19. Candyman




Perspektywa Steve' a:

Siedziałem u dziewczyny do wieczora. Ravena przyrządziła łososia z ryżem. Muszę przyznać, że nieźle gotuje. Rozmawialiśmy na błache tematy. Nikt z nas nie chciał pytać o coś, co zaboli drugą osobę. Czarnowłosa wie, że jutro po nią przyjdziemy. Ja nawet nic nie wiem na ten temat. Nadal obawiam się jej zrobić krzywdy mimo, że przypaliła sobie rękę i nic jej nie było.

Wszedłem do wieży. Wjechałem na poziom mieszkalny. Miałem nadzieje, że nikogo nie zastanę. Wszedłem do kuchni i nalałem sobie wody. Ze szklanką zmierzałem przez ciemny salon.

- A gdzie to się było?- usłyszałem Starka.

Światło się zapaliło. Milioner siedział na fotelu. W ręce trzymał szklankę whisky.

- U znajomej byłem.- odpowiedziałem mimo iż nie musiałem.

- U tej blondynki? Jak jej tam było... Rafaella, Ra... Ravena. A tak.- wstał z fotela

- Może. Tony jestem zmęczony.- miałem już odchodzić. Jednak się zatrzymałem na głos milionera.

- U niej na pewno da się zmęczyć.- stwierdziłem, że to zignoruje.- Nie ciekawi cię co w sprawie Nieuchwytnej?

- Możesz opowiedzieć.- usiadłem na sofie, a Stark wrócił na fotel.

- Jelonek podał nam ulicę. Jutro całą grupą wyruszamy, aby ją złapać. Oczywiście ma być żywa. Loki nam pomoże. Chodź ostatnio dał się związać.- zaśmiał się.- Więc idź zmęczony człowieku spać. Jutro o dziewiątej w konferencyjnej. Masz być.

- A ty i tak się spóźnisz.- wstałem z sofy.

- Ale ja mówię, że ty masz być punktualnie.- zaśmiał się i ruszył w stronę barku. On i Ravena mają coś wspólnego. Taką sama miłością obdarzają whisky.

Wyszedłem z salonu. Przekroczyłem próg swojego pokoju i odstawiłem szlankę na komodę. Zabrałem spodnie dresowe z szafy i poszedłem pod prysznic. Gdy skończyłem się myć rzuciłem się na łóżko. Myślałem nad jutrzejszym dniem. Zastanawiałem się czy dziewczyna da się złapać. W końcu wie o tym, że będziemy ją ścigać. Po pewnej chwili odpłynąłem w krainę snów.

I znów ta sama bajka. Znalazłem się w białym pokoju. Tym razem dziewczyna nie odpowiadała na moje wołanie. Nie widziałem jej nigdzie. Po chwili przed mną pojawiło się lustro. Moje dresowe spodnie zmieniły się na garnitur. Sceneria wokół zamieniła się na jakieś mieszkanie z drzwiami. Przez nie wszedł mężczyzna i poprosił mnie abym poszedł za nim. Nie opierałem się tylko wyszedłem za nim z domu. Po chwili się zatrzymał i powiedział abym skręcił w lewo. Skinąłem głową i skręciłem w podanym kierunku. Otwarłem wielkie czerwone drzwi. Za nimi krył się czerwony dywan. Wszystko to wyglądało podobnie do wejścia na zlot Starka. Ludzie byli ubrani staromodnie. Podszedłem do budki, ponieważ pomachała mi kobieta.

- Pan Steve Rogers?- zapytała.

- Owszem.

- Mam dla pana odłożony bilet.- kobieta podała mi papierek.

- Przepraszam ale co tu się dzieje?- spytałem.

- To pan nie wie. Ravena White dziś śpiewa. Sama kazała zostawić dla pana bilet.

Ruszyłem w stronę sali. Dalej byłem w szoku czy się nie przesłyszałem. Chciałem coś zmienić, ale się nie udawało. Tak jakby tym razem nie mogłem tego kontrolować. Podałem bilet kasjerowi, a on wpuścił mnie na sale. Cały dół był zapełniony. Moje miejsce znajdowało się na balkonie. Dostałem się tam i usiadłem wygodnie na fotelu.

Po chwili zgasły światła. Następnie kurtyna się podniosła. Po lewej stali mężczyźni ubrani w mundury wojskowe. Jeden z nich zaczął śpiewać. Było słychać głos jakiś dziewczyn. Następnie na prawą stronę wbiegły kobiety w mundurkach wojskowych. Na środku przez papier wyszła kobieta ze zdjęcia. Zaczęła śpiewać. Byłem pod wrażeniem jej głosu jak i tego wszystkiego co się dzieje. Kobiety i mężczyźni tańczyli. Orkiestra grała podkład, a Ravena wywijała pomiędzy nimi.

Gdy piosenka dotarła do końca zacząłem klaskać. Tak samo jak reszta widowni. Zszedłem z balkonu. Przy wyjściu kolejny mężczyzna poprosił mnie abym poszedł z nim. Nie protestowałem. Znalazłem się przed garderobą. Mężczyzna odszedł, a ja zapukałem do pomieszczenia.

- Proszę.- wszedłem do pokoju.

W garderobie było pełno strojów i kwiatów. Naprzeciwko przed wielkim lustrem siedziała Ravena.

- I tak to wyglądało.- powiedziała odwracając się do mnie.

- Cudownie. Poczułem się jak w tamtych czasach. Wtedy widziałem cię pierwszy raz. Masz piękny głos.- przyznałem i zamknąłem za sobą drzwi.

- Dziękuje. Zastanawiam się nad powrotem na scenę w czasach teraźniejszych.

- Masz moje wsparcie.- uśmiechnąłem się.

- Jesteś dobrym przyjacielem, Steve.- odwzajemniła uśmiech.

- Mam do ciebie pytanie.- podrapałem się po karku.

- Jakie?

- Co masz zamiar jutro zrobić?

- Chodzi ci o to czy dam się złapać?- skinąłem głową.- Tego się jutro dowiesz, ale możesz przekazać drużynie, że mają patrzeć na dach.

- Przekaże.- zaśmiałem się.- Dalej nie mogę cię dotknąć?

- Dalej. Jedyne co możemy to życzyć sobie dobrej nocy. Do zobaczenia.- powiedziała i wstała z krzesła.

- Do jutra.- powiedziałem.

Dziewczyna podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek przez co wszystko zniknęło.

~ ~ ~

Show🤩

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top