11. Avengers Tower

Dość długi rozdział jak wam ucina to wystarczy wylogować się i zalogować na watt albo usunąć książkę i dodać ją do biblioteki jeszcze raz! Miłego czytania!

Staliśmy tak dobre 5 minut. Mam mętlik w głowie... Co ja mam teraz niby zrobić? Pogłaskać go po główce i powiedzieć, że mu wybaczam? Że wybaczam za brak jego obecności w moim życiu przez tyle lat? Że wybaczam mu wszystko? Położyłam delikatnie dłonie na jego tors i chciałam go odepchnąć, ale jeszcze mocniej mnie przycisnął do siebie.

- N-nie! Jeszcze chwilę... - mruknął i oderwał jedną dłoń od moich pleców. Zaczął coś robić. Czyżby wycierał łzy? Dlatego mnie przytulił? Abym nie widziała jak płacze? Co ja gadam! To na pewno nie to. W końcu odsunął się ode mnie powoli, ale nie patrzyłam na niego a na swoje niebieskie skarpetki w śnieżynki.

- D-Dlaczego mnie przytulasz? - powiedziałam tak cichutko, że nie wiem czy mnie usłyszał.

- Hę? - wydał z siebie dźwięk zdziwienia. Spojrzałam na jego lekko zaczerwienione oczy. Podrapał się po głowie, ale wytrfale nie spuszczał ze mnie wzroku - Wiesz... Kiedy Bruce powiedział, że jesteś moją córką... Jakaś magiczna niewidzialna szpilka wbiła mi się w serce. Jak potwierdziłaś, że to prawda ja... Nie wiem co mnie poniosło. Tak nagle chciałem być blisko ciebie.

- Przez całe życia zastanawiam się dlaczego? Dlaczego nas zostawiłeś, dlaczego mnie nie chciałeś, po co ta cała szopka? Rozumiem, że nie wiedziałeś, ale postaw się na moim miejscu... Jestem zwykłą wpadką. Nie powinnam się tu pojawić a ty się dowiedziałeś i mnie po prostu przytulasz? Odpowiesz mi na pytania, które dręczą mnie całe życie?! - uniosłam głos.

Jednak on nie odpowiadał. Tak jak myślałam. Zwykła zabawa z moją mamą i koniec. Dlaczego to muszę być ja? Nikomu tego nie życzę, ale sama też nie daję rady.

- Tak bardzo cię przepraszam... Musisz jednak wiedzieć, że twoja mama była dla mnie ważna. To nie była jedna noc... Spotykaliśmy się przez jakiś czas, ale wytłumaczyłam jej, że to nie wyjdzie na poważnie. Bardzo się na mnie wkurzyła i chyba w końcu już wiem dlaczego. Możliwe, że już wiedziała o ciąży, ale mimo wszystko nie zatrzymała mnie. Byłem młody i głupi. Już dawno nie kieruje się tylko ciałem... Przykro mi, że musiałaś cierpieć - odzywa się. A ja zamykam oczy, żeby łzy nie polały się strumieniami po moich policzkach. Dupek. Dupek i kretyn! Dlaczego ja?

- Co robiłeś przez te lata? - spytałam otwierając oczy.

- Odkąd uratowałem Nowy York przed Lokim wynosząc atomówkę w kosmos, poczułem się pierwszy raz doceniany. Skończyłem z podrywaniem kobiet i ustatkowałem się trochę... Wiesz teraz w Avengers Tower mieszka też taka Pepper Pots moja dziewczyna... Mam nadzieje, że ją polubisz... Jest też moją asystentką. Um... Viveka?

- Tak? - Spojrzałam w jego oczy a on w moje. Uśmiechał się do mnie delikatnie i w końcu powiedział.

- Czy... Ty... Chcesz takie życie? Ze mną? Z nami wszystkimi? - zagryzłam policzek i spojrzałam znowu na moje skarpetki które nagle stały się bardzo interesujące - No wiesz jak ojciec z córką...

- Ja... Oczywiście, że chcę. Ale czy ty wiesz jak być ojcem? W sensie... Chcę ci zaufać ale na razie po prostu nie mogę...

- Dam ci wszystko. Obiecuję, że będziesz zawsze mogła na mniej liczyć. Będę ci nawet pomagał w nauce jeżeli będzie trzeba! - powiedział, a ja się zaśmiałam i spojrzałam na niego z dołu.

- Okej...

- Będziemy najbardziej zajebistą rodziną na świecie śnieżynko! Uwierz! - powiedział szeroko uśmiechnięty.

- Co? Jaka śnieżynko?

- Od dziś cię tak nazywam! Viv jest takie banalne.

- Śnieżynka? Lepsze to niż lodzik... - wymamrotałam. Kiedyś Jasmin mnie tak nazwała i śmiałyśmy się z tego, że aż nas brzuchy bolały. Uniosłam znowu na niego wzrok a on patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami. O nie... O boże teraz zrozumiałam jego reakcje - JESTEŚ NIE NORMALNY! NIE MIAŁAM TEGO NA MYŚLI! - powiedziałam oburzona.

- Ja nic nie powiedziałem to ty na to skierowałaś! - powiedział ze śmiechem.

- Niech już zostanie śnieżynka! Ale skąd ten pomysł? - zapytałam.

- A skąd pomysł na...

- Zamknij się i odpowiedz! - powiedziałam naburmuszona a on się znowu zaśmiał.

- Jesteś jak śnieżynka... Masz znaczek w kształcie małej śnieżynki jesteś blada jak śnieżynka i nie wiem dlaczego, ale jesteś jakaś taka zimna? W sensie twoja skóra jest no... Oooo kurwa... - urwał nagle kiedy spojrzał na moje znamię. Zakryłam znamię drugą ręką jak gdyby nigdy nic i odwróciłam wzrok. Teraz zrozumiałam co powiedział. Co za cham! To nie znaczek... To znamię! Tak trudno zrozumieć?!

- Pokaż.mi.to.znamię. - powiedział wyraźnie wkurzony.

- N-Nie...

- Viveka - dał nacisk na moje imię, a ja dalej unikałam jego wzroku - Ehh proszę?

Westchnęłam z mojej przegranej i odkryłam rękę. Podałam mu ją a on chwycił mnie za nadgarstek i zaczął z przymrużonych powiek przyglądać się mu. Miał przestraszoną minę.

- Twoje żyły... Czy one się ruszają?!

- Tak... Ale przysięgam, że nie miałam tak ostatnio! Zaczęło się to wczoraj... Ale przecież żyję! Nic mi nie jest! - wyrwałam mu rękę - Żyły mają niebieski kolor przecież!

- Tak, ale delikatny niebieski a twoje podchodzą pod czarny i do tego wyglądają jakby się poruszały!

- Żyję... Nic mi nie jest - powtórzyłam mamrocząc i założyłam ręce na piersi.

- Tak tylko mówisz, a zaraz ci się pogorszy. Marsz do Bruca! Migiem! - zaczął mnie popychać w stronę drzwi. Kiedy on się stał taki opiekuńczy?! Przestrzeń osobista kretynie! Chciałam się wyrwać, ale był za silny... Na szczęście zawsze mam plan B. Szybko się teleportowałam na łóżko i jak gdyby nigdy nic wzięłam telefon i sprawdziłam SMS-y. Ehh Jasmin napisała do mnie 11 razy... Odczytam je jak pozbędę się Starka, a nie będzie łatwo.

- Ej! Chodź tu ty mała... - przybliżył się do mojego łóżka, a jak był zbyt blisko teleportowałam się za niego i tak w kółko, aż się nie znudziłam, a on się zmęczył.

- Dobra wygrałaś - powiedział z mini zadyszką. Oparł ręce o kolana pochylając się w przód.

- Już wymiękasz staruszku? - powiedziałam z chytrym uśmiechem. Nagle się podniósł i złapał w pasie. Podniósł mnie i rzucił na łóżko. Nie zdążyłam się przeteleportować. Jak ktoś trzyma mnie za rękę albo za cokolwiek innego potrafię przeteleportować tą osobę razem ze mną co jest nawet przydatne, ale nie kiedy Stark mógłby spaść na mnie przygniatając mnie swoim cielskiem.

- Dobra ustalmy, że jest remis - powiedziałam niezadowolona.

- Zgoda, a teraz choć idziemy do domu.

- Nie mogę teraz! Muszę poinformować Agathe i Max'a!

- Dobra... Ale szybko! - pokiwalam głową i wzięłam telefon. Wybrałam numer Agathy i czekałam aż odbierze.

- Viveka to naprawdę ty?! Max mi opowiedział o waszej rozmowie... Chodzi trochę przybity, ale rozumiemy cię skarbie. Jak się czujesz, wszystko dobrze? - na głos mojej kochanej Agathy uśmiechnęłam się.

- Cześć... Spokojnie nic mi nie jest. Przez pewien czas będę mieszkała w Avengers Tower. Na pewno będziemy się spotykać i będę też dzwoniła... Po prostu Stark się dowiedział, że jestem jego córką i chcę, ze mną mieszkać. Kocham was i cały czas będę z wami.

- Och kochanie... No dobrze. Rozumiemy. Pamiętaj, że zawsze jak będzie ci źle my mamy dla ciebie otwarte drzwi o każdej porze.

- Jasne, pamiętam. Prześlij dla Max'a buziaki i powiedz, że go bardzo mocno kocham...

- Zrobię to jak tylko wróci z pracy. Papa kochanie, ja również cię kocham złotko.

- Tak, ja ciebie też... Papa.

Rozłączyłam się i westchnęłam. Będę za nimi tęsknić... Nagle Tony chwycił mnie za biodra, podniósł i zarzucił mnie jak poprzednio na ramię. Pisnęłam przerażona jego nagłym ruchem. Wziął mój telefon i wyszedł z mojego pokoju. Nie sprzeciwiałam się bo po co? I tak mnie nie postawi! Szliśmy przez jakieś kręte korytarze, aż w końcu się zatrzymaliśmy. To trochę dziwne bo zatrzymaliśmy się na korytarzu, a nie na dworze.

- Hej Stark! Widzę, że w końcu znalazłeś sobie przyjaciół - zaśmiał się jakiś mężczyzna.

- Wypraszam sobie! Jak już to jestem jego towarzyszką EWENTUALNIE córką... - podkreśliłam przedostatnie słowo. Córka... To tak dziwnie brzmi.

- Hej Clint. No i po co się odzywałeś? Wkurzyłeś mi moją paczuszkę - delikatnie podskoczył, żebym się obiła o jego ramie.

- Ej! Jestem delikatnyn towarem! A teraz mój transport musi iść na przód bo mi nie wygodnie! - krzyknęłam na Tony'ego - Pamiętaj, że ja nadal nie pozwoliłam ci się dotykać!

- Tak, tak, gadaj zdrów! - powiedział i tym razem podskoczył dwa razy co mnie doprowadziło do szału!

- Kobiet się nie denerwuję... - szepnął do niego Pan Clint, a ja prychnęłam.

- Spokojnie już idę. A ty? Idziesz z nami? - spytał się Bartona.

- Tak, tak, właśnie po was miałem iść. W końcu do domu co?

- Nareszcie! Nadchodzę moja droga!

- Co? Kto? - spytałam nie rozumiejąc. Chodzi mu o tą całą jego dziewczynę?

- No moja wieża!

- Jesteś chory? To tylko wieża!

- Tylko?! TYLKO?! To, AŻ wieża i to MOJA wieża!

- Dobrze, dobrze, twoja wspaniaaała wieża. Nie krzycz bo się zamknę w sobie...

- Następna będzie z twoim nazwiskiem. A nie, zapomniałem! Ty jesteś Stark! - powiedział uradowany.

- Jestem aktualnie Tik - mruknęłam.

- Tak, tak, zmienimy to - powiedział i wszyscy razem, a bardziej Stark i Barton ruszyliśmy na lotnisko. W końcu dotarliśmy na miejsce gdzie wszyscy już na nas czekali.

- Już myślałam, że go zabiłaś tam- powiedziała Wdowa. Jej głos rozpoznałam od razu jednak nadal byłam odwrócona do nich tyłem.

- No to źle myślałaś. Wszystko sobie wyjaśniliśmy prawda śnieżynko? - postawił mnie na ziemi i poczochrał po głowie. Wkurza mnie z tą śnieżynką!

- Mam na imię Viveka kretynie. I jest rozejm - powiedziałam delikatnie uśmiechnięta - Naprawdę - dodałam widząc ich miny niedowierzania. Powoli kiwnęli głowami na znak zrozumienia.

- Okej, naaaa pokłaaad! - odezwał się uśmiechnięty łucznik.

Wszyscy weszliśmy do Queenjeta i usiedliśmy na miejsca. O Jezu! To już zaraz... Trochę się stresuję. Nie wiem dlaczego! To takie dziwnie.

30 min później.

Wow, ale śliczny widok! Właśnie wylądowaliśmy na dachu Avengers Tower, a ja się gapie w dół z wielkim uśmiechem. Nie, nie jestem samobójcą po prostu uwielbiam wysokie budynki.

- Niezły widoczek co? - spytał się Steve który tak nagle pojawił się obok mnie. Położył mi dłoń na ramieniu tak jakby obawiał się, że spadnę co było urocze.

- Tak... Jest tu strasznie wysoko.

- Nie boisz się tak patrzeć w dół? - w końcu zapytał ściskając moje ramię.

- Nie, gdybym spadła teleportówałabym się na górę. Mogę nawet zademonstrować! - przez chwile widziałam przerażoną minę mrożonki, ale nie przejęłam się tym i skoczyłam z dachu. To trochę psychicznie brzmi... Nawet nie wiecie jakie to wspaniałe uczucie i mieć ten wiatr we włosach! Leciałam, leciałam, aż w końcu kiedy byłam bliżej ziemi przeteleportowałam się na górę za Steve'm, który gorączkowo szukał mnie na dole.

- Nic mi nieee jest! - krzyknęłam za nim.

- A-ale ty byłaś na dole!

- Te kapeć pilnuj mojej córki prawidłowo co? - krzyknął gdzieś z tyłu Stark więc się do niego odwróciłam. Mrugnął do mnie jakby nie przejmując się, że przed chwilą spadłam z dachu a potem zniknął w windzie. Odwróciłam się do Steve'a i uśmiechnęłam się szeroko do niego.

- Przecież ci mówiłam... Teleportowałam się. Wiesz jak fajnie się spada?! I taki wiatr we włosach. Jak byś umiał latać! - powiedziałam z ekscytacją a on podszedł do mnie i mnie przytulił.

- Nigdy więcej tego nie rób! - odwzajemniłam uścisk ze śmiechem.

Oderwaliśmy się od siebie a potem Steve wziął mój nadgarstek i pokierował się do windy. Avengersów już dawno nie było. Wszedł do windy i klinął na panelu jakieś piętro. Wydaję mi się, że to było piętro 36. Winda wydała dźwięk oznaczający otworzenie się więc po wyjściu z windy znaleźliśmy się od razu w salonie. Wszyscy siedzieli na kanapach i jedynie Bruce gdzieś zniknął. Rozglądałam się po pokoju i wszędzie zaglądałam. Ładne mają meble, aż się błyszczą. Salon był połączony z kuchnią.

- No i jak ci się podoba nawet nie połowa twojego nowego domu? - pyta Tony.

- Spodziewałam się, że będzie wypas... - powiedziałam obojętnie wzruszając ramionami na co oni zmarszczyli brwi - Ale nie wiedziałam, że aż taki! - dodałam z wielkim uśmiechem i obkręciłam się wokół siebie.

Wszyscy się zaśmiali, a ja razem z nimi. Thor poklepał miejsce obok na kanapie, a ja z chęcią usiadłam obok. Po mojej prawej był Tony.

- No dobra, my o tobie wiemy już prawie wszystko, ale ty o nas nie. Jeżeli masz jakieś pytania to możesz je zadać - powiedział Stark. Oj nie wiecie o mnie nic...

- Hmm... No jest tak z kilka pytań. Ale najbardziej interesuje mnie wasza historia. Szczerze jeszcze tydzień temu nie interesowałam się wami jakoś bardzo, a teraz chyba mamy czas...

- To ja zacznę! - powiedział uradowany Thor - Jak już wiesz jestem bogiem. Mam brata, który jest adoptowany i chciał zniszczyć świat.

- CO?! TO JEST TEN JELEŃ Z PRZED ROKU?! - wydarłam się. Faktycznie rok temu na ziemie przyszły jakieś stwory i zniszczyły pół miasta. Avengers ich pokonali, ale nie wiedziałam, że ten zielony z rogami, który był na samej górze wtedy jeszcze Stark Tower to jest BRAT Thora! Nie czytam nic o mitologii Nordyckiej...

Wypraszam sobie nędzna midgartko! Jestem Loki i nie życzę sobie, żebyś mnie tak nazywała.

Co? Kto to powiedział? Loki? Ale co on tu robi? I teraz szpera w mojej głowie!

Ale ty jesteś głupia. Przyjdź do mojej celi jutro to z chęcią z tobą porozmawiam...

I urwał rozmowę. Nic już nie usłyszałam. Głucha cisza i masę pytań. Co on robi na ziemi? Nie powinien być w swoim świecie?

- Tak, to on.

- Co?

- Mówię, że to był mój brat.

- Ale... Zaraz czy ty masz jakiegoś brata psychopatę? On chciał zniszczyć miasto!

- Tak, wiem, ale chciał się zemścić na mnie to dlatego to zrobił. To nadal mój brat - powiedział spokojnie Thor.

- Adoptowany - szepnęłam.

- Okej tera ja - odezwał się pijący Whisky ojciec. Kiedy on wziął to Whisky?! - Więc pewnie najbardziej cię interesuje to światełko co? Widzę jak cały czas na nie patrzysz - ma rację. To światło w jego ciele naprawdę mnie interesuję. Nigdy nie oglądałam z nim wywiadów czy innych rzeczy. Omijałam jego tematu jak ognia więc teraz o nim nic nie wiem.

- Noo faktycznie, jest śliczne. Tak ładnie świeci na niebiesko... Ale nie wiem dlaczego masz to w klatce piersiowej.

- To tak jakby zastępuję mi serce. Jest to reaktor łukowy. Trzyma mnie przy życiu. Kiedyś mnie zaatakowali i zrobiłem sobie kuku. Nie wyleczalne kuku... Jedyne co mogło mnie uratować było to światełko. Dawno bym już zginął gdyby nie to - zastukał palcem w światło, a ono jaśniej zabłysło przez bluzkę którą ma na sobie - Kiedyś mnie porwali chcieli, żebym zbudował bombę. Nie zgodziłem się, torturowali mnie, aż w końcu "zgodziłem" się im pomóc. Ale nie zrobiłem bomby tylko moją pierwszą zbroję. Pokonałem ich a światełko zostało. Koniec - klasnął w dłonie i sięgnął po szklankę następnie wypijając trunek. To on został porwany?! Niczego o nim nie wiem.

- Czyli to światełko - zastukałam jak on w reaktor łukowy - Trzyma cię przy życiu, tak?

- Dokładnie - pokiwałam głową rozumiejąc.

- Ja za to nie lubię o sobie mówić - powiedziała Nat.

- Rozumiem, nie musisz jak nie chcesz.

-Ja po prostu jestem agentem. Nawet nie spytano mnie o zgodę na bycie Avengerem - powiedział Pan Clint ze śmiechem.

- Byłeś zahipnotyzowany. Jak mieli cię zapytać? - spytał tata. Zahipnotyzowany?

- Nawet nie przypominaj - syknął łucznik. Widocznie nie lubi tego wspomnienia.

- Jesteś dobry w strzelaniu z łuku tak?- zmieniłam zręcznie temat. Skoro nie lubi o tym mówić to porozmawiajmy o tym co kocha.

- Zgadza się - powiedział łagodniej.

- Super! Musisz mnie nauczyć! - powiedziałam z entuzjazmem w głosie. Chcę się nauczyć! Może się przydać!

- Jasne! Nie zapomnę.

- No ja myślę - mrugnęłam do niego.

Spojrzałam kontem oka na Rogersa. Nie wiem dlaczego, ale jest cichy i nic nie mówi. Szczerze? Chciałabym się dowiedzieć jego historii, ale wiem, że jest mu ciężko w tych czasach i nie chcę o tym mówić. Kiedyś byłam w jego muzeum bo Jas uwielbia naszego Kapitana. U jej tabeli "Najlepszych bohaterów" Jest na równi z Pajęczakiem na pierwszy miejscu. Co nieco wiem o nim, ale wole jak ktoś mówi to na głos a nie czyta z tablicy Muzeum.

Usłyszałam dźwięk otwierania windy więc spojrzałam tam. Do salonu weszła niebiesko oka wysoka blondynka. Włosy miała uczesane w niski kucyk, a w ręce trzymała jakąś teczkę. Kiedy bliżej podeszła zauważyłam u niej piegi. Była naprawdę ładna.

- Cześć wszystkim! - każdy odpowiedział, a ona się miło uśmiechnęła i podeszła do Tonego - W końcu jesteś. Już myślałam, że tam zamieszkasz - odezwała się blondynka i pocałowała go w usta. Tata mówił, że ma jakąś dziewczynę. Per... Por... Pet... No nie na opcji, nie pamiętam jak się nazywa!

- Oh... Ktoś nowy widzę - w końcu odkleiła się od mojego... Od Tonego i zwróciła na mnie uwagę.

- Dz-Dzień dobry - powiedziałam nieśmiało. Nigdy nie lubiłam witać się z nowymi ludźmi to mnie peszyło bo nie wiedziałam jak się zachować.

- Cześć, Virginia Pots, ale mów mi Pepper - wyciągnęła przyjaźnie rękę do mnie, a ja ją nieśmiało przyjęłam.

- Viveka Tik w skrócie po prostu Viv...

- Pep, poznaj moja córkę - Tony porzucił swoją rękę na moje ramię, a ja się uśmiechnęłam w jego stronę.

- To ty masz CÓRKĘ?! Dlaczego nic nie powiedziałeś?! - Pepper była mocno zdziwiona.

- Booo sam nie wiedziałem, że mam córkę?

- Ale, ale jak to?

- Noo ja mu to powiedziałam - odezwałam się i po kilku sekundach odpowiedziałam jej o co w ogóle chodzi i co ja tu robię.

***

- I to chyba tyle... - powiedziałam kończąc moją wypowiedź.

- Rozumiem... Chyba.

- Viveko mogę zadać ci pytanie? - odezwał się nieśmiało Bruce, który w połowie mojego monologu przyszedł do nas.

- Po prostu VIV! I tak, możesz, ale nie obiecuję, że odpowiem.

- Jak dostałaś moce? Oczywiście nie musisz odpowiadać... - mówiłam wam cymbały, ale zniknęłam i zapomnieliście.

- Po mamie... I to znamię też jest po niej... I kolor oczu i blada karnacja... A właśnie, Tony... Kiedy mama żyła i byłeś przy niej zauważyłeś, że no nie wiem jej skóra jest zimna?

- Tak, faktycznie jej skóra była strasznie blada i zimna. A co?

- No wiesz moja skóra też jest zimna, a nawet lodowata - dotknęłam dłonią Thora, a on ode mnie odskoczył.

- Jezus! Ale jesteś zimna! Nie podchodź do mnie tymi swoimi małymi rączkami! - Thor schował się za fotelem gdzie siedział Steve. Aż tak jestem zimna?

- Dzięki! Bardzo mi miło! - wywróciłam oczami i założyłam ręce na piersi.

- Mogę dotknąć? - spytał Bruce.

- Oczywiście - podałam mu dłoń, a on ją dotknął. Widać było, że faktycznie dotyka delikatnie jakby go to szczypało w ręce, ale dalej miał moją drobną dłoń w rękach.

- Jak bym trzymał śnieg. Jesteś za zimna. Nie da się tego jakoś ogrzać?

- Nie, to normalne. Zresztą jak mi jest gorąco to znamię zaczyna szczypać. Już wam to powiedziałam a raczej wydarłam się. Ale później się zmieniłam w niewidzialną i zapomnieliście o moim wybuchu.

- A ty nie czujesz, że ci zimno? - spytała Nat.

- Nie, nie czuję zimna. Dlatego tak kocham zimę.

- Powinnaś odpocząć słonko. Chodź pokażę ci wolny pokój - odezwała się z miłym uśmiechem Pepper.

- Tak, Pep ma racje dużo przeżyłaś i tak dalej - Tony dał mi całusa w czoło i poczochrał po głowie. To nawet było urocze.

- Jasne, już idę.

Wstałam z kanapy i podeszłam razem z Pepper do windy. Kiedy miałam wejść odwróciłam się i z lekkim uśmiechem i powiedziałam.

- Dobranoc.

- DOBRANOC!

Wszyscy krzyknęli w tym samym czasie. Tylko Steve nie odpowiedział więc posłałam w jego stronę zmartwiony i pytający wzrok. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko mówiąc niemo dobranoc. Skinęłam głową z uśmiechem. Trochę spokojniejsza weszłam do windy a Pep na panelu wcisnęła numer 50. Winda się otworzyła, a ja wyszłam. Pepper była z przodu i kierowała mnie do jakiś drzwi. Zatrzymała się przy numerze 32 otworzyła drzwi i przepuściła mnie przodem. Pokój był piękny i strasznie duży. Na prawo było duże małżeńskie łóżko po bokach łóżka były szafki nocne a na nich kwiatki. Prosto od wejścia było okno na całą ścianę i mini balkonik. Na lewo przy drzwiach wejściowych było białe biurko z czarnym krzesłem w białe ślaczki. Nad biurkiem były trzy obrazy z cytatami i napisami:

"Jesteś piękna i silna nie poddawaj się!"

"Kiedy jesteś przy mnie czuje, że jestem sobą..."

"Nie obiecuje mi 'Na zawsze' po
prostu kochaj mnie dzień w dzień"

Ostatni cytat jest cudowny! Obok biurka były jeszcze jedne drzwi więc przybliżyłam się i otworzyłam je. Tak jak myślałam była tam łazienka. Była cała biała. Prysznic, wanna, toaleta, zlew, toaletka do malowania. No normalnie raj! Wyszłam z łazienki i jeszcze raz spojrzałam na mój pokój. Na samym końcu koło okna jest też duża, szara szafa. No, no, no! Ładnie, ładnie!

- No i jak ci się podoba pokój?

- Jest... Naprawdę... Nie mogę się wysłowić - usiadłam na łóżku. Jakie mięciutkie. Pepper usiadła koło mnie i z uśmiechem powiedziała.

- Teraz ten pokój jest twój. Na przeciwko ja mam pokój po prawej ma Tony a po lewej taki jeden w czerwonym stroju, ale on tu nie mieszka jak tu przychodzi to tam śpi i tak dalej.

- Rozumiem. Bardzo dziękuję Pepper.

- Nie ma za co słonko. A teraz pozwolisz, że pójdę do biura muszę jeszcze wypełnić kilka papierków.

Dała mi całusa w czubek głowy i wyszła. To było słodkie! Dobra zaraz padnę na twarz, idę spać. Podeszłam do szafy i wyjęłam jakiś komplet ubrań. Biała koszulka z serduszkiem i czarne krótkie spodenki. Weszłam do łazienki i przebrałam się w wcześniej wybrane rzeczy. Wyszłam i od razu wskoczyłam do łóżka. Wzięłam telefon i odczytałam 11 wiadomości od Jas.

Od Jasmin:

- GRABISZ SOBIE OJ GRABISZ!!!

- Czy to serio był STARK??!!!

- ROZMAWIAŁAŚ Z NIM?!

- Powiedziałaś mu prawdę???

- Hej żyjesz??

- MASZ PRZERĄBANE!!

- Okej policzę do 3 i mam focha!!

- 1

- 2

- 3

- FOOOOOCH!!!!!!!! NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE!!!!  -.-

- Mam przerąbane - powiedziałam na głos i postanowiłam napisać do mojej wariatki.

Do Jasmin:

- Żyje! jeszcze nie umarłam.

Od Jasmin:

- Hmm? Czy ktoś napisał? Nieee chyba muszę w końcu oddać telefon do naprawy.

Do Jasmin:

- Hejjj! Nie ignoruje mnie!

Od Jasmin:

- I znowu to samo chyba wycisze powiadomienia.

Do Jasmin:

- Okej jak chcesz, przecież nie musisz wiedzieć dlaczego tam był Stark i dlaczego jestem teraz w Avengers Tower. No trudno. Życie!

Od Jamin:

- Ooo naprawiało się! Hej Viviii możesz mówić dalej, zamieniam się w słuch!

Do Jasmin:

- PFFF!

Od Jasmin:

- Buzi :*

Do Jasmin:

- Dobrze więc zadzwoń.

2 godziny później.

- CZYLI TERAZ JESTEŚ W AVENGERS TOWER??!!

- Tak i nie krzycz bo niektórzy pewnie już śpią! A znając twój krzyk, który na pewno przedrzę się przez grube ściany zjawia się tutaj z pytaniami.

Spojrzałam na zegarek 2 w nocy. Ja sama chyba już pójdę spać.

- Dobrze, dobrze a będę mogła kiedyś do ciebie przyjść?

- Jasne to teraz też mój dom. Ale na razie sama muszę się przyzwyczaić więc wiesz...

- Spoko loko! - usłyszałam jak ziewa - Noo chyba pójdę już spać wiesz?

- Okej, Dobranoc wariatko.

- Dobranoc Vivi.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Po kilku sekundach oddałam się w objęcia Morfeusza.

******************

Tak jak pisałam na górze dość długi rozdział 🥰

Do napisania 🙋😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top