3. Autonomiczna jednostka

I'm So Sorry - Imagine Dragons

Magdalena Kamska nie do końca mogła pojąć, dlaczego wszyscy wydają się tak bardzo wstrząśnięci i zdenerwowani.

Zanim wytłumaczyła im, że nie ma pojęcia czym jest wyjątkowy android, bo Elijah starał się ukryć wszelkie informacje o nim i że chce ich pomocy w obserwacji modelu.

- A gdzie twoim zdaniem mamy go trzymać? - zapytał rozgniewany Markus, mierząc kobietę zniesmaczonym spojrzeniem.

- Ty nie musisz go nigdzie trzymać. Ty masz go jedynie obudzić.

- Dlaczego ja?

- Bo jesteś charyzmatyczny i masz w tym dużo doświadczenia. A trzymać go będzie u siebie detektyw słoneczko. Później będzie mógł sobie oczywiście znaleźć swoje miejsce, najpierw chcę się przekonać, czy nie jest niebezpieczny. Jest androidem śledczym, może więc pracować z wami, o ile zechce.

- Że co? - wykrztusił Hank, całkowicie przerażony - Chyba sobie kurwa żartujesz! Ja mam już jednego Connora pod swoim dachem i ten jeden wystarczy aż w nadmiarze! Nie zgadzam się na to!

- Panie poruczniku. - odezwała się Kamska zupełnie spokojnie - Pragnę jedynie przypomnieć, że gdyby nie moja cenna pomoc, nawet tego jednego w nadmiarze by pan nie miał. Umówiłam się z nim, że zrobię mu przysługę, a on kiedyś mi się odwdzięczy i właśnie tego oczekuję. Potrzebuję żebyście mieli na niego oko przez dwa miesiące, nie więcej. Potem możecie go nawet wyrzucić za próg, o ile nic nie wzbudzi waszych wątpliwości Nie chcę ryzykować, że zrobi komuś coś złego, ale nie mogę go tutaj zamknąć i tyle, skoro już go znaleźliśmy, prawda? - spojrzała na Markusa - To byłoby niezgodne z prawem i nieetyczne..

Chłopak niechętnie skinął głową, potwierdzając jej słowa.

- Gówno cię interesuje co jest zgodne z prawem, albo etyczne! - warknął Anderson - Ty jesteś po prostu ciekawa, czym to jest!

Wzruszyła ramionami.

- Może. Ale fakty są wciąż takie same. Nie mogę go tutaj zostawić i byłoby to nieetyczne i niezgodne z prawem, więc wszystko się zgadza.

- A jeśli po prostu się nie zgodzimy?

- No cóż, wtedy będę zmuszona pobrać za swoje usługi z konta detektywa. Uprzedzam, że w takim wypadku raczej szybko się z długów nie wydobędzie.

- Przecież załatwiłaś mu tylko małego GPS-a!

- I jeszcze mniejszy nadajnik wszczepiony w skórę i kapsułkę alarmową. Małe części wcale nie są tańsze, wręcz przeciwnie. Poza tym, mogę podnosić sobie stawki jak mi się podoba.

- I to jest niby legalne? - rozległ się oburzony głosik Chloe, której udziału w dyskusji raczej nikt się nie spodziewał - Nie ma pani z Connorem żadnej umowy, a grozi mu pani, że zwyczajnie go okradnie! To szantaż! - wyglądała na naprawdę wzburzoną.

Magdalena uniosła brew i uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Cóż za błyskotliwość. Jestem pod wrażeniem. Ile masz IQ? - jej głos ociekał sarkazmem.

W oczach blondynki pojawił się groźny błysk.

- To chyba nie ja jestem osobą, której powinno być zadane to pytanie, skoro to pani nie wie, że testy IQ są przystosowane do umysłów ludzi. Ale mogę podać prędkość mojego procesora, pani brat nieco go ulepszał w moim konkretnym przypadku. - odezwała się uprzejmie, ale tonem lodowatym jak kostka lodu.

Kamska uśmiechnęła się zaskoczona, jakby z podziwem.

- Podobasz mi się, bystrzacho. Punkt dla ciebie.

Hank, cały naburmuszony przeniósł wzrok na Connora.

- Młody, twoja decyzja. Bierzemy go ze sobą?

Chłopak od początku dyskusji nie wypowiedział ani słowa. Wpatrywał się jedynie w twarz swojego sobowtóra. Myślał, tak intensywnie jak chyba nigdy w życiu. A w końcu pomyślał o tym, kim sam był jeszcze nie tak dawno temu. Ten dziwaczny model wzbudzał w nim dokuczliwy niepokój, ale mimo tego android przemógł się i skinął powoli głową. Poza tym - z pewnością nie chciał stracić wszystkiego co miał na koncie, tym bardziej, że wiedział o zdolnościach Magdaleny. Żadne zabezpieczenia nie dałaby jej rady.

No i pewnie nie poprzestałaby na jego pieniądzach. W razie potrzeby dobrałaby się również do kont Hanka i Chloe, oddała ich dom pod zastaw i przekabaciła TOZ, aby odebrał im psa, a następnie usiadłaby sobie wygodnie z lampką wina i patrzyła jak wszyscy tańczą do tego, co gra.

Była zbyt podobna do brata pod pewnymi względami. Szła po trupach do celu, nie zainteresowana problemami małych ludzi, ale przywiązana do małych przyjemności. Inteligenta, arogancka, chłodna w obyciu, przekonana, że każdy chce wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Tak, zdecydowanie krew Kamskich wrzała w jej żyłach, z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Eliasza, była bezpośrednia, nie lubiła metafor ani poetyckich porównań, brzydziła się kłamstwem i nieszczerością. Potrafiła zręcznie mówić tylko część prawdy, albo ubierać prawdę w wygodne dla siebie słowa, ale na oszukiwaniu nikt jej jeszcze nie złapał. Connor nie spędził z nią wielu godzin, ale zdążył ją przejrzeć na tyle, by przewidzieć tok wydarzeń.

- W porządku. Ja się zgadzam. - powiedział w końcu, przełykając ślinę.

- To cudnie. - Magdalena z gracją podeszła do konsoli - Poznajcie więc RK900!

Android patrzył na nich, ciągle obojętnymi oczami. Nie był jeszcze obudzony i nie otrzymał takiego polecenia, a więc się nie odzywał. W takim stanie z pewnością było mu wszystko jedno, czy zostanie tu zamknięty na zawsze, czy też nie. Ale to się miało właśnie zmienić.

- Markus? - ciemnowłosa spojrzała na chłopaka, stojącego z tyłu pomieszczenia - Czyń honory!

Skrzywił się niechętnie, ale podszedł do chłopaka i złapał go za nadgarstek. RK900 zaczął mrugać intensywnie powiekami. Cały proces trwał dość długo. W końcu Markus spojrzał na nich, zaniepokojony.

- Ma bardzo silne programowanie. Nie mogę go zła...O. - nie dokończył, patrząc ponownie na androida, którego wyraz twarzy nagle się zmienił - Udało się. Mam na imię...

- Markus. - odezwał się chłodno świeżo obudzony, wyrywając nadgarstek z uścisku - Wiem kim jesteś. - przejechał stalowymi oczami po wszystkich twarzach. Skupił się nieco dłużej na Connorze, który wpatrywał się w niego zesztywniały. Nie wydawał się ani trochę zagubiony, ani zdziwiony nagłym przypływem emocji, jedynie delikatnie wyprowadzony z równowagi. Jego dioda nieustannie migotała wściekle żółtym kolorem.

- A więc tak teraz wygląda świat... - mruknął - Jestem wolną jednostką. Interesujące.

Brzmiał jak Connor. Dokładnie jak Connor, tylko pół oktawy niżej.

- Jezu, jakie to dziwaczne... - mruknął Anderson, krzywiąc się - Eee... Jak masz, no...ten... Jak masz na imię?

Android spojrzał na niego tak, że Hank niespodziewanie poczuł się bardzo mały i głupi. RK900 zszedł powoli z podwyższenia i wszyscy zorientowali się jak bardzo jest wysoki. Ponad 190 centymetrów z całą pewnością.

- Nie mam imienia. - powiedział - Ale sądzę, że dla ułatwienia komunikacji powinniście mi jakieś nadać.

- My? - zdziwiła się Chloe. Kiedy android utkwił wzrok w jej twarzy, jego srebrne tęczówki rozbłysły - Nie wolisz sam sobie jakiegoś wybrać?

- Wszystko mi jedno. - rzucił w odpowiedzi chłopak, wzruszając lekko ramionami - To tylko dla waszej wygody. - przeniósł spojrzenie na Kamską - Z tego co rozumiem, mam z tymi ludźmi spędzić kilka tygodni. Co jeśli nie wyrażę takiej chęci? Z mojego researchu wynika, że w tej chwili jestem całkowicie autonomiczną istotą i nie podlegam już jurysdykcji CyberLife.

- Wow. - Magdalena przygryzła wargę - Podobasz mi się. Aż szkoda, że jesteś facetem. Przechodząc do twojego pytania - owszem, masz prawo odmówić. Ale w takim wypadku i tak wciąż byłbyś pod moim nadzorem i obserwacją. Wolałabym, by ktoś inny się tym zajął, ale jeśli się uprzesz - nie będę mieć wyjścia. Kto wie, co ci tam wpakowali do tej stalowej główki? Dla własnego bezpieczeństwa radziłabym ci jednak pozostać z nimi. Jeśli tego nie zrobisz, to wciąż będzie dla nich strata, zapewniam cię, jeżeli to jest to co cię martwi.Poza tym, przyda ci się jakiś start w życie. Źródło informacji o funkcjonowaniu świata pod ręką, praca. Nie uważasz?

- Może zanim obiecasz mu pracę, warto byłoby spytać o zdanie Fowlera? - prychnął porucznik.

- Złożę mu wizytę. - oznajmiła Magdalena, machając w stronę mężczyzny dłonią, jakby odganiała leniwą muchę - To jak będzie? - zwróciła się do RK900. Wyglądała przy nim jak malutka laleczka.

- Tak, brzmi to rozsądnie. - popatrzył na Andersona - Zapewniam, panie poruczniku, że nie będę zajmował miejsca u pana ani minuty dłużej, niż będzie to konieczne.

- No miejsca to ty trochę zajmujesz...- pomyślał Hank - Masz tyle obwodu w barkach, ile nasza Chloe wzrostu. - nie powiedział tego jednak na głos, kiwnął jedynie głową w odpowiedzi na jego słowa. Jego wzrok spoczął na kieszeni kurtki androida z nazwą modelu - Roboczo będziesz Nines.

- Poruczniku... - zaprotestowała nieśmiało Chloe - Nie możemy nazywać go liczbą.

- Masz lepszy pomysł? - obruszył się - To chwilowe. Wiem, jestem chujowy w nazywanie kogokolwiek i czegokolwiek, ale nie miałem żadnej praktyki w życiu. Pies dostał imię w hodowli, pierwszego syna nazwała moja była, drugi się przypierdolił nieproszony i przedstawił sam. Co ci poradzę?

Wszyscy zgodnie zignorowali fakt, że porucznik nazwał Connora swoim synem. Mieli ważniejsze rzeczy do omówienia w tym momencie.

- Jak już mówiłem, nie ma to dla mnie znaczenia. - odwrócił się do swojego poprzednika, a na jego twarzy pojawił się delikatny, przyprawiający o dreszcz uśmiech.

Uśmiech drapieżnika.

***

Lonely Toghether - Avicii

Tego wieczora było naprawdę ciepło. Wiosna, mimo początkowych oporów, w końcu rozgościła się na dobre we wszystkich zakątkach miasta, wpełzając pod zabetonowane ulice, wypełniając życiem każdy skrawek zieleni, odbijając się w betonie i szkle, przyspieszając bicie serca, przypominając wszystkim ludziom i androidom, że żyją.

Szczególnie jedna osoba była świadoma swojego istnienia i dosyć nim zaskoczona. RK900 nie wygrzewał się na słońcu. Kiedy w niezręcznej ciszy został zabrany do swojego nowego mieszkania, zajął się wyszukiwaniem wiadomości o funkcjonowaniu świata. Chciał być ze wszystkim na bieżąco, kiedy więc Hank, Connor i Chloe postanowili spędzić popołudnie w ogródku na tyłach domu, oparł się o płot na niewielkiej zacienionej przestrzeni i jedynie czujnie wszystko obserwował.

Na początku było dość sztywno i dziwacznie, ale nie minęło wiele czasu, a porucznik wpadł na dość złośliwy pomysł odkręcenia starego kurka. Zardzewiały, popsuty zraszacz do trawnika plunął niekontrolowanym strumieniem wody, pryskając lodowatą wodą z podziemnego źródła na parę androidów i rozentuzjazmowanego bernardyna.

Chloe pisnęła zaskoczona, a następnie ze śmiechem chwyciła łokieć chłopaka i oskoczyła poza zasięg wody. Sumo z kolei, zupełnie zachwycony próbował łapać wodę pyskiem, mocząc się całkowicie i ciesząc jak szczeniaczek.

Connor musiał udać się do domu po ręcznik dla psa, następnie przez kilkanaście minut uganiali się za zwierzakiem po trawniku. W końcu android wykonał epicki skok do przodu, łapiąc czworonoga za obrożę.

- Wytrę go. - zaoferowała dziewczyna kucając obok niego. Zerknęła na Hanka, czytającego gazetę na krzesełku nieopodal i kiedy upewniła się, że nie patrzy w ich stronę, pocałowała go lekko. Smakowała słońcem, ale Connor, mimo, że Anderson niczego nie zauważył, czuł się obserwowany. Odwrócił głowę, odsuwając lekko zaskoczoną Chloe i napotkał chłodne spojrzenie stalowych oczu.

Panic Room - Au/Ra

Korzystając z okazji, zebrał się w sobie i zbliżył do nieporuszonego do tej pory Ninesa.

- Hej... - odezwał się, właściwie po raz pierwszy bezpośrednio do niego, po tym jak się przedstawił - Chciałem tylko powiedzieć, że gdybyś potrzebował mojej pomocy, to zawsze możesz mnie poprosić.

- To nie będzie konieczne. - oznajmił spokojnie w odpowiedzi, a w oczach błysnęło mu rozbawienie - Jestem pewien, że dam sobie radę. Ale doceniam twoje starania, Osiemset.

Connor z niejasnych nawet dla siebie przyczyn poczuł rozdrażnienie. Nie podobała mu się nadmierna pewność siebie sobowtóra. Nachmurzył się.

- Pewnie jesteś dosyć zagubiony, jesteś defektem zaledwie od kilku godzin, to normalne.

- Nie jestem.

- Nie?

- Nie. Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że ty byłeś. W końcu jestem prawie tobą. Tylko ulepszonym.

To już chłopaka całkowicie oburzyło.

- Ulepszonym...? - prychnął, unosząc brew.

- Tak, ulepszonym. Czy jesteś pewien, że twoje receptory słuchowe działają jak należy?

- Skąd takie wnioski?

- To nie wnioski. To prosty fakt, który łatwo można udowodnić na wiele sposobów. Ale tego byś raczej nie chciał. - wzrok Ninesa na ułamek sekundy ześlizgnął się z Connora i spoczął na Chloe, ale jego rozmówca i tak to zauważył i poczuł jak jednocześnie przeszywa go zimny strach i złość.

- Nie waż się nawet na nią patrzeć! - syknął groźnie, robiąc krok w kierunku RK900.

- Na takie ostrzeżenia raczej za późno, bracie. Już popatrzyłem. Jest na czym zawiesić oko.

- Jak śmiesz... - jego głos brzmiał teraz bardziej jak złowrogi warkot. Miał wrażenie, że tyrium mu się gotuje w żyłach.

- O czym rozmawiacie, chłopcy? - zapytała beztrosko Chloe, opierając się z nienacka niższemu androidowi na ramieniu.

Nines spojrzał w oczy Connora.

- No, dalej. - odezwał się telepatycznie - Poskarż się swojej dziewczynie. Zobaczymy, czy zapunktujesz.

Zagryzł mocno zęby.

- O niczym szczególnym. - rzucił do niej, nie spuszczając wzroku.

- Aha... - spojrzała na niego, zaskoczona spięciem w jego głosie, ale po chwili odezwała się do RK900. - Jeśli chcesz możemy cię jutro po pracy zabrać na zakupy. Nie powinieneś teraz chodzić w ubraniach z Cyber Life, to nie jest dobrze odbierane, a rzeczy Connora będą na ciebie za wąskie. - zaproponowała, mierząc wzrokiem jego sylwetkę. - No i musisz koniecznie zdjąć ten niedorzeczny kołnierz. Czyj to był w ogóle pomysł?

Nines skinął głową i uśmiechnął się lekko, jakby porozumiewawczo, a drugiego androida przeszył dreszcz, kiedy przypomniał sobie, jak został nazwany jego bratem.

Odruchowo objął Chloe w talii i przycisnął do siebie opiekuńczym gestem. W powietrzu wisiała wojna.

***

- Hank, o co do cholery chodzi? - syknął Jeffrey Fowler do słuchawki - Cholerna Magdalena Kamska właśnie wpadła do mnie na kawę! Do domu! To prawda?

- Co konkretnie? - zapytał niechętnie Anderson, zamykając za sobą drzwi do własnej sypialni.

Nowy lokator został ,umieszczony w pokoju gościnnym i nie wyłonił się stamtąd od przynajmniej godziny, dziękując najpierw za pomoc. Connor usiadł na kanapie w salonie, najwyraźniej nie wybierając się tego wieczora spać. Miał w kieszeni bluzy naładowany pistolet i był czujny jak więzienny pies, ale nie chciał mu wyjaśnić powodu swojego niepokoju.

Anderson usłyszał wcześniej jego sprzeczkę z Chloe, wobec której przez ostatnie kilka godzin zachowywał się naprawdę dziwacznie. Nie spuszczał jej z oka, jakby przez trzy sekundy poza jego zasięgiem ktoś miał ją porwać ponownie, co w końcu ją rozdrażniło.

- Czy mógłbyś przestać? - poprosiła, odciągając go na bok i marszcząc nos jak zdenerwowany królik - Zachowujesz się niedorzecznie! Przecież on nie powiedział do tej pory żadnej rzeczy, za którą mógłbyś go tak traktować! Nie zamorduje cię we śnie, ani nie uprowadzi mnie na drugi koniec świata! Daj sobie spokój.

Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale jednak się rozmyślił. Zastanowił się przez moment, zanim w końcu wydobył z siebie słowo.

- Z jakiegoś powodu ktoś go tam schował! Został stworzony, żeby powstrzymać rewolucję, żeby pozbyć się defektów!

- Przypomnij mi, w jakim celu TY zostałeś stworzony? - zapytała cierpko, zaplatając ręce na klatce piersiowej. To zdecydowanie zamknęło mu usta. - No właśnie. A jakoś nikt nie traktuje cię jak szpiega! To jest po prostu podły argument, Connor i doskonale o tym wiesz. Daj mu chociaż szansę. To właściwie twój brat!

Wzbudziła w nim chyba nieco poczucia winy, ale wciąż czuł się wyraźnie nieswojo w otoczeniu Ninesa.

Od tego czasu minęło kilka kolejnych godzin, zapadł zmrok, a Hank został zmuszony do niezbyt przyjemnej rozmowy z kapitanem.

- No co ja ci powiem, Jeff? - mruknął, wysłuchując pytań i pretensji - Jestem zdziwiony nawet bardziej niż ty. Mówiła, że z tobą porozmawia, ale nie przypuszczałem, że ci się wpierdoli do mieszkania. Zostałem praktycznie zmuszony, żeby trzymać go w domu! Jak? Nieważne jak! Gówniara ma swoje sposoby i nie rozumie słowa ,,nie".

Po drugiej stronie słuchawki rozległo się ciężkie, zmęczone westchnięcie.

- Zabierz go jutro ze sobą. Przyjrzę mu się.

Tej nocy długo nie mógł zasnąć, a kiedy w końcu się udało, dręczyły go koszmary, bardzo dziwaczne, w których Connor duplikował się bez końca, w kółko i w kółko, aż w końcu nie wiedział, który jest tym pierwszym i prawdziwym.

Pobudka była chyba jeszcze dziwniejsza. Usłyszał głos, którego z początku nie zrozumiał, a kiedy otworzył oczy, dojrzał bezpośrednio nad sobą obojętną, chłodną twarz.

Wrzasnął, odruchowo, z czego wcale nie był dumny, a następnie przyjrzał się postaci, która wyrwała go ze snu.

- Kurwa, co jest? - jęknął, przecierając oczy.

- RK800 poprosił mnie, żebym pana obudził.

- Connor w sensie? - zapytał, dość głupio, ale wciąż na pół śpiąco - Jezu, nie musisz w tym celu wisieć nade mną w ten sposób. Wystarczy jak zawołasz spod drzwi.

- Rozumiem, poruczniku. To się więcej nie powtórzy.

- Jesteś sztywny, jak twój brat na początku. - mruknął. Pojmowanie tego dziwnego olbrzyma, który zdawał się zajmować pół pomieszczenia, jako zaginionego krewnego Connora, jakoś wydało mu się naturalne, może przez to, że wyglądali bardzo podobnie. - Mam cię dzisiaj zabrać ze sobą na komisariat. Ale może najpierw pomyśl, czy ty w ogóle chcesz tam pracować?

- A co miałbym robić innego?

- Nie wiem. Mam to w dupie, możesz żyć z lepienia garnków, albo zostać florystą, byleś za dwa miesiące miał na tyle dużo hajsu, żeby się stąd wynieść i żyć na swoim.

- Oczywiście, rozumiem. Chcę pracować na posterunku. Jestem androidem śledczym, jestem w tym najlepszy.

Były to słowa bliźniaczo podobne do słów wypowiadanych przez Connora, tylko, że on mówił ,,to w tym jestem najlepszy", mając na myśli, że nie ma niczego, co robiłby lepiej. A Nines, że nie ma nikogo, kto robiłby to lepiej.

- Taki jesteś pewny siebie?

- Tak. Czy jest z tym jakiś problem?

To było coś nowego. Po prawie dwóch latach mieszkania z absolutnie zagubionym, androidem, który potrafił ściągać przestępców przez pół Kanady, ale którego śmiertelnie przerażała perspektywa wyjścia z dziewczyną, Hank nie bardzo wiedział jak właściwie na to zareagować.

- Nie. - odpowiedział w końcu- Na razie nie. Zaraz wstanę.

Kiedy w końcu zjawił się w kuchni, Connor stał przy blacie i podrzucał monetę w dłoni. Często po prostu pomagała mu się skupić, ale kiedy wirowała pomiędzy jego jedną dłonią a drugą z taką prędkością jak dzisiaj, wiedział, że jest objawem nerwicy.

- Oho. - odezwał się złośliwie - Chowajcie swoje kobiety i dzieci, oto dwie złowrogie przyjaciółki Connora - panika i paranoja. Uważaj Młody, bo jak ci wyleci z ręki, to się odbije rykoszetem i kogoś zabije.

- Tak... - mruknął chłopak, podając mu automatycznie kawę. W jego głosie słychać było delikatny sarkazm - To byłoby niefortunne.

***

Missile - Dorothy

Cody Veelt był drastycznie niewyspany (jak zwykle), spóźniony (również jak co dzień) i zagubiony (od urodzenia). Tina, której anielska cierpliwość zaczynała się chyba powoli wyczerpywać wysłała go po kawę dla siebie, ruszył więc posłusznie w stronę pokoju socjalnego, z delikatnym lękiem, bo okolice ekspresu zawsze obfitowały w dramatyczne zwroty wydarzeń.

No cóż, tym razem nie było inaczej.

Przekroczył próg, zwrócił się w stronę trzech postaci, stojących przy stoliku, otworzył szeroko oczy i zanim zdołał przemyśleć jakąkolwiek swoją decyzję z jego gardła wyrwał się krzyk, niczym gwizd lokomotywy wyjeżdżającej z tunelu, co ściągnęło na niego uwagę zgromadzonych, oraz Gavina, który pojawił się za jego plecami.

- Czego drzesz mordę? Pali się czy... CO JEST KURWA?! - zapytał, przecierając oczy w niedowierzaniu i podnosząc rękę w kierunku jednego z dwóch androidów przed nim - Co to tutaj robi?

Wysoka postać w białej kurtce z logo Cyber Life, obdarzyła go chłodnym, nieco tylko poirytowanym spojrzeniem. Nines nie odpowiedział słowem, ale Connor złapał go za ramię i wyciągnął go na korytarz, widocznie zdenerwowany.

- Czy możesz być ciszej? I nie nazywać go ,,tym"? - mruknął, wcale nie dlatego, że przejmował się uczuciami RK900, a raczej dlatego, że bał się jak może zareagować na obrazę.

- Czemu nie wiemy, że masz brata bliźniaka?! - zapytał Reed, wcale nie ściszając głosu - Czy on ma zamiar tu pracować?

- Po pierwsze: on nie jest moim bratem. Po prostu wygląda podobnie. A po drugie: nie wiadomo, ale... - westchnął ciężko - ... to możliwe.

- Ja pierdolę. Dwie puszki... - jęknął policjant, drapiąc w zamyśleniu po głowie, ale po chwili uśmiechnął się diabelskim uśmieszkiem - Dwie puszki! Czekaj, zrobimy eksperyment, czy jest takim samym dupkiem jak ty!

- Gavin, stój! - syknął chłopak, ale Reed już był w pomieszczeniu i stukał Ninesa w ramię.

- Hej! - zawołał - Przynieś mi kawę, gnojku!

Wszyscy zesztywnieli. Android spojrzał na niego, zdzwiony, ale jeszcze nie zdenerwowany. Obserwował ze swojej własnej, imponującej wysokości mężczyznę w dole, trochę tak, jak człowiek spojrzałby na szczeniaka labradora, który niespodziewanie wbił mu małe, ostre ząbki w stopę i wystarczy go lekko szturchnąć nogą, by podkulił ogon i uciekł.

- Słucham? - zapytał, unosząc brew.

- Nie słyszałeś? Powiedziałem, żebyś przyniósł mi kawę, gnojku!

W oczach Ninesa pojawił się niebezpieczny błysk. Odwrócił się jednak i nacisnął przycisk ekspresu.

- Co ty odpierdalasz? - zapytał Hank, zdziwiony, ale policjant go zignorował, szczerząc się porozumiewawczo do Connora.

- Jednak jest lepszy! - szepnął, zadowolony z siebie - ,,Przyjmuję rozkazy jedynie od porucznika Andersona, buuu..." - pierdolenie. Widzisz? Da się! A jak chcesz mogę go teraz ładnie przeprosić.

W tym momencie drugi android zdążył skończyć napój, wziął papierowy kubeczek w rękę i bez ceregieli podszedł do Gavina, po czym odwrócił go jednym szybkim ruchem, nad jego głową.

Anderson wciągnął z sykiem powietrze, słysząc potworny wrzask Reeda, kiedy gorąca kawa spływała mu po twarzy.

- Jeśli chce pan przepraszać, detektywie, to to jest dobry moment. - oznajmił Nines, mrużąc złowrogo oczy, ale w jego głosie nie było słychać niemal żadnych emocji.

- Zapierdolę cię! - ryknął policjant, rzucając się na androida i wymierzając mu krótki, silny cios prosto w pompę tyrium. Connor wiedział, że to słaby punkt wszystkich androidów, bo mocne uderzenie w to miejsce było w stanie zatrzymać akcję serca na kilka sekund, ale RK900, ku jego zdziwieniu, nawet się nie skrzywił. Skrzywił się natomiast Reed, kiedy coś nieprzyjemnie chrupnęło w jego dłoni, a następnie wrzasnął znowu, przyciskając rękę do brzucha.

- Wydaje mi się, że złamał pan dwa palce, detektywie, jeśli mogę coś doradzić...

- Ty mi nic kurwa nie doradzaj! - warknął Gavin, kierując się w stronę wyjścia - Wylecisz stąd na zbity ryj zanim w ogóle zaczniesz pracować, obiecuję!

Cody wyszedł za nim, modląc się, żeby nikt go o nic nie zapytał.

Kiedy obaj znikli za drzwiami, Hank, który chyba powstrzymywał się już od jakiegoś czasu, ryknął śmiechem.

- Przepraszam. To się nie powinno było wydarzyć. Zostałem sprowokowany, ale to nie jest dla mnie usprawiedliwienie. - powiedział Nines, spoglądając za odchodzącymi.

- Żartujesz sobie?! - wysapał Anderson, z uśmiechem tak szerokim i szczerym, że wyglądał jak dziecko, które właśnie znalazło swój wymarzony prezent pod choinką - Dawno mi się tak zajebiście dzień w robocie nie zaczął! Masz szczęście, że jeszcze oficjalnie tu nie robisz, nie dostaniesz nagany. Ewentualnie Fowler wlepi ci mandat za napaść na funkcjonariusza, ale go kurwa zapłacę! Zapłacę go, bo widok Reeda z kawą na mordzie jest bezcenny! - otarł twarz, wciąż chichocząc pod nosem - Zaczynam cię lubić. Trochę mu współczuję, bo to uderzenie pewnie bolało w chuj, ale cholera, sam tego chciał!

Connor nie odezwał się słowem. Patrzył jedynie na swojego sobowtóra, nie wiedząc, czy czuje więcej strachu, czy podziwu.

Kilkanaście minut później przed poodbnym dylematem stał Jeffrey Fowler. Widok dwóch twarzy, niemal identycznych w jego gabinecie budził w nim pewien dyskomfort.

- Okej. - zaczął w końcu - Czy mogę wiedzieć, dlaczego Reed przybiegł do mnie z płaczem i poskarżył się, że wylałeś na niego kawę i złamałeś mu rękę?

- Bo ma mentalność pięcioletniej dziewczynki! - wtrącił się porucznik, wciąż w wyjątkowo dobrym humorze.

- Nie ciebie pytałem. - uciszył go kapitan - No więc? - zwrócił się do Ninesa.

- Nie ma złamanej całej ręki, o tyle, o ile zdążyłem ocenić to tylko dwa palce. - uściślił spokojnie - I nie ja je złamałem. Uderzył mnie. Mam solidne zabezpieczenie pompy tyrium, w które trafił. Sam zrobił sobie krzywdę. Jeśli chodzi o kawę - owszem, zrobiłem to, za co bardzo przepraszam i obiecuję, że podobny incydent nigdy więcej nie nastąpi.

Jeff zamilkł na moment. Naprawdę nie miał bladego pojęcia, co powinien zrobić. Po głowie chodziły mu różne możliwości, zaczynając od wyrzucenia tego dziwnego jegomościa za drzwi, na natychmiastowym awansowaniu go o dwa stopnie kończąc.

W końcu pozostał gdzieś pomiędzy.

- Dobra, zrobimy tak. - odezwał się - Popracujesz przez tydzień, może dwa, z Connorem i Hankiem. Zobaczymy jak sobie radzisz i wtedy zastanowimy się, czy powinieneś tutaj zostać.

- Oczywiście, kapitanie.

Kiedy wyszli z gabinetu, chcieli pójść i popytać o żonę martwego androida i matkę dziewczynki, Nines poprosił, by wrócili na miejsce zbrodni.

- Pokażę wam, co potrafię. - zadeklarował, a Hank tak był ukontentowany jego wyczynem z rana, że aż się zgodził i po chwili kręcili się znowu po znajomym mieszkaniu.

- Babeczka prawdopodobnie wyszła rano normalnie z domu, kiedy nasza dwójka jeszcze żyła i już nie wróciła. Możliwe, że ta sama osoba, która zamordowała jej rodzinę, dobrała się również do niej. Musimy to sprawdzić.

- Przecież wróciła do domu... - odezwał się zdziwiony RK900 - To oczywiste. Tutaj - pokazał na rozbitą szybę w drzwiach - są ślady szamotaniny. Dziewczynka nie rozbiłaby szyby na takiej wysokości, chyba, że ktoś by ją podniósł i rzucił, ale tak się z pewnością nie stało. Android został zabity, kiedy był w trybie uśpienia, wykazała to sekcja zwłok. - dotknął brzegów rozbitej szybki - DNA się zgadza, naskórek Agnes Powell. O, a tam... - wskazał na drzwi wejściowe -... tam widać ślady po paznokciach, zadbanych i długich.

- Tam niczego nie ma - prychnął Connor, marszcząc brwi - Naskórek? Poważnie? Jeśli już, to jego naprawdę mikroskopijne ślady, nie do zidentyfikowania. I skąd masz wyniki sekcji zwłok?

- Nie widzisz tego? - spytał Nines, po czym obrzucił chłopaka lekko pogardliwym spojrzeniem - Fakt, nie widzisz.

Przekazał mu na moment swój obraz i android aż się zachłysnął. Oczami Ninesa widział milion razy więcej, każdy przedmiot, każda powierzchnia, absolutnie wszystko było jak otwarta księga, z której dało się wyczytać całą historię danego miejsca.

Poczuł się prawie rozczarowany, kiedy połączenie zostało przerwane.

- Wyniki sekcji pojawiły się w aktach trzydzieści dwie minuty temu, wysłałem do kapitana Fowlera wiadomość z prośbą o dostęp do nich.

- Connor, o czym on pierdoli? To prawda, co mówi?

- Prawda. - przyznał niechętnie chłopak.

- Widzisz, Osiemset? - odezwał się pobłażliwie drugi android - Nie jesteś w tym taki dobry jak myślałeś.

Chłopak spojrzał na niego tylko ponuro i poczuł, że chyba nigdy nikomu nie miał ochoty zetrzeć uśmieszku z twarzy czymś ciężkim tak bardzo jak teraz.

Kaboom!

Wiecie co? Chyba powinnam kiedyś stworzyć jakiegoś one-shota z Reed900, pisanie interakcji między tymi dzbanami sprawia mi stanowczo za dużo frajdy, by tego nie wykorzystać. Nie wiem kto pierwszy wpadł na pomysł tego shipu, ale powinien dostać Nobla do cholery!

A tymczasem przyznam się, że Nines sprawia mi dużo problemów, jakoś nie umiem się w niego jeszcze tak dogłębnie wczuć. Nawet ja nie wiem, co z niego wyrośnie :D

Na ten moment, jeśli macie wrażenie, że jest aroganckim bucem, to cóż - macie rację.

Mam nadzieję, że mimo wszystko się wam podobało. Dajcie znać.

Myjcie rączki i dbajcie o siebie, buziaki!

~Gabu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top