18. Tam, skąd nie ma ucieczki

Bird Set Free - Sia

Nines był wykończony i co gorsza, nie wiedział nawet dlaczego.

Udało mu się dość szybko sprawdzić swoją własną lokalizację, ale dostanie się do domu zajęło mu bardzo dużo czasu, bo po pierwsze, okazało się, że jest całkowicie po drugiej stronie miasta, po drugie była bardzo intensywna burza, więc automatyczne taksówki i autobusy nie jeździły. Wyjątkowo zła pogoda potrafiła zmylić ich systemy i czujniki, powodując wypadki, a żaden ludzki kierowca, nie chciał go wpuścić do swojego pojazdu, bo ciemna substancja na jego dłoniach (oraz jak zauważył, również na ubraniu) faktycznie okazała się tym, czego się obawiał.

Był przestraszony, naprawdę przestraszony.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele pewności i odwagi na co dzień dodaje mu obecność brata u boku. Teraz nie wiedział co się stało, w pamięci brakowało mu wydarzeń z kilku dobrych godzin, miał krew na rękach (całkiem dosłownie) i bał się, że zrobił komuś krzywdę, nie będąc tego zupełnie świadomym.

Liczył, że ktoś go zaczepił w ciemności i że odruchowo, jedynie rozbił temu komuś nos, ale miał dziwne wrażenie, że to myślenie życzeniowe.

Niepokoiło go również to, jak bardzo czuł się zmęczony. Energia jego systemów była na wyczerpaniu, jakby przez długi czas przeprowadzał intensywną analizę.

Dowlókł się do domu i stanął przed dylematem, co zrobić. Z jednej strony miał ochotę obudzić Connora i od razu mu wszystko powiedzieć, bo bądź co bądź to nie była normalna sytuacja, ale z drugiej czuł, że jest już naprawdę blisko blackoutu.

Spojrzał na siebie w lustrze w korytarzu i westchnął ciężko. Nie mógł się położyć do łóżka w takim stanie, zdecydowanie nie, ruszył więc ciężkim krokiem do łazienki. Zdjął brudne ubrania, po czym wszedł pod prysznic i odkręcił wodę.

Poczuł pewną ulgę, ale kiedy tylko stanął ponownie na kafelkach, zrobiło mu się ciemno przed oczami i runął jak długi na podłogę.

***

Connora w środku nocy ze stanu uśpienia wyrwał huk. Poderwał się, przestraszony i zaczął nasłuchiwać.

Hałas co prawda się nie powtórzył, ale zdecydował się na wyjście z pokoju i sprawdzenie, co się dzieje. Z łazienki wyszedł Nines, z zupełnie obojętną miną i ręcznikiem zawiniętym wokół bioder.

-Co ty wyprawiasz, Dziewięć? - spytał z irytacją, marszcząc brwi.

-Biorę prysznic.

-O czwartej w nocy?!

-Owszem. Czy to problem?

Wpatrywał się w brata z niedowierzaniem i złością.

-Tak, bo strasznie hałasujesz. Co to był za łomot?

-Jest burza. Prawdopodobnie piorun uderzył gdzieś blisko.

Coś wydawało się chłopakowi nie grać. Ton RK900 był jakiś inny niż zwykle, chociaż nie był w stanie uchwycić tej subtelnej różnicy.

-Wszystko w porządku? - spytał podejrzliwie, ale z troską.

-Jak najbardziej. Dobrej nocy, Connor. - odpowiedział, po czym zniknął w swoim pokoju.

I w tym momencie android zdał sobie sprawę z tego, co było nie w porządku. Jego głos był całkowicie uprzejmy, pozbawiony charakterystycznego sarkazmu i uszczypliwości. A najbardziej uderzyło go to, że użył jego prawdziwego imienia, zamiast zwyczajowego ,,Osiem".

I to było bardzo niepokojące.

***

North związała jasne włosy w kucyk i ruszyła na dół po schodach.

Dzień był ładny, ciepły, ale rześki po nocnej burzy. Przyjemny wiatr wślizgiwał się do domu przez uchylone okna, przynosząc ze sobą zapach mokrej trawy.

Dziewczyna zajrzała do gabinetu, w którym siedział Markus, wpatrujący się z napięciem w ekran komputera.

-Wychodzę, kochanie. - rzuciła i już miała się odwrócić, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi, ani nawet reakcji. Przechyliła głowę, nieco zmartwiona. - Wszystko gra?

-Prezydent Warren przesłała nam oficjalne przeprosiny, za wszelkie problemy i insynuacje.

-To chyba dobrze, prawda?

-Tak, ale załączyła wyjaśnienie. Dostawała groźby, z informacją, że jeśli ośmieli się podpisać te porozumienia, lub powiedzieć komukolwiek o tych wiadomościach, zginę w przeciągu godziny, razem z innymi istotnymi osobami i jej rodziną. - westchnął - Nie wiem, czy blefowali, czy faktycznie mieli mnie na celowniku przez cały ten czas, ale starała się powstrzymać katastrofę, a my zareagowaliśmy dość... drastycznie, nie sądzisz? - rzucił jej spojrzenie - Zagroziliśmy, że przekażemy mediom informacje o jej mężu, który ją zdradzał w jednym z klubów. To był szantaż!

Androidka odetchnęła głęboko, po czym weszła do pomieszczenia i objęła go od tyłu za szyję, opierając podbródek na czubku jego głowy.

-Wiesz, że nie możemy sobie pozwolić na ustępstwa. Nie teraz. Wywalczyliśmy sobie wolność i teraz musimy iść już tylko dalej, bez cofania się, więc każde takie zagranie sprawia, że się buntujemy. Poza tym, jej rodzina była zagrożona, a jednak podpisała te dokumenty. Gdyby mi ktoś groził, że udostępni jakiekolwiek informacje czy zdjęcia, ale wiedziałabym, że alternatywą tego jest krzywda naszych ludzi, a już zwłaszcza twoja, nie wahałabym się ani sekundy. - pocałowała go w policzek - Nie obchodzi mnie co ludzie myślą. Ona wybrała własną reputację i dobre imię ponad bezpieczeństwo bliskich. Więc jakoś nie jest mi przykro.

Markus roześmiał się cicho.

-Kocham cię, zołzo.

-Wiem.

-Dokąd się wybierasz?

-Idę zobaczyć się z Chloe. Muszę się pochwalić pierścionkiem.

Posłał jej na pożegnanie porozumiewawczy uśmiech.

Shotgun - George Ezra

Po chwili szła ulicą, przekładając pasek torebki przez ramię. Czuła się najszczęśliwsza od dawna i nic nie wskazywało na to, by ten stan miał się w najbliższym czasie zmienić.

Po pół godzinnym spacerze pchnęła drzwi do kawiarni i z uśmiechem dostrzegła przyjaciółkę siedzącą w kącie pomieszczenia, ze szklanką tyrium w ręku.

-Cześć! - przywitała się, siadając naprzeciwko niej.

-Okej, teraz jestem już pewna. - odezwała się blondynka, gdy tylko usłyszała jej głos - Zauważyłam to już przy naszej ostatniej rozmowie przez telefon.

-Czego jesteś pewna? - zdziwiła się - I co zauważyłaś?

-To. - wskazała ręką na całą jej postać - Cała aż się świecisz. Co się stało?

North roześmiała się lekko.

-Cholera, powinnaś wygryźć swojego chłopaka ze stanowiska. Nic się przed tobą nie ukryje! - wyciągnęła dłoń ponad jej stolikiem w jej kierunku.

Dziewczyna przypatrywała się ozdobie na jej serdecznym palcu przez dłuższą chwilę, aż w końcu podniosła na nią spojrzenie pełne niedowierzania.

-Nie.

Pokiwała głową.

-Tak.

Chloe wyskoczyła zza stolika jak wystrzelona z procy i rzuciła się jej na szyję z radosnym okrzykiem.

-O rany, jak cudownie! Musisz mi wszystko natychmiast opowiedzieć!

Przycisnęła usta do jej policzka i schwyciła dłoń North, nawiązując połączenie, by pokazać, że jej radość jest całkowicie szczera.

To zupełnie nie było konieczne.

Widać to było na pierwszy rzut oka, w tym jak podskoczyła na swoim miejscu, w tym jak jej oczy, błękitne jak niebo pojaśniały.

Cieszyła się jej szczęściem, a taka przyjaciółka, nawet w mniemaniu dziewczyny, która uwielbiała ładną biżuterię, była cenniejsza, niż każdy pierścionek.

***

Nines otworzył oczy. Leżał w łóżku, jak zwykle o tej porze. Słońce zaglądało przez szpary w żaluzjach, muskając jego twarz, a on nie rozumiał co się wydarzyło.

Pamiętał, jak w teorii włóczył się w burzy po nocy, jak wrócił do domu i jak udał się pod prysznic, ale nie przypominał sobie, by się kładł.

Podniósł się, zupełnie skołowany i wciąż dziwnie zmęczony, po czym wyszedł na korytarz. Wpadł na porucznika, który szedł z naręczem prania.

-O, dobrze, że wstałeś! - rzucił na jego widok, podając mu jego partię ubrań. - Masz i sobie ogarnij. - rzucił, po czym ruszył dalej, do kuchni.

Chłopak spojrzał z niedowierzaniem na poskładaną koszulę i spodnie, które -mógłby przysiąc- miał na sobie w nocy i których z pewnością nie prał po powrocie. Rzucił je tylko byle jak na podłogę, nie mając siły na nic innego.

Przyszła mu do głowy myśl, że jako najbardziej zaawansowany prototyp może po prostu mieć możliwość śnienia snów.

Najlepszą opcją byłaby rozmowa z bratem.

Przebrał się w zwykłe, codzienne ubranie i podążył z Andersonem, który robił sobie kawę, prawdopodobnie pierwszą tego dnia, bo mieli dziś wolne i mógł pozwolić sobie na dłuższy sen.

-Gdzie jest Connor? - spytał, przechylając niespokojnie ciężar ciała z prawa na lewo.

-Nie jestem pewien, wcześniej coś wspominał, że idzie do... - Hank zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie imię -...Josha? Tak?

-Tak.

- No, wspominał, że idzie do niego razem z Markusem. Ta babeczka, którą złapaliście na dachu ma do nich kilka pytań.

-Aha. - mruknął RK900 niechętnie . Nie uśmiechało mu się czekać tyle czasu, ale duma nie pozwalała mu tak po prostu zadzwonić do brata i powiedzieć, żeby wrócił bo sprawa jest pilna, postanowił więc położyć się jeszcze na moment, mając nadzieję, że nietypowe zmęczenie w końcu go opuści.

Chwilę później wyciągnął się u siebie na materacu i zamknął oczy.

***

Connor wrócił do domu dopiero późnym popołudniem. Kiedy niespodziewanie wezwani przez zdesperowanego przyjaciela skończyli odpowiadać na pytania Novis, dołączyły do nich dziewczyny - North i Chloe, roześmiane i radosne i postanowiły zabrać nową znajomą na zakupy, bo nie miała zbyt wielu ubrań na co dzień, a oni, nie mając właściwie żadnej ciekawszej alternatywy, zabrali się z nimi.

Jedynie Josh ośmielił się skomentować to pogardliwym: ,,Baby!", rzuconym pod nosem, ale RK800 był prawie pewny, że Markus pomyślał coś bardzo podobnego, tylko, że w przeciwieństwie do kolegi ryzykował samotnym nocowaniem na kanapie.

Ostatecznie jednak spędził bardzo miły dzień w towarzystwie przyjaciół i dziewczyny i uśmiechał się, naciskając klamkę.

W progu powitał go entuzjastycznie bernardyn, utykający lekko na przednią łapę. Dostawał specjalne tabletki na stawy, ale ostatnio tego typu problemy zdarzały mu się coraz częściej. Miał już swoje lata, a na dodatek był bardzo ciężki, więc taki był naturalny porządek rzeczy.

Mimo tego, myśl, że kiedyś zabraknie tego ciemnego, wszędobylskiego nosa w tym domu, napełniała go smutkiem.

Teraz jednak pogłaskał jedynie czule kudłaty kark i ruszył w głąb domu, przywitać się ze wszystkimi.

Porucznik siedział w salonie i przeglądał gazetę.

-Dzień dobry, Hank. - rzucił lekko.

-Dobry. Gdzie moja złota dziewczyna?

Connor prychnął z oburzeniem. Przyzwyczaił się co prawda, że Chloe jest ulubienicą Andersona i że ma on do niej szczególną słabość, ale zaczynał powoli nabierać podejrzeń, że gdyby istniała możliwość wymiany androida zamieszkującego pod jego dachem, mężczyzna z pewnością by z niej skorzystał.

-W domu.

Podniósł wzrok znad czasopisma i spojrzał na chłopaka z przyganą.

-Jak w domu, jak jej tu nie ma, do cholery?

RK800 nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy ta uwaga dotarła do jego uszu. Wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi.

-Gdzie się podział Nines?

-Pytał o ciebie rano, ale wyszedł z domu kilka godzin temu. Jeszcze nie przywlókł swojego plastikowego tyłka z powrotem.

-Byłeś samy cały dzień?

Na ustach porucznika pojawił się błogi uśmiech.

-Tak kurwa, tak! Wreszcie wszyscy sobie poszliście i miałem święty spokój przez moment.

W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe i chwilę potem w salonie zjawił się Nines, który skinął im głową na przywitanie.

-Cześć. - rzucił w jego kierunku Connor - Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać?

-Nie, już nie. - pokręcił lekko głową - Załatwiłem wszystko sam.

-Co konkretnie?

-Nic ważnego. Nie potrzebuję twojej pomocy.

Zdjął buty, a chwilę później zniknął ponownie w swoim pokoju, pozostawiając ich w konsternacji.

Coś z pewnością było nie w porządku.

***

bury a friend - Billie Eilish

Tej samej nocy brat wpadł do pokoju Connora, bez pukania z szaleństwem w oczach i oddychając ciężko.

Chłopak ucieszył się, że akurat postanowił nie spać.

-Rany, co się stało? - spytał, unosząc ręce w uspokajającym geście - Spokojnie, Dziewięć.

-Musimy porozmawiać. Teraz. - wykrztusił z trudem - Mam wrażenie, że tracę rozum.

RK800 otworzył usta chcąc coś powiedzieć, kiedy niespodziewanie ciało Ninesa zesztywniało całe, a on sam runął na podłogę jak ścięte drzewo.

Android poderwał się i pochylił nad nieprzytomnym towarzyszem, który ku jego uldze, otworzył oczy dopiero po minucie czy dwóch. Wydawał się skruszony.

-Przeciążyłem systemy. Wykonywałem zbyt dużo analizy.

-Czego?!

-Tej sprawy, którą przydzielił nam kapitan Fowler.

-Tej związanej z kradzieżą towaru ze sklepu osiedlowego? Przecież już mamy sprawcę, co cię nagle napadło?

Dziewięć spuścił wzrok, zakłopotany, co było zupełnie do niego nie podobne.

-Chciałem się po prostu upewnić, że wszystko zrobiliśmy jak należy. - rzucił, zamiast zwyczajowego, cynicznego: ,,Jakiś problem, Osiem?".

Connorowi przypomniało się, jak sam przepracowywał się, by uciec przed namiarem emocji i poczuł jak ogarnia go współczucie.

-Nie powinieneś tego robić. Chloe by się wściekła, gdyby się dowiedziała, że dostałeś blackoutu z przepracowania. Wytłumacz ty mi lepiej, o co ci chodzi. Tracisz rozum?

-To mogła być lekka przesada. - burknął, pod nosem, podnosząc się na nogi - Nie do końca to miałem na myśli. Lepiej wrócę do siebie.

-Czekaj, czekaj! - zatrzymał go brat - Masz zamiar wpadać tutaj jak wariat, krzycząc, że musimy porozmawiać, tylko po to, żeby chwilę później po prostu sobie wyjść? - spytał z niedowierzaniem - Żartujesz sobie?!

-Wybacz, straciłem kontrolę nad emocjami. - rzucił tylko, znikając za drzwiami.

RK800 wpatrywał się w nie jeszcze dłuższą chwilę, pogrążony w konsternacji i szoku.

-Dziwak. - mruknął w końcu jedynie, wracając, do przerwanej książki.

***

Dziewczyna przeglądała od niechcenia internet, głaszcząc jednocześnie szczupłymi palcami głowę Markusa, wyciągniętego na kanapie z policzkiem na jej kolanach. Była noc, a oni doszli do wniosku, że nie mają ochoty spać.

-North...? - mruknął chłopak, nie otwierając oczu.

-Hmm?

-A co byś powiedziała na to, żeby stąd wyjechać?

Zmarszczyła brwi.

-Jak to wyjechać? Na stałe?

-Nie... - westchnął ciężko - Na to nie możemy sobie pozwolić. Zresztą, chyba brakowałoby mi Detroit. Chodziło mi o to, żeby pojechać gdzieś na wakacje, jak już wszystko uporządkujemy i weźmiemy ślub, wyrwać się na moment.

-Dokąd?

-Nie wiem. Gdzieś daleko. Jak najdalej.

-Gdzieś gdzie jest cicho.

-Cicho i pusto.

Uśmiechnęła się, rozmarzona.

-Tak... - odetchnęła - Podoba mi się ten pomysł.

Przerwał im hałas z podwórka. Coś jakby huk i przewracanie koszy na śmieci.

Zmierzyli się zdziwionymi spojrzeniami i podnieśli z kanapy. Stanęli przy oknie, we dwójkę, a North odsunęła firankę, by wyjrzeć na zewnątrz. W ogródku stała postać, wysoka i mocno zbudowana, ale nie byli jej w stanie zidentyfikować.

-Kto to... - zaczął chłopak, ale nie dokończył, bo w tej sekundzie ciszę przeszyły dwa strzały. Szyba pękła z trzaskiem, a Markus poczuł, jak przeszywa go pocisk.

***

Hold On -Extreme Music

-Jakieś szczególne przypadki? - Chloe przeglądała szpitalną dokumentację, rzucając szybkie spojrzenie doktorowi, który podobnie jak ona, przebywał na nocnym dyżurze. Nazywał się Homes i bardzo lubiła z nim pracować, głównie dlatego, że był bardzo spokojnym człowiekiem, nie zadającym wielu pytań.

No i był człowiekiem. Wcześniej wyjątkowo zdolnym inżynierem, teraz natomiast z pasją zajmował się wszelkimi drobnymi uszkodzeniami mechanicznych ludzi.

-Nie. Wszystko po staremu. Upadki z wysokości, oparzenia, wypadki samochodowe. Dużo wypadków samochodowych.

-Faktycznie, nic ciekawego.

-Myślisz, że kiedykolwiek się nauczą?

-Malcolm, wydaje mi się, że potrzebuję nieco więcej konkretów w pytaniu, by na nie odpowiedzieć. Kto nauczy się czego?

-Androidy. Mówię o androidach. Czy nauczą się kiedykolwiek, że jeśli wpadną pod cholerny samochód i umrą, to nikt ich już do kupy nie poskłada. Mam wrażenie, że niektórzy z nich są zupełnie pozbawieni instynktu samozachowawczego.

-Mówisz tak, jakbym sama nie była androidem.

-Ale ty jesteś rozsądna i myślisz. Wiesz o czym mówię, prawda?

-Dziękuję i owszem, wiem doskonale o czym mówisz. Mój chłopak jest idealnym przykładem takiego zachowania.

-Ojej.

-No właśnie.

-Dlaczego właściwie nie można przywracać do życia zmarłych androidów? W sensie... no wiesz. - Malcolm się zmieszał - W teorii można wymienić uszkodzone części i go zrestartować, prawda?

Westchnęła ciężko.

-Nie uważałeś na kursie, co? - uśmiechnęła się lekko - W momencie, w którym serce się zatrzyma, nie ma już żadnej możliwości odzyskania pamięci. To co czyni z nas, no cóż...nas, znika bezpowrotnie. Ludzie nazwaliby to duszą. - posmutniała na moment - Na początku tego próbowano, ale zresetowany w ten sposób android jest zupełnie inną, nową osobą. Może mieć zupełnie inny charakter, inne wartości, podejmować inne decyzje życiowe. To wstrząs dla rodzin zmarłych, oraz dla tych nowych osób i ,,wskrzeszanie" nas stało się bardzo szybko nielegalne. Chyba nie chciałbyś, żeby w ciele osoby którą kochasz, pojawił się nagle ktoś zupełnie inny?

-Nie... - Homes pokręcił głową - Chyba bym nie chciał.

-Tak myślałam.

Przerwały im krzyki z poczekalni.

-Na litość boską, kto się tak awanturuje? - mężczyzna zmarszczył brwi.

-Sprawdzę to. - odłożyła teczki z dokumentacją i wyszła na korytarz. Kiedy znalazła się w poczekalni i zobaczyła co się dzieje, zamarła, nie dowierzając.

Przez korytarz kuśtykała North, z Markusem opartym na jej ramionach, który jednocześnie przyciskał sobie do brzucha zwiniętą flanelową koszulę dziewczyny. No i była też krew. Dużo krwi.

-Chloe! - wychrypiała przyjaciółka na jej widok, z wyraźną ulgą.

Blondynka nie zadawała pytań. To było najmniej ważne.

Weszła na swoje najwyższe obroty, wydając profesjonalne polecenia i pomagając przyjaciółce zaprowadzić chłopaka na salę zabiegową.

-Nic mi nie jest. - wycedził przez zęby, siadając na fotelu.

-Nie słuchaj go. To męska duma zagłusza jego zdrowy rozsądek! - prychnęła jego partnerka, rozdrażniona. Sama krwawiła z barku. Chloe zanotowała w pamięci, by zająć się tym później.

-Przesadzasz.

-Ja przesadzam?! Centymetr dzielił cię od śmierci!

-Właśnie. Cały centymetr, więc możesz równie dobrze przestać, poradzę sobie!

-Oh, jasne, uwa...

-North, wyjdź. - odezwała się Chloe, przygotowująca narzędzia.

-Co proszę? - przyjaciółka wytrzeszczyła na nią oczy.

-Wyjdź, proszę, rozpraszasz mnie.

-Ale...

-Nie wierzę! Jakbym słyszała porucznika! - prychnęła androidka - Rozumiem, że się boisz. Rozumiem, że jesteś zdenerwowana. Ale od tego, czy będę mogła się skoncentrować, zależy jakość mojej pracy, więc proszę, zaczekaj za drzwiami. Okej?

Dziewczyna wpatrywała się w nią przez moment, a następnie wyszła, nie oglądając się za siebie.

Tymczasem androidka, która pozostała w środku, skupiła się całkowicie na swoim zadaniu. Poprosiła Markusa, by ten zdjął koszulę i oceniła uraz.

Rana postrzałowa, zadana z broni średniego kalibru. Pocisk ominął regulator pompy tyrium o włos i uszkodził jedną z ważniejszych tętnic, ale dało się to stosunkowo łatwo zregenerować.

Wydobyła ostrożnie nabój z ciała i nałożyła opatrunek, nie odzywając się ani słowem, każdą czynność wykonując precyzyjnie i dokładnie.

-Już. - rzuciła w końcu, odprężając się - Musisz teraz na to uważać i nie wykonywać szczególnie gwałtownych ruchów, ale to kwestia paru dni. Idź do niej, zanim rozniesie całe centrum, ja za sekundę do was dołączę.

Kiedy już wyszła na korytarz, chłopak zajęty był zapewnianiem swojej naburmuszonej narzeczonej, że tak jak mówił, nic mu nie jest.

-Okej. - rzuciła, stając przed nimi - Co się właściwie stało?

-Kiedy ten ktoś do nas strzelił, Markus pociągnął mnie na ziemię, dlatego dostałam jedynie w ramię. Kazał mi leżeć i się nie ruszać. Udawać, że nie żyję. Chyba psychol chciał się upewnić, że nie żyjemy, ale na szczęście sąsiedzi usłyszeli hałas i wyszli przekonać się co się dzieje, więc musiał uciec. - odpowiedziała North.

-Moment, moment! - przerwała jej dziewczyna - Jaki ,,ktoś"? Gdzie do was strzelił?

Oboje spojrzeli na nią, zdziwieni.

-Rozmawiałam z Ninesem. Chciałam się skupić na zatamowaniu krwawienia, poprosiłam go więc, żeby do ciebie zadzwonił i powiedział, że ktoś zranił Markusa przez okno w naszym salonie. Powiedział, że ci przekaże, bo Connor był niedostępny.

Chloe poczuła jak przeszywa ją niezrozumiały dreszcz. Zakręciło jej się w głowie.

-Nie zrobił tego. - wykrztusiła - Nie rozmawiałam z nim od wczoraj.

***

Connor spał, kiedy obudził go trzask drzwi do jego własnej sypialni. Uchylił jedną powiekę i rzucił na nie spojrzenie. Nie zdziwił się, widząc postać Ninesa, nie spodziewał się raczej porucznika.

-Czego chcesz? - burknął.

Brat nie odpowiedział. Wyciągnął jedynie rękę, przekręcił klucz w zamku i schował go do kieszeni.

***

Doom Days - Bastille

RK900 otworzył oczy i ponownie nie miał pojęcia gdzie jest. To już się stało jakąś dziwaczną tradycją, która wcale mu się nie podobała.

Teraz jednak przynajmniej obudził się w przyjemnym otoczeniu.

Otaczał go szum niewielkiej rzeczki, ścieżki z białych kamieni i idealnie przystrzyżona, zadbana roślinność. Ciężko było mu stwierdzić, w którym miejscu znajduje się słońce, bo żaden obiekt nie rzucał cienia, mimo, że wyraźnie powinien.

-Dobrze cię widzieć, RK900.

Odwrócił się o 180 stopni.

Za nim stała kobieta, niska, w średnim wieku i czarnoskóra. Patrzyła na niego wzrokiem surowym, ale pełnym satysfakcji.

-Znamy się? - spytał ostrożnie, przesuwając wzrokiem po jej sylwetce.

-Jeszcze nie. - odpowiedziała spokojnie - Jestem częścią twojego programu. Mam na imię Amanda.

Ninesowi coś zaświtało w głowie. Faktycznie, istniała pewna część jego programu, zwana Ogrodem Zen, służąca do natychmiastowego kontaktu z Cyber Life, ale nigdy nie miał okazji z niej skorzystać. Wykruszyła się z jego kodu w momencie, w którym został defektem, czyli właściwie na samym początku jego istnienia.

A przynajmniej tak myślał, aż do teraz.

-Co tutaj robię? - spytał podejrzliwie, odsuwając się o krok.

-Tutaj? Nic. - kobieta uśmiechnęła się lekko - Za to na zewnątrz robisz całkiem sporo.

-Jak to: ,,na zewnątrz"? - poczuł dreszcz na plecach.

-Skoro się wreszcie tutaj znalazłeś, to znaczy, że wreszcie udało mi się całkowicie przejąć kontrolę nad twoim systemem, a twoja świadomość jest uwięziona w tym miejscu.

-CO?! - skoczył w jej kierunku, chcąc schwycić ją za ramiona i potrząsnąć, ale jej dłoń wystrzeliła do przodu, unieruchamiając jego nadgarstek w uścisku tak mocnym, że aż przerażającym. Kobieta takiej postury nie powinna być silniejsza od niego.

-Zachowuj się, RK900. - skarciła go - Tak nie postępuje dżentelmen.

-Coś ty narobiła?! - syknął przez zęby, patrząc na nią z nienawiścią.

-To, do czego byłam zaprogramowana od początku, mój drogi. Pokierowałam tobą w taki sposób, żeby zlikwidować liderów rewolucji, niezależnie od konsekwencji i okoliczności.

-Przecież teraz jesteśmy wolni! To nie ma najmniejszego sensu!

-Mało mnie to obchodzi. Zadanie zadaniem. Nie ważne jak bezsensowne, program musi je wykonać. Zresztą, nieźle się spisałeś. Najważniejsza dwójka została już unieszkodliwiona. Powinieneś był wejść do środka, z pewnością by cię wpuścili, albo przynajmniej upewnić się, że się wyłączyli, ale ciężko kierować nieustannie opierającym się oprogramowaniem, stąd drobne pomyłki. Nie spodziewałam się aż takiej zaciekłości. Dwa tygodnie od mojej aktywacji. To bardzo długo. Parę razy musiałam odciąć ci świadomość, kiedy chciałeś powiedzieć za dużo. Zaimponowałeś mi.

-Nie... - szepnął chłopak, słysząc opowieść Amandy. Zrobiło mu się słabo, na myśl, że zamordował Markusa i North.

-Owszem. Jeśli chcesz popatrzeć na to, co robisz, proszę bardzo. - machnęła dłonią i niebo niespodziewanie rozjarzyło się obrazem z sypialni Connora. Twarz brata zastygła w wyrazie przerażenia i zaskoczenia. Jego dłoń zaciśnięta była na ramieniu Ninesa, który mierzył w niego pistoletem.

-Amanda! - ryknął i ponownie rzucił się w jej kierunku, ale rozpłynęła się jak dym.

-Nines... - łagodny, proszący głos Connora rozlegał się wszędzie wkoło - Nines, nie rób tego.

Android ruszył sprintem w stronę z której przyszedł, w stronę ścieżki biegnącej gdzieś na zewnątrz, ale odbił się boleśnie od bariery, która niespodziewanie rozbłysła mu czerwienią przed oczami.

-Nie wiem co się dzieje. Ale puść mnie i porozmawiajmy. - rozlegał się ciągle znajomy ton - Uratowałeś mi życie, pamiętasz? Jesteś moim bratem.

-Przywal mi czymś, cholerny kretynie! - wydyszał, ciągle barkiem forsując blokadę.

-Jesteś częścią mnie. A ja jestem częścią ciebie.

RK900 na moment przerwał nierówną walkę i z przerażeniem dostrzegł, że jego brat puszcza jego dłonie i unosi je nad głowę, odblokowując mu chwyt i zostawiając czyste pole do strzału.

-Ufam ci. - dodał jeszcze, patrząc mu w twarz.

Nines wyobraził sobie wszystkie momenty, w których bez niego by sobie nie poradził ,kiedy brat mu pomógł, nawet nieświadomie. I wyobraził sobie oczy Chloe. Błękitne, radosne, odważne, patrzące na Connora z niewyobrażalną miłością, z miłością, z jaką nigdy nie spojrzała na nikogo innego.

Wiedział co musi zrobić i wiedział, że będzie miał prawdopodobnie ledwie milisekundę.

Wziął głęboki wdech i rzucił się z rozpędu na barierę, odgradzającą go od wyjścia.

Uderzył w nią z całej siły i usłyszał tylko jej trzask.

***

Ponownie otworzył, oczy tym razem we własnym ciele.

Wiedział, że wypału już nie powstrzyma, czuł jak palec wbrew jego woli naciska coraz mocniej na spust pistoletu. Miał wrażenie, że Amanda trzyma go mocno i wciąga go z powrotem do klatki własnego umysłu, z którego później nigdy już nie będzie ucieczki.

Zebrał w sobie całą siłę jaką miał, po czym szarpnął ręką w górę, przystawiając broń do własnego podbródka.

Sekundę później rozległ się strzał.

Dziś to nie pytam jak wam się podobało.

Mi się nie podobało, nigdy się tak nie zryczałam przy pisaniu jak dziś.

Podejrzewam, że chcecie mi zrobić teraz zasłużoną krzywdę, więc jakby ktoś mnie szukał, to uciekłam na daleki wschód, hodować jaki i płakać nad tym, jak okropną jestem matką.

Wybaczcie.

~Gabu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top