Specjał 1
Perspektywa Raveny:
- Proszę kochanie.- podałam szklankę Steve' owi. Podziękował mi i dalej wpatrywał się w zachód słońca, który obserwował siedząc w fotelu na ogródku.
Minęła kupa czasu odkąd spotkałam mojego męża. Po ślubie zamieszkaliśmy razem i cieszyliśmy się każdym danym nam dniem. Wiemy, że koniec sielanki jest blisko. Z każdym rokiem postarzałam swoje ciało. Przez co siedzimy teraz jak dwa pomarszczone rodzynki.
Nie mamy dzieci. Nie potrafiła bym się otrząsnąć z tego, że zginą wcześniej od mnie. Sześćdziesiąt lat uodparniałam się na moment śmierci Steve' a.
- Skarbie.- złapał mnie za rękę.- Wiem o czym myślisz i proszę cię o jedno.- przykuł moją uwagę.- Nie płacz na pogrzebie oraz daj sobie pomóc. Zrobisz to dla mnie?
- Jeśli będę w stanie, to oczywiście.- wytarłam łzę. Ucałowałam delikatnie jego policzek. Oglądaliśmy jak piękne barwy uczestniczą w zachodzie słońca.
Parę lat później
- Zebraliśmy się tu dziś, aby uczcić pamięć naszego przyjaciela, męża, żołnierza i oddanego człowieka. Wierzmy, że miejsce do jakiego trafiłeś da ci należyty odpoczynek.- mówił ksiądz do grona zebranych.
Nie płakałam. Tego chciał... Delikatnie się uśmiechałam i patrzyłam po swoich znajomych. Tony wraz z Pepper i ich już starszą córką mieli łzy w oczach. Byli również żołnierze, którzy brali przykład z Kapitana Ameryki. Odszedł jako pierwszy z Avengersów. Strata każdego z nich będzie bolesna, ale czas pomógł mi się przyzwyczaić do tego. Thor wyglądał jak kiedyś tylko, że zapuścił brodę. W żadnym stopniu nie zmienił się Loki, który jest dla mnie zaskoczeniem. Myślałam, że się nie pojawi.
- A teraz niech przemówi najbliższa mu osoba. Ravena Rogers zapraszam.- podeszłam obok księdza i spojrzałam po wszystkich.
- Cóż mogę powiedzieć. Nawet w takim dniu jak ten kazał mi się uśmiechać. Nie chciał aby ktokolwiek cierpiał przez niego. Jedno życie się zaczyna, a drugie kończy. Musimy z tym żyć. Był dla niektórych przykładem, a z niektórymi lubił się droczyć.- ja i Stark się uśmiechnęliśmy.- Zapamiętajmy go jako radosnego, miłego i oczywiście nieśmiałego przyjaciela. Nie zapominajmy go. Niech do każdego z nas wryje się widok jego uśmiechniętej twarzy. Dziękuje wszystkim, którzy przyszli pożegnać Steve' a.- skinęłam głową i poszłam do reszty. Natasha objęła mnie ramieniem.
Każdy z bliskich wrzucił róże. Ja natomiast zostawiłam fioletowego hiacynta. Trumna została zasypana, a na jego grobie pojawiło się pełno wieńców. Poczułam rękę na ramieniu. Popatrzyłam na właściciela. Okazał się nim Loki. Uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniłam gest. Przez całą ceremonie obracałam obrączkę od niego. Zaprosiłam bliskich do domku na poczęstunek.
- Jak się trzymasz?- spytał się mnie Stark.
- Dobrze. Płakać to ja będę wieczorem. Dotrzymam obietnicy, którą mu złożyłam.
- Miłość, wierność, i że cię nie opuszczę aż do śmierci.- powiedział Bruce, który ożenił się z Natashą.
- Jak się czujesz w nie swoim ciele?- spytał Thor. Wcześniej złożył mi kondolencje.
- Powiem tak... bardziej widzę się jako staruszkę niż młodą dziewczynę po trzydziestce.
- Młodą.- zaśmiał się Tony.- Wznieśmy za niego toast.- podniósł do góry kieliszek.
Po dwóch godzinach towarzystwo musiało wracać. Zajęłam się sprzątaniem tego co zostało.
- Pomogę ci.- powiedział Loki i zaczął zbierać szklanki.
- Możesz iść. Poradzę sobie. Raczej oglądać jak płaczę nie chcesz.- odparłam i włożyłam talerze do zlewu.
- Obiecałaś mu, że nie będziesz płakać.- skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Na pogrzebie. Teraz to...- spłynęła mi łza, którą wytarłam.- Lepiej idź. Naprawdę.
- Chodź.- powiedział i rozłożył ramiona. Przytuliłam go i zaczęłam płakać.- Ciii.- pogładził mnie po głowie.- Mogłabyś wiesz... zdjąć iluzje?- pokiwałam głową i od razu stałam się szczuplejsza, mniej pomarszczona i młodsza.- Hej. Zapamiętałem cię jako silną kobietę. Z resztą... nie tylko ja.- spojrzał mi w oczy odsuwając się od mnie.
- Czasem człowiek musi popłakać, aby następnego dnia być silniejszym.- powiedziałam i wysmarkałam nos w chusteczkę.
- Pomogę ci. Nie powinnaś być sama. Mogę u ciebie zostać na parę dni?- pokiwałam głową i ponownie się do niego przytuliłam.
- Czy ty wykorzystujesz moment?- spytałam ocierając oczy.
- Dużo nie wiesz. Mimo iż o tym nikt nie wiedział to zostaliśmy przyjaciółmi. Nawet dało się z nim dogadać.- zaśmiałam się cicho.- Chcę ci po prostu pomóc. Będziesz wymyślać różne historie czy pozwolisz swojemu umysłowi odpocząć?
- Chcesz mnie uśpić?- pokiwał głową.- Magia.- pokręciłam zmarnowana głową.- Pozwalam ci mi pomóc.- powiedziałam i dalej nic już nie pamiętam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top