33. Pokażę ci coś




Perspektywa Raveny:


- Dużo mogę.- powiedziałam i przybliżyłam do niego głowę. Przez chwile wpatrywaliśmy się w swoje oczy.

Mogłabym zatonąć w tym błękicie. Coś mnie podkusiło aby spojrzeć na jego usta. Od razu się skarciłam i odsunęłam. Wypiłam do końca alkohol i schowałam głowę w dłoniach. Jak ja tak mogę?! To jest TYLKO przyjaciel! Dobrze, że zachowałam zdrowy rozsądek i się odsunęłam. Zmarnowałabym mu życie. Eh, o czym ja myślę. Z rozterki wewnętrznej wybudziło mnie szturchanie w ramie.

- Wszystko dobrze?- zapytał mnie Steve.

- Nie. Muszę się przewietrzyć.- odparłam i wstałam od stołu.

Zaczekałam aż Steve ubierze okulary. Wychodząc oddałam Benowi narkotyki, a klucz wsadziłam do kieszeni. Wyszliśmy na dwór. Zmieniłam wygląd i ruszyłam w stronę parku. Usiadłam na ławce.

- Coś zrobiłem?- zapytał i położył mi rękę na ramie.

- Nic nie zrobiłeś. Muszę chwile posiedzieć w ciszy, tylko tyle.- zabrał rękę i usiadł obok mnie. Przez dłuższą moment siedzieliśmy nie odzywaliśmy się.- Serial?

- Dobry pomysł.- zaśmiał się.- Nie spodziewałem się, że to będzie twoje pierwsze słowo.

- A jakie myślałeś?- zapytałam i zaczęliśmy iść do mojego mieszkania.

- Jest dobrze, na przykład.- uśmiechnął się.

- To też.- opanowałam swoje myśli. Postanowiłam, że zaproponuje serial, aby dać upust temu co kłębi się w moim umyśle.

Dotarliśmy do mieszkania i przystąpiliśmy do naszej czynności. Tym razem przy trzecim odcinku nie kładłam się, tylko siedziałam. Steve postanowił już wrócić do wieży więc nie włączałam następnej części.

- To do jutra?- zapytałam.

- Myślę, że tak.- powiedział i ubrał kurtkę.

- W sumie to mam do ciebie kolejną propozycje. Co powiesz na to żeby zobaczyć mój zwyczajny dzień lub dwa? Przeżyjesz sobie dzień ze mną tak, jak to robiłam dziennie zanim cię poznałam.

- W sumie mogę spróbować, ale w to wchodzi bar?- pokiwałam głową.- Dobra, dwa dni.- uśmiechnęłam się.

- Na razie.- powiedział i czekał na to aż podejdę do niego i go przytulę, ale jakoś nie mogłam.

- Pa, pa.- powiedziałam i zajęłam się myciem naczyń. Miałam nadzieje, że po prostu pójdzie.


Perspektywa Steve' a:


Wyszedłem z jej mieszkania. Dziwnie się zachowywała. Pierwszy raz nie przytuliła mnie na pożegnanie. Zacząłem się zastanawiać czy coś zrobiłem źle. Wyszedłem z budynku i pojechałem do wieży. Wszedłem do niej i całkowicie zignorowałem wszystkich, którzy coś od mnie chcieli. Martwiłem się o Rav. Nie zbliżała się do mnie, tak jakbym bała się, że ją ugryzę.

Po długim czasie namysłu poszedłem się umyć. Owinąłem ręcznik wokół bioder i poszedłem szybko do kuchni, aby nalać sobie wody. Niestety w salonie czekała mnie jeszcze niespodzianka.

- Zmieniasz styl?- zapytał Loki. W pokoju również był Stark, który oglądał coś na telefonie.

- Przyszedłem tylko po wodę.- odburknąłem.

- Chyba coś ci się nie układa. Trochę za chamski masz ton. Co z Raveną?- zapytał Tony znad telefonu.

- Wszystko dobrze, a ty Tony zrozum, że pomiędzy nami nic nie ma. Zapraszaj sobie ją gdzie chcesz. Jest moją przyjaciółką. Dajcie mi już spokój z tym waszym rozważaniem na temat jak jest.- powiedziałem zmarnowanym, spokojnym głosem.

- Ło, jakbym cię nie znał to może...- popatrzyłem na niego groźnie.- Dobra wierzę ci.

- A ja wam powiem, że jestem specjalistą od kłamstw i sam nie wierzysz w to co mówisz.- odparł czarnowłosy, ale wolałem go nie słuchać i ruszyłem do swojego pokoju. Położyłem się i poszedłem spać.


Perspektywa Raveny:


Steve przyszedł do mnie rano i zjedliśmy śniadanie. Normalnie się z nim przywitałam. Pozbyłam się tych wszystkich... yhh nawet nie mam sił dokańczać.

- To jakie masz plany?- zapytał kiedy wstawiłam naczynia do zmywarki.

- Najpierw twój wygląd.- wskazałam na niego palcem.

- A co ci się nie podoba?- zaśmiał się i obrócił wokół własnej osi.

- Bardziej chodzi o to, że masz zobaczyć jak żyje więc... musisz wyglądać jak ja.- zaczerwieniłam się.

- Zmienisz mi płeć?- zapytał rozbawiony.

- Tego nie.- pstryknęłam palcami.

Sprawiłam, że jego oczy zostały zasłonięte, aby przypadkiem przed wcześnie nic nie zauważył. Jego ciało się skurczyło. Wyglądał jak za czasów sprzed serum. Miał ubrany czarny t- shirt, na którym znalazła się czarno- dżinsowa kamizelka. Na niej z prawej strony widniały różne przypinki. Spodnie to były czarne dżinsowe rurki z wieloma zamkami i łańcuchem przyczepionym po boku. Jego ciemne blond włosy, które były idealnie ułożone stały się czarnymi sterczącymi na wszystkie strony. Buty były czarne i masywne, oplatało je wiele klamer. Były na podwyższeniu. Pod przepaską na jego oczy wstąpił czarny cień. Cera pojaśniała, a usta zsiniały. Wyczarowałam lustro i przeszłam za jego plecy. Był teraz w moim wzroście. Zdjęłam powoli przepaskę.

- Brak słów.- przejrzał się w lustrze.

- Powiem tak. Teraz wiesz co czuje zmieniając wygląd. Chociaż ja nie tracę na rzeźbie.

- Znów czuje się tak jak przed czasem serum pomijając czerń.

- Hhhh.- złapałam gwałtownie powietrze.- Zapomniałam o czymś.

- Już się boje.- pstryknęłam palcami, a na ściance lewej dziurki nosa i prawym płatku ucha pojawiły się srebrne okrągłe kolczyki.- Po pierwsze ty chcesz żebym się zabił w tych butach? Po drugie... MASAKRA!- zaśmiałam się.

- Musisz się przyzwyczaić. Czekaj zrobię jak matki z dziećmi.- odsunęłam się trochę.- No chodź!- powiedziałam słodkim głosem. Steve się zaśmiał.

- Jesteś niemożliwa.- zaczął chodzić w kółko i o dziwo się nie wywalił.

- Wiem.- uśmiechnęłam się słodko.- Teleportujemy się tam. Tak zawsze robiłam.- wyciągnęłam do niego rękę. Chwycił ją, a ja przeniosłam nas przed drzwi baru.- Ty pukasz.- odsunęłam się od drzwi.

- Krwawy pazur.- powiedział niepewnie, ale ochroniarz nas wpuścił.

- Musisz być bardziej groźny.- poklepałam go po plecach wchodząc do baru. Usiedliśmy przy moim stole.- Nogi do góry.- powiedziałam, a on mnie posłuchał. Podszedł do nas barman.

- Nowy nabytek?- spytał mnie Ben.

- Dobrze wiesz, że nie potrzebuje nikogo do pomocy. Niewolnictwo tez mnie nie kręci.- Steve przełknął ślinę.

- To co dla was?- wyjął notes.

- Dla niego to co zawsze zamawiam ja, a dla mnie... muszę o czymś poważnym pogadać i musi wpłynąć parę procentów.- Ben pokiwał głową w geście zrozumienia.

- O czym chcesz pogadać oraz jakim cudem chcesz się upić?

- Chciałam ci opowiedzieć o Johnie. Muszę to z siebie wyrzucić. Mam nadzieję, że wtedy będę się lepiej czuła. Zaraz zobaczysz co dostanę. Normalny człowiek zszedłby na zawał wypijając łyk.

- Ten Ben wie, że nie potrafisz się upić?- zapytał mnie obserwując barmana.

- On był przed tobą wtajemniczony. Znamy się siedem lat. Jedynie nie wie, że jestem niezniszczalna.- uśmiechnęłam się, kiedy Benio przyniósł nam alkohol.

- Ty piłaś dziennie dwa litry whisky?- zapytał patrząc na butelkę.

- Pff. To jest jedna porcja, a dziennie wypijałam tego...hmmm... pięć takich butli. Nie wiem.- rzuciłam od niechcenia.

- I to jest ten trunek uśmiercający?- spytał unosząc brew.

- Tak i na pewno się go nie napijesz, bo to, że masz moją krew i nie możesz się upić nie znaczy, że to ci nic nie zrobi. Otóż ma pan przed sobą... werble.- uderzałam palcami o stół.- Mix wszystkich ludzkich alkoholi, plus wino Asgardzkie, plus narkotyki.- złapałam za mieszaninę mieszczącą się w litrowej butelce.

- Piłaś to kiedyś?- zapytał siadając normalnie.

- Tak. Trzyma jakieś pięć minut więc może zdążę ci opowiedzieć.- magią pozbyłam się korka.

- Nie musisz mi nic mówić.- powiedział odsuwając od mnie butelkę.

- Jak już mówiłam. W taki sposób poczuje się lżejsza.- wypiłam zawartość na raz.


~ ~ ~

Gotowi na prawdę?

Jeśli tak, to przygotujcie chusteczki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top