Rozdział 30

  

 – Bardzo przypominasz mi RON. – westchnął IR, idąc z RP przez zaśnieżony las. Jasne promienie zimowego słońca przebijały się przez rzadkie igliwie drzew, padając na śnieg i tworząc najrozmaitsze kształty. RP nie odpowiadał, jedynie mruknął coś, będąc zbyt pochłonięty swoimi rozmyślaniami. 

   – Tsa... możliwe. – mruknął po chwili, kopiąc bryłkę lekko zbitego śniegu. Wsadził ręce w kieszenie płaszcza i przymknął lekko oczy, czując, jak promienie go rażą. 

   – Tak bardzo chciałbym ciebie przeprosić. I ZSRR też. – IR spojrzał zmęczonym wzrokiem na przybranego syna. – Chyba czasami po prostu nie wyrabiam. W dodatku wyładowywałem cię na was... Z mojej własnej winy straciłem twojego ojca, ciebie i ZSRR... 

   RP milczał. Był rozdarty gdzieś pomiędzy żalem i współczuciem dla człowieka, który go wychował, a złością i nienawiścią. Więc po prostu się nie odzywał. IR przez większość jego dzieciństwa w sumie był w porządku, kochał RP, jak własnego syna, troszczył się o niego, uczył go wielu rzeczy i tak dalej, jednak z czasem po prostu zaczęło się psuć. RP dorastał, a IR będący coraz bardziej obciążony codziennym stresem, zaczął tracić cierpliwość i karać RP. A przy okazji dostało się ZSRR, który zwyczajnie miał teraz za złe IR, to, że nie okazywał mu wystarczająco dużo miłości. 

   – Dobrze, nie będę ci już smęcić, bo nie po to przyjechałem. Jak się czujesz tak ogólnie? Dobrze wam tu jest, nie chcecie może wrócić do domu? 

   – Nie no... Nie jest źle, nie musisz się przejmować. – machnął ręką RP.

   – W porządku, cieszę się, że wszystko okej. Ale jakbyście czegoś potrzebowali, to możecie pisać w każdej chwili.

   – Tak, wiem. Dziękuję. – wymamrotał Polak, wlepiając wzrok w swoje buty. IR lekko się uśmiechnął, patrząc na RP. – Wiesz, chyba muszę się powoli zbierać.

   – Jasne. Rozumiem. – IR odwrócił wzrok i poprawił kołnierz płaszcza. – Chodź w takim razie.

   RP ruszył za IR z powrotem w stronę jednostki. Na miejscu IR pożegnał się z nim i rozłożył ręce, zapraszając go do przytulasa. Rzeczpospolita wahał się przez chwilę, po czym trochę niechętnie przytulił go, po czym odsunął się od niego i szybkim krokiem oddalił się w stronę swojej kwatery. Wszedł do środka, widząc ZSRR siedzącego na swojej pryczy i czytającego jakąś grubą książkę. Bolszewik uniósł wzrok na RP.

   – I? Czego od ciebie chciał? – zapytał, odkładając dziennik obok siebie.

   – Nic konkretnego. Trochę się żalił, potem przepraszał, pytał, jak się mamy i czy nie chcemy wrócić do domu.

   – Obecnie to nie mam domu. – prychnął ZSRR, grzebiąc w kieszeni. Wyjął z niej kopertę i podał ją RP. – Z resztą mniejsza już z tym dziadem. To do ciebie, przyszło, gdy cię nie było. 

   – Hmm? – RP obrócił w palcach kopertę, nie wyglądała, jakby była od CF. – Dzięki.

   Usiadł na swojej pryczy i przez chwilę wpatrywał się w kopertę z nieufnością, po czym ją rozpieczętował. Wyciągnął z niej zgiętą w pół kartkę i zaczął czytać.

    "Witaj RP.

Uznałem, że kto, jak kto powinien o tym wiedzieć. Jakby to powiedzieć... W ostatnim czasie miałem z Cesarstwem Francuskim pewne spory, których nie dało rozwiązać się inaczej, niż walką. Niestety Cesarstwo poległ na froncie, jak żołnierz i z pewnością życzyłby sobie, byś pojawił się na jego pogrzebie. Z poważaniem,

Prusy."

   RP trzymał kartkę w dłoni, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Szok przeszedł bardzo szybko, zmieniając się w żal, ból i wściekłość. Zgniótł list i z wściekłością cisnął nim o podłogę, wkładając w to swoją całą nienawiść i rozpacz. ZSRR uniósł wzrok z nad książki przyglądając się z lekkim niepokojem Rzeczpospolitej.

   – Czy... Czy coś się stało? – zapytał ostrożnie, kuląc się lekko pod lodowatym i pełnym bólu spojrzeniem RP i obserwując bezradnie, jak ten rzucił się na prycz i zwinął się w łkający kłębek nieszczęścia. 

   – Nic. Nic się nie stało. – wysyczał RP, zaciskając dłonie na poduszce i pozwalając łzom w nią wsiąknąć.

   Bolszewik wstał i ostrożnie podniósł zmięty list i rozprostował go i przeczytał. Puścił go, pozwalając mu upaść z powrotem na ziemię i podszedł do RP. Usiadł na skraju jego pryczy i delikatnie pogładził jego ramię.

   – Tak mi przykro... – westchnął. RP zaszlochał i podniósł głowę, patrząc na ZSRR. Wyglądał teraz tak smutno, tak żałośnie, że wydawał się być zupełnie inną osobą, niż na co dzień. ZSRR przechylił głowę i lekko rozłożył ręce.

   RP opadł z powrotem na poduszkę płacząc. Dopiero po chwili zdecydował się podnieść i wtulić w ZSRR. Poczuł, jak lekko się uspokaja w objęciach ZSRR. Nadal to wszystko wydawało mu się takie absurdalne. Nawet nie zdążył się pożegnać z CF, gdyby nie był takim ignorantem, to by wiedział o wojnie i pomógł mu, jak tylko by mógł. A teraz jest już za późno.

   – To moja wina! – zaszlochał Polak wtulając się w ramię Sowieta i zaciskając dłonie na jego koszuli. – Gdybym tylko wiedział! Gdybym tylko wiedział, nie dopuściłbym do tego! Pomógł bym mu...

   – Ta i co byś niby zrobił? Wiem, że ci źle, ale nie możesz się za to obwiniać. Nie mogłeś nic zrobić i jedyna osoba, która za to odpowiada, to Prusy.

   – Zatłukę go...! – głos RP był przepełniony bólem i żalem, ale też silną nienawiścią. ZSRR słyszał już z jego ust obelgi w stronę wielu osób, ale nigdy jeszcze nie usłyszał aż tak silnych emocji. Jedyne co mógł teraz zrobić, to mocniej go objąć.

   – Z pewnością... – westchnął, klepiąc go lekko po plecach. – Rozchmurz się... Pomścisz go jeszcze.

   – Nie wiem, czy dam radę... – wyszeptał drżącym głosem RP i pociągnął nosem. 

   – Jak nie ty, to kto? – ZSRR spojrzał na niego i uśmiechnął się. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust takie słowa.

   – ...tak... Dziękuję ci ZSRR. – teraz zdał sobie sprawę z pewnej rzeczy. Teraz ma tylko ZSRR. No, można powiedzieć, że też IR, ale jednak do niego wciąż trzymał urazę. Sowiet może był w jego mniemaniu trochę debilem i RP nie przyznał by się przed nim, że go lubi, ale jednak taka była prawda. Nie był już płaczliwym gówniarzem, bojącym się własnego cienia. Był teraz jego jedynym przyjacielem.

   – W porządku. – mruknął bolszewik, puszczając Rzeczpospolitą i wstając i poprawiając koszulę. – To co? Teraz będziesz jechać na jego pogrzeb, tak? Pojechać z tobą?

   – Nie licz na tak łatwą przepustkę, by stąd wyjść. – uśmiechnął się lekko RP, ocierając łzy. – Nie, nie musisz. Chciałbym pobyć trochę sam i przy okazji odwiedzić grób AKP i ojca. 


–––––––––––––––––––––––––––––

COooO nowy rozdział w tym samym miesiącu??? Paczcie, jaki mam rozmach! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top