Rozdział 15; Ten debil odbiera za mnie pizze o 4 rano

*Clarisse la Rue*

Nad ranem zrozumieliśmy, że coś jest nie tak.

Na misję wyruszyliśmy w czerwcu. Około w czwartej w nocy obudziło mnie uderzanie kropel deszczu w okno. Przynajmniej tak myślałam, dopóki go nie otworzyłam.

Zalała mnie fala zimna. Wiatr rozwiał mi włosy, powodując nagłą chęć dostania się do grzejnika. Bo oto, w miesiącu, w którym ludzie umierali z gorąca, padał grad ze śniegiem.

- O Aresie - jęknęłam, wystawiając głowę za okno. Już po kilku sekundach moje włosy były fontanną złożoną z wody, roztapiających się płatków śniegu i centymetrowych kuleczek czystego zimna. Czułam się jak ktoś, kto nagle przeskoczył do innej pory roku.

Co się do cholery dzieje? - spytałam sama siebie. Niebo było zachmurzone, a w oddali widziałam przeciskające nieboskłon błyskawice.

Ulice były puste, co mogło być powodem złej pogody i wczesnej pory, ale coś tutaj mi nie pasowało. A no tak. To było moje szczękanie zębami i górka osiadłego śniegu na czubku mojej głowy.

Strzepałam go gwałtownie i schroniłam się w cieple pokoju, które już zdążyło wyparować. Zatrzasnęłam okno z hukiem, mogącym obudzić parę śpiących chłopaków. Z drugiego pokoju doszło mnie zbulwersowane jęknięcie. Zaśmiałam się pod nosem i wyszłam na korytarz, skąd dochodziły dźwięki skrzypiącej podłogi.

- Jackson, pizza przyszła - skłamałam gładko, ale czułam, że nie muszę się wysilać. Jego czarne włosy roztrzepane były na wszystkie strony. Za prawym uchem widać było na szybko popsute warkoczyki.

Dziwne, ale coś łączy mnie z tym dzieckiem Hadesa. Oboje uspokajamy się przez prace ręczne. I oboje nie lubimy zwracania uwagi na nasze problemy.

- Hm? - odpowiedział rozcierając zmęczone oczy i ziewając. Gdzieś w głębi mojego umysłu zaczęła formatować się myśl, by zrobić mu kawę. Pochwyciłam ją, jeśli na końcu przewidziane było wylanie zawartości kubka na tą pokrakę.

- Pizza. Mam mokre włosy. Idź odebrać. TERAZ.

- Mhm.

Podrapał się po czuprynie i w samej koszulce (i w spodniach. Chodziło o to, że nie wziął ze sobą żadnej kurtki) ruszył do drzwi. Nadal zaspany nałożył swoje trampki i wyszedł. Stłumiłam chęć zbiegnięcia za nim i zobaczenia jego reakcji na przyjemną pogodę. Zamiast tego poszłam do łazienki wysuszyć włosy.

Brązowe kłaki dosyć ciężko szło rozczesać. W niektórych miejscach ugnieździły się roztapiające już się kulki gradu. Związałam je w kitkę, patrząc w duże lustro.

Coś czarnego przemknęło w odbiciu, a gdyby nie mój charakter odziedziczony po ojcu, umarłabym na zawał.

- Ej, ej, ej. Wracaj.

Usłyszałam jak chłopak zaklina po włosku. Chwilę później pojawił się przy mnie, opierając się o drzwi łazienki.

- Co? - jego jeszcze bardziej niż zwykle (o ile to jest możliwe) zapuchnięte oczy wyrażały ból. Przewiązałam włosy moją szczęśliwą bandamą.  

- Jak śliwa? - spytałam, siląc się na przyjazny ton głosu. Odwróciłam się, by stwierdzić, że na żywo wyglądał jeszcze gorzej. Westchnęłam i wyminęłam chłopca w czarnej koszulce z czaszką. - Musisz się tak ubierać?

- Już okej - odpowiedział. - Co jest nie tak z moimi ciuchami?

- To, że nawet Perseusz Jackson zgadłby czyim synem jesteś. Jeśli chcesz się tym chwalić, to spoko, ale...

- NIE chce się tym chwalić. - odpowiedział, a ja poczułam zimne dreszcze skaczące mi po karku. Weszłam do kuchni i postawiłam wodę w czajniku elektrycznym.

- Pijasz kawę? - spytałam, wyciągając dwa kubki z szafki.

- Nie wiem. Bianka kiedyś mówiła, że... - głos mu się załamał. Odwróciłam się z cichym westchnięciem. Chłopak oparł się ręką o czoło. Zrobiło mi się go żal. Skrywał masy cierpienia, magazynował je i nie pozwalał nikomu ponieść go za niego, choćby na chwilę.

- Czasem trzeba - zaczęłam wsypując proszek, ale przerwało mi dosyć głośne otwarcie drzwi.

- CLARISSE! - krzyknął chłopięcy głos. Usłyszałam jak pośpiesznie ściąga buty i rzuca je na korytarzu. Zalałam dwie kawy, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.

- Hej Percy - powitał go nasz najmłodszy towarzysz. - Czemu jesteś taki mokry?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top