za ciągnącą mnie blondynką.
- Ludzie! Patrzcie kto nas odwiedził! - krzyknęła Lily a każda para oczu spoczęła na mnie.
- Czy to nasza najjaśniejsza gwiazda? - spytała Olivia jak zwykle pięknie ubrana. Wstała z miejsca i mnie przytuliła. Oddałam przytulasa z fałszywym lekkim uśmiechem.
- Cześć Oli.
- Co ci się stało? - spytał się Harry.
- Czy każdy musi zadać to pytanie? Nic mi nie jest... - przez chwilę była cisza, ale Ashley się odezwała.
- Myślałam, że już nas nigdy nie odwiedzisz! Ciągle z tym Mike'em - powiedziała uśmiechnięta różowo-włosa, która leżała na kanapie. Ona zawsze musi leżeć, nigdy nie siedzi... Wstała i dała mi buziaka w ten nie brudny policzek a potem znowu walnęła się na kanapę. Podeszłam do Harry'ego i dałam mu buziaka w policzek na co się uśmiechnął. Odwróciłam się do reszty i powiedziałam.
- Miło was w końcu widzieć, ale dzisiaj nie imprezuję. Nie mam ochoty. Tylko czy mogę tu przenocować? To nie będzie problem? - spytałam się cicho. Przyszłam tu tylko po to, żeby przenocować... To trochę nie fair. Ale ja na prawdę nie mam na nic ochoty. Marzę tylko, żeby to był jedynie zły sen.
- No co ty! Ty nigdy nie przeszkadzasz moja droga! Prześpisz się tutaj na kanapie, jeżeli to nie problem? - odezwała się Lily swoim jak zawsze wesołym głosem. Miałam jej już odpowiedzieć, że nie widzę problemu, ale Mike mnie wyprzedził.
- Prześpi się u mnie. Muszę z nią porozmawiać - powiedział patrząc mi w oczy Mike.
- Nie zamierzam spać z tobą i nie mam zamiaru z tobą rozmawiać - zaprotestowałam stanowczym głosem, również patrząc w jego oczy.
- Chyba wyraziłem się jasno? Mam w dupie, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Zrobisz to bo tak mówię, prawda skarbie? - powiedział chłodnym tonem. Tak. To jest stary Mike. Ten który nie wie co to jest delikatność i ten który zawsze robi to co chce. Patrzyłam na niego wkurzona i z założonymi rękami. Tym razem ze mną nie wygra. Już się go nie boję. Wiem, że nic mi nie zrobi.
- Powiedziałam, że się nie godzę - wysyczałam w jego stronę. Każdy na nas patrzył w skupieniu nie wiedząc co się dzieję. Nagle Mike ruszył w moją stronę. Zaczęłam się instynktownie cofać nie rozumiejąc do czego to zmierza. Kiedy był koło mnie blisko, tak po prostu przerzucił mnie przez swoje ramię. Od zawsze byłam jak taka lalka, którą można podrzucać i bawić się. Warknęłam wkurzona i zaczęłam się wiercić kiedy ten debil ruszył w stronę schodów bez żadnego słowa.
- Puszczaj mnie kretynie! Słyszysz?! Masz mnie puścić! - krzyczałam na niego, ale on nie zwracał na mnie uwagi.
Wszedł do jakiegoś pokoju i brutalnie rzucił mnie na łóżko. Świnia... Usiadłam na łóżku i patrzyłam na niego z mordem w oczach. Stał z skrzyżowanymi rękami patrząc na mnie z obojętnym wzrokiem.
- Czego? - warknęłam wkurzona. Nie będę mu nic mówiła! Za dużo widział... - Nie mam ochoty o tym rozmawiać... - stał wpatrując się we mnie. Po kilku minutach ciszy odezwał się.
- Nie zastanawiałaś się może... Dlaczego mieszkamy wszyscy razem?-Spytał ni z tego ni z owego.
- Nie. Nie interesowałam się tym - mówię lekko zdziwiona. Co mnie to obchodzi?
- Ja mam sekrety i ty też masz. Może czas je ujawnić? - spytał przybliżając się do łóżka. Cofnęłam się a on usiadł.
- Zaczynaj - powiedziałam zaciekawiona.
- Tylko... Zochowaj to dla siebie co? Bo jak nie to będę musiał ci zrobić krzywdę a tego nie chce - mówi poważnym tonem. Wzdrygnęłam się. Przecież on nic mi nie zrobi... Obiecał, że mnie nie skrzywdzi. Wstał z miejsca i zaczął krążyć po pokoju jak jakiś drapieżnik polujący na swoją ofiarę - Lily, Harry, Ashley, Alex i ja. Kiedyś też Jack, ale wywaliliśmy go bo nie mogłem żyć z osobą, która cię zraniła. Prędzej bym go zabił niż wybaczył. Poprosiłem o to Hectora, a on się zgodził - zaczął mówić.
- A-ale kto to? Kim jest Hector? - spytałam zaciekawiona.
- To Jego prawdziwe imię... Kiedy idziemy na jakąś misję mówimy na niego Hector, ale codziennie woli jak mówimy mu... Alex - słuchałam go w skupieniu. Nie rozumiem, jaka misja? Kim oni są?
- Kim jesteście?
- Jinetes. Nazywamy się Jinetes. Słuchaj ci ludzie którzy nas zaatakowali są drugą grupą.
- Drugą grupą? Mike, powiedz mi kim jesteście! - warknełam zła. Niech to powie prosto z mostu.
- Powiedzieć ci? Jesteśmy najgroźniejszą Mafią w NY. Każdy nas zna, każdy się nas boi. Jesteś córką bohatera, a ja jestem mordercą. Zabijam na zlecenia i nie mam z tym problemu. Już nie raz mi się to zdarzyło. Uwielbiam łamać zasady i różne zakazy. To jest moja praca. Dzisiaj ci ludzie, którzy nas zaatakowali, znali moje imię. To jest druga Mafia, która chce nas zniszczyć, żeby to oni byli pierwszą najgroźniejszą mafią. Zabiłaś ich szefa, ale oni mają jeszcze Markusa. Pewnie jest już ich szefem... - powiedział prawię na jednym wydechu. Przybliżył się do mnie a ja odruchowo cofnęłam - Vivi? Spójrz na mnie! - rozkazał wkurzony, że nie utrzymałam z nim kontaktu wzrokowego.
Kiedy to powiedział moja głowa opadła w dół, żeby to wszystko przemyśleć... On jest w gangu, a ja ratuję cudze życia. Co z tego, że przed chwilą zabiłam człowieka skoro on zabija ludzi prawie codziennie. Mimo rozkazu Mike'a nie podniosłam głowy. On ma krew na rękach... Ja też, ale tylko poplamione, mogą się zmyć, ale jego? Już nie.
- Viveka... Spójrz na mnie do cholery! - krzyknął, a ja nadal na niego nie patrzyłam. Złapał mnie za podbródek i zmusił abym na niego spojrzała. Moje oczy były lekko szklane... Dlaczego on to robi? To jest jego do diabła hobby?!
- Zobacz - powiedział i zdjął koszulkę. Co?! Nie będę na nic patrzeć! Usilnie starałam się patrzeć na jego ręce czy oczy, ale mój wzrok uciekał na jego wyrzeźbione ciało.
- Spokojnie - zaśmiał się - Przecież chce ci tylko coś pokazać, nie uciekaj wzrokiem - zarumieniłam się, a on odwrócił się do mnie tyłem. Spojrzała na jego plecy a mój wzrok od razu powędrował w stronę tatuażu. Tatuaż był mały, były to dwa zębate koła. Mieścił się on na plecach na samej górze. Podniosłam dłoń i niepewnie przejechałam po tatuażu przez co się cały spiął - Widzisz? Ten tatuaż ma każdy z nas. W różnych miejscach. To oznaka, że nie można się już wycofać - odwrócił się do mnie nadal nie zakładając koszulki. Złapał mnie za dłonie i przyłożył sobie do swoich ust wyszeptując kolejne słowa - Dla ciebie zmienił bym to... Ale nie mogę. Wiem, że jesteś córką bohatera, ale ja na prawdę nie mogę się wycofać... Przepraszam Vivi - powiedział skruszony. Dotknęłam jego ramienia i przez chwilę miałam ochotę go po prostu przytulić, ale zapomniałam, że nie ma koszulki. Peter by mnie zabił.
- Nie musisz przepraszać... Rozumiem. A co z Jack'em? On też miał tatułaż? - zadałam kolejne pytanie.
- Tak, miał, ale... Tak naprawdę nie wywaliliśmy go. Słuchaj im mniej wiesz tym lepiej skarbie... - powiedział bardziej poważnie, ale nie zamierzałam odpuścić.
- Zabiliście go? - spytałam patrząc mu głęboko w oczy. Chcę prawdę. Nie będzie mi tu więcej kłamał.
- Viveka...
- Powiedz prawdę! - unoszę się a po policzku spływa łza - Proszę, nie okłamuj mnie już nigdy więcej... - szepnęłam. Mike westchnął jakby się zastanawiając czy słusznie robi.
- Tak. Tak, zabiliśmy go - powiedział, a ja straciłam z nim kontakt wzrokowy. Swojego przyjaciela?! Nie czuję się bezpiecznie... - Ale musieliśmy. Gdyby nie został zabity pewnie zdradził by nas i poszedł wyjawić nasze plany i sekrety. To było konieczne...
- A zamknięcie go?! Nie wiem... Torturowanie za karę i zamknięcie! Nie musieliście zabijać swojego przyjaciela dla jakiejś kretynki! Czuję się winna! - krzyknęłam i wstałam z łóżka łapiąc się za głowę.
- Mogę zadać ci pytanie? - spytał się. Odwróciłam się do niego i niepewnie skinęłam głową - Boisz się mnie? - zapytał, a ja zamiast odpowiedzieć zwykłe "chyba cię pogięło" zaczęłam się zastanawiać. W końcu zaprzeczyłam głową.
- Nie... Jesteś mordercą, ale... Może teraz to do mnie po prostu nie dochodzi. Nadal chcę być przy tobie i nie wiem dlaczego. Ja też muszę ci wszystko wytłumaczyć - zmieniłam temat i przez kilka dobrych godzin rozmawialiśmy o moich mocach, o gangu, o różnych naszych misjach i o innych sprawach. W pewnym momencie poczułam jak moje oczy domagają się zamknięcia więc poinformowałam o tym Mike'a.
- No co ty! Nie idziesz na żadną kanapę! Śpisz tu Viveka - zmrużył na mnie groźnie oczy.
- No, ale będę ci tylko przeszkadzała... - mruknęłam zaspana. Tak na prawdę, faktycznie mi się nie chciało iść na dół, ale wolę się pokłócić troszkę, żeby nie było, że od razu wskakuje mu do łóżka. O nie, nie, nie!
- Nie będziesz, uwierz - powiedział i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej czarną koszulkę i rzucił we mnie - Masz. A teraz do łazienki, idź się ogarnij bo nadal masz krew na twarzy - wstałam ociężale i potuptałam do łazienki. Weszłam pod prysznic i umyłam włosy jak i namydliłam ciało. Wyszłam i ubrałam się w czarną koszulkę Mike'a. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki. W pokoju nie było nikogo przez co się zdziwiłam. Spojrzałam na balkon gdzie stał Mike z papierosem w ręce. Wyszłam na zewnątrz i podeszłam do Mike'a. Spojrzał na mnie i od razu przyciągnął mnie do siebie. Zarumieniłam się bo on ciągle był bez koszulki.
- Chowaj się mała. Zimno tu - jak zawsze rozkazuje.
- A pójdziesz ze mną? - spytałam się patrząc na niego. Zaśmiał się i ugasił papierosa.
- Pójdę. Chodź - powiedział i pociągnął mnie w stronę pokoju. Bez słowa podeszłam do łóżka i położyłam się na nim. Mike do mnie dołączył i niepewnie przytulił. Nie odtrącałam jego ręki bo był taki ciepły... Czułam jego zapach. Papierosy połączone z ostrymi perfumami, które drażniły mój nos, ale dało się przyzwyczaić jak i po chwili było to przyjemne.
- Dobranoc skarbie - szepnął koło mojego ucha.
- Dobranoc wariacie - również szepnęłam a potem wpadłam w ramiona Morfeusza.
*********************
Ech... No... Ktoś tu jeszcze jest? Tęsknił ktoś coś?
Wreszcie spięłam dupę i napisałam ten rozdział!
Pytanka:
1. Kto się cieszy, że rozdział?
2. Ktoś się tego spodziewał? Mike w niebezpiecznym gangu a nasza Vivi zabiła człowieka...
3. Jak tam szkoła? Niedługo zima i może jakiś dodatkowy rozdział świąteczny? Może, może😂
4. #TeamPeter #TeamMike ?
Jak tu jesteście to dajcie tutaj serduszko ładnie proszę :(( ----->
Do napisania😘🙋🏼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top