58. Piknik




Perspektywa Steve' a:


- Steve?- odezwała się Ravena.

- Cześć. Tak się zastanawiałem czy masz może wolny wieczór.- podrapałem się po karku.

- Mam, a o co chodzi?- spytała. Próbowałem zebrać się na odwagę.

- Chciałbym cię gdzieś zaprosić.

- Mogę wiedzieć gdzie?- co się taka dociekliwa zrobiła.

- Nie. To niespodzianka. Będę o szesnastej.- czekałem tylko na ostateczną zgodę.

- Jasne. Chętnie się wyrwę z mieszkania. Pa.- rozłączyłem się. Odetchnąłem z ulgą.

- Spodziewałem się, że będziesz się jąkać.- powiedział Stark. Nie słuchałem go tylko poszedłem do pokoju żeby się w coś ubrać.

Mam godzinę. Otwarłem szafę. Wyciągnąłem niebieską koszule w kratkę i beżowe spodnie. Chcę wyglądać dobrze, ale nie za bardzo. Czemu mi się wszystko plącze? Wszedłem do łazienki żeby się oporządzić. Wziąłem prysznic i ogoliłem się. Po perfumowałem się i wyszedłem z pokoju żeby spakować wszystkie potrzebne rzeczy.

- Wszystkie perfumy na siebie wylałeś czy tylko część?- zapytał mnie Tony kiedy przeszedłem koło nich.

Zignorowałem go i wsadziłem wszystko do koszyka. Koc wziąłem pod pachę i poszedłem w stronę windy. Z salonu usłyszałem krzyk Natashy:

- Powodzenia!


Perspektywa Raveny:


Steve się rozłączył. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam do garderoby. Dzięki Steve, że dałeś mi tylko godzinę! Zastanawiałam się co ubrać. Nie ubiorę błyszczącej sukienki, bo nie wiem co to za miejsce i nie chce wyjść na desperatkę. Zbyt odsłonięta nie mogę być no, bo to Steve... Dojrzałam kombinezon. Delikatny miętowy materiał. Długie spodnie, a u góry bluzka na ramiączkach. W pasie biały sznurek z złotymi pierścieniami. Pomknęłam do łazienki. Z prędkością światła umyłam włosy i zrobiłam loki ( Bez użycia mocy. Po prostu szybko). Pod tuszowałam rzęsy i pomalowałam usta jasno, różową szminką. Wyskoczyłam z łazienki i usłyszałam motor.

- Nie, nie, nie!- mówiłam na głos.

Wpadłam do garderoby. Zabrałam beżowe sandały. Usłyszałam pukanie. Przejrzałam się w lustrze i z spokojem otwarłam drzwi.

- Cześć.- powiedziałam z uśmiechem.

- Hej. Pięknie wyglądasz.- powiedział, a ja się zapewne zaczerwieniłam.

- Dziękuje. Ty... również dobrze wyglądasz.- wpuściłam go do mieszkania.- Powiesz mi gdzie jedziemy?

- Dalej jest to niespodzianka. Oczów już ci nie będę kazał zamykać.- zaśmialiśmy się.- Ruszamy?

- Poczekaj sekundę.- powiedziałam i pognałam jeszcze do pokoju po torebkę. Wsadziłam do niej telefon i błyszczyk. Weszłam z powrotem do salonu i zgasiłam telewizor. Przez to roztargnienie nie wyłączyłam go.- Już możemy.

Wyszliśmy z mieszkania. Zamknęłam kluczami drzwi i wsadziłam je do torebki.

- Dziwne jest to, że nie rozsadziła cię ciekawość.- powiedział Steve i podał mi kask.

- Jestem już bliska wybuchu. Sorry, ale go nie ubieram.- oddałam mu kask.

- Czemu?- zmarszczył brwi.

- Zniszczę włosy.- powiedziałam w pełni poważnie.

- Okay. Od kiedy pilnujesz wyglądu?- on ma racje. Co się ze mną dzieje?!

- Wybacz coś mi odbiło.- Zabrałam kask i usiadłam za Stevem na motorze.

Jechaliśmy z jakieś dziesięć minut. Nie wiedziałam gdzie wiezie mnie Rogers. Zatrzymał się na jakimś poboczu. Zeszłam z motoru i oddałam mu kask. Przed nami był pagórek.

- Idź pierwsza i się nie odwracaj.- wskazał na ścieżkę prowadzącą na szczyt góry.

- Brzmisz jak morderca.- zaśmiałam się i ruszyłam na górę.

Dotarłam na miejsce i zobaczyłam przepiękny widok. Zaraz miało zachodzić słońce. Nowy Jork wyglądał pięknie o tej porze.

- Zapiera dech w piersiach, co?- odwróciłam się do Steve' a. Rozkładał właśnie koc. Piknik! Uśmiechnęłam się. Gdybym potrafiła z siebie coś wydusić to bym pisnęła. Muszę zachować spokój.

- Tak...- jedynie to byłam w stanie powiedzieć.

- Zapraszam.- wskazał dłonią na koc. Usiadłam obok niego i zajrzałam do koszyka. Steve rozłożyła jedzenie i nalał do szklanek soku.- Coś jest nie tak?

- Nie, po prostu... nie wiem co powiedzieć.- odparłam analizując wszystko wokół. Zapadła cisza. Ja jadłam sałatkę, a on kanapkę.- Czemu zrobiło się tak niezręcznie?

- Nie mam pojęcia.- westchnął.

- Muszę ci coś powiedzieć!- powiedzieliśmy na raz i się zaczerwieniliśmy.- Ty zaczynaj!- zaśmialiśmy się.

- Dobrze ja zacznę.- powiedział Steve i zabrał mi z ręki szklankę z sokiem.

- Zamieniam się w słuch.- powiedziałam i założyłam włosy za ucho.

- Spędzamy z sobą kupę czasu i jesteśmy przyjaciółmi. Jednak ostatnio zdałem sobie z czegoś sprawę.- już miałam dość jego plątania się w słowach.- Chciałem powiedzieć, że bardzo mi na tobie zależy i...- musnęłam jego usta. Nie wiedział co robić.

- Ja też nieśmiałku.- powiedziałam i ponownie go pocałowałam. Odwzajemnił gest. Jedną dłonią pogładził mój policzek. Odsunęliśmy się od siebie.

- Nie wiem co powiedzieć.- odparł, a ja odsunęłam się od niego i spojrzałam na zachód słońca.

- To jest w tym piękne. Mówisz o czymś co ukrywałeś cały czas i okazuje się, że druga osoba to odwzajemnia. Przy tobie czuje się naga. Nie dosłownie. Chodzi o to, że czuje się nie doświadczona. Jeszcze parę godzin temu wiedziałabym co powiedzieć. Teraz patrzę na ciebie i...

- I plącze ci się język.- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.- Oprócz tego co chciałem powiedzieć to jeszcze chcę się o coś zapytać.

- Tak?- przybliżyłam się do niego.

- Chciałabyś zostać moją dziewczyną?- poszerzyłam uśmiech. Z moich oczy zleciała łza, którą wytarł.

- Oczywiście.- zaśmiałam się przez łzy i złapałam jego twarz w dwie dłonie. Nasze usta złączyły się ponownie...


~ ~ ~

❤️1K❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top