16. Spider-man
Cholerny budzik! Dlaczego on w ogóle jest włączony?! Przecież dziś.... Eeee.... Który dzisiaj? A w dupie nie wstaję. Wyłączyłam budzik i walnęłam głowę jak poprzednio na poduchę. Walnęłam się jakieś pięć sekund temu a już ktoś mi wparował do pokoju! Kto tym razem?!
- Kim kolwiek jesteś, czego kolwiek chcesz, wypad za drzwi bo i tak cię nie słucham lamusie bądź lamusko - powiedziałam ze spokojem w głosie.
- No wiesz co? Tak do tatusia się odzywać? Phi! - prychnął jak nastolatka, która usłyszała słaby pocisk.
- Czego? - warknęłam chowając twarz w poduszkę.
- Dziś poniedziałeczek! Masz się spotkać ze swoim nauczycielem!
- Co? Jakim nauczy.... - przez chwilę nie wiedziałam co on do mnie mówi, ale potem zacięłam się i wstałam na równe nogi - Dziś mam pierwszy trening ze Spider-manem!
- No właśnie ci to powiedziałem snieżynko.
- Cicho! I wypad za drzwi bo się muszę przebrać!
-Ale spokojnie, jestem delikatny.
- Ta? Dobrze wiedzieć, bo ja nie wiem czy tak delikatnie ci przywalę jak zaraz się nie pojawisz za drzwiami! - warknęłam tym razem groźniej.
- Okej, okej.
Nareszcie wyszedł. Podbiegłam do szafy i zabrałam mój strój. Szybko pobiegłam do toalety o mało nie wywalając się o kant biurka. Wleciałam jak strzała Clinta do łazienki i zrobiłam poranną toaletę jak zawsze. Wyszłam już gotowa w swoim całym stroju. Jeszcze tylko chusta i... Gotowe! Wyszłam z pokoju i popędziłam do salonu. W końcu głodna nie będę walczyć czy co ja tam będę robić. Weszłam do salonu a przede mną byli Avengers z brońmi wycelowanymi we mnie. Co jest?! Odwala im na starość?! Oczywiście nie wszyscy tu byli a mianowicie nie było: Ojca i Bruca.
- Jak tu weszłaś?! I kim jesteś?! - krzykneła Wdowa. Ja wiem, że w tym stroju wyglądam zupełnie inaczej, ale no nie wiem nie mam zasłoniętych oczu a to najważniejszy element ciała. Przez oczy można rozpoznać osobę z daleka. Oczywiście ja tak tylko uważam. Nikt nie ma takich samych oczu są zawsze inne. To taki klucz do czyjejś duszy. A zresztą mam niebieski warkocz na boku! Co oni ślepi?!
- Emm... Zabieraj ten łuk pamiętaj kto ci zrobił śniadanie karton.
- Eee Vivcia? W co ty się ubrałaś? - zapytał Clint. Zdjęłam chustę i uśmiechnęłam się jakby nigdy nic a oni opuścili bronie. Uff... to naprawdę nic fajnego jak jesteście na celowniku.
- W mój strój do walki? - prychnęłam jakby to było oczywiste.
- Od kiedy ty masz taki strój? - zdziwił się Steve.
- Po pierwsze nigdy nie widzieliście mojego stroju do walki bo go nie miałam a po drugie dostałam od tatusia.
- Tony dał ci kombinezon? - spytała Wdowa.
- No, tak.
- Okej - odstawili bronie na miejsce i usiedli na kanapach jak by nic się nie stało. Dziwne. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie tosta. Spojrzałam szybko na zegarek i okazało się, że mam jeszcze 10 minut. Zdążę. Zjadłam mojego tosta, odstawiłam talerz do zmywarki i poszłam do sali treningowej. Tak naprawdę to ja nawet nie wiem gdzie mamy się spotkać, ale skoro Spider-Man ma mnie nauczyć walczyć i takie tam to chyba w sali treningowej nie? No właśnie! Ale ja jestem mądra. Przed wejściem założyłam chustę i bez przeciągania weszłam do sali. W pomieszczeniu nikogo nie było przynajmniej tak myślałam. Kiedy podeszłam bliżej na środek prawie dostałam zawału, kiedy poczułam delikatny dotyk na ramieniu. Odruchowo zacisnęłam rękę w pięść i odwróciłam się z zamachem. Niestety mój "cios" został zablokowany, a ja zobaczyłam, że to Spider-Man przez przez co poczułam zażenowanie. Prawie go walnęłam!
- Spokojnie, nie bój się to tylko ja - powiedział ze spokojem w głosie.
- Nie boję się. Sorry to był odruch - powiedziałam wyrywając moją rękę z jego uścisku.
- Spoko. Przez mój pajęczy zmysł i tak byś mnie nie uderzyła więc nic się nie stało.
- Pajęczy zmysł? Mrowienie w głowie?
- Tak, skąd to wiesz? - spytał zainteresowany. Wzruszyłam ramionami w jego stronę i powiedziałam.
- Jeden facet z mojej klasy interesuje się pająkami i cały czas o nich nawija na korytarzu przy swoich znajomych więc nie raz usłyszałam jakieś ciekawostki.
- Jasne. Więc to ciebie będę uczył?
- Ta, chociaż nie wiem po co. Z walką idzie mi nieźle więc tak naprawdę powinnam teraz leniuchować i się obijać
- Już ja sprawdzę na co cię stać mała.
- Nie jestem mała tylko niska robalu...
- Jak mnie nazwałaś? - spytał z rozbawieniem w głosie, ale starają się być poważnym.
- Pajączku! - pisnęłam udając fascynację.
- Tak myślałem.
- Robak - szepnęłam do siebie. Na szczęście nie usłyszał albo mi odpuścił - Dobra to czego mnie nauczysz mistrzu - powiedziałam już głośniej.
- Dziś nauczę cię zwinności.
Po tym słowach zaczął walkę. Był strasznie silny i szybki, ale radziłam sobie całkiem dobrze. Odpychałam ataki i zadawałam ciosy. Przez walkę zastanawiałam się gdzie uderzyć, żeby go pokonać. Przez moje zamyślenie Spider-Man wykorzystał to i zrobił salto nade mną a potem uderzył lekko, ale pewnie w tył kolana przez co upadłam. Przeturlałam się po ziemi nie chcąc aby mnie przygwoździł jednak on przewidział mój ruch i już po chwili byłam przyszpilowana do ziemi. Byliśmy bardzo, bardzo blisko co mi się nie spodobało. Więc szybko powiedziałam.
- Niezły ruch, a teraz złaź - powiedziałam wkurzona. Nie wiem co mu się stało, ale patrzył na mnie i nic nie mówił. Badał moją twarz przez swoją maskę. Co to to nie! Na ziemi jest tylko jeden chłopak, który skradł moje serce i to nie jest Spider-Man! Ciekawe co robi mój Peter. Pewnie siedzi w domu... Dawno go nie widziałam.
- Jeżeli zaraz nie zejdziesz obiecuję ci, że zaboli tam gdzie nie powinno - powiedziałam i uniosłam gwałtownie nogę. Ten od razu odskoczył ode mnie, a ja się uśmiechnęłam mimo, że tego nie widział.
Pomachał głową jakby wyrzucał z głowy jakąś myśl i podał mi dłoń. Zignorowałam jego pomocną rękę wstałam i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu.
- Wybacz, zamyśliłem się - szepnął wpatrując się we mnie.
- Nic nie szkodzi, ale wiesz co? Daj mi się wykazać!
Nie czekając, aż poukłada sobie moje słowa w całość zaatakowałam go. Koniec zabawy! Teraz Viveka robi czary mary! Walczyliśmy z trzy minuty, a ja stwierdziłam, że to będzie idealny moment. Zaczęłam udawać, że się zamyśliłam a on znów wykorzystał to i zrobił salto nade mną. Tylko tym razem zanim zdarzył mnie walnąć w kolano zrobiłam się niewidzialna i szybko teleportowałam się na koniec sali, żeby mnie nie dotknął. Wiecie stałam się niewidzialna, ale on i tak by mnie uderzył bo pamiętał gdzie stałam. Chyba rozumiecie nie? Nieważne. Widać było, że chłopaczyna nie wie co się dzieje wokół niego. Kocham cię Bruce za tą lekcje! Stałam się widzialna i krzyknęłam do niego.
- Zdziwko co? - popatrzył się w moja stronę i zaśmiał się.
- Nikt nie mówił mi, że mam do czynienia z hipnotyzującą osobą, która ma moce - mruknął w moją stronę, a ja spojrzałam na niego i zarumieniłam się.
- Hipnotyzującą tak? Może to kiedyś wykorzystam - mrugnęłam do niego czując się o wiele pewniejsza z mocami.
Teleportowałam się za niego i tak jak wcześniej pajączek walnęłam go w tył kolana przez co upadł na podłogę. Przeturlał się tak jak, ale później usiadłam na nim okrakiem aby nigdzie nie uciekał. Z lodu stworzyłam ostry sopel i przyłożyłam go do gardła Spider-Mana z triumfalnym uśmiechem. Niestety on nie widział mojego wspaniałego uśmiechu przez chustę. Moc lodu jest na prawdę pomocna.
- Dobra masz mnie... Szybko się uczysz mój sopelku.
- Nazwij mnie jeszcze raz sopelku a utne ci jęzor i nie będziesz mógł już więcej gadać - powiedziałam z mordem w oczach i chłodem w głosie. Nienawidzę tego przezwiska. Czasem Jas mnie tak nazywała, ale szybko wybiłam jej to z głowy bo zgodziłam się, żeby mówiła na mnie Vivcia. Oczywiście też nie lubię jak Jas tak na mnie mówi, ale wole Vivcia niż sopelek. Czy lodzik... To nie było przemyślane. - Po za tym... Nie jestem twoja robalu.
- Proszę, proszę, pokonałaś swojego nauczyciela już na pierwszej lekcji - Znam ten głos. Odwróciłam się i od razu uśmiechnęłam.
- A co to za niespodzianka! Pirat we własnej osobie. Wiesz jak się stęskniłam? Nie piszesz, nie dzwonisz... Nawet listu nie dostałam - udałam smutną. Oczywiście wcześniej jeszcze wstałam z głąba, który nazwał mnie sopelkiem.
- Masz cięty język, po ojcu.
- No, ale ja mówię poważnie. Stęskniłam się za tobą. A teraz co ty tu robisz?
- I po czułościach. Tak się składa, że widziałem jak sobie radzisz przez lustro weneckie. Jesteś naprawdę sprytna. Brawo.
- Wow czy ty Nicki mnie pochwaliłeś? Jestem wzruszona. A więc pewnie Avenger'si są za szyba zgadłam?
- Zgadłaś.
- Cudnie - wywróciłam oczami. Pewnie widzieli jak Spider-Man się na mnie gapił leżąc na mnie. Będzie długa przemowa o chłopakach. Tylko tego brakowało.
- Dobra na dziś kończymy mój sopelku - usłyszałam ten wspaniały głos gdzieś w tle. Skądś kojarzę ten głos, ale zaraz.... Jako on mnie nazwał?! Po prostu uwielbiam mój zapłon! To że sopelek to już przesada, ale ja nie jestem jego!
- Ostrzegałam cię robaku! Nie żyjesz.
Spider-man zaczął uciekać na swojej sieci, a ja zaczęłam go gonić po wieży. Goniłam go jakieś 10 minut, aż w końcu straciłam go z oczu i poszłam do ojca. Mam w niego wylane idę sobie jakby nigdy nic do tatusia a czerwony pajac jest po prostu jebnięty. No, ale w końcu muszę chodzić do szkoły prawda? No właśnie!
- JARVIS gdzie jest Tony?
- Pan Stark jest w warsztacie na samej górze. Piętro 58.
- Dzięki JARV.
A więc kierunek winda. Weszłam do windy i wcisnęłam numer 58. Nie wiem nawet kiedy, ale byłam już przed drzwiami warsztanu Starka. Wpisałam kod i weszłam do jaskini Ojca.
- Ojciec! Tatuuuuusiu?
- Co jest śnieżynka? - nagle wyłonił się zza jednej ze zbroi.
- Muszę chodzić do szkoły Tony! Mogę iść w środę? - zrobiłam maślane oczka.
- Nie ma mowy! Jeszcze wszystkiego nie ustaliliśmy.
- Ale co ty chcesz jeszcze ustalać? Mam kombinezon, zgodziłam się z tobą zamieszkać, odkryłam moce nad którymi umiem już chodź trochę panować, "mama żyje" , jestem Boginią, mam nauczyciela i partnera no i wszyscy są szczęśliwi!
- Mama żyję? Co?
- Znaczy no wiesz... Jako duch? - powiedziałam zmieszana. Nadal nie wspomniałam o rozmowie z Lokim.
- No tak... Ale przecież jeszcze sobie tak dokładnie nie radzisz z mocami!
- Dam radę! Sam widziałeś przez lustro weneckie!
- No, ale...
- Nie ma "ale" Tony! Ja chcę do szkoły bo nie mogę cały czas siedzieć w wieży jak jakaś księżniczka!
- Księżniczki są fajne. Dlaczego ty nie chcesz być moja księżniczką w mojej wieży?
- Bo księżniczka chcę ruszyć gdzieś dupę! Proszę Tato...- powiedziałam pierwszy raz do niego tato. Musi się zgodzić!
- Dobra... Okej, okej! Zgoda!
- TAK!!! - rzuciłam się na tatę mocno go przutulając. Oczywiście oddał mój niedźwiedzi uścisk.
- Kocham cię... - powiedział cicho tak żebym go nie usłyszała lecz ja mam dobry słuch i wszystko wyraźnie usłyszałam.
- Ja ciebie też kocham - powiedziałam trochę głośniej niż on. Pierwsze "kocham cię" Zawsze dużo znaczy. Odęrwałam się od niego i dałam całusa w policzek a później wybiegłam mówiąc szybko.
- Muszę zadzwonić jeszcze do Jas! Paa!
Okej Jas, Jas, Jas. Miałam już wybrać jej numer kiedy, nagle ktoś mnie mocno przytulił. Usłyszałam szloch. Odwróciłam się i spojrzałam w czerwone od płaczu oczy przyjaciółki. Co ona tu robi? Przecież wracała wczoraj do domu.
- Jas? Co się stało słonko? Co tu robisz? - spytałam i oddałam uścisk głaszcząc ją po głowie.
- Bo... Bo... Bo...
- No już spokojnie Jasmin. Chodź do salonu. Dam ci tam chusteczki i co tylko będziesz chciała. Okej?
Pokiwała lekko głową i złapała za rękę. Nie sprzeciwiałam się bo czuje, że mnie teraz potrzebuję. A ja nie czuje kiedy rymuje kolejny raz. Weszłyśmy powoli do salonu i wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na nas.
- Hej Jas co się stało mała? - spytał Clint. Wszyscy kiedy tylko ją zobaczyli polubili moją przyjaciółkę. Dlatego teraz traktują ją jak mnie. Czyli wszyscy koło nas skaczą i martwią się jak uderzymy się w kolanko lub paluszek. Są strasznie nadopiekuńczy, ale to urocze.
- Zaraz się dowiemy jak moja gwiazdka się trochę uspokoi - podałam rękę Jasmin Steve'ovi, żeby ją rozchmurzył i poszłam po chusteczki a potem poszperałam po szafkach i znalazłam żelki. Steve, Jas i reszta usiedli na kanapach i starali się choć trochę pocieszyć moja przyjaciółkę.
- Jasmin? Dlaczego masz na policzku czerwony ślad? - usłyszałam pytanie Nat - Czy ktoś cię pobił? - to zdanie powiedziała już lekko zdenerwowana.
- Okej rozejść się! - krzyknęłam i uklęknęłam przy Jas. Podałam jej chusteczkę i dałam pod nos żelki. Wzięła chusteczkę i wytarła spuchnięte i czerwone oczy a potem wszamała jednego żelusia.
- Już chyba wiem komu wam wklepać, ale najpierw powiedz dla pewności dobrze? - pokiwała głową i wzięła głęboki wdech.
- Zawsze na mnie krzyczał, ale tym razem było inaczej... - powiedziała niepewnie a do salonu wszedł Tony od razu zdziwiony widokiem Jas.
- Kto? - spytał spokojnie Steve nie zwracając uwagi na Starka.
- Mój ojciec... Zawsze jak zrobiłam coś źle krzyczał na mnie i mówił okropne słowa.
- Wiedziałam! Zabije sukinkota - wysyczałam z wyczuwalnym jadem w głosie. Zacisnęłam pięści i już miałam jechać do domu tego cholernego dupka, ale zatrzymał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Nie! Jak wrócę to dostanę mocniej... Nie chcę tego!
- Nikt cię więcej nie pobiję bo tam już nie wrócisz - wtrącił się mój ojciec nagle.
-Co? - spytaliśmy wszyscy razem.
- Najpierw musisz nam powiedzieć dlaczego to zrobił. Szczerze proszę - powiedział ojciec.
- Ja nienawidzę kłamać. Więc dobrze... No to... Moja mama zginęła na raka jakieś trzy lata temu. Odkąd zginęła mama, tata zaczął palić, pić i szlajał się po klubach. Nie przejmował się mną i przychodził zawsze z inną laską. Jak miałam złą ocenę krzyczał, jak przesłodziłam zupę krzyczał, jak nie zapomniałam zrobić pranie krzyczał. Tym razem wyślizgnął mi się kubek z herbatą dla mnie. Kiedy ojciec zjawił się w kuchni wiedziałam, że będzie krzyczał, ale nie spodziewałam się, że mnie uderzy i nazwie dziwką... Po tym jak skończył mnie okładać wstałam i pobiegłam do pokoju. Krzyczał, że mam zejść i posprzątać to co zrobiłam, ale ja go nie słuchałam. Zamknęłam się w pokoju i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Potem uciekłam z domu przez okno. Nie miałam się gdzie podziać więc przyszłam tutaj... Przepraszam, że tak się wam narzucam.
- No co ty, nie narzucasz się! Dobrze zrobiłaś! - krzyknęła Nat.
- Spokojnie my zajmiemy się resztą - powiedział Clint. Chyba najbardziej polubił Jas.
- Co chcecie zrobić? - spytała i wzięła żelusia do buzi.
- Zamkniemy go. Bicie dziecka jest karalne - powiedziała Nat.
- Ale... Ale to nadal mój Ojciec! Uderzał mnie tylko wtedy kiedy był pijany! Jak nie był to krzyczał...
- Jas... Wiem, że nadal myślisz, że on się poprawi, ale... Niestety on Może cię następnym razem jeszcze bardziej skrzywdzić. A ja nie chcę, żeby coś ci się stało... - powiedziałam delikatnie dobierając słowa i przytuliłam ją. Ona jako jedyna mnie nie odepchnęła i zawsze mnie wspierała. Teraz moja kolej! Jakby coś jej się stało to... Nie! Nie będę o tym nawet myśleć.
- No dobrze...- powiedziała odrywając się ode mnie.
- No i bardzo dobrze! To my idziemy go złapać - powiedział Tony.
- Ale, że już? - pyta się zdziwiona Jas.
- A co ty myślałaś? Złapiemy go a później porozmawiamy o tobie - mrugnął do niej i wychodząc z salonu krzyknął.
- Avengers! Za coś nam płacą.
Wszyscy się zaśmiali i wyszli. Oczywiście oprócz mnie i Jas. Chciałabym im pomóc, ale na pewno mnie nie puszczą. Chętnie skopałabym mu dupę, ale na razie muszę się zająć moją Jas.
- Okej, to co? Film? - powiedziałam śmiesznie ruszając brwiami dla zachęcenia.
- Z chęcią!
- Gwiezdne wojny czy Zmierzch?
- Gwiezdne wojny! Mam dość Romansów.
Zaśmiałyśmy się. Jas włączyła film, a ja zajęłam się przekąskami. Wziełam chipsy, żelki, paluszki, precelki i krakersy. No co? Dziewczyna dużo przeżyła trzeba jej dać co najlepsze czyli... JEDZENIE. Usiadłam obok Jas i zaczęłyśmy oglądaniem. W połowie poczułam, że odpływam, ale zanim zdąrzyłam zamknąć oczy usłyszałam głos w mojej głowie.
Dobranoc mój sopelku.
Nienawidzę cię.
Po tych słowach wpadłam w ramiona Morfeusza.
*****************
Wow! Biedna Jas... Jestem zła😈
Dajcie gwiazdkę⭐ I komentarz✏ jeżeli rozdział się spodobał❤
Edit: Zdecydowałam, że rozdziały nie będą pojawiać się w sobotę bo w piątki do niedzieli chodzę teraz na działke a tam nie ma internetu jak już wspomniałam wcześniej. Nie wiem czy to dobra wiadomość czy zła, ale rozdziały będę wstawiać jak będę miała czas no i kiedy będę miała wenę.
Do napisania🙋🏼😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top