38. Niepowodzenie




Perspektywa Raveny:


Siedziałam na ziemi. Wokół mnie było wszystko porozwalane. Włosy miałam zmierzwione. Płakać już nie miałam siły. Jak on mógł mnie tak nazwać?! Wiem, że te ubranie było nie poprawne, no ale żeby tak się na mnie wydzierać. Wytłumaczyć też mi nie dał o co chodzi z facetem. Ciekawe jakby zareagował na wiadomość, że tak naprawdę żyje? Może już się nie dowie, bo umrę. Może mi się uda. Nagle w miejscu gdzie wstrzyknęłam vibranium ciecz zaczęła wypływać. Czyli nie działa. Wzięłam resztę metalu i magią zrobiłam z tego nóż. Powoli nacinałam swoje ciało i patrzyłam jak leje się krew. Wpadłam na idiotyczny pomysł. Wstałam i poszłam do łazienki. Kosą nacięłam brew robiąc na niej wielką szramę. Po minucie rana zniknęła, ale włosy nie odrosły. Podziwiałam swój inny wygląd. Nie potrafiłam się uśmiechnąć. Łzy znów mi się zbierały. Dlaczego tak płaczę?! Zachował się ja świnia. Okay był... jest dla mnie ważny, ale przyjaźń... Może mi nie przeszło? Nie, nie zakochałam się w nim! Muszę się wziąć do kupy. Upijać się nie chcę. Muszę z kimś porozmawiać. Wiem, Loki!

Teleportowałam się do jego pokoju w wieży. Zmieniłam się w czarnowłosą i siedziałam w fotelu, który był ustawiony w ciemnym rogu. Byłam smutna, ale już nie płakałam chciałam z nim porozmawiać. Kiedy widziałam jak klamka się poruszyła stałam się cieniem. Trudniej było mnie zauważyć. Do pomieszczenia wszedł czarnowłosy. Rzucił książkę na łóżko i przeczesał ręką włosy.

- Loki.- powiedziałam cicho.

- Kto tu jest?- zapytał rozglądając się. Stałam się człowiekiem.- No proszę. Czym zawdzięczam tę wizytę?

- Chciałam wykorzystać to co miałeś dla mnie zrobić. Ten zakład kto wyjdzie pierwszy z więzienia..- machnęłam posępnie dłonią.

- Mam się bać?- zapytał siadając na łóżku.

- A czy ja wyglądam jakbym miała ci coś zrobić?- spytałam i się pochyliłam. Ukazałam mu moje przekrwione oczy.

- Płakałaś?- zapytał.

- Nie ważne. Zrobisz coś dla mnie.- odparłam i oparłam się o oparcie fotela.

- Co?- spytał siadając w pełni na łóżku, które było naprzeciwko mnie.

- Prze teleportuje cię jutro do mnie, do mieszkania.

- Tego się nie spodziewałem.- powiedział marszcząc brwi.- Co knujesz?

- Nic. Potrzebuje towarzystwa. Nic więcej i nie myśl sobie za dużo zboczuchu.

- Ło, a ty się w depresje zmieniasz?- uniósł brew i się uśmiechnął.

- Miałam gorszy dzień. W pewnej sprawie mi się nie udało.- nie chciałam kłamać więc wyminęłam temat.

- Nie wnikam. Twoje sprawy. Mrożonka dziś też nie w sosie.

- Co mu się stało?- zabrzmiałam naturalnie.

- Nazwał swoją przyjaciółeczkę rozwydrzonym dzieckiem. Poszedł walić w worek.

- Powiedział wam to?- zdziwiłam się, że podzielił się taką informacją.

- Nie, wszedłem do jego umysłu.- wszystko było jasne.

- Rozumiem. Powinnam skopać mu tyłek, że ją obraził.- uderzyłam pięścią w rękę.

- Chciałbym to zobaczyć.- dalej byłam przybita. Przybliżył się do mnie i złapał mój podbródek.- Uśmiechniesz się czy cię zmusić?- zapytał szczerząc się. Nie wytrzymałam i parsknęła śmiechem. W moich oczach dało się zobaczyć łzy.- Tak lepiej.

- Dzięki za poprawienie humoru. Miałam nadzieje, że przyjdę i mnie jakoś pocieszyć.- powiedziałam i wstałam z miejsca.

- Mogę ci inaczej poprawić humor.- wyszeptał mi do ucha.

- Nie skorzystam.- odsunęłam się od niego.- Jutro o dziesiątej bądź w miejscu gdzie cie nikt nie będzie widzieć. Prze teleportuje cie.

- Jak sobie życzysz.- skinął głową. Zmieniłam się w Lodowego Olbrzyma. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Patrzył się najpierw na mnie długo, ale po chwili uścisnął dłoń. Zaczął się stawać Lodowym Olbrzymem.- Inni by już uciekli.- popatrzył na podłogę. Uniosłam jego głowę dwoma palcami. Wpatrywałam się w jego czerwone oczy.

- Nigdy nie wstydź się tego kim jesteś. Każdy jest na swój sposób piękny. Dajesz ludziom satysfakcję pokazując swoje słabości.- pocałowałam go w policzek.- Do jutra.- rozpłynęłam się w mgle.


W tym samym czasie siłownia:

Perspektywa Steve' a:


Uderzałem z wściekłością w worek treningowy. Jak mogłem ją zranić?! Ja ją... przyjaźnie się z nią. Nie powinienem krzyczeć. Powinienem dać jej dojść do słowa. Kolejny worek padł na ziemię, a jego wnętrze się rozsypało. Nie zauważyłem kiedy Natasha pojawiła się na sali.

- Walisz z większą wściekłością niż zwykle.- odparła i stanęła obok mnie. Nie przestałem uderzać.- Co się stało?- zapytała i złapała mnie za ramie. Skończyłem trenować.

- Pokłóciłem się z Raveną.- odparłem zaciskając szczękę.

- O co poszło?- spytała i usiadł naprzeciwko mnie.

- Źle się o niej wyraziłem. Poniosły mnie emocje.- przetarłem dłonią spocone czoło.

- Jak ją nazwałeś?- zapytała pochylając lekko głowę.

- Dziwka.- wydusiłem z siebie.

- Ostro. Ja bym ci nie wybaczyła.

- Natasha...- zmarszczyłem brwi.

- No co taka prawda. Przegiąłeś. Mimo iż dalej mi ta laska śmierdzi, to jest coś takiego jak damska solidarność.

- Co mam zrobić?- usiadłem na podłodze.

- Na mnie by to nie zadziałało, ale może na nią da radę. Kup kwiaty, coś słodkiego i przeproś. Nie krzycz, nie podnoś głosu. Podejdź do tego z spokojem.

- Dzięki Natasha. Spróbuje.- powiedziałem i wyszedłem z siłowni.

~ ~ ~

Czas... Ciekawe jak długo to potrwa 🤔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top