53. Szkic




Perspektywa Raveny:


- Mam pomysł. Nie ruszaj się stąd. Zaraz przyjdę.- powiedział Steve. Zanim zdążyłam zareagować on zabrał kurtkę i wyszedł z mieszkania.

Zastanawiałam się co za pomysł wpadł mu do głowy. Zabrałam naczynia i poszłam do kuchni je umyć. Żeby zapełnić sobie czas zabrałam się za malowanie. Wzięłam sztalugę i płótno. Farby zabrałam z mojego pokoju. Rozłożyłam się w salonie i myślałam co namalować.

Co mogło mi pierwsze wpaść do głowy?! Steve! Oczywiście, bo co innego. Złapałam się za głowę i pomyślałam, że skoro jeżdżę do wieży to może namaluje Avengersów. Po dwudziestu minutach miałam gotowe kontury. Zabrałam się za wypełnianie i cieniowanie.

Nie ma już Steve' a godzinę. Co on robi? Obraz był już w połowie gotowy. Parę machnięć pędzlem i... mamy to! Podpisałam się z boku: „Black". Otarłam ręką czoło. Miałam na sobie ogrodniczki, które były całe w farbie. Na ziemi rozłożyłam płachtę. Chwyciłam jeszcze za szkicownik i ołówkiem rysowałam portret Kapitana Ameryki. Byłam pochłonięta szkicowaniem kiedy do mieszkania wszedł Steve.

Poleciałam razem ze stołkiem na ziemie. Złapałam zeszyt aby nie widział co rysowałam. Pochylił się nad mną i wpatrywał co ja robię.

- To ja cię wystraszyłem?- spytał ze zdziwieniem.

- Nie... tak po prostu lubię leżeć na podłodze.- zaśmiał się i pomógł mi wstać.

- Ty malowałaś obraz czy siebie?- Spytał rozbawiony, a ja dalej chowając szkicownik spojrzałam do lustra. Moja cała twarz była w farbie.- Ładny.- odwróciłam się do niego. Podziwiał obraz.

- Chciałam coś zrobić żeby odwdzięczyć się, że mnie przyjmowaliście do wieży.- tak żeby nie widział zamykałam zeszyt.

- Co chowasz za plecami?- spytał patrząc na mnie ukradkiem.

- Nie ważne.- wpatrywałam się w niego. Powoli podszedł do mnie.

- Pokażesz?- spytał wyciągając dłoń.

- Nie jest skończony.- przełknęłam ślinę i schowałam zeszyt do szafki.- Gdzie byłeś?- spytałam zmieniając temat.

- A tak, zapomniałem. Zamknij oczy.- popatrzyłam na niego jak na głupiego.- Proszę.- zrobiłam to o co prosił. Nagle poczułam najwspanialszy zapach Na świecie. Automatycznie się uśmiechnęłam.- Miałaś nie podglądać.- powiedział oburzony. Dalej maiłam zamknięte oczy.

- A co ja poradzę na to, że mam bardziej rozwinięte zmysły.- miałam na ustach banana.

- No otwórz już oczy.- powiedział.

Otwarłam ślepia i zobaczyłam mój ukochany kwiat. Hiacynt i to jeszcze fioletowy. Na Odyna!!! Zapiszczałam aż i dopadłam Steve' a. Uściskałam go. On najszybciej jak umiał odsunął kwiat żebym go nie uszkodziła.

- Skąd wiedziałeś?- popatrzyłam na niego radośnie.

- Ktoś mi pomógł.- uśmiechnął się i podał mi roślinę. Powąchałam go.

- Ben... Przynajmniej jego zapachem mogę się naćpać.- zaśmialiśmy się.

- Długo nie chciał mi powiedzieć, ale w końcu go przekonałem.- zmrużyłam oczy i zastanawiałam się co zrobił, że uzyskał tą informację.- Jeszcze zakradłem się do wieży i sprawdziłem czy posprzątali po Hydrze. Zrobili to więc... idziemy?

- Mam iść do wieży wyglądając jak żywe płótno?- spytałam i odłożyłam hiacynta na stolik do kawy.

- Wystarczy, że pstrykniesz palcami.- no jaki mądry.

- Zdecydowałam, że nie będę nadużywać mocy. Chcę żyć jak... śmiertelnik. Jeśli tak to mogę określić.

- Skąd taki pomysł?- usiadł na kanapie.

- Jakoś tak. Chcę emeryturę.- uśmiechnęłam się i wyjęłam szkicownik.

- Jak chcesz spędzić tą emeryturę?- zapytał i wypalał we mnie dziurę. Ja chciałam dokończyć szkic.

- Z przyjaciółmi. Jako Ravena Black. Nieuchwytna... zniknie.- spojrzałam na niego. Kończyłam włosy więc musiałam się przyjrzeć oryginałowi.

- Jak wtedy z Johnem?- zapytał. Pozbyłam się nadmiernej reakcji na jego imię.

- Podobnie.- zakończyłam rysunek. Przyglądałam się czy czegoś nie brakuje.

- Coś mam na twarzy?- zapytał, a ja się zaśmiałam. Wyrwałam rysunek i podałam mu.- Wow. Jak oryginał.- zaśmiał się i podszedł do mnie przystawiając rysunek obok. Pokazał się z profilu. Wyglądał jak na szkicu tylko był inaczej ubrany.

- To za kwiatek.- uśmiechnęłam się.- Czekaj sekundę, bo autorka ma jeszcze pomysł.- zabrałam szkic i podeszłam do palnika. Przypaliłam brzegi kartki przez co nie było widać urwania. Oddałam mu kartkę.

- Ciekawie.- położył dzieło na stole.- Tak w sumie to do tego kwiatka chciałem dołączyć przeprosiny.- podrapał się po karku.- Przepraszam cię za to jak na ciebie naskoczyłem. Nie powinienem tego robić. Nie chciałem się z tobą kłócić. Poniosło mnie...- zasłoniłam mu usta palcem.

- Ja też cię przepraszam. Wracamy do tego co było?- wyciągnęłam w jego stronę dłoń.

- Wracamy.- uśmiechnął się. Przytuliłam go na zgodę. Ponownie...


~ ~ ~

Zbliżamy się do końca 🤭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top