25. Zaproszenie



Perspektywa Raveny:

Tradycją się już stało to, że Steve przychodzi do mnie oglądać serial. Cały tydzień nic innego nie robiliśmy, tylko siedzieliśmy na kanapie. I znów leżę na kolanach Steve' a i wpatrujemy się w telewizor. Kolejny odcinek dobiegł końca. Podniosłam się z kanapy i poszłam do toalety. Kiedy wróciłam blondyn siedział z nosem w telefonie.

- Jutro nie mogę przyjść.- powiedział podnosząc wzrok na mnie.

- Czemu?- zapytałam z smutną minką.

- Wieczorem jest trening drużynowy, ale mam do ciebie propozycję. Nie chciałabyś przyjść do nas?

- O nie, nie, nie, a jak mnie rozpoznają? Nie chce mieć na karku natrętnego Fury' ego.- pokiwałam przecząco głową.

- Stark cię nie poznał.- przypomniał sytuacje z kawiarni.

- Stark jest idiotą.- blondyn przymrużył oczy.- Ty będziesz mieć przechlapane nie ja.

- Już się tak o mnie nie martw.- zaśmialiśmy się.

- Okay, przyjdę jutro. Na którą?- spytałam i poszłam do kuchni zanieść puste miski po nachosach i dip' ach.

- Nie ma mowy, że ty będziesz chodzić. Przyjadę po ciebie.

- Nie traktuj mnie jak dziecka.- powiedziałam i włożyłam naczynia do zmywarki.

- Chyba lepiej tak niż staruszkę.- zaśmiał się.

- Oj chłopcze.- podeszłam do niego wyglądając jak starsza pani.- Jakiś ty młody.- uszczypnęłam go w policzek.- Może i mam około trzech tysiące lat, ale chodzić umiem.- przeszłam na prawą stronę chwiejnym krokiem.

- I tak po ciebie przyjadę.- powiedział, a ja przewróciłam oczami. Mgła owiała moje ciało i wyglądałam jak wcześniej.

- Zgoda. Ale ty uparty jesteś...- westchnęłam.

- A ty zawsze jesteś stanowcza, więc nie wiem co się z tobą stało.- powiedział i wstał z kanapy.

- Nie chce mi się przegadywać.- wzruszyłam ramionami.

- Ło.. ty się dobrze czujesz?- spytał podchodząc do mnie i złapał za moje ramiona.

- Jest dobrze Steve. Jestem zmęczona.- przetarłam ręką oko.

Rogers pozbierał swoje rzeczy i pożegnał się ze mną. Przed wyjściem powiedział, że będzie u mnie o dziewiątej. Przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł.

Ja wyłączyłam telewizor i posprzątałam na stole. Ruszyłam w stronę łóżka. Jedyne o czym marzyłam to był sen. Stwierdziłam, że oporządzę się rano. Odpłynęłam do krainy snów...

Stoczyłam się z łóżka o siódmej. Weszłam do łazienki i zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania. Wskoczyłam do wanny i odprężyłam się w długiej kąpieli. Kiedy się zrelaksowałam wyszłam w ręczniku do pokoju. Otwarłam szafę i zabrałam ubrania. Wciągnęłam na tyłek dżinsy i ubrałam koszulkę z krótkim rękawkiem. Na górnej części ubrania widniała nazwa jednego z moich ulubionych zespołów, czyli AC/DC. Przednią część koszulki wsadziłam do spodni, aby nadać efekt dłuższych nóg. Z makijażu jedynie pod tuszowałam rzęsy, a usta posmarowałam błyszczykiem. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i poszłam do kuchni.

Postanowiłam, że zrobię tosty. Wyciągnęłam patelnie, a z lodówki parmezan i mozzarellę. Posypałam serami jedną kromkę tostową i na górę położyłam drugą. Zrobiłam takie cztery kanapki na wszelki wypadek gdyby Steve był głodny. Miał się zjawić za pięć minut. Zobaczymy czy jest punktualny. Zazwyczaj gdy oglądamy serial przychodzi różnie.

Oho, słyszę motor. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak Rogers wchodzi do budynku. Następnie usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i pociągnęłam za klamkę.

- Nieźle. Przed czasem.- powiedziałam i odsunęłam się przez co mógł wejść do środka.

- Cześć może na początek.- zdjął kurtkę i rozchylił ramiona. Podeszłam do niego i przytuliłam się na powitanie.

- Jadłeś coś?- spytałam na co pokręcił sprzecznie głową.- Czyli mam dobre wyczucie.- podałam mu talerz z dwoma tostami.

- Dzięki.- usiadł na kanapie i zaczął jeść. Ja umyłam swój talerz. Wyjęłam z lodówki ketchup i podałam Steve' owi. Uśmiechnął się i wziął od mnie sos.

- Chodziłbyś głodny gdyby nie ja.- zaśmiałam się. Rogers wstał z kanapy z pustym talerzem i podszedł do kranu. Już chciał myć naczynie, kiedy pstryknęłam palcami. Steve skamieniał w miejscu. Jedynie oczy się ruszały.- Ty jesteś u mnie gościem. Goście nie zmywają po sobie.- powiedziałam i magią zabrałam talerz. Gdy go umyłam i schowałam. Pozwoliłam Steve' owi zacząć się ruszać.

- A to, że cię wykorzystuje i zjadam ci jedzenie to nie wystarczy aby po sobie pomyć?

- Po pierwsze z własnej woli zrobiłam ci śniadanie, a po drugie nie wykorzystujesz mnie.- powiedziałam i odłożyłam ścierkę, którą czyściłam mokre ręce.

- To pozwól, że ty wykorzystasz teraz mój motor.- powiedział i podszedł do mnie. Przerzucił mnie przez ramie i wyszedł z mieszkania. Zdążyłam przywołać do siebie torebkę, a drzwi zamknęłam magią. Cały czas się śmiałam, kiedy Steve znosił mnie po schodach.- Nie wierć się tak.- powiedział rozbawionym tonem.

Postawił mnie dopiero przy pojeździe. Ku mojemu zdziwieniu nałożył mi kask na głowę. Popatrzyłam na niego z politowaniem, ale nic nie powiedziałam. Zasiadł za kierownicą, a ja za nim. Objęłam rękami jego klatkę piersiową, znów powtórka. Gdy tylko to zrobiłam napiął mięśnie brzucha.

Ruszył w stronę wieży. Droga nie trwała długo, bo po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Steve wjechał na podziemny parking i zsiadł z motoru. Odpiął mój kask i pomógł mi zsiąść.

- Dalej traktujesz mnie jak dziecko.- przewróciłam oczami.

- Jak się tak zachowujesz to się nie dziw.- ruszyliśmy w stronę windy.

- Ja się tak zachowuje?! Pff.- udałam, że jestem obrażona.

- Ty i Fury to takie dwa bobasy kłócące się o zabawę.- zaśmiałam się na jego słowa i wsiadłam do windy.

- No dobra, może trochę. Stresujesz się?- zapytam kiedy przycisnął guzik piętra mieszkalnego.

- Nie mam czym.- czułam lekkie kłamstwo, ale pominęłam ten fakt.

- Ja troszeczkę. Nie wiem czego mogę się spodziewać.- podrapałam się po karku.

- Ja cię obronie.- zaśmialiśmy się.

- Oj, dobrze mój rycerzu.- wyszliśmy z windy rozbawieni.

Stanęłam w przejściu do salonu patrząc na wszystkich. Brakowało Fury' ego do pełnego składu gonitwy mnie. Stark popatrzył się na mnie i szeroko uśmiechnął. Kiedy wzroki wszystkich padły na mnie odezwał się Steve:

- Kochani, to jest Ravena. Moja znajoma.


~ ~ ~

Znajoma?! Pff... 😕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top