12. Zakupy w supermarkecie!

Otworzyłam oczy. Uhh... Jak mi się nie chcę! Spojrzałam na zegarek. 6:30... CO?! Czemu tak wcześnie wstałam?! Teraz nie zasnę! Jakimś cudem wstałam z mojego wspaniałego łóżka i podeszłam do szafy. Wow, są tu nawet ubrania! Jakie śliczne... Chyba Pepper pomagała Tonemu w wyborze. Założyłam szarą bluzkę z siecią spider-mana, czarne spodnie z dziurami na kolanach i założyłam srebrny zegarek. Włożyłam na stopy moje białe adidasy i wyszłam z mojego pokoju. Szczerze? Nie mam bladego pojęcia gdzie iść... Szłam prosto gdy nagle napotkałam dwie ścieżki. O nie, wybór... Skup się Viveka! To teraz, w która stronę jest kuchnia?

- Hmm... Kuchnio gdzie jesteś? Pewnie nie odpowiesz... Prawo... W lewo i prawo... Prawooo... Lewo...... Nieee prawo... A dupa tam, idę w lewo!

Miałam już iść w lewo, kiedy usłyszałam męski głos.

- Błąd! Kuchnia jest w prawo.

- Hm?

Odwróciłam się i zobaczyłam Clinta, który mnie śledził z tą z Wdową. Nie powiem... Był nawet przystojny...

- Mówię, że kuchnia jest w prawo. Chcesz to ci pokażę gdzie, ale chce coś w zamian.

- Co chcesz? - pytam się zdziwiona.

- Zrobisz mi śniadanie!

Co za cham! To jest szantaż! Jak bym się nie zgodziła to i tak bym go śledziła bo zgaduje, że kierował się w stronę kuchni. Ale w sumie co mi szkodzi?

- Zgoda, ale niech Pan mi pokażę gdzie mogę zrobić co kolwiek do jedzenia.

Zaśmiał się, a ja nie rozumiałam co takiego powiedziałam śmiesznego. Jestem po prostu grzeczna jeżeli chodzi o Pan!

- Boże nie, tylko nie Pan! Jestem Clint. Clint Barton - wyciągnął rękę i mrugnął do mnie. Przyjęłam ją z uśmiechem na ustach i również powiedziałam.

- Viveka Tik, ale wolę jak każdy mówi do mnie Viv. Nie lubię swojego pełnego imienia...

- Dla mnie jest...Urocze - wyszczerzył się, a ja miałam ochotę go zabić! Miałam go walnąć w ramię, ale szybko mi uciekł i zaczął się kierować w nieznanym mi kierunku. Postanowiłam ciągnąć temat, żeby dać mu do zrozumienia, że to nie prawda.

- Nie.Jestem.Urocza!

- Ooo wiedziałaś, że jak się wkurzasz to słodko marszczysz n...

- Tak, tak, słodko marszczę nos, ale to też nie prawda!

- To ty chyba w lustrze się nie widziałaś jak jesteś zdenerwowana...

- A kij wam w oko wszystkim! Koniec tematu Panie Barton!

- Miałaś mnie nazywać po imieniu!

- Wiem. Chciałam cię tylko wkurzyć.

Weszliśmy do salono-kuchni gdzie byli Steve i Nat. Rzuciłam im krótkie "cześć" i pognałam do lodówki sprawdzić co mogę zrobić na śniadanie. Kurcze! Nic nie ma... Kiedy ktoś ostatnio robił zakupy?! Jest tylko Whisky, mleko, jogurt i jakiś zgniły serek! Fujjj! Wzięłam serek i zaczęłam szukać kosza na śmieci. Skoro oni tego nie zrobią, to ja to zrobię zanim lodówka będzie waliła zepsutym serkiem!

- Dobra! Mam takie malutkie tyci tyci pytanko... Kiedy ostatnio poszedł ktoś do sklepu?!

- Nie wiem.

- Nie wiem.

- Eee... Jakieś 2 tygodnie temu była Nat.

Jedyny mądry a mianowicie Steve. Jęknęłam załamana. Mają tyle kasy a nie chcę im się iść do zwykłego supermarketu! No, Stark ma dużo kasy, ale mogli by od niego pożyczyć na jedzenie!

- To co wy ostatnio jedliście?!

- Pizzę - powiedziała Nat.

- Tylko? - dopytuje z niedowierzaniem.

- Nie... Jeszcze chińskie - dodaję Clint.

- Boże, na co ja się piszę?

- A kto cię tam wie! - mówi Clint z uśmiechem.

- Nie oczekiwałam odpowiedzi KARTON!!!

- Jak ty mnie nazwałaś?!

- Buźka! Idę pożyczyć kasę od Tonego. Pamiętaj kto ci robi jedzonko! Nie pakuj mi strzały w oko! Paaa!

Zamknęłam drzwi lodówki i wleciałam jak strzała Clinta do windy. Mam nadzieje, że dożyje jutra. Po usłyszeniu słynnego "dzyń" wyszłam na piętro gdzie są sypialnie i nagle mnie olśniło. Gdzie ten kretyn zwanym moim ojcem ma pokój?! Z racji z tego, że jestem szalona i mam głupie pomysły podeszłam do ściany i stanęłam na rękach. Może się to wydawać bardzo, bardzo, baaardzo dziwne, ale lepiej mi się myśli na rękach albo po prostu do góry nogami. Jestem chora, ale zawsze działa! Kto też tak ma? Zaczęłam intensywnie myśleć, aż w końcu krzyknęłam szczęśliwa w przestrzeń.

- JARVIS?!

- Słucham Panienko Stark?

Ehh to tak dziwnie brzmi... I skąd on to wie?!

- Skąd wiesz, że jestem jego córką?

- Wiem wszystko o Pani. Gdzie się Pani urodziła, ile ma Pani lat, gdzie Pani mieszka, z kim Pani mieszka, co Pani lubi najbardziej, jakie jest Panienki drugie imię...

Zaraz moje uszy zwiędną! Za dużo tej "Pani" ja jestem nastolatką czemu tak oficjalnie! Muszę mu przerwać bo nie wyrobię. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem nadal na rękach więc wróciłam na nogi i usiadłam po turecku na ziemi.

- JARVIS, wiesz może gdzie tata ma pokój? Jeszcze się nie wiem gdzie co jest...

- Oczywiście, Pan Stark ma pokój 31, jest Pani na dobrym piętrze. Chciałbym Pani przypomnieć, że Pani Pepper Pots powiedziała to Panience wczoraj.

Jezuuu czemu jestem taką kretynką? JARVIS ma racje przecież Pepper mi to mówiła! Ale i tak w sumie nie ma różnicy bo i tak bym nie trafiła do własnego pokoju.

- Ohh... Faktycznie. Zapomniałam. Dziękuję JARVIS!

- Nie ma za co. Powinienem Panią uprzedzić wcześniej, ale Pan Stark nadal śpi i nie lubi jak się go budzi.

- Po pierwsze nie mów do mnie "Pani" mów mi Viv. Jasne?

- Oczywiście Panienko Viv.

No i rozmawiaj z sztuczną inteligencją... Dobra nie ważne wytrzymam jakoś.

- Okej, po drugie Pan Stark dziś ma pecha bo sam nie podniósł swojego zacnego dupska do sklepu, więc ja muszę to zrobić bo nie zamierzam żreć przez całe życie pizzy chociaż propozycja jest kusząca. A i JARVIS, która godzina?

- 8:10 Panno Viv.

- Wprost idealna pora na wstanie czyż nie?

Wstałam, otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i ruszyłam do chyba pokoju ojca. Stanęłam przy drzwiach i lekko zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi więc weszłam. Ciemno jak w dupie. Na łóżku słodziutko spał mój tatuś po brodę zakopany w kołdrze. Szkoda, że muszę go budzić bo naprawdę wygląda tak niewinnie jak śpi. To chyba oczywiste, że nie obudzę go normalnie... Hm... Może go po prostu dotknąć? Mam lodowatą dłoń, ale to za mało... Chyba robimy żarcik znany wszystkim tylko muszę znaleźć kubek... Weszłam do łazienki i... Ooo jak miło kubek jest na półce. Wzięłam kubek nalałam zimnej wody i podeszłam do mojej ofiary z iskrami w oczach. I... Chlup!

- AAAAA!!!

- JARVIS odsłoń proszę rolety - poprosiłam grzecznie.

JARVIS odsłonił rolety, a ja zaczęłam się śmiać. Boże, mokry Tony! Hit! Jeszcze z tą mina typu: " Oj, ale się odegram" albo "Zgiń w piekle demonie zła!" Nie mogłam przestać się śmiać i upadłam na ziemie turlając się ze śmiechu.

- Ha, ha, ha, ale zabawne. Naprawdę. Oj zatrzymajcie tą karuzelę śmiechu.

- Ta... Hahaha... Mina... Hahaha! - chyba każdy mnie słyszał w wieży.

- Mogę wiedzieć czemu budzisz mnie o 8:20?! Wczoraj poszedłem spać o 5:10 człowieku zła - uspokoiłam się trochę i odpowiedziałam.

- Potrzebuję pieniędzy na jedzenie bo nie ma nic w lodówce.

-Serio? SERIO?! Nie mogłaś zamówić pizzy albo zabrać mi z portfela kartę i jak bym się obudził to powiadomiła byś mnie, że pożyczyłaś na jedzenie?!

- No, nie pomyślałam o tym, ale nie wzięłabym ci z portfela kartę bez twojej zgody!

- Ehh... Jesteś za grzeczna, trzeba ciebie zepsuć.

- To zabrzamiło groźnie... A teraz... - wstałam z ziemi i wziełam jego portfel z szafki nocnej. Wyjęłam jego kartę i przytuliłam.

- Dzięki!

Krzyknęłam przy wyjściu. Wyszłam z jego pokoju i ruszyłam do windy. Kliknęłam numer 1 na panelu i oparłam się o rurę z tyłu windy. Usłyszałam "dzyń" i wyszłam z windy a potem na dwór. Trochę dziwnie mi tak samej więc zadzwonię po Jas. Weszłam do parku i usiadłam na wolnej ławce. Wyjęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Pierwszy sygnał drugi i słyszę głos mojej przyjaciółki.

- Hej Viviiii! Co tam?

- Masz ochotę na krótkie zakupy?

- Z tobą zawsze! A po co?

- Muszę zdobyć jedzenie więc wiesz... To poważna sprawa... Jedzenie to życie...

- Spoczko! To gdzie się spotykamy?

- W parku koło Avengers Tower, okej?

- Okej! To paa!

- Siemka!

I się rozłączyła. Zaczęłam się rozglądać po ludziach z nudów. Jakiś dzieciak, który nie wie co to cisza, kobita w ciąży ze swoim rycerzem na białym koniu, pies goniący ptaki, chłopak, który się na mnie gapi i idzie w tą stronę, babcia z dziad... ZARAZ TEN CHŁOPAK TU IDZIE!

- Cześć, można? - pyta się miło wskazując na drugą część ławki.

Spojrzałam na chłopaka z blond włosami zaczesanymi do góry i szarymi oczami. Był umięśniony i chudy. Miał czarne spodnie z dziurami na kolanach jak ja i białą koszulkę z czarną skórzaną kurtką. Wow jakie ciacho!

- Jasne!

Uśmiechnęłam się promiennie do niego a on odwzajemnił uśmiech. Zmiękły mi kolana na jego uśmiech. Jaki ideał! mam nadzieje, że nie okażę się palantem.

- Jak masz na imię? - spytałam ciekawa chłopaka.

- Zeyn. A ty?

- To moja słodka tajemnica - uśmiechnęłam się tajemniczo, a on się zaciekawił.

- Dobra, to może zgadnę?

- Nie dasz rady, ale próbuj.

- Zobaczymy! Viktoria?

- Nie.

- Kristal?

- Nie.

- Sky?

- Hmm.... Nie!

30 minut później.

- Ehh... Powiedziałem już chyba wszystkie imiona na świecie! Oszukujesz ty mała oszukistko!

Zaśmiałam się. Nie wiem ile tak gadamy, ale zdążyłam go polubić. Biedaczek nadal męczy się z moim imieniem!

- Spokojnie. Viveka...

- Viveka? Brzydkie.

- Ejj! - walnęłam go w ramię i założyłam ręce na piersi.

- Spokojnie Vivcia, żartowałem! Jest piękne i mówię na poważnie!

- Taa dzięki... - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Nagle mój telefon się odezwał więc go odebrałam.

- Cześć ślicznotko ty moja, gdzie jesteś?

- W parku - powiedziałam ze śmiechem.

- Wow to wiem. Ale gdzie kon... Czekaj widzę cię... Ale kim jest ten ziomek? No nie wierzę! Nie ma mnie 30 min a ty już kogoś wyrywasz!

- Nie wyrywam go! - dopiero teraz zrozumiałam, że chłopak mi się przygląda a jego uśmiech stał się chytry kiedy powiedziałam to na głos. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok przegryzając policzek.

- Taa, jasne... Może wam nie będę przeszkadzać?

- JASMINO ALEXANDRO ENTRE! MASZ W TEJ CHWILI PODEJŚĆ DO MNIE I PÓJŚĆ ZE MNĄ NA ZAKUPY, JASNE?!

- Ciemne.

- Nie wkurzaj mnie dobrze ci radzę!

- Dobra już dobra - usłyszałam głos mojej przyjaciółki, ale nie w telefonie. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam szczerząca się Jas. Popatrzyła się na Zeyna z uśmiechem i powiedziała.

- Jasmin - skineła na niego głową a on jej odpowiedział.

- Zeyn.

- Wybacz Zeyn, że zabieram ci tą prześliczna istotkę, ale byłam z nią umówiona na zakupy.

- Ehh... Niech będzie, ale mam nadzieje, że jeszcze spotkam tą pięknoś - mrugnął do mnie. Wstałam trochę czerwona a za mną Zeyn. Odwrócił się przodem do mnie i chwycił moją dłoń a potem ucałował jej wierzch. Nie no teraz to ja spaliłam buraka! - Do zobaczenia - i odszedł. Złapałam łapczywie powietrze bo zroumiałam, że wstrzymałam oddech. Jas miała już coś powiedzieć, ale byłam szybsza i powiedziałam.

- Nie! Ee, ee, bleee, tfu, tfu! Nie odzywaj się! Idziemy?

- Pewnie - powiedziała z uśmiechem.

Ruszyłyśmy w stronę supermarketu. Kiedy byłyśmy na miejscu zaczęłyśmy pakować do wózka przeróżne rzeczy. Mleko, płatki, ser, wędlina, serki nie zgniłe... I inne. Kiedy był dział słodyczy wpadłam na super plan. Planos Vivekos! To nigdy nie kończy się dobrze.

- Jasminnn?

- O nie...

- Dzięki, jeszcze nie zaczęłam!

- Zawsze jak mówisz moje pełne imię to znaczy, że coś wymyśliłaś.

- Chciałam się spytać czy chcesz iść do mnie na noc, ale jak nie chcesz...

- Kuszące... Dobra czekaj dzwonie do mamy.

Wyszczerzyłam się jak dziecko i czekałam, aż Jas skończy rozmawiać. Kiedy się rozłączyła miała banana na twarzy i nie musiała nic mówić.

- Dzwonie do ojca!

Pewnie się zastanawiacie skąd mam jego numer? Spytałam JARVISA czy mi poda taty numer a on dał mi wszystkich numer. Nawet pirata. Wzięłam telefon w dłoń i zadzwoniłam.

- Hm? Kto mówi? - pyta się po odebraniu telefonu.

- To ja, Viveka.

- Ach śnieżynka! Coś się stało? - pyta zmartwiony.

- Nic się nie dzieje! Bo wiesz jest sprawa, mogę zaprosić Jas do wieży na noc?

- A ładna?

- TONY!

- Żartuje przecież! Zgoda może zostać.

- Dziękuję! Jesteś najlepszy!

- Wiem, wiem! Uważajcie na siebie! - powiedział i się rozłączył. Odwróciłam się od Jas i powiedziałam uradowana.

- Zgodził się!

Zaczęłyśmy cicho piszczeć i skakać, ale i tak ludzie się na nas patrzyli jak byśmy były z kosmosu! Wziełyśmy kilka paczek żelków, ciastek i innych przekąsek. Poszłyśmy do kasy z wózkiem wypchanym po brzegi. Postawiłyśmy wszystko na taśmę i czekałyśmy, aż Pani kasjerka wszystko skasuje. Trochę poszalałyśmy bo wydałyśmy dużo... Ale co tam, ojciec płaci co nie? Szłyśmy obładowane siatkami rozmawiając, kiedy nagle ktoś na mnie wpadł przez co zakupy się rozsypały, a ja prawie wylądowałam na podłodze gdyby nie czyjeś silne ręce. Spojrzałam skołowana na osobę, która mnie złapała za biodra. Okazało się, że przed całowaniem ziemi uratował mnie Zeyn! Ale nie był sam. No nie wierzę! Jaki ten świat jest mały! No dobra już mówie... Zeyn był z naszym nowym kolegą Mattem.

- Nie wiedziałem, że tak szybko zatęsknisz - Zeyn uśmiechnął się zalotnie, a ja spaliłam buraka.

- A widziesz. Los nas przyciąga do siebie - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.

- Viv! To wy się znacie? - odezwał się zdziwiony Matt.

- Tak - powiedziałam z Zeynem równo. Popatrzyliśmy się na siebie, ale ja oderwałam szybko od niego wzrok. Teraz zrozumiałam, że nadal jesteśmy w dziwnej pozycji. Wyglądamy jak byśmy tańczyli walca na środku sklepu. Szybko się ogarnęłam i uwolniłam się z jego objęć. Podeszłam do toreb i zaczęłam zbierać zakupione rzeczy z podłogi. Zeyn widząc co robię zaczął mi pomagać. Matt i Jas też zaczęli zbierać produkty gdy zobaczyli, że sami sobie nie damy rady. Gdy już wszystko pozbieraliśmy Zeyn wziął moje torby, które trzymałam i powiedział.

- Wybacz, że na ciebie wpadłem za przeprosiny pomożemy wam z torbami.

Zeyn spojrzał wymownie na Matta a on rozumiejąc wziął torby od Jas, która się zarumieniła kiedy tylko stuknęli się palcami.

-Naprawdę nie trzeba! Poradzimy sobie. No chyba, że ktoś znowu na nas wpadnie - mówię zakłopotana.

- Tymi chudymi rączkami nie dacie rady. Chodźcie, a nie!

Spojrzałam na Jas a ona wzruszyła ramionami. Ale ja przecież mieszkam w Avengesr Tower! Jak oni mają nam pomóc z zakupami?! Będą wypytywać mnie o wszystko! Może zadzwonię po Steve'a i ładnie go po proszę, żeby po nas przyjechał? Nic nie jadł na śniadanie pewnie sam na nas czeka bo nie ma nic w lodówce... Na głodniaka nie będzie prowadził! No cóż muszę im powiedzieć prawdę.

- Hej, na pewno chcecie nas odprowadzić? Bo widzicie nie mieszkam jak każdy w normalnym domu tylko w wieży.

- Jak księżniczka? - spytał się uśmiechnięty Zeyn i mrugnął do mnie.

- Nie... Ta wieża nie wygląda jak z bajki.

- Ale ty nie mieszkałaś w wieży jak cię odporowadzałem z Jas - dziwi się Matt

- Tak, ale ostatnio nie zauważyłeś no nie wiem, że nie ma mnie w szkole?

- Hm... Faktycznie.

- No właśnie, przeprowadzałam się do taty bo mieszkałam z przyrodnią matką i jej synem, ale ostatnio tata zarządził, że mnie zabiera na zawsze no i tak mieszkam w Avengers Tower.

Pokazałam na wieżę, która była przed nami ponieważ dotarliśmy na miejsce. Chłopcy wybauszyli oczy, a ja nie przejmując się nimi podeszłam do drzwi. Przeze mnie przeszedł czerwony skaner a potem usłyszałam głos mojego nowego "przyjaciela" JARVISA.

- Alarm wyłączony. Witaj w domu Panno Stark.

Skaner zmienił kolor na zielony, a ja odwróciłam się do białych jak ściana chłopców i dałam im buziaki w policzki.

- Dziękuję Zeyn.

Powiedziałam przytulając go. Wsunełam mu do tylnej kieszonki karteczkę z moim numerem a na dole było napisane "Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej o co chodziło zadzwoń :*". Nie pytajcie kiedy ja napisałam tą karteczkę ważne, że ją dostał... Odkleiłam się i weszłam do wieży czekając na przyjaciółkę. Dała im buziaki w policzki tak jak ja, wzięła torby uśmiechnęła się słodko i podeszła do skanera. Skaner przeleciał przez nią a JARVIS się odezwał.

- Najlepsza przyjaciółka Panny Stark. Wpuścić?

- Tak - odpowoedziałam pewnie.

Jas weszła do wieży, a ja ją pociągnęłam do windy. W windzie kliknęłam guzik z numerem 30. Kiedy winda ruszyła zaczęłyśmy się śmiać.

- Widziałaś ich miny?! - powiedziała że śmiechem Jas.

- Tak! O boże, coś pięknego! - zaśmiałam się razem z nią.

Wyszłyśmy z widy i pognałyśmy do kuchni. W salonie byli prawie wszyscy! Steve, Tata, Nat, KARTON i Thor. Jedynie Bruca tu nie było. Pewnie jest w laboratorium.

- Hej wszystkim! Zobaczcie kogo przyprowadziłam! Avengers to jest Jasmin, Jas to jest: Natasha Romanoff czyli Czarna wdowa, Steve Rogers znany jako Kapitan Ameryka, Tony Stark a bardziej Iron Men i mój tata, Thor Odison książę Asgardu i bóg piorunów i Clint Barton jako Hawkey nasze sokole oko. No i jeszcze nasz kochany Bruce Banner kochany Hulk, ale Hulk nam się gdzieś zgubił - powiedziałam wskazując na dane osoby.

- Cześć! Miło was poznać! - krzyknęła cała w skowronkach Jas.

- Dobra! JARV, która godzina?

- 11:22 Panno Viv.

- No to kto ma ochotę na leczo? - zapytałam że śmiechem bo odpowiedź była jasna.

- JA! - krzyknął każdy w salonie.

- Tak myślałam.

Zaczęłam rozpakowywać jedzenie, które kupiłyśmy. Potem wzięłam się za robienie leczo. Po zrobieniu obiadku zawołałam wszystkich. Nie czekałam długo a wszyscy się pojawili w kuchni zaczęliśmy jeść i rozmawiać jednocześnie. Kiedy skończyliśmy wpadłam na pomysł.

- A może obejrzymy film?

- Świetny pomysł śnieżynko!

- No wiem, bo mój!

-Ach... Uczysz się szybko! - powiedział dumny tata.

Wstałam od stołu zebrałam od wszystkich talerze i włożyłam do zmywarki. Wszyscy dyskutowali o tym co będziemy oglądać. Niektórzy chcieli akcji a inni horror. Oczywiście było głosowanie i wygrał horror pt. "To" Hm... Ciekawie. Wsypałam Chipsy i żelki do misek i położyłam na stoliczku do kawy. Usiadłam na kanapie obok Jas i ojca. Oparłam się wygodnie o Tonego i zaczęłam oglądać film.

Miałaś do mnie przyjść! Mnie się nie olewa. Pamiętaj o tym midgartko.

Znowu ten głos. Loki. Przyjdę do ciebie, nie martw się.

Czekam.

Po tych słowach zaczęłam oglądać film nie przejmując się Lokim.

C.D.N

***************
Wow, wow, wow! Co kombinuje nasz Pan Bóg kłamstw? Dlaczego chcę się tak spotkać z naszą niewinną Vivcią? Zobaczycie już niedługo!

Ps.
A tak z innej beczki jak wam mijają wakacje? 🏖 I do której klasy teraz idziecie? Piszcie w komentarzach i zostawcie śliczną gwiazdkę jak rozdział się spodobał! ⭐⭐⭐

Do napisania🙋🏼😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top