25. Ultron

1 dzień później.

Aktualnie to bije jakiegoś agencika Hydry... Hehe tak, no cóż obudził mnie dźwięk alarmu i głos Jarvisa. Wczoraj Peter mi powiedział, że jedzie na wakacje z jego ciocią bo ostatnio nie ma w ogóle dla niej czasu. Sam chciał nawet mnie zabrać ze sobą, ale nie chciałam im psuć razem wakacji... Oczywiście nie jestem na niego zła to było tak nagle. Dzisiaj są urodziny Jas i tata robi imprezę na jej cześć. Jak zdobędziemy laskę Lokiego to to będzie podwójna impreza! Peter już dał Jas prezent, który okazał się bardzo słodki! A mianowicie dał jej uroczą bransoletkę z jej inicjałami. Jest śliczna!

- I dupa! - usłyszałam w mojej słuchawce, którą mam w uchu tatę po tym jak kolejny raz nie udało mu się zniszczyć bariery. Zachichotałam kopiąc kolejnego agencika.

- Kultury trochę! Jarvis jak to wygląda z góry? - skarcił Steve, ojca. Ach... Cała moja rodzinka! Jarv zaczął coś tam gadać, a ja nie słuchając go zadałam kolejny solidny cios.

- Berło Lokiego musi gdzieś tu być! Nadchodzi czas... - odezwał się Thor.

- Nadchodzi, nadchodzi i coś nadejść nie może - nówi Nat a już po chwili słyszę strzał z pistoletu.

- Taa, chyba się kapneli, że tu jesteśmy... - powiedział Clint zmęczony.

- Co ty nie powiesz? - powiedziałam udając zdziwienie. Przeskoczyłam jakiegoś mężczyznę i zadałam mu solidny kopniak w plecy, następnie użyłam sznurku aby go przydusić.

- Kręci się tu ktoś super... - powiedział nagle Steve.

- Clint dostał! - krzyknęła Natasha w słuchawce, a ja przestałam kierować się do jakiegoś typka i stanęłam jak wryta. O nie, nie, nie!

- Co? Jak to?! - nie usłyszałam odpowiedzi i pędem ruszyłam w stronę zamku.

- Stark?! Musimy w końcu tam... Wejść! - odzywa się Steve z przerwą na przywalenie komuś.

- Poczekaj, witam się z gąską... Jarvis... Czy to jest gąska? - wybuchłam śmiechem, kiedy w końcu uporałam się z jakimś szatynem - Zwiedzamy zamek proszę wycieczki!

- Jak sobie radzisz młoda?! - krzyknął w słuchawce Thor.

- Całkiem, całkiem! Błagam, moja babcia pewnie lepiej walczyła...

- Akurat nie trafiłaś bo wolała grać na fortepianie - burknął pod nosem tata. Podbiegłam do Steve'a i Thora przy okazji słuchając o czym rozmawiają.

- Co to za super? - spytał Thor.

- Nieźle śmiga. Pierwszy raz widziałem coś takiego. A właściwie to nie widziałem.

- Clint mocno oberwał. Trzeba go ewakuować - usłyszałam znowu Nat.

- Ja i Vivi wsadzimy Bartona do samolotu i tak musimy kończyć. Ty i Stark znajdziecie berło - powiedział piorun.

- Nie ma sprawy - odpowiedział Kapitan.

Nagle kilku żołnierzy razem z wielkim samochodem przy boku pokierowali się prosto na nas. Oj nie widzieli jeszcze tej dwójki obok siebie.

- O patrz, kontratakują - powiedział Thor obracając w swojej dłoni młot.

- Wiesz młodzi są. Vivi, za drzewo, ale już! - zrobiłam tak jak kazał Steve i schowałam się za drzewem. Usłyszałam tylko brzdęk młota uderzanego w tarczę Kapitana. Szybko podbiegłam do Thora i Steve'a. Żołnierzyki padły jak domino!

- Znajdź to berło! - powiedział Thor i bez uprzedzenia złapał mnie w talii wznosząc się w powietrze. Pisnęłam krótko, ale po chwili roześmiałam się po słowach taty.

- I do stu piorunów, szanuj mowę ojczystą!

- Długo mi tego nie wybaczą - szepnął Steve i urwało się znowu połączenie. Weszłam do samolotu i przysłuchiwałam się co mówią inni.

- Agresja. Proponuję otwartą dyskusję... Kto zaczyna? - powiedział tata i po chwili urwał mi się w słuchawce dźwięk u taty. To znaczy, że wyszedł ze zbroi.

- U mnie ogarnięte - powiedziała Nat zdyszana.

- Znajdź Bannera. Czas na kołysankę... - powiedział Steve. Przez długą chwilę było cicho i w końcu mogłam usłyszeć głos taty.

- Thor... Mam coś co cię ucieszy - powiedział ojciec, ale jakoś dziwnie szybko ucichł.

- Toto? Wszystko dobrze - spytałam przejęta - Tato?

- T-tak... Oczywiście - powiedział ewidentnie czegoś przestraszony.

***

Wszyscy byliśmy już w samolocie i wracaliśmy do Avengers Tower. Siedziałam przy Clincie i głaskałam jego głowę jako ta najlepsza przyjaciółka.

- Nic mi nie jest Vivi, cieszę się, że jesteś moim aniołem Stróżem, ale nie jestem miękki. Zagoi się - parsknęłam śmiechem.

- Taaak, ale jeszcze się nie zagoiło. Martwię się imbecylu jeden, doceń to - złapałam jego policzek i uszczypnęłam go jak robią to babcię. Już miał mi coś odpowiedzieć, ale przerwała nam Nat, która zwróciła się do Thora.

- Thor jak poszło Hulkowi?

- Krainę Bogini Hel wypełniają jęki jego wrogów - powiedział śmiejąc się cicho i klaszcząc w dłonie. Banner załamany schował twarz w dłonie a Nat szybko się do niego odwróciła z niedowierzaniem na twarzy. Ja i Steve staraliśmy się z całych sił nie wybuchnąć śmiechem, kiedy grzmot się tłumaczył.

- Eee, nie chodzi tu o jęki poległych... Nie nie! Jęki rannych! Ludzie marudzą, lubią narzekać wiesz, tu padaczka tam żółtaczka a tu inna ta... Zgaga - nie mogąc wytrzymać parskam śmiechem a za mną Clint, którego oczywiście to zabolało więc walnęłam go w ramię.

- Oj nie nie, ty nie możesz - powiedziałam udając poważną minę. Ale i tak po chwili cicho się śmialiśmy z Thora.

- Hej Banner, doktor Cho już jedzie z csu może skorzystać z twojwgo laboratorium? - odezwał się tata.

- Ee tak. Wie gdzie co jest - odpowiedział mu Bruce.

- Dzięki - mruknął tata - Powiedz jej, nich się przygotuje, Bartona trzeba połatać.

- Naturalnie - odezwał się Jarv.

- Jarvis przejmij kółko - odezwał się znowu tata.

- Tak jest Sir.

Tata zaczął rozmawiać z Thorem i Stevem więc za bardzo nie interesując się ich rozmową skierowałam spojrzenie na Clinta. Był zmęczony, widziałam to.

- Cli, idź spać - powiedziałam a on mruknął na mnie.

- Wytrzymam - powiedział już z zamkniętymi oczami.

- Barton - warknęłam.

- Dobra, dobra, ale nie krzycz - nawet nie musiałam go namawiać. Po prostu musiał coś dodać od serca.

- Tak, tak oczywiście. Zwycięstwo należy uczcić biesiadą - usłyszałam Thora.

- Uuu imprezka? - a więc zgadłam. Podwójna impreza! Podeszłam do nich i przytuliłam się do boku taty.

- Taa, biesiada dobra rzecz. Nie Kapitanie? - powiedział taty kładąc dłoń na moim ramieniu.

- To chyba koniec hydry więc tak... Biesiada - odpowiedział. Tata kiwnął na niego głową, a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. Ucałował czubek mojej głowy przez co się uśmiechnęłam. Koniec z Lokim, który podobno nie żyję i koniec z niebezpieczeństwem!

***

- Nie przesadzaj, Jas! Wyglądasz bosko! - krzyknęłam radośnie patrząc na naszą dwójkę w lustrze.

Jasmin była ubrana w białą rozkloszowaną sukienkę z długim, koronkowym rękawem. A ja za to, miałam na sobie miętową sukienkę sięgająca do połowy ud a na mojej tali był srebrny szeroki pasek. Do tego założyłam naszyjnik od Clinta i zegarek od Steve'a no i czarne szpilki. Jas miała za to czarne koturny za kostkę.

- No nie wiem... Na pewno?

- Zamknij tą swoją śliczną buźkę i w drogę skarbie! - zaśmiałyśmy się razem i nie uwierzycie! Wyszłyśmy z pokoju! W końcu. Z dołu już było słychać głośną imprezę! Ach, uwielbiam imprezy. Weszłyśmy do "pokoju imprez" a tata od razu zaciągnął Jas na parkiet przez co zostałam sama. Weszłam schodami do górnej części sali a tam zobaczyłam Steve'a z jakimś czarno skórym facetem. Grają w bilarda a Steve akurat stoi tyłem. Podeszłam do niego cicho i stając na koniuszkach paluszków i zakryłam mu oczy. Mimo, że mam szpilki od dalej jest wyższy i sięgam mu do obojczyków.

- Zgadnij kto to? - powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.

- Hmm... Czyżby Viv?

- Brawo! - zdjęłam ręce i pokazałam mu się. Uśmiechnął się do mnie szeroko a ja odwzajemniłam uśmiech.

- Ładnie wyglądasz... - zaczerwieniłam się prawie niezauważalnie.

- Mogę to samo powiedzieć tobie - mrugnełam do niego i nie chcąc, żeby murzynek obok mnie się źle czuł spytałam się Steve'a.

- Aaa kim jest twój przyjaciel? - powiedziałam patrząc na czarno skórego kolegę.

- Viveka to Sam, Sam to Viveka - przedstawił nas ładnie Steve.

- Miło poznać Sam! - podałam mu rękę, ale nie miał okazji dotknąć mojej prześlicznej rączki, ponieważ przyszła Jas, który wyglądała jakby schlała się w trzy dupy.

- VIVIII! - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Łatwo było wyczuć smród alkoholu, ale u niej nie było, aż tak źle jak u żula z pod supermarketu.

- Najlepsze urodziny na świecieeee! - krzyknęła mi do ucha a potem odkleiła się ode mnie i dopiero zdała sobie sprawę, że obok są chłopaki. Uśmiechnęła się promiennie do nich i przytuliła Steve'a.

- Piłaś coś? - spytałam blondynkę prosto z mostu.

- Nieeee... - powiedziała i zrobiła zdziwioną minę.

- Hejkaaa! Jasmin! - krzyknęła do Sama a on lekko się uśmiechnął i odpowiedział.

- Sam.

- Suuuper! Chodź Vivi idziemy tańczyć! - zaczeła mnie ciągnąć za rękę, ale ja nadal się nie ruszyłam.

- Na pewno NIC nie piłaś? - spytałam podejrzliwie dalej ją katując.

- No wypiłam tylko jednego drinka! Po prostu dobrze się bawię!

- Chyba mocny... - mruknełam a chłopaki się zaśmiali - No chodź usiądziemy sobie. Co ty na to? - powiedziałam.

- Czekaj, pomogę wam - powiedział Steve, ale ja szybko mu przeszkodziłam.

- Nie, nie, nie! Ty tu zostajesz i grasz sobie w bilardzika. Masz dla mnie wygrać! - zrobiłam groźnie oczy i bez odpowiedzi uciekłam mu z pola widzenia. Posadziłam na kanapie Jas i zaczełyśmy rozmawiać.

***

- To jakaś sztuczka i tyle! - powiedział Clint wymachując pałeczkami od perkusji. Wszyscy już sobie poszli i zostali tylko Avengersi, doktor Cho, Maria Hill i Rhodey. Thor zaśmiał się na słowa swojego przyjaciela. No nie powiem, Thor dziś wyglądał naprawdę przystojnie! Tak jak każdy z mężczyzn.

- No to proszę. Nie krępuj się - powiedział pewny siebie młotek.

- Ta? - Thor kiwnął głową - No to już - wstał z kanapy i podszedł do młota.

- Clint, jesteś po przejściach nie zdziw się jak ci stanie - naśmiewał się tata z Clinta. Zachichotałam na słowa ojca opierając się o ramię Steve'a. Prawie już spałam opierając się o jego ramię, ale cały czas byłam twarda.

- Obserwowałem jak to robisz... - Clint wziął w rękę młot Thora i napiął mięśnie ciągnąć za rączkę, ale jednak nie podniósł go - A jednak nadal nie wiem jak to robisz... - zachichotał pod nosem Clint.

- Chcesz o tym pogadać? - spytał Tata, Clinta.

- Proszę, nie krępuj się! - krzyknał Clint pokazując na młot. Tata zacmokał i wstał z fotela poprawiając marynarkę.

- Prawdziwy mężczyzna, młotą się nie kłania - powiedział pewny siebie ojczulek a wszyscy skomentowali jego wypowiedź głośnym "uuuu!" albo "no to teraz będzie".

- Czyli co? Podniosę młot i jestem Królem Asgardu? - pytał tata wkładając rękę w jakiś wiszący pasek u boku.

- Tak, tron jest twój - powiedział Thor.

- No to zamierzam zwrócić prawo nocy - powiedział tata i pociągnął za linkę, ale coś mu nie wyszło. Potem poszedł po rękawicę Iron-mana, ale również mu nie wyszło. Rhodey też mu pomagał ze swoja rękawicę, ale także im nie wyszło. Potem jeszcze starał się Bruce, ale chyba wiecie jak to się skończyło... Steve'owi za to lekko drgnął młotek na co Thor'owi mina zrzędła tak, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale ostatecznie Steve odpuścił a Thor zaśmiał się nerwowo i mruknął coś pod nosem w stylu: "nie, nie..." czy tam "nie tym razem".

- No to może któraś z pań? - powiedział Thor.

- Natasha? - powiedział Bruce wskazując na młot.

- O nie, nie, i tak nie zmieści się do torebki - odparła i wzięła łyka piwa.

- No to Jas? Vivi? - spytał Steve szturchając mnie za ramię. Mruknęłam z lekkim uśmiechem i schowałam się w jego ramię ledwo żywa.

- Ja chętnie spróbuje! Pokaże wam, że dziewczyny rządzą! - powiedziała Jas i wstała z kolan taty. Przez ten czas dostała ode mnie dużo wody więc trochę się ogarnęła. Każdy się zaśmiał na jej słowa a ta podeszła pewnym ruchem do Młota i jedną ręką pociągnęła za młot. Ale oczywiście ani drgnął.

- Coś ci nie wyszło - zachichotałam spoglądając na nią kątem oka i szeroko się uśmiechając.

- Dobra, teraz ty! - powiedziała, a ja wstałam z kanapy z chytrym uśmiechem.

- Usiądź siostrzyczko i obserwuj księżniczkę.

Wszyscy razem powiedzieli głośno "uhuhuu" a ja jak jakiś zwycięzca podeszłam do młota Thora i pociągnełam go. Miałam wrażenie, że się poruszył, ale uparcie stał na stole. Kolejny raz pociągnęłam i niebieski blask otoczył młot. Przestraszona cofnęłam się.

- To nie ja! To się samo! - mówiłam wymachując dłońmi - A weźcie to ode mnie - machnęłam na młot rękami i każdy się zaśmiał. Spowrotem usiadłam na kanapie a Avengersi coś tam zaczęli rozmawiać.

- Nie obraź się wasza wysokość, ale to jakiś kant - powiedział tata.

- Albo jesteś do dupy - skomentował Clint.

- Prze pana a on się źle wyraża - Hill pokazała palcem na Clinta patrząc na Steve'a. Mężczyzna na, którym ramieniu przysypiałam, spuścił głowę i spytał się ojca.

- Wszystkim musiałeś wygadać?

Tata coś tam mu odpowiedział, ale przestałam słuchać bo z daleka usłyszałam jakieś... Metaliczne kroki.

- Tak, tak, to bardzo, bardzo ciekawa teoria, ale ja mam prostszą - przeniosłam spojrzenie na Thora. Wziął młot do ręki a potem podrzucił go do góry i złapał - Nie jesteście godni.

Wszyscy się zaśmiali, ale szybko ucichli kiedy usłyszeli przeraźliwy pisk. Zakryłam dłońmi uszy, żebym nie ogłuchła. Zza ściany wyszedł jakiś zniszczony robot. Na podłodze koło niego walały się sznurki i jakiś olej. Wstałam jak w wojsku z kanapy i w sekundę poczułam jak alkohol ze mnie wyparował... Robot zaczął coś tam mamrotać pod nosem o sznurkach, ale zbyt mocno się stresowałam, żeby się przysłuchać. Wyostrzyłam słuch, żeby co kolwiek usłyszeć.

- Tak. Jesteście nie godni... - on jest bardzo przerażający... Wyglądał jak z jakiegoś horroru. W dodatku miał głos Jarvisa - Macie ręce we krwi...

- Stark? - odezwał się Steve z miną która wyrażała obojętność.

- Jarvis? - spytałam cicho przestraszona.

- Przepraszam, przyśniło mi się... Albo... Ja się śniłem...

- Zresetuj program legion... Chyba jeden ma wirusa - mamrotał coś tam tata klikając na pilocie różne przyciski.

- I nagle byłem zaplątany... We sznurki... Musiałem zabić tamtego chociaż był w porządku... - bełkotał do nas robot.

- Zabiłeś kogoś? - spytał Steve.

- Wolał bym tego uniknąć, ale w życiu trzeba czasem wybrać mniejsze zło...

- Kto cię przysłał - spytał zdenerwowany Thor. Robot włączył jakieś nagranie z głosem taty, który mówi: "chce uzbroić całą planetę w pancerz". O co tu chodzi?

- Ultron - powiedział Bruce patrząc na ojca.

- W własnej osobie. No nie całkiem własnej i to całkiem poczwarka... Ale jestem gotów! Wypełniam misję.

- Jaką misję? - spytałam w końcu z lekko drżącym głosem.

- Pokój na ziemi... - powiedział to spoglądając na mnie. Ze ścian wyleciały rozwalone roboty, a ja jak na jakąś komendę rozwaliłam jednego robota jednym ruchem ręki. Przeciełam go na pół używając mojego ukochanego pyłku. Każdy gdzieś się rozdzielił. Z daleka zobaczyłam Helen, która cofa się bo jeden z robotów do niej celuje. Podbiegłam do niej i przez chwilę robot tak jakby przestał w nią celować, ale nie zwracając na to uwagi rozwaliłam robota urywając mu metalową głowę.

- Wszystko w porządku?! - spytałam spanikowana doktor Cho. Kiwnęła szybko głową.

- Kapitanie! - usłyszałam krzyk Clinta więc szybko spojrzałam na środek salonu. Łucznik rzucił tarczę Steve'owi a on ja złapał i rozwalił ostatniego robota. Zostać z Helen czy może iść posłuchać co on tam mówi... Podeszłam do doktor i przyjrzałam się jej.

- Jest okej - powiedziała z roztrzęśnionym głosem.

- Chcecie ratować świat, ale nie chcecie by się zmieniał - usłyszałam robota więc odwróciłam się w jego stronę - Jak ludzkość ma przetrwać skoro nie może ewoluować? - kontynuował swoja wypowiedź Ultron.

- Pokój zapanuje dopiero wtedy... Gdy wyginą Avengersi... - Thor rozwalił młotem robota, rozwalając go na małe części. Nie wytrzymał... Ultron już zniszczony zaczął przeraźliwie śpiewać.

- Na sznurku nikt nie trzyma mnie... Na sznurku nie jest źle - wstałam z klęczek i podbiegłam do Jas, która przez całą walkę przeczekała za barem. Przeskoczyłam nad blatem pełnym rozbitego szkła i przytuliłam ją bo widziałam z daleka jak cicho płacze... Jest bezbronna. Nie umie walczyć i nie ma żadnych mocy. Nie jest tu teraz bezpieczna.

- Twoja skroń... - wyszeptała spoglądając na mnie. Miałam na skroni małe rozcięcie jak i na wardze.

- To nic. To nic... - również szepnęłam i znowu ją przytuliłam. Spojrzałam na tatę a on na mnie. Coś ty znowu zrobił?

***

- Cała robota na nic. Ultron zwiał. Ukrył się gdzieś w internecie... - mówił zdołowany Bruce.

- Ultron... - powiedział Steve z niedowierzaniem.

Siedzę na stole i przytulam do siebie Jas. Biedna nie wie co się dzieję... Zastanawiałam się już gdzie mogę ją wysłać, żeby nic więcej jej się nie stało, ale jedyne miejsce, które przychodzi mi do głowy jest mój stary dom... Nie chcę im się narzucać, ale to jedyne wyjście. Zmieniłam numer telefonu, kiedy poszłam do sklepu kupić sobie nowy telefon więc nawet nie miałam szansy do nich zadzwonić... Muszę gdzieś wysłać Jasmin! Nie mogę pozwolić na to, żeby jakiś zniszczony robocik zrobił krzywdę blondynce!

- Widział wszystko - z rozmysleń wyrywa mnie Nat - Akta, monitoring. Pewnie wie o nas więcej niż my o sobie nawzajem...

- Wie o was wszystko. Poznał internet. Teraz pewnie przyjdzie pora na coś ciekawszego - odzywa się Rhodey.

- Kody nukrealne... - mówi Hill.

- No na przykład - o dpowiada jej żołnierz - Powinniśmy dać komuś znać, póki to jeszcze jest możliwe - przestałam ich słuchać i zaczęłam nucić cicho piosenkę, żeby uspokoić dygoczącą Jas. Głaszczę ją po głowie i ocieram resztki łez z jej twarzy. Tata podszedł na środek i włączył jakieś pomarańczowo-niebieskie.... Coś. Banner zaczął się zachwycać tym czymś i mamrotać coś w stylu: "Wow" "To nie możliwe" Ale co jest nie możliwe człowieku?! Nic nie rozumiem.

- Jarvis był pierwszą linią obrony - zaczął Steve z przechyloną głową w dół - Mógł wyłączyć Ultrona. To logiczne.

- Nie... Ultron mógł wchłonąć Jarvisa. To nie jest żadna strategia to jest furia - powiedział Bruce. Do pokoju wszedł zdenerwowany Thor i nie zwracając uwagi na nikogo złapał za szyję taty i podniósł do góry. To się nazywa furia! Zachłysnęłam się powietrzem i gwałtownie wstałam z białego stołu.

- Udzieliło mu się - powiedział Clint.

- Spróbuj się wysłowić - powiedział zmienionym głosem ojciec przez ciągłe przyduszanie go.

- Słowa są wobec ciebie bezslilenę Stark - wysyczał Thor. Podeszłam do nich i chwyciłam za drugą dłoń Thora, błagając go spojrzeniem aby przestał. Mimo, że faktycznie także jestem zła na tego debila... To i tak to mój tata.

- Thor! Co z pościgiem? - krzyknął Steve widząc, że zaraz wybuchnę tu płaczem z bezsilności. Gromowładny puścił tatę na co podeszłam do ojca i położyłam mu rękę na ramieniu schylając się lekko i gładząc jego plecy na uspokojenie.

- Niestety zgubiłem trop po jakiś stu milach... Kierował się na północ i ukradł berło - ostatnie zdanie powiedział patrząc w oczy taty - Trzeba je będzie odzyskać. Jeszcze raz.

- Czyli wszystko jasne. Dżinn uciekł z lampy - powiedziałam z zdołowana miną i wróciłam do Jas, która nie odzywa się i patrzy cały czas w swoje buty. Pogładziłam jej kolano, ale nie zwróciła nawet na mnie uwagi. Wskoczyłam na stół i znowu przytuliłam ją do siebie.

- Nic nie rozumiem - odezwała się nagle doktor Cho. Wszyscy na nią spojrzeli jak jeden mąż - Stworzyłeś ten program... Czemu chce nas zniszczyć? - powiedziała wbijając swoje spojrzenie w plecy taty, który wstał i się do nas odwrócił. Usłyszałam cichy śmiech na co ze zdziwieniem spojrzałam na ojca. Nawet Jasmin się zainteresowała i wbijała niezrozumiane spojrzenie w Tonego.

- To takie śmieszne? - spytał się Thor z widocznym niezadowoleniem.

- Nie, nie, chyba nie. Nie? Nie to raczej koszmar. Czyż to nie jest... - zaśmiał się znowu - Heh... tak, tak, to potworne.

- Nie doszło by do tego gdybyś nie mieszał sprawy... - Thor zaczął mówić.

- Nie! - wtrącił się Tata.

- Których nie rozumiesz - dokończył swoje Thor.

- Nie, przepraszam, to jest śmieszne. To są jaja, że nie wiesz po co nam ultron - powiedział ojciec a zaraz za nim wtrącił się Bruce.

- Tonyyy, może byś jednak tym razem odpuścił? - powiedział naukowiec.

- Poważnie?! Taki jesteś? Ręce do góry i ogon pod siebie gdy tylko ktoś pogrozi ci palcem?

- Tylko jak zbuduje maszynę zagłady... - powiedział ze spokojem Bruce.

- To nie my - powiedział tata - Nie mieliśmy okazji. Weszliśmy do inter fejsu? - spytał, a Bruce kiwał niepewnie głową z miną zabitego szczeniaczka.

- Coś zrobiliście. Nie wykręcaj się - nagle do rozmowy wszedł Steve - Avengers mieli działać inaczej niż tarcza.

- Czy ktoś w ogóle pamięta jak wyniosłem atomówkę w kosmos? - zaczął tata a wszyscy albo zaczęli przewracać oczami albo spuszczać głowy.

- Nie pierwsze słyszę - przedrzeźniał się z nim Rhodey.

- Nie, nie było mnie przy tym - powiedziałam znudzona.

- Ocaliłem miasto. Pamiętacie?

- Nie jakoś nie - dalej ciągnął swoje Rhodey.

- Napadła na nas armia kosmitów z innego wymiaru. Portal był dokładnie nad nami... Jesteśmy Avengers. Możemy łapać przestępców od rana do wieczora, ale to coś na górze to... To jest nasz koniec. Jak macie zamiar temu zapobiec?

- Wspólnie - powiedział Steve.

- Zginiemy... - ciągnął dalej tata.

- Lepsze to niż zginąć samemu... - powiedziałam cicho a wszyscy zwrócili wzrok na mnie. Przez chwilę tata patrzył na mnie z pustym wzrokiem, ale później podszedł znowu do zepsutego robota.

- Thor ma rację. Ultron nas wyzwał, chce go znaleźć nim będzie gotów do walki. Świat jest wielki trzeba go trochę pomniejszyć... - powiedział Steve.

To ostatnie co usłyszałam bo dłużej nie mogąc wytrzymać w tej smutnej atmosferze wyszłam z sali trzymając nadgarstek Jas. Nie chcę jej zostawiać tam i tak nic nie rozumie. Trzeba się przygotować psychicznie jak i fizycznie... Odprowadziłam Jas do pokoju radząc jej aby się przespała a potem ruszyłam do sali treningowej.

C.D.N

******************

Tak, tak możecie już zacząć mnie bić! Spokojnie! Już wam tłumacze. No więc dodałam tu ultrona ponieważ, iż, gdyż no cóż... Gdyby nie on to książka by mi nie wyszła. Możecie się na mnie wkurzać bo wiem, że połowa z tego rozdziału jest po prostu przepisana z filmu, ale musiałam go tu dodać no! Mam nadzieje, że nie jesteście źli i to was nie zniechęciło do czytania dalej tej książki!

Pytania:

1. Czy spodobał wam się rozdział?

2. Jesteście na mnie źli?

3. Jak myślicie czy Vivi w końcu zadzwoni do Agathy i Maxa?

Pamiętajcie kocham was i naprawdę przepraszam jeżeli kogoś to wkurzyło!

Do napisania😘🙋🏼

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top