32. Wspólny dzień
Perspektywa Steve'a:
Zjedliśmy śniadanie. Ravena poszła się przebrać, a ja posprawdzałem jeszcze wiadomości na telefonie. Wszystkie od Starka:
23:47 Gdzie jesteś?
23:59 Halo? Coś się stało?
00:12 Jesteś u Raveny?
00:23 Co ty tak długo u niej robisz?
00:34 Dalej mi będziesz mówił, że to TYLKO przyjaciółka?
00:58 Pali się!
01:03 Żartuję.
01:17 Odezwij się.
Szczerze to nie chciało mi się tam wracać. Mam już dość Tony' ego i jego gadaniny. On powinien zrozumieć, że naprawdę Rav jest dla mnie przyjaciółką. Wspieramy się i pomagamy wzajemnie. Ona sama przyznała, że jej nie zależy na miłości. Ludzie odchodzą i przychodzą, a ona zostaje.
Do salonu weszła Ravena z nosem w telefonie. Podniosła na mnie wzrok. Miała zmarnowany wyraz twarzy.
- Muszę coś załatwić, a właściwie my.- odparła i schowała telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
- Co konkretnie?- zapytałem krzyżując ręce na piersi.
- Bar. Mam dostawę... czegoś.- uciekła wzrokiem.
- Czego?- podszedłem bliżej.
- Nie ważne. Coś dla mnie.- unikała tematu.- Ale muszę tam przyjść i to załatwić.
- Zgoda pójdę z tobą.- odparłem.
- To tak jakbyś miał inny wybór.- zaśmiała się i rzuciła mi kurtkę ze skóry.- Pozwolisz jeszcze, że się przebiorę.- powiedziała i pstryknęła palcami.
Jej włosy zmieniły się na czarne. Jej zwykły t- shirt zamienił się na obcisłe body wykrojone po bokach. Niebieskie dżinsy stały się skórzanymi, czarnymi rurkami. Sięgnęła jeszcze po swoją skórzaną kurtkę i pas z fioletową kosą. Oczywiście na jej twarzy pojawił się ciemny makijaż.
- Idziemy?- zapytała łapiąc za klamkę.
Zabrałem również ze sobą czapkę z daszkiem i okulary przeciw słoneczne. Ruszyliśmy w stronę baru. Ravena powiedziała hasło i ochroniarz wpuścił nas do środka. Zapadła grobowa cisza. Jakiś mężczyzna wstał i podszedł do nas.
- Witam. Wszystko jest.- powiedział i wskazał na stolik gdzie leżała paczka.
- A więc zobaczmy.- powiedział i wyjęła nóż.- Nie musicie milczeć!- powiedziała w stronę ludzi siedzących w barze. Podeszła do paczki i przekroiła taśmę.- Waga?
- Trzy kilo.- odparł mężczyzna. Paczka była otwarta jedynie przez chwilę, więc nie mogłem dokładnie się przyjrzeć. Był to chyba biały proszek.
- Co chcesz?- zapytała i oparła się biodrem o stół.
- Sprawdzisz coś.- powiedział, a kobieta uniosła brew.- Sprawdzisz pewną kobietę. Jej przeszłość i dostarczysz mi informacje.
- Imię i nazwisko.
- Helen Olsen.- powiedział, a kobieta zniknęła.- Ty kim jesteś? Pomagier?
- Znajomy. Co jest w paczce?
- Nie powiedziała ci. Widzę, że nie chce się dzielić.- zaśmiał się.- Narkotyki.
Próbowałem ukryć swoje zdziwienie. Po co Ravenie trzy kilo prochów? Po chwili pojawiła się czarnowłosa.
- A żeś sobie wybrał!- rzuciła kartkę na stół.- Tu masz dokładniejsze dane. Ogólnie to wychowywała się w domu dziecka. Była ćpunka. Od pięciu lat czysta. Jeśli ci się podoba i masz wobec niej plany, to radze ci się odpieprzyć. Wiesz jak trudno z tego wyjść.
- Dokonaliśmy wymiany.- wystawił do niej rękę, a ona ją uścisnęła.- To co chcę zrobić pozostanie dla mnie, a to co ty chcesz zrobić pozostawię tobie.- mężczyzna opuścił lokal.
- Usiądziesz?- zapytała wskazując na kanapę.
Usiadłem, a dziewczyna podeszła do baru. Powiedziała coś do barmana i wróciła na miejsce. Usiadła obok mnie na nogi dała na stół.
- Po co ci narkotyki?- zapytałem zdejmując okulary. Zaśmiała się.
- Nie chodzi o nie. Ten facet jest dilerem, ale ma u mnie dług. Dlatego robię małe przysługi za coś, co jest w środku. Narkotyki to przykrywka. Facet jest również handlarzem broni i ...- wysypała na stół zawartość paczki. Wśród worków z narkotykami był stary żelazny klucz.
- Kluczy?- zapytałem zabierając jej przedmiot.
- I tym co jest za drzwiami, do których prowadzi ten klucz.- powiedziała i zaczęła pakować narkotyki do paczki.
- A co zrobisz z nimi?- kimnąłem głową w stronę pudła.
- Zużyje albo sprzedam.- powiedziała niewzruszona.
- Po co bierzesz te świństwo?
- Zawsze może spowodować śmierć.- wzruszyła ramionami.
- Nie słyszałaś powiedzenia „Co cię nie zabije, to cię wzmocni"?- spytałem, a do naszego stolika podeszła kelnerka z dwulitrową whisky.- Tego się to również tyczy.
- Oj nie przesadzaj. Nie wszystkie powiedzenie trzeba brać na poważnie. No bo takie „Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złapała". Ja się dziennie narażam i co?! Jestem cała.
- Powiedział ktoś niezniszczalny.- przewróciłem oczami.
- Chcesz zarobić w ryj!!!- do naszych uszu dobiegł głos mężczyzny.
- Raczej ty oberwiesz!- wydarł się drugi.
Zaczęli się bić. Ludzie próbowali ich rozdzielić, ale też dostawali. Ravena weszła na stół.
- Hey!- wrzasnęła. Mężczyzna zatrzymał swoją pięść i popatrzył na czarnowłosą. Drugi z obitą twarzą wpatrywał się w kobietę.- Bydlęta nie wychowane.- zeskoczyła ze stołu i zaczęła podchodzić do nich.- Po pierwsze bijecie się jak panienki w kisielu.- parsknąłem śmiechem. Faceci stali na baczność jeden koło drugiego.- Po drugie nie życzę sobie walk w moim towarzystwie. Po trzecie i najważniejsze!- pokiwała im kosą przed oczami.- Tylko ja mogę komuś wpierdolić bez powodu. Zrozumiano?!- wrzasnęła tak, że po plecach przeszły mi ciarki.
- Zrozumiano!- powiedzieli chórem.
- A teraz ładnie się przeprosicie.- odparła, a mężczyźni podali sobie ręce. Popatrzyła na nich groźnie przez co obydwoje dali sobie całusy w policzek. Wytrzeszczyłem oczy.- Tak lepiej. Bawcie się dalej!- krzyknęła do tłumu. Wróciła na swoje miejsce. Nie wytrzymałem i się zaśmiałem.
- Oni się ciebie boją?- zapytałem dalej rozbawiony.
- Nie tylko oni w tym barze, ale ty też powinieneś.- odparła i napiła się whisky.
- Dlaczego? Możesz mi coś zrobić?- zapytałem i pochyliłem się w jej stronę.
- Dużo mogę.- powiedziała i również się przybliżyła. Przez chwile wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Jej wzrok zleciał niżeli i nagle zabrała głowę...
~ ~ ~
Uhu, zaczyna się...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top