Ślepota
ONE-SHOT
Każdy człowiek na świecie jest w jakimś stopniu ślepy. Niektórzy mają dobry wzrok, ale nie dostrzegają tego co najważniejsze. Miotają oczami na lewo i prawo lecz ostatecznie nic im to nie daje, ponieważ mają zmroczone umysły. Widzą wiele, ale nie dostrzegają żadnego kontekstu. Dokładnie jak samotny człowiek nocą w lesie. Światło latarki nie oświetla mu terenu na dalej niż dwa metry, przez co nie jest wstanie rozświetlić całego. Ma wzrok i widzi a jednak obija się o gałęzie jakby był całkiem ślepy. Mniejsza ilość ludzi urodziła się niewidoma. Jak na ironię losu to właśnie takie osoby czasem widzą więcej niż ludzie o zdrowych zmysłach. Potrafią znaleźć i przejrzeć na oczy, kiedy inni zabłądzili we mgle.
Chyba każdy w całym Królestwie Ziemi kojarzy Toph Beifong. Niską brunetkę o drobnej posturze. Niektórzy uważają ją za słabą, małą dziewczynkę z ogromną fortuną, a inni jako brutalną Niewidomą Bandytkę. Niezależnie od tego kto i jak ją postrzegał, wszyscy współczuli jej z powodu niepełnosprawności. Niewielu ludzi było całkiem niewidomych. Niektórzy po prostu mieli słabszy wzrok, ale widzieli świat. Wszystkie kolory, kształty i gwiazdy. Dla Toph było to coś nie do pomyślenia. Mimo że przyjaciele przed obaleniem Władcy Ognia Ozaia starali się jej wszystko dokładnie wytłumaczyć, to były tylko słowa. Rzucane na wiatr, przewiewne, bezszelestne. Zupełnie jak jej oczy. Były, ale co jej z tego, że istniały skoro nie mogła nic widzieć? Były bezużyteczne.
Przez całe swoje życie Toph nasłuchała się wiele nieistotnych dla niej słów. Ludzie często mówili jej w twarz bądź za plecami jaką tragedią jest brak wzroku i że współczuli młodej Beifong z całego serca. Co niby miało to zmienić? Nie mogli jej w żaden sposób pomóc.
Słodko-gorzkie słowa nie tylko raniły Toph. Nikt nie czuł tego co ona. Tej bezradności, kiedy kładła się do łóżka spać. Ludzie widzieli biały sufit, a tymczasem co ona była w stanie dostrzec? Ciemność. Nic więcej. Kiedy nauczyła się widzieć dzięki magii ziemi spała na gruncie, lecz nie trwało to zbyt długo. Straże dość szybko się zorientowały i zakazali jej snu na podłodze. Nie rozumieli tego. Myśleli, że miała urojenia, że zgłupiała. Nie wiedzieli jakie to szczęście po latach w końcu zobaczyć otaczający ją świat. Byli ślepi na jej cierpienie.
Wśród tych wszystkich pocieszań najgorsze były te sztuczne. Wypowiedziane tylko po to, żeby poczuła się lepiej. Bez żadnej szczerości włożonej w te puste słowa. Doskonale wiedziała, kiedy ktoś kłamał, a takich ludzi mało nie było. Nie mówiła im, że znała ich prawdziwe intencje, ale czuła jak ostry nóż wbijał jej się w plecy i przedziurawiał je na wylot. Gdyby mogła, chciała oddać im ślepotę, żeby się męczyli. Poniekąd to dlatego stała się taka zimna, wredna i pyskata. Nie lubiła tych wszystkich kłamliwych ludzi i nie zamierzała tego przed nimi ukrywać. Byli okropni, a Toph nie byłaby sobą, gdyby ukrywała swoją złośliwość.
Dziewczyna czasami przed snem zadawała sobie pytanie i zastanawiała się co było gorsze: czy sztuczne okazywanie współczucia, czy sama ślepota? Fakt, żadna z tych rzeczy nie była czymś przyjemnym, ale kłamanie w sprawie jej oczu, tylko pogrążało Toph w bólu, który tylko ona potrafiła poczuć. Nikt nie potrafił tego pojąć. Toph czuła się wtedy niezrozumiana i gorsza od innych, mimo że wcale tak nie było. Miała wrażenie, że ludzie nabijali się z jej nieszczęścia i to ją najbardziej zżerało od środka. Oczywiście, występowali też tacy ludzie, którzy współczuli jej z czystego serca, ale co oni mogli wiedzieć o ślepocie? Czy kiedykolwiek czuli chociaż połowę tego co ona? Sami mieli dobry wzrok, więc jedynie mogli sobie wyobrażać jak to było. Przeliteruję to: w y o b r a ż a ć. Nigdy nie znaleźli się w podobnej sytuacji, ani sami nie wiedzieli jak to było naprawdę. Nie znają tych podłych, towarzyszących uczuć, tej wyżerającej bezsilności i beznadziejności, kiedy usiłujesz coś zobaczyć, ale po prostu nie potrafisz, bo nie jesteś w stanie. W twojej głowie rodzi się świadomość, że ktoś stojący obok doskonale to widzi, we wszystkich kolorach. Już sama myśl o tym jest straszna, a co dopiero poczuć to na własnej skórze.
Większość ludzi załamuje się, kiedy coś nie wyjdzie im w życiu, więc nie chce im się ezgystować. A co miała powiedzieć Toph? Jako dziecko obijała się co róż to o inne meble z ostrymi kantami, ale musiała do tego przywyknąć. Narobiła sobie pełno siniaków, lecz ona ich nie widziała. Czy to, że nie potrafiła ich zobaczyć sprawiało, że tego nie było? Oczywiście, że nie. Mogła jedynie udawać, ale ból, który czuła nadal istniał. Był prawdziwy i przypominał o tym, że żyła. Nie miała wyboru, a życie było pełne okrutnych zasad, więc musiała robić wszystko, żeby w tej grze pozostać.
Toph bardzo bolało to, że była ślepa. Na co dzień starała się to tuszować, więc pokazywała twardą na zewnątrz, żeby nikt nie wiedział jej cierpienia. Wszyscy wokół niej mieli dobry wzrok i to ją dobijało. Nigdzie nie było nikogo, kto cierpiałby na to samo co ona. Brakowało jej osoby, która zrozumiałaby ją i wiedziała co naprawdę czuła. Kogoś, kto powiedziałby choć jedną literę ze słowa r o z u m i e m. Toph nie oczekiwała zbyt wiele, nawet nie zamierzała tego robić. Nie chciała, żeby świat kłaniał się do jej stóp, tylko żeby choć trochę wtopiła się tłum. Ślepota jej to uniemożliwiała. Ludzie kojarzyli ją tylko z tego. Nie, dlatego że była wybitnym magiem, jako pierwsza nauczyła się tkania metalu, czy dlatego że była mistrzynią Avatara. Była n i e w i d o m a i tylko to ludzie w niej widzieli. Mimo że mieli wzrok to tak naprawdę byli ś l e p i, ponieważ ich umysły były zamknięte. Ograniczone. Zupełnie jak wiedza czerpana z jednego źródła. Wszyscy starali się wspierać Toph i dawać jej to, czego potrzebowała, ale tak naprawdę nigdy nie otrzymała zrozumienia. Ludzie wiecznie rozdrapywali stare rany, przez co one nadal krwawiły i dawały o sobie znać. Tekst w stylu: "współczuję ci z powodu ślepoty", był dobijający. Ludzie zamiast traktować ją jak zwykłą dziewczynę, przypominali jej, że nie widzi. To było najgorsze co mogli zrobić. Zupełnie jak powtarzanie introwertycznemu dziecku, że jest zamknięte w sobie. Czy po tych słowach stanie się bardziej otwarte na innych? Nie. Będzie jeszcze gorzej, ponieważ taka młoda istota zaczyna się zadręczać swoją "innością". Za każdym razem Toph przygryzała zęby, ale czym częściej to robiła, tym mniej potrafiła.
Brunetka położyła się na ziemi. Mimo że wojna zakończyła się ponad rok temu, czasami uciekała do lasu, żeby pobyć sama. Nikt jej w nim nie widział, a Toph przypominały się stare czasy, kiedy wraz z przyjaciółmi podróżowała po świecie. Te wszystkie żarty Sokki i jej riposty na nie. Doskonale pamiętała jak Katara przegotowywała wodę a Aang zajmował się Appą i Momo. Nawet przypomniało jej się jak Zuko ją poparzył. Gdyby nie to, że była ślepa, z pewnością udałoby się jej tego uniknąć. Nie widziała posłanego w jej stronę ognia, jedynie mogła poczuć go na swojej skórze. To jej uzmysłowiło, że wcale nie była taka dobra w walce jak myślała, że jest. Dzięki temu otwarły jej się oczy i zrozumiała, że jest do pokonania. Zawzięcie ćwiczyła z drużyną Avatara i to dało jej siły. Stała się twardsza niż kiedykolwiek była. Zrozumiała, że w swojej słabości mogła znaleźć siłę i to właśnie zrobiła.
Po krótkiej chwili Toph podciągnęła swoje kolana, pozostawiając stopy na ziemi. Bez nich czuła, że jest sama, że nie ma z nią nikogo. Widziała tylko wszechobecną ciemność. Nawet jej nie pochłaniała, ponieważ nie potrafiła zobaczyć swojego ciała. Nie widziała ludzi, zwierząt, czy też otaczającego ją świata. Bez swoich stóp byłaby całkowicie bezbronna i bezsilna. Nie potrafiłaby się bronić, ponieważ nie mogłaby wtedy tkać.
"Gwiazdy pięknie dzisiaj świecą, szkoda, że ich nie widzisz, Toph."
Dziewczyna cały czas miała te słowa w swojej głowie, a teraz odbijały się w niej szczególnie mocno. Wręcz w niej huczały i nie dopuszczały innych myśli. Mimo że minęło sporo czasu odkąd Katara je wypowiedziała, nadal prześladowały brunetkę. Bolały ją, ponieważ dziewczyna powiedziała je z wyższością, lecz z czasem zrozumiała, że przyjaciółka nie chciała dla niej źle. Fakt, była złośliwa, ale prawda była taka, że miała prawo być na nią zła. Toph też była wtedy dla niej wredna, więc Katara miała prawo to odwzajemnić.
Dziewczyna odruchowo chwyciła za flakon z wodą z Oazy Duchów, który miała zawieszony na szyi. Dawał jej nadzieję na normalne życie. Dzięki niemu mogła odzyskać swój wzrok. Ten "drobny" podarunek przyniósł jej jakiś posłaniec z Północnego Plemienia Wody, a Katara kolejnego dnia miała przybyć wraz z Aangiem i ją uzdrowić. W zasadzie to każdy uzdrowiciel mógł to zrobić, ale najbardziej ufała przyjaciółce, więc postawiła na nią. Nie zamierzała oddawać się w ręce jakiegoś obcego faceta, czy tam kobiety. Dzięki tej wodzie w końcu miała szansę widzieć otaczający ją świat, więc nie wybaczyłaby sobie, gdyby ktoś obszedł się z nią nie tak jak powinien.
Toph bardzo często zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie, gdyby była widoma, ale wtem pojęła, że inne nie byłoby jej. Dopiero teraz marzenia dziewczyny mogły się ziścić. Jeżeli opowieści innych o świecie były prawdziwe, to Toph wiele traciła. Na szczęście mogła teraz to sprawdzić i zacząć wieść normalne życie jako widomy, a zarazem najpotężniejszy mag ziemi na całej planecie.
Toph mimo że była niewidoma wiele rzeczy dostrzegała. Była bardzo rozumna i mądra. Mimo swojego młodego wieku, znała realia życia. Dzięki domowemu nauczaniu była wyedukowana i wiedziała dużo o rzeczach, o których inni nie mieli pojęcia. Kiedy spotykała na swojej drodze zakochanych ludzi, w głębi duszy z nich drwiła. Czuła jak jedna osoba z tej pary kłamała o swoich uczuciach, a druga dogłębnie wierzyła w nie, dając się wykorzystywać. Przez takie sytuacje zastanawiała się, kto tu naprawdę był ślepy.
Brunetka cicho westchnęła pod nosem. Powinna się cieszyć, a nie smucić. W końcu wszystko zaczęło się układać, rodzice byli z niej dumni, miała wiernych przyjaciół, a teraz nawet miała szansę odzyskać wzrok. Dlaczego to ostatnie nie wzbudzało w niej sympatii? Fakt, była to dla niej nowa sytuacja, w której musiała się odnaleźć. W dodatku decyzję, którą musiała podjąć nie była mała, ponieważ mogła odwrócić jej życie do góry nogami.
Toph była rozbita. Czuła, że to nie było do końca to, czego pragnęła, że tak naprawdę odzyskanie wzroku nie było niczym dobrym. Nie miała pojęcia pod jakim względem, ale takie wrażenie trzymało ją dość mocno. Sama nie wiedziała skąd to uczucie się w niej wzięło. Było jak trucizna w ciele, niewidoczne, ale odczuwalne. Dziewczyna miała spore obawy, które zatruwały jej umysł. Bała się sobie pomóc.
Toph wiedziała, że po uzdrowieniu żyłoby się jej znacznie lepiej. W końcu mogłaby zobaczyć świat, dostrzec ogień w powietrzu i gwiazdy. Tylko, czy ona tego pragnęła? Czy to było coś czego chciała?
Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej. To było cholernie trudne. Owszem, chciała w i d z i e ć, ale to nie był jej c e l. Zresztą była pewna, że dostrzegała znacznie więcej niż ludzie z dobrym wzrokiem, a to już było coś. Czy potrzebowała czegoś więcej? Sama nie wiedziała jak miała sobie odpowiedzieć na to pytanie. Toph miała w swoim życiu postawione priorytety, a odzyskanie wzroku nie było na pierwszym miejscu. To był tylko dodatek, który miał nadać kolorowych barw jej życiu. Każdy by tego chciał. Przyjaciele Niewidomej Bandytki namawiali ją na to, odkąd skończyła się wojna i w miarę udało im się zapanować nad chaosem związanym z koloniami. Stało się cicho, lecz nie dla Toph. Czuła ogromną presję nakładaną przez jej bliskie osoby. Dokładnie tak samo jak rodzice, kiedy uczyli ją dobrych manier. Dziewczyna nienawidziła tego uczucia. Całe życie sądziła, że tylko ona wie, czego potrzebuje. Niestety, teraz w swoich pragnieniach się zgubiła.
Toph westchnęła. Miała mieszane uczucia do tego co robiła, a raczej, co miała w planach zrobić. Woda z Oazy Duchów przywróciła życie jej przyjaciela, więc to samo mogła zrobić z jej wzrokiem. Od zawsze chciała mieć przyjaciół, kochającą rodzinę i zdrowe oczy. Przez to, że wyruszyła w podróż z Aangiem, Katarą i Sokką, zyskała wsparcie i najbliższych. W pewnym stopniu poczuła się spełniona. Mimo że to był jakiś krok do poczucia szczęścia i wolności, zostawały jeszcze dwie sprawy, które wymagały sprostowania, bądź naprawienia. Rodzice najpewniej już nigdy się nie zmienią, lecz ona w przyszłości mogła założyć taką rodzinę, jaką chciała. Może i byli z niej dumni, ale nadal nie potrafili dać jej miłości, której przez tyle lat oczekiwała. Tylko to pozostało jej brakującym ogniwem, które w przyszłości mogło się ziścić.
- Pamiętaj, że zawsze możesz zacząć od nowa. - Słowa Katary brzmiały jej w głowie. Chciała, żeby jej przyjaciółka była szczęśliwa. Nie wiedziała co czuła Toph, ale z pewnością nie było łatwe życie pośród ludzi, od których odstawała. Doskonalę zdawała sobie sprawę, że mogła czuć się wykluczona.
Toph mimo wszystkich cennych rad i słów wsparcia przyjaciół, postanowiła posłuchać głosu własnego serca. Tylko ono wiedziała co było dla niej dobre. Dostrzegała w swojej decyzji niebezpieczeństwo. Była ślepa, ale nawet to nie zabroniło jej go widzieć.
Brunetka postanowiła posłuchać się swojej intuicji. Była jak zakopany skarb, ponieważ nie każdy potrafił go znaleźć i odpowiednio zarządzać jego majątkiem. Była jak najcenniejszy kryształ, przez który patrzymy swoim przenikliwym wzrokiem. Intuicja była jak stara, doświadczona Toph, która wiedziała co robić. Dziewczyna z reguły dobrze wychodziła słuchając się swojego wewnętrznego głosu, więc postanowiła znów zaufać intuicji i wysłuchać swojego serca.
Toph w końcu zrozumiała, że jej ślepota czyniła ją wyjątkową. Dzięki niej "odstawała" od reszty, ale to dawało jej siły. Lepiej czuła się będąc sama. Może i ślepota pozbawiła ją kolorów, gwiazd i wszystkiego co na niebie, ale nie odebrała jej niezłomnego serca. Często słyszała jak jakieś dzieci biegające pod jej posesją z fascynacją opowiadały o astronomii i kosmosie. Dla brunetki było to coś niezwykłego. Chciała, cholernie chciała ujrzeć to, co widzieli oni. Choć raz chciała poczuć się tak jak żyli normalni ludzie; nie polegając na swoich stopach, ale prawda była taka, że już do tego przywykła. Musiała zaakceptować w końcu to kim była i czego nie miała. Gdyby odzyskała wzrok na nowo musiałaby się przystosowywać do otoczenia. Może inni poszliby na ten układ, ale nie ona. Wolała zasłynąć z tego. Zrozumiała, że ślepota była czymś co drążyło wewnątrz niej wyjątkowość. Dawała jej siłę i w końcu ją dostrzegła. Nie potrzebowała już niczego innego. W końcu poczuła wolność.
Dziewczyna kiedyś oddałaby dosłownie wszystko, żeby dobrze widzieć, lecz teraz najzwyczajniej tego nie chciała. W końcu przyznała to przed samą sobą. Przełamała się. Otwarła się na prawdę. W końcu zrozumiała, że tego n i e chciała. Tak naprawdę nie to było jej potrzebne do szczęścia. To inni chcieli tego a nie ona. Kierowali jej życiem uważając, że tak było dla niej lepiej. Czy gdyby jej to służyło, czułaby się tak podle jak teraz?
- Nie zrobię tego. - Powiedziała do siebie, po czym ściągnęła ze swojej szyi buteleczkę z magiczną wodą. Czuła ból z tego powodu, ponieważ jednak traciła w tym momencie swoją szansę na przywrócenie wzroku, lecz nie na zawsze.
Toph nie była gotowa. Ta decyzja odmieniłaby całe jej życie i nie była pewna czy na lepsze. Dziewczyna zasłynęła jako niewidoma mistrzyni Avatara i założyła szkołę tkania metalu. Prawdę mówiąc, nie była pewna czy poradzi sobie będąc widoma. Przywykła już do świata jaki ją otaczał, a zachowania innych mimo że kiedyś ją raniły, teraz stała się na nie odporniejsza. Swoimi umiejętnościami budziła respekt wśród innych i to jej odpowiadało. Względny strach dodawał jej pewności i sprawiał, że potrafiła żyć w zgodzie ze sobą. W tamtej chwili tylko to było jej potrzebne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top