Spotkanie z świrem
Tak więc dziś normalny dzień. Kolejny dzień w towarzystwie tajemniczego chłopaka z zaburzeniami.
-mam - chłopak postawił znów kartę "+4" na stosie kart do gry uno. Nie mam już się czym obronić, więc muszę wziąć dziesięć kart (bo 2 + 4 + 4 to dziesięć, nie?). Zapomnijmy o krzyknięciu "UNO!", Gdy będę miał jedną kartę. Nim się obejrzę, on wygra. Ale zaraz...
-jest na niebieski - powiedział chłopak, a po chwili postawił niebieską kartę. Z wrednym uśmiechem na twarzy postawiłem kartę zakazu. To tak się chce bawić?
Po chwili postawiłem kolejną znów go pomijając, i jeszcze dwie. Takim sposobem dobrałem łącznie aż cztery karty zakazu. Jednak nie było mi dane cieszyć się długo... Chłopak postawił jedną kartę krzycząc "uno!", A po mojej kolejce kolejną. I wygrał.
-tym razem ci się udało... - powiedziałem - gramy w pytania?
Przypomnę, że "pytania" to ta nasza codzienna gra, gdzie zadajemy po jednym pytaniu drugiej osobie. Druga osoba MUSI odpowiedzieć na pytanie PRAWDĘ.
-dobra... - zgodził się
-no, to jak się czujesz? - spytałem się
-źle - odpowiedział
-wcześniej byłeś wesoły, gdy wygrywałeś - przerwałem
-wiem, ale wciąż jestem trochę... Samotny...
-tak? Brakuje ci bliskości? - uśmiechnąłem się, a po chwili przybliżyłem się do jego. Starałem się, by mój uśmiech nie był wredny. Chłopak odsunął się w kąt ściany na łóżku, jednak nie odpuściłem.
-nie, nie o taką bliskość mi chodzi... - próbował się wytłumaczyć, jednak go zignorowałem. Przybliżyłem się jeszcze bardziej i go przytuliłem czerpiąc satysfakcję z tego, że chłopak czuję się niekomfortowo.
-mógłbyś się odsunąć? - spytał się cicho po pięciu minutach. Właśnie zdałem sobie sprawę, że to trwało tak długo...
Jak oparzony odsunąłem się od niego, przepraszając. Po chwili usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Wyszedłem z pokoju na korytarz, niechętnie odbierając.
-czego chcesz? - zacząłem
-Jak tam idą badania? - spytał się Rzesza
-dobrze. A z resztą gówno cię to powinno obchodzić
-no powiedz. Jak tam z tobą i Polską?
-nie jest źle.
-coś wykryłeś u niego?
-nie - skłamałem - a poza tym, TaJeMnIcA zAwOdOwA
-aha. A tak w ogóle to dzwonię w jednej sprawie.
-jakiej? Chcesz mnie stąd zabrać?
-niestety jeszcze nie. Ale zamierzam cię odwiedzić.
Też mi coś... "Radosna wiadomość"...
-aha. Kiedy?
-dziś. Będę za jakieś dwadzieścia minut. Chyba.
-aha - odpowiedziałem obojętnie i się rozłączyłem. Po chwili znów wszedłem do pokoju Chłopaka.
-mój ojciec będzie tu za dwadzieścia minut
-twój ojciec...?
-taa. Ten psycholog, który cię odwiedził... Zachowuj się normalnie plus zdejmij te różowe ciuchy...
-ale ja nie mam innych...
Serio?
-dobra, to się nie przebieraj... Ciszej - zatkałem mi usta ręką, gdyż usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Nie miał być czasem za 20 minut?
-chodź - poleciłem.
-Witajcie - do salonu, w którym byliśmy wszedł Rzesza w swoich eleganckich ciuchach w pogrzebowych kolorach.
-dzień dobry - przywitał się Polen
-taa, Hallo - również się przywitałem, lecz niechętnie.
-przyszedłem zobaczyć, jak tam u was - zaczął swoją gadkę - a właściwie, jak u ciebie? Lepiej? - spytał się "pacjenta"
-lepiej... - odpowiedział niepewnie chyba nie do końca wiedząc, o co ojcu chodziło
-to Dobrze. A teraz mógłbyś wyjść? Muszę porozmawiać z moim synem na osobności...
Wiedziałem.
Polen odpowiedział "tak", a po chwili wyszedł. Usłyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi. Zgaduję, że poszedł do swojego pokoju.
-co chciałeś? Jak myślisz, że wyśpiewam ci każdą sekundę spędzoną w tym domu to się mylisz - powiedziałem.
-oj Deutschland, spokojnie. Chciałem się tylko dowiedzieć, jak z pacjentem. Co z jego aspołecznością?
-normalnie - odpowiedziałem
-kleptomanią?
-no... Nie wiem. - skłamałem
-talassofobią i nyktofobią?
-jak ja mam niby wiedzieć co z talassofobią, gdy nigdy nie byłem z nim w morzu czy jeziorze lub innym zbiorniku wodnym?
-no w sumie racja - odpowiedział ojciec - dobra. Co z dysortografią?
-jak zwykle
-a co z hom- - próbował coś powiedzieć, jednak nie dokończył - dobra, nie ważne. To tajemnica zawodowa.
Czyżby pacjent cierpiał na jeszcze jedną przypadłość, której nie jest dane mi poznać?
-dobra, coś jeszcze chcesz? - spytałem się znudzony - mogę wrócić do domu?
Ojciec spojrzał się na mnie jak na kosmitę.
-zwariowałeś? Masz tu zostać rok. R O K. I przez ten czas MUSI mu się poprawić.
-jasne...
-Co wieczór staraj się chociaż SMS informować mnie o jakichkolwiek poprawach.
-Okej. - odpowiedziałem niechętnie
Rzesza miał opinię jednego z najlepszych psychologów/psychiatrów w mieście. Nic dziwnego, że to jego akurat wybrano do pomocy... Ale mnie też?!
Ojciec otworzył swój mały notatnik i coś przeczytał, by po chwili zawołać Polskę do siebie...
***
"Pacjent nie lubi, gdy ktoś go dotyka. Poza tym podobno nie ma nie-różowych ciuchów w szafie." - zapisałem, podpisując jeszcze tylko datę w notatniku.
-hej, co robisz? - do mojego pokoju wszedł nie kto inny lecz typ, o którym pisałem notatkę. Szybko schowałem notatnik w szafce
-nudzę się. - odpowiedziałem
-aha... ja też.
I? Co mam na to poradzić?
-O czym są te twoje książki? - spytał się, za pewne mając na myśli "wojowników"
-O kotach żyjących w dziczy, w czterech klanach - odpowiedziałem.
Później jeszcze trochę lepiej wytłumaczyłem fabułę oczywiście nie spoilerując
-Teraz nie mam przy sobie pierwszego tomu gdyż zostawiłem w domu, ale polecam kupić - zakończyłem.
Później jeszcze trochę rozmawialiśmy o jakiś bezsensownych sprawach, jednak niedługo gdyż Polska poszedł do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top