57. Pokochać ponownie...
Perspektywa Raveny:
Weszłam do salonu. W kuchni był Loki i Steve kiedy zauważyli, że przyszłam przestali rozmawiać. Zdziwiło mnie to.
- To co panowie proponujecie na śniadanie?- spytałam i usiadłam na blacie.
- My coś proponujemy?- zapytał czarnowłosy i zabrał jabłko.
- Raczej nie. Ja mogę zaproponować. On je tylko owoce. Boi się, że coś jest zatrute.- zaśmiałam się na słowa Steve' a.
- Dobra ja zrobię.- zeskoczyłam z blatu i otworzyłam lodówkę.- Nie było mnie i od razu pustki.- złapałam za ser tostowy. Pieczywo było obok lodówki. Zajęłam się robieniem tostów.
Dałam porcje chłopakom. Swoją zabrałam i usiadłam na fotelu. Dalej mi się ziewało.
- Nie wyspałaś się?- zapytał Steve.
- Wręcz przeciwnie.- powiedziałam. A co mam ci powiedzieć. Nie zrobiłam tego, bo nie było cię obok?!
- Mówiłem, że ci się podoba.- usłyszałam Boga w głowie.
- Loki wynocha z mojej głowy.- powiedziałam na głos.
- Nie masz blokady to stwierdziłem, że skorzystam.- wstał i kiedy zanosił talerz rzuciłam w niego poduszką. Niestety zdążył uciec.
Zabrałam swój talerz i zaniosłam do zlewu. Loki zabrał od mnie talerz i umył.
- Dobra, albo ze mną jest coś nie tak, albo zachowujecie się dziwnie.- powiedziałam spoglądając na chłopaków.
- Nie zachowujemy się dziwnie!- powiedzieli na raz.
- Jasne...- przeciągnęłam słowo i poszłam do pokoju Steve' a.
Spakowałam swoje ciuchy. Stwierdziłam, że pójdę w jego koszulce. Wyszłam z zapakowaną torebką do salonu. Loki' ego już nie było. Za to reszta zawitała.
- Będę lecieć.- powiedziałam i patrzyłam po obecnych.
- Odwiozę cię.- powiedział Steve i zostawił swoją szklankę wody.
Pożegnałam się z resztą i wyjechałam z Rogersem z wieży. Dotarliśmy na miejsce motorem. Odprowadził mnie do mieszkania.
- Nie będę wchodził.- powiedział kiedy przekręciłam klucz w drzwiach.- Mam coś do załatwienia.
- Okay rozumiem.- uśmiechnęłam się.- Jesteśmy w kontakcie.- machnęłam telefonem.
- Oczywiście, to na razie.- zaczął schodzić po schodach.
- Steve?- zatrzymał się i cofnął.
- Tak?- stanął naprzeciwko mnie.
- Dziękuję.- pocałowałam go w policzek.- Na razie.- machnęłam dłonią i weszłam do mieszkania.
Opadłam na kanapę. Mi na nim zależy jak cholera. To nie przyjaźń. Ja czuje coś więcej. Nie oddałam mu koszulki! Ruszyłam się i dopadłam telefon.
-Halo?- usłyszałam jego głos. Jak miód na moje... Uspokój się!
- Cześć. Steve? Eee, nie oddałam ci koszulki.- powiedziałam do słuchawki.
- Zatrzymaj ją. Będzie ci przypominać o tym, że zasnęłaś w wieży.- zaśmiał się. Nie tylko o tym będzie mi przypominać. O tobie również...
- Dzięki jeszcze raz. Pa.- rozłączyłam się.
Padłam znów na kanapę. On mi się podoba... Wszystkie piękne chwile z nim chciałabym powtórzyć. Czyli ja pokochałam ponownie... Myślałam, że to nie możliwe. Kiedy jestem obok niego czuje się nieśmiało. Mój żołądek chce wybuchnąć. Muszę mu powiedzieć...
Perspektywa Steve' a:
- Jak jej to powiedzieć?- chodziłem tam i z powrotem w salonie.
- Po ludzku.- powiedział Clint.
- Nie słuchaj go. Zrób coś wyjątkowego.- powiedział Stark.
- Nie słuchaj ich. Wymyślisz coś sam. Co będzie dla niej piękne i niezapomniane.- powiedział Natasha. Położyła mi rękę na ramie.
- Dobra idę kombinować w pokoju.- wyszedłem z salonu. Rzuciłem się na łóżko.
Może kino? Nie bezsensu. Restauracja nie, bo tandetnie i oklepane. Może?! Tak to jest to. Muszę ogarnąć rzeczy! Wyskoczyłem z pokoju.
- Natasha pomóż.- złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę kuchni.
- Co wykombinowałeś?- spytała opierając się o blat.
- Piknik. Zachód słońca i te sprawy. Znam super miejsce. Potrzebuje dobrego soku, kanapek i sałatki.
- A nie wina?- zapytała unosząc broń.
- Hydra napadła ją przez to, że się upiła, więc odpada.
- Okay. Ja robię sałatkę. Może grecką co ty na to?- przytaknąłem jej.- To ty bierz się za kanapki. Odkroisz brzegi. Kanapki mają być trójkątne. Sałata, szynka nie wiem czy woli z serem.
- Z szynką. Dzięki ci!- ucałowałem ją w policzek. Wpadłem do salonu.- Stark masz jakieś koce?
- Mam. Po co ci?
- Nie pytaj tylko przynieś jakiś czerwony.
- Koszyk też?- zapytał się mnie, ale nie dosłyszałem.
- Co?
- Jakiś ty zalatany.- zaśmiał się.- Zgaduje, że wykombinowałeś piknik więc koszyk ci jest potrzebny.
- Tak. Potrzebny.- chodziłem i myślałem czy coś jeszcze.
- Stark nie przynoś koszyka. Mam pomysł.- powiedział Loki. Zdziwiło mnie jego zaangażowanie.- Weź Banner zdejmij je na chwile.- wystawił nadgarstki do Bruce' a.
- Nie ma mowy.- powiedział krzyżując ręce.
- No nie! Jak chcę pomóc temu kochasiowi to ty nie chcesz mnie uwolnić. Zaraz z powrotem je założysz.- po chwili Bruce się zgodził go uwolnić. Wpisał hasło bransoletki puściły. Czarnowłosy pstryknął palcami, a w jego rękach pojawił się koszyk z ciemnego drewna. Podszedł do mnie.- Używała go kiedy była w Asgardzie. To był jej ulubiony.- podziękowałem mu.
Stark przyniósł mi koc. Biało czerwony. Poszedłem do kuchni i przygotowałem kanapki. Natasha skończyła sałatkę. Clinta wysłała po sok multiwitamine.
Wszystko było gotowe. Wystarczyło zadzwonić. Stark poprosił mnie żebym dał na głośno mówiący. Spełniłem jego prośbę. Wybrałem numer...
- Steve?- odezwała się Ravena.
~ ~ ~
uuuu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top