Rozdział 33


   – Uważaj na siebie! – Zawołał ZSRR, za odchodzącym w zaśnieżony gąszcz RP. 

   – Aha, będę. – mruknął mu od niechcenia Polak. Las wyglądał pięknie o tej porze. Śniegu wciąż było pełno, lecz coraz jaśniejsze i cieplejsze promienie marcowego słońca jeszcze śmielej przebijały się przez korony drzew. Ślady prowadziły w głąb boru, co jakiś czas się rozmywając, tylko po to, by znów się pojawić. Słońce, którym jeszcze tak niedawno zachwycał się RP, powoli znikało za chmurami, a coraz gęstsze igliwie blokowało coraz skuteczniej nawet to nikłe światło, ogarniając wszystko lekkim półmrokiem. 

    RP ściągnął karabin z pleców i wziął go w ręce. Czuł się wtedy jakoś bezpieczniej. Odpiął także pokrowiec z nożem, by w razie czego mieć coś do obrony w ręcz. Co jakiś czas miał wrażenie, że słyszy skrzypienie śniegu, czy szelest poszycia, jednak za każdym razem, gdy stawał, wszystko milkło. Tłumaczył sobie to echem, które powodują jego kroki odbijające się od sosnowych pni, lub płochliwą zwierzyną buszującą w zaroślach. Śmiało szedł przed siebie, co jakiś czas zerkając na kompas, bo nie chciał zabłądzić. Powoli żałował, że oddzielił się od ZSRR, jednak nie chciał przed sobą przyznać, że bez niego wcale nie czuje się bezpiecznie. Gwałtownie stanął, gdy usłyszał trzaśnięcie gałęzi w chaszczach za nim. Przełknął ślinę, stając jak wryty. Znów zapadła grobowa cisza, RP słyszał jedynie pulsowanie swojej krwi i bicie swojego serca.

   – Nie jesteś śmieszny ZSRR. – powiedział wyraźnie. Odwrócił się na pięcie w stronę iglastych krzewów z których doszedł go trzask. Szczęknął ostrzegawczo bezpiecznikiem, wytężając wzrok. – No wyłaź no. Kimkolwiek jesteś. – zachęcił łagodnie. Starał się myśleć, że przesłyszało mu się, lub, że rzeczywiście był to tylko ZSRR. Bolszewik lubił się z nim droczyć i robić mu na złość, ale nie był głupi, nie robiłby sobie durnych żartów w takiej chwili. 

    – Wyłaź, bo zrobię z ciebie sitko. – oznajmił już mniej przyjaźnie, celując bronią w stronę krzaków. Stał tak obserwując je przez parę minut, po czym wystrzelił w nie kilkukrotnie, płosząc przy tym wszystkie ptaki w okolicy. Splunął, nawet nie sprawdzając, czy rzeczywiście był tam ktoś, po czym ruszył dalej przed siebie. 

   Nie zaszedł daleko, bo po chwili ktoś złapał go od tyłu, zakrywając mu ręką usta. RP zaczął się szarpać, starając się wyzwolić w rąk napastnika. Starał się kopać i bić kolbą karabinu, jednak nieznajomy szybko ostudził jego zapał, solidnie uderzając go kolanem w kroczę. RP zagryzł wargę niemal do krwi, starając się powstrzymać wrzask, upuścił karabin opadając na kolana, przynajmniej na tyle na ile mógł, bo czyjaś silna ręka wciąż trzymała go tak, że jedynie zawisł bezradnie. Powstrzymał mdłości i wyszarpał się z uścisku z trudem stając na nogi. Odwrócił się, zwinnie unikając prawego sierpowego. Nie miał czasu przyjrzeć się atakującemu, jedyne co dojrzał, to to, że ubrany był w długi skórzany płaszcz, spod grubej, zimowej czapy wystawały roztrzepane kosmyki włosów, a jego twarz była zasłonięta po same oczy burym szalem. 

    Zamaskowany skoczył na Rzeczpospolitą i przetoczył się z nim po śniegu, desperacko starając się uderzyć go w jakiś czuły punkt. Polak wreszcie odpłacił się za haniebny cios, zadany mu przez napastnika i porządnie strzelił go z pięści w nos. Tamten odskoczył, sycząc cicho, a jego szal splamił się szkarłatną krwią z rozbitego nosa. RP szybko sięgnął ręką do pasa, by chwycić za nóż, jednak nie znalazł go tam, a jego ręka trafiła w pustkę. Rozejrzał się w poszukiwaniu noża, musiał mu wypaść, gdy szarpał się z nieznajomym. Zależało mu na tym nożu, w końcu służy mu od dawna, zabrał go od IR chwilę przed swoją ucieczką z domu lata temu i nie miał zamiaru go zgubić. 

    Dojrzał go w śniegu parę metrów od siebie. Zrzucił z siebie wciąż oszołomionego napastnika i rzucił się w stronę swojej broni. Ten jednak szybko się ocknął i postanowił uniemożliwić to RP, rzucając się na jego plecy i łapiąc go za szyję. 

   – Puszczaj gnoju! – charknął Rzeczpospolita, wierzgając wściekle. Złapał atakującego za przedramiona i przerzucił go przez swoje plecy, przygniatając go do ziemi. Zaczął okładać go po twarzy, przy okazji starając się zedrzeć z niego zaplamiony krwią szal. W ramach kontrataku dostał z główki, prosto w łuk brwiowy. Krew zalała mu wzrok, ale nie dawał za wygraną. Złapał mocno za materiał zakrywający twarz napastnika i brutalnie zdarł go z jego twarzy. Zamurowało go, gdy zamiast szpetnej mordy jakiegoś zbira, dojrzał kobiecą twarz. Ta chwila nieuwagi kosztowała go wiele, bo dziewczyna zrzuciła go z siebie, dorwała jego nóż i przystawiła go do gardła Rzeczpospolitej. Polak starał się złapać ją za przedramię i odsunąć od siebie ostrze, jednak ta tylko docisnęła nóż bardziej.

   – Nie szarp się, bo pokaleczę ci tą śliczną buźkę, carski synku. – warknęła partyzantka, wlepiając nienawistne spojrzenie zielonych oczu prosto w RP.

   – Nie nazywaj mnie tak, nie jestem "carskim synkiem". – prychnął RP. Jakoś świadomość, że bije się z kobietą sprawiła, że strach nieco go opuścił. Zdawało mu się, że nagle zyskał jakąś niewiadomą przewagę, jednak kompletnie zignorował fakt, że ta dopiero co spuściła mu solidny łomot. 

   – A czemuż to? Wstydzisz się swojego tatusia? – dziewczyna nieco docisnęła nóż, a na jej twarzy zagościł kpiący uśmieszek. 

   – On nie jest moim ojcem. – warknął. Owszem, prywatnie może i IR zastępował mu ojca od najmłodszych lat, i zawsze go w pewnym sensie za swojego ojca go uważał, jednak publicznie, jako przedstawiciel narodu polskiego, chciał się odciąć od miana "carskiego synka" jak tylko mógł. 

   – Łżesz mały rusku. Za kogo ty mnie masz?

   – Nie jestem Rosjaninem, tylko Polakiem. – zaprotestował gniewnie RP, starając jakoś się oswobodzić od coraz mocniej raniącego go noża.

   – To jeszcze gorzej. – prychnęła z pogardą partyzantka. – Z resztą, jesteś carskim żołnierzem. Czy Polak, czy Rusek i tak powinnam poderżnąć ci gardło.

   – Nie, nie, poczekaj, przecież jesteśmy po tej samej stronie! Też jestem przeciw IR, nie słyszałaś o organizowanych przeze mnie powstaniach? – próbował prosić RP. Przecież nie może teraz ot dać się zabić!

    – Nie pytałam cię o twoje powstania miernoto. Jak widać jesteś i tak zbyt potulny swojemu tacie, skoro ot się dałeś zwerbować do jego amii. – chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy, jakby znikąd, z krzaków wyłonił się ZSRR, bezceremonialnie łapiąc ją za kołnierz i rzucając o drzewo, niczym szmacianą lalkę.

   – Mówiłem ci, byś nie wpakował się w kłopoty. – mruknął ZSRR i zanim oszołomiona dziewczyna zdążyła się podnieść, docisnął ją butem do ziemi. – Leż. – warknął do niej, po czym spojrzał na RP. – No i chyba mamy tych naszych Ukraińskich partyzantów, choć pomożesz mi ją związać.


––––––––––––––––––––––––––

No nie, Klej ruszył dupsko i napisał rozdział xDDD
Wow, po miesiącu wreszcie to mamy hhhhh 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top