Rozdział 10
RP wstał dość późno. Musiał odespać te dni podróży. Dawno nie spał tak mocno, ta droga całkowicie wyssała z niego energie życiową, a gdy około godziny jedenastej zdecydował się wstać, poczuł palące zakwasy w całym ciele. Dosłownie każdy jego mięsień zdawał się płonąć żywym ogniem, a szczególnie nogi, które katował wcześniej wielo kilometrowym marszem. Zachwiał się po stanięciu na podłodze, złapał się szafki nocnej i stał tak przez chwilę, po czym rozciągnął się. Jego plecy głośno trzasnęły, zresztą tak jak i szyja, która kilkukrotnie strzeliła po obróceniu głowy. Rozprostował skrzydła, którymi przez przypadek strącił świecznik, cudem udało mu się uchronić go przed bliskim spotkaniem z wypolerowaną, drewnianą podłogą. Mruknął tylko i podszedł do szafy, starając się znaleźć w niej najwygodniejsze ubrania; nie lubił się stroić, więc wolał postawić na coś, w czym będzie mógł wykonywać swobodne ruchy. W końcu udało mu się znaleźć coś, co go zadowoliło - spodenki do kolan i biała koszula. Ubrał się, przedtem wycinając w koszuli dziury na skrzydła, przynajmniej do tego przydał się nóż zabrany od IR, bo na szczęście nie musiał nim nikogo dźgać. Zaczął ręką układać roztrzepane włosy, które sterczały mu na wszystkie możliwe kierunki. Nieznosił ich, najchętniej obciął by się na łyso, jednak troche się bał. Ostatecznie ułożył pomagając sobie splunięciem na rękę i wygładzeniem czupryny.
Mruknął zadowolony z siebie i chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia z pokoju. Za wszelką cenę starał się nie zgubić, jednak nie udało mu się to i zamiast trafić do jadalni, łaził biedny po posiadłości, rozglądając się bezradnie. Dopiero jakaś miła służąca, której nawet nie rozumiał, bo mówiła po francusku, pokazała mu drogę. Niestety CF nie było w jadalni, RP sam usiadł przy stole, czując się strasznie niezręcznie. W końcu pojawił się ten żabojad i usiadł naprzeciwko Polaka.
- Bonjour. - Uśmiechnął się CF. Rzeczpospolita nie zrozumiał, ale domyślił się, że najprawdopodobniej jest to rozdzaj powitania.
- Dzień dobry... - Wymamrotał, w ostatniej chwili gryząc się w język przed powiedzeniem mu "здравствуйте". Zdecydowanie za długo był rusyfikowany, co on by zrobił bez polskich książek i AKP...
- Głodny? - Zapytał przyjaźnie Francuz.
- Tak. - Powiedział RP. Miał ochote rzucić przy tym jakiś tekst, ale zupełnie nie miał pomysłu, więc po prostu oparł się brodą o swoje dłonie i patrzył na muchę latającą nad stołem. Strasznie go drażniła, brzęczała i co jakiś czas na nim siadała. Odczekał aż ten gównojadek zbiży się wystarczająco, po czym jednym ruchem ręki przygniótł biednego owada do stołu, natychmiast go zabijając. Zrzucił truchełko ze stołu i wytrarł rękę w materiał spodni. Poczuł na sobie spojrzenie CF. Uniósł lekko wzrok na niego, zauważając, że ten mu się przygląda.
- Masz refleks. - Powiedzial z uznaniem Cesarstwo.
- Dzięki? - Rzeczpospolita niezbyt wiedział jak ma mu odpowiedzieć. Nie przywykł do tego typu uwag. A może i komplementów. Odchrząknął, drapiąc się po potylicy. - U IR często łapałem muchy z nudy. A przy stajni było ich naprawdę dużo.
- Ta też musiała przylecieć od koni. Raczej po domu nie latają, ale okna są pootwierane, bo na dworze upał.
- Rozumiem. - Pokiwał głową RP.
- A! Zapomniałbym. - Odezwał się po chwili ciszy CF. - W południe widzimy się na dziedzińcu, zabiorę cię na twój pierwszy trening. A narazie jedz.
- A ty nie jesz?
- Ja już jadłem. - Uspokoił go CF. - Nie chciałem cię budzić o ósmej na śniadanie, za mocno spałeś. Zaraz dostaniesz śniadanie, do zobacznia na treningu.
***
Tym razem udało mu się nie zgubić i dotarł na dziedziniec bez większych problemów. Z satysfakcją zauważył, że zjawił się tu przed CF. Może to dlatego, że nie ma zegarka i nie ma pojęcia, czy jest już południe, ale tak mu się przynajmniej wydawało. Zaczął się w tym czasie rozglądać po pięknym dziedzińcu, który co prawda zdążył już pobieżnie obejrzeć, gdy tu przyjachali, ale nie miał czasu na szczegóły. Najbardziej zainteresowała go fontanna, podszedł do niej i usiadł na małym murku otaczającym ją. Wsadził rękę w przyjemnie chłodnawą wodę i prawie wpadł do środka gdy usłyszał CF.
- O, jesteś już. - Uśmiechnął się Francuz. - Chodź za mną.
RP skinął głową i odszedł od fontanny, idąc za CF. Dotarli na niewielkie błonie obok posiadłości, niedaleko była ujeżdżalnia, stajnia i coś, co przypominało jakieś pole treningowe.
- No to co. Zanim dostaniesz szable w rękę musimy sprawdzić twoją kondycje. Na początek możesz się przebiec tu po błoniach, przy okazji przeskakując o tamte pieniki. - Powiedział wskazując głową pare pniaczków.
- Widzę, że nie masz zbytnio pomysłów na ćwicznia. - Wypalił RP zanim zdał sobie spawe, że mógł przegiąć. Na szczęście CF tylko się zaśmiał i kazał RP nie narzekać, tylko biec.
Jak się okazało, zakwasy tutaj nie miały za grosz litości, przez co RP myślał, że zaraz padnie i będzie leżał na ziemi, płacząc z bólu jak dziecko. Jednak spiął się i sprawnie po przeskakiwał pniaczki i wrócił zdyszany do Francuza.
- No to teraz pompeczki. - Uśmiechnął się CF, na co RP się załamał.
- Ale ja zakwasy mam! - Zaprotestował RP.
- Od ćwiczeń ci przejdą. Już, już. - Zaklaskał kilku krotnie CF.
RP niechętnie stanął w pozycji do pompki i zaczął z wysiłkiem wyciskać. Poległ już po czterech, runął na trawę ciążko dysząc.
- Kondycji to ty nie masz. - Skwitował CF. - Ale się mój drogi nie przejmuj, jeszcze będziesz mi dziękował.
***
Po czasie RP już nie było do śmiechu. Trening okazał się naprawde morderczy, sprawił, że chłopak po nim padł spocony na trawę, nie mogąc złapać oddechu. CF podszedł do niego.
- Chodź, ogarniemy razem konie.
- Jeździć będziemy? - Jęknął z ziemi załamany RP, nie miał już siły na nic.
- Jeszcze czego. - Francuz spojrzał na niego z politiwaniem. - Wyczyścimy, nakarmimy i napoimy. Jeszcze dużo przed tobą, zanim wsiądziesz na konia, przypominam, że to dopiero pierwszy dzień ćwiczeń.
RP pokiwał głową, ale dopiero po paru chwilach zebrał się w sobie i podniósł się na drżących rękach i wstał. Wszystko go bolało, ale za to nie czuł już zakwasów i to chyba jedyny plus tej sytuacji. Poszedł chwiejnie za CF w stronę stajni.
Nie był wielka, znajdowało się w niej raptem dziesięć koni, CF wyjaśnił, że te które są przeznaczone dla wojska nie mieszkają tutaj, a w różnych formacjach wojskowych, gdzie są osobne stajnie. Na pytanie RP, szybko sprostował, że na tych nadal będzie mógł ćwiczyć techniki walki na koniu, ale dopiero potem, narazie zwykły trening, potem podstawy jazdy konnej i szermierki, potem szlifowanie umiejętności, a potem przyjdzie czas ma takie rzeczy. Polak pokiwał na to jedynke głową i więcje się nie odzywał, jedynie pomagał cicho CF w czyszczeniu koni.
-
-------------------------------------------------
O cholera, ale się rozleniwiłem. Wybaczacie, że musieliście czekać na to aż 8 lub 9 dni. Mam nadzieję, że chociaż rozdział jest lepszej jakości niż poprzednie
Obiecuję, że już nie będę takim leniem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top