19. Brudna bomba

   Experience - Ludovico Einaudi

Najpierw przyszedł szok.

    Osuwające się jakby w zwolnionym tempie ciało, błękitna krew rozkwitająca na podłodze, niczym piękny, ale trujący kwiat i pistolet tkwiący we wciąż zaciśniętej dłoni.

    Czuł się tak, jakby został czymś ogłuszony. Jego system przetwarzał wciąż na nowo obraz z podzespołów optycznych i odrzucał go, jak zbyt nieprawdopodobny, by był prawdziwy.

    Potem przyszła obojętność.

    Spięcie we wnętrzu jego mózgu, niszczycielska iskra, która odcięła go od wszelkich bodźców wewnętrznych. Zarejestrował Hanka, który wyważył barkiem drzwi do pokoju, widział, że ten krzyczy coś do niego i że potrząsa nim wściekle, ale nie rozumiał dlaczego i co się właściwie dzieje, w uszach mu szumiało. Nie był w stanie poruszyć ani jednym mięśniem, ani zaprotestować, kiedy porucznik chwycił go pod ramiona i wywlókł na zewnątrz, umknęło mu przybycie Chloe, która wpadła do domu jak burza i natychmiast  rzuciła się w stronę Ninesa, pytania North  i Markusa uciekały w eter. Pojawienie się Magdaleny Kamskiej również nie wzbudziło w nim żadnych wątpliwości, ani nawet uczuć, jej  słowa przeciekały mu przez umysł nie formując się w żadne konkretne znaczenie.

Siedział na kanapie w salonie, zupełnie spokojny i próbował poukładać sobie w środku informacje jakie posiadał, zupełnie jednak bezskutecznie. Wciąż coś mu umykało, znikało sprzed nosa i wydawało się nie pasować.

Dopiero po nieco ponad godzinie usiadła obok niego dziewczyna, zapłakana i wstrząśnięta. Pogłaskała go drżącą ręką po twarzy.

-Con, proszę cię… - wyszeptała - Proszę cię, porozmawiaj z nami. - w jej cichym głosie dźwięczała desperacja - Musimy wiedzieć co się stało. Zrobiłam wszystko co mogłam, a… - odetchnęła - ...a ja nie wierzę, że moglibyście zrobić sobie nawzajem krzywdę.

Z jej ręki, położonej na jego policzku znikła skóra.

-Pokaż mi, co się stało… - odezwała się łagodnie, niemal błagalnie.

I wtedy przyszedł ból.

Dotyk Chloe odblokował coś w środku i niespodziewanie obrazy i dźwięki popłynęły między nimi, jakby pękła jakaś tama. Dziwne zachowanie brata, to jak rzucił się na niego w pokoju, a potem strzał, a razem z pamięcią obudziły się też emocje.

Niezrozumienie, złość, a przede wszystkim poczucie winy, potworne poczucie winy, szarpiące go od środka.

Dwa miesiące. Tyle czasu miał brata, ale to w zupełności wystarczyło, by myśl o tym, że będzie go miał już na zawsze, zagnieździła się w jego sercu, tyle czasu wystarczyło, by związać się z Ninesem nierozerwalnie i teraz miał wrażenie, że ktoś brutalnie chwycił część jego serca rozżarzonymi szczypcami i wyrwał ją żywcem z jego ciała.

Otarł twarz dłonią, czując jak tyrium zaczyna mu lecieć z nosa.

Blondynka usiadła mu na kolanach i objęła go mocno, wstrząsanego dreszczami. Wiedział, że cierpi, tak samo, albo nawet bardziej niż on, ale w tym momencie przyjmowała cały jego żal fala za falą, oddając mu ze swoich emocji jedynie akceptację i miłość, całą swoją nieskończoną miłość i przez moment miał wrażenie, że te szczupłe, trzymające go ramiona, to jedyne co utrzymuje go w całości.

Musiał je jednak opuścić, by wyjaśnić wszystkim ze szczegółami, że Nines popełnił samobójstwo przed jego oczami i Connor wolałby już chyba ponownie uciekać z oblężonego Jerycha, bo tamto przeżycie z pewnością wspominał jako łatwiejsze.

    Nie wszedł do swojej sypialni. Patrzenie na brata przekraczało jego siły.

    Cedził słowa powoli i z trudem, tak oszczędnie jak tylko mógł. Nie chciał pokazywać pannie Kamskiej swoich emocji, a ukryć je było ciężko, szczególnie po kolejnym ciosie jaki nadszedł.
   
    Policja sprawdziła monitoring uliczny. To on próbował nas zabić. - odezwała się North, tak delikatnie jak tylko była w stanie.

Magdalena pokiwała głową, słuchając ich wyjaśnień. Nie wydawała się szczególnie smutna, czy przejęta.
   
-Czy mogłabym go zabrać? - zapytała, kiedy skończył, wprawiając
wszystkich w niedowierzanie.    

    -Że co? - wykrztusił Hank - Żartujesz sobie?
   
    -Nie. Chciałabym sprawdzić, co się stało i przestudiować jego system. Nigdy wcześniej nie było takiego androida i sądzę, że dobrze byłoby przekonać się, czy takie usterki mogą się powtarzać.

-Usterki…? - Chloe uniosła brwi, a kiedy kobieta pokiwała głową zarumieniła się gwałtownie - Usterki?!

-Nie rozumiem, jaki jest twój problem z tym słowem.

-To był nasz przyjaciel! - wychrypiała w odpowiedzi androidka - Nasz przyjaciel i członek rodziny, żywa osoba, z własnymi emocjami, problemami i planami, która właśnie popełniła samobójstwo! Osoba, którą straciliśmy! - łzy popłynęły jej ponownie po twarzy, kiedy podeszła do Magdaleny, oskarżycielsko dźgając ją palcem w pierś - Śmierć nazywasz usterką?!

-Nie gorączkuj się tak, bystrzacho. Chyba w interesie wszystkich jest, aby coś takiego się więcej nie powtórzyło i aby nikt więcej nie przeprowadzał na was zamachów, czyż nie?
   
-Nie ośmielisz się go zresetować! Nie ośmielisz się obudzić innej osoby w jego ciele!

-Mam pewne sposoby. by podejrzeć co nieco, bez resetowania go. Poza tym, zawsze mogę uruchomić go awaryjnie na minutę, lub półtorej i spróbować go przepytać. To będzie trudne i raczej nikt inny by nie dał rady, ale…

-Nie. - przerwał jej Connor głucho.

Wyobraził sobie, jak Nines się budzi, w towarzystwie jedynie zimnej właścicielki Cyber Life, świadomy tego, że zaraz umrze ponownie i natychmiast zostaje zasypany pytaniami. Nie mógł na to pozwolić.

Poza tym, to również było niezgodne z prawem i uznane za niemoralne. Co prawda było to mniej znaczące przewinienie, takie, z którego ktoś taki jak Magdalena mógłby się łatwo wywinąć, ale jednak.

-Nie, nie zrobisz tego. - oburzył się Markus, patrząc jej zimno w twarz - Nie mamy zamiaru do  tego dopuścić, właśnie dlatego, że to nie jest ,,usterka”. Śmierci nie da się naprawić.

Kamska zawahała się na moment.

-A kto tak powiedział?

Zapadła cisza.

-Chcesz powiedzieć… - Chloe otworzyła usta w niedowierzaniu - Chcesz powiedzieć, że możesz go uratować?

-Nie wiem. Niczego nie mogę obiecać. Ale jeśli ktoś miałby to zrobić, to ja. - rzuciła im surowe spojrzenie - Istniała jedna osoba na tym świecie, która zna się na androidach lepiej ode mnie. I tak się składa, że nie żyje. Ale żeby mogła spróbować… - zawiesiła głos - ...muszę go zabrać.

Connor miał przeczucie, że to naprawdę poważny błąd, ale nie mógł powstrzymać drobnego ziarenka nadziei w jego sercu przed zapuszczeniem korzeni.

***

    Echo szła korytarzem, przestraszona i niepewna.
   
    To, że Magdalena wezwała ją o tak nietypowej porze do laboratorium, nie było dobrym znakiem.

    Przywiązała się do przełożonej i traktowała ją teraz nie tylko w sposób biznesowy i profesjonalny, ale jako przyjaciółkę, o którą się troszczyła. Wiedziała, że ta zwykła, niezwiązana z pracą sympatia nie jest odwzajemniona, ale mimo tego nie umiała i nie chciała się jej pozbyć. Wystarczało jej na razie zaufanie, jakim została obdarzona.

    Zapukała nieśmiało do najgłębiej ukrytego pomieszczenia na Belle Isle, ale nie otrzymała odpowiedzi, wpisała więc ręcznie kod dostępu.

    Drzwi się przed nią otworzyły, a ona zamarła.

    -Co ty robisz? - wykrztusiła, widząc Kamską nad stołem, na którym leżały zwłoki androida, pozbawione górnej części ubrania.

    -Prowadzę badania. Dobrze, że jesteś.

    Niebieskowłosa niepewnie zrobiła kilka kroków na przód i wciągnęła powietrze z sykiem, widząc znajomą twarz.

    -Connor?! - spytała z przerażeniem, czując, jak serce jej wali - Co się stało?!

    -To RK900. Strzelił sobie w głowę. Mam zamiar go awaryjnie uruchomić.
   
    -Co!? - dziewczyna odsunęła się raptownie - Ale czemu?!

    -Ponieważ chcę się dowiedzieć dlaczego.

    -Chcesz się dowiedzieć dlaczego?! - Echo była szczerze oburzona, co zdziwiło Magdalenę - On przecież nie żyje! To… - zawahała się. Zwykle ufała kobiecie bezgranicznie - To niedobre. Oni o tym w ogóle wiedzą? Oddali ci go dobrowolnie?

    Kamska westchnęła ciężko.

    -Powiedziałam im, że mogę go naprawić.

    Niebieskowłosa wytrzeszczyła oczy.

    -A możesz?

    -Nie. - odpowiedziała cicho - Ale to był jedyny sposób. Zrozum mnie, proszę, coś się w tym nie zgadza i muszę sprawdzić co takiego! On się bardzo dziwnie zachowywał przez ostatnie tygodnie, a przed śmiercią przeprowadził zamach na liderów Jerycha! Nie możemy pozwolić, by coś takiego zaczęło się powtarzać, by kolejne androidy wariowały!

    -To… - na twarzy Echo widniało obrzydzenie. - To najbardziej okrutna rzecz, jaką mogłaś zrobić. Dałaś im złudną nadzieję i przekonanie z czystej ciekawości!?

    -Czasem trzeba wybrać mniejsze zło, Echo.

    -Mniejsze zło!? Maggie, przecież jak oni się dowiedzą to zaboli trzy razy bardziej niż sam fakt jego odejścia! Gdyby ktoś zrobił coś takiego z Ripple rozszarpałabym go na strzępy!

    -Nie słyszałaś co powiedziałam? - Magdalena najwyraźniej się zniecierpliwiła - Zachowywał się…

    -Dziwnie? - dokończyła androidka - Bo planował samobójstwo!

    -A dlaczego miałby się rzucić na RK800 chwilę przed tym? Dlaczego miałby próbować zabić Markusa i North?

    -Nie wiem i ty też nie powinnaś wiedzieć! Czy gdyby dało się wskrzesić na minutę twojego brata, też byś się nie wahała?

    Twarz kobiety stężała.

    -Ani chwili. - odparła, po czym wcisnęła przycisk na konsoli.

    ***

Brother - Kodaline

    Tej nocy Hank upił się prawie do nieprzytomności i Connor przez ponad godzinę szukał go po mieście.
   
    Chloe widząc wyraz jego twarzy, kiedy wprowadził porucznika do domu nie mogła powstrzymać uczucia złości. Anderson powinien być z przybranym synem w takiej chwili, pomóc mu się pozbierać, a nie dostarczać mu samolubnie kolejnych zmartwień.
   
    Wiedziała, że to niesprawiedliwe myślenie, bo każdy radzi sobie z tego rodzaju bólem po swojemu, ale nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego uczucia irytacji.

    Czepiała się wiary w umiejętności panny Kamskiej jak ostatniej deski ratunku, bo inaczej chyba pękło by jej serce. Oczy, srebrne jak gwiazdy tkwiły jej pod powiekami i modliła się w duchu, żeby móc w nie spojrzeć ponownie. Szarpał nią żal, szarpała nią tęsknota i poczucie niesprawiedliwości, twarz miała zbłękitniałą od płaczu i wciąż uparcie nie chciała wierzyć, że RK900 mógłby zrobić im krzywdę.

    Chłopak opadł na kanapę obok niej, z pustką w oczach, kiedy już odprowadził Hanka do sypialni.
   
    Wsunęła palce w jego dłoń.

    -Możesz iść do domu jeśli chcesz. - powiedział sucho - Wszystko w porządku.

    Poczuła się jakby ją uderzył.

-Przestań… - poprosiła płaczliwie - Przestań…

Podniósł na nią wzrok.

-Nie pamiętasz co ci mówiłam? - zapytała - Jeśli mamy być razem, muszę wiedzieć co czujesz. Nie próbuj mi wciskać bzdur o tym, że wszystko jest w porządku, bo nic nie jest w cholernym porządku! - oczy jej się zaszkliły - Nie chowaj się przede mną. Nie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuję.

Wciąż robił to samo, kiedy przytłaczały go emocje, z którymi nie umiał sobie poradzić. Spychał je bardzo głęboko, udając że ich nie ma i miał nadzieję, że w końcu znikną, kiedy tak naprawdę pożerały go od wewnątrz.

Skrzywił się boleśnie. Wplótł dłoń we włosy w rozpaczliwym geście, drugą rękę zwinął w pięść i zacisnął zęby na kostkach palców z całej siły, by zagłuszyć krzyk, który wyrwał mu się z płuc, krzyk pełen wściekłości i frustracji.

-Jak mógł!? - odezwał się w końcu z furią w oczach - Jak śmiał zrobić coś takiego, bez choćby słowa wyjaśnienia!? Jak mógł zaatakować North i Markusa, skoro widziałem jego wnętrze! Nawiązałem z nim połączenie i nigdy by tego nie zrobił, więc czemu!?

-Nines? - spytała z niedowierzaniem - Wściekasz się na Ninesa?

-Tak! - poderwał się na nogi - Nie! - dorzucił chwilę potem - Na siebie! Na siebie, bo jestem cholernym partaczem i durniem, tak jak zawsze twierdził! - głos mu zadrżał - Bo tyle czasu próbowałem mu udowodnić, że nie jestem wcale gorszy od niego, że nie jestem tylko żałosnym, nieudanym poprzednikiem, a i tak okazało się, że jego jest na wierzchu!

-O czym ty mówisz?

-O tym, że jestem detektywem! - krzyknął  z rozpaczą - Starałem się wykonywać swoją pracę najlepiej jak się da, a przegapiłem najważniejsze, najbardziej znaczące wskazówki, jakbym był ślepy! Przegapiłem wszystko, co się działo z moim własnym bratem! Android śledczy! Też mi… - w jego głosie zadźwięczała taka pogarda i nienawiść, że aż ciężko było uwierzyć, że mówi o samym sobie - I dlatego jestem wściekły! Na niego, bo jak zawsze miał rację i na siebie! Bo to wszystko… - uderzył pięścią w ścianę - ...moja… - uderzył ponownie -wina! - dokończył i uderzył po raz trzeci.

    Na podłogę posypał się tynk, a pod jego ręką pojawiło się wgłębienie.

    Dziewczyna z przestrachem odciągnęła go na bok, zanim zdołał zamachnąć się po raz kolejny.

    Wpatrywał się w nią, oddychając ciężko, pozwalając jej trzymać się za nadgarstki, a po kilku sekundach ciszy przyciągnął ją do siebie i  zamknął w objęciach, chowając twarz w jej ramieniu.
   
    Chloe czuła jak Connor trzęsie się na całym ciele, jakby miał silną gorączkę.

    -Przepraszam. - wykrztusił, trzymając się jej tak kurczowo, jakby tonął - Przepraszam. Przepraszam.

Skupiła się całkowicie na nim i niespodziewanie poczuła się jak oszustka. Krytykowała go za ukrywanie własnych emocji, za chowanie bólu, a sama robiła to samo, tylko w nieco innej formie. Koncentrowała się na łagodzeniu cierpienia innych, by odwrócić swoją uwagę od własnego. Tak długo, jak długo była komuś potrzebna, tak długo się trzymała i to był jej wielki sekret.

    -Ćśśśś… - mruknęła kojąco, głaszcząc go po plecach - Musimy wierzyć w Kamską. Wszystko będzie dobrze.

    Oboje czuli, że nie będzie.

***

    Kiedy srebrne oczy chłopaka się otworzyły, widniało w nich zdezorientowanie i strach.
   
    Magdalena liczyła się z tym, że RK900 będzie zdezorientowany, że nie będzie wiedział kim jest, ani gdzie jest i że jego wspomnienia będą przepływać przez jego umysł w losowej kolejności i czasie, ale miała nadzieję, że przewód podłączony do szyi androida zdąży skopiować dostatecznie dużo, by jej pomóc.

    -Connor? - spytał, rozglądając się, ale było jasne, że jego podzespoły optyczne nie działają.

    -Nie, Connora tu nie ma. Jest bezpieczny. Czemu strzeliłeś do Markusa? - rzuciła bez ogródek.
   
    -Ptaszyno? - rzucił z nadzieją słysząc jej głos, ale marszcząc brwi, jakby coś mu się nie zgadzało.
   
    -Tak… - westchnęła, nie będąc pewna o kim android konkretnie mówi - Tak, to ja.

    -Oh, to dobrze. - rysy jego twarzy wygładziły się - Nie zostawiaj mnie.

    -Czemu strzeliłeś do Markusa?
   
    -Nie zostawisz mnie? - bredził od rzeczy, jakby wcale jej nie słyszał. Może nie słyszał. W końcu pocisk przeszył jego system operacyjny niemal na pół, wiele rzeczy nie działało.

    -Nie, jeśli mi powiesz czemu to zrobiłeś!

    -Niczego nie zrobiłem. - jego głos brzmiał całkowicie mechanicznie - Nie ja. To ona.

    -Ona?

    -Ta kobieta w ogrodzie. Uwięziła mnie.

    Magdalena się poddała. Słowa Ninesa nie miały żadnego sensu, pozostawała nadzieja, że jego dane zdążą się przekopiować. Wiedziała, że nie będzie w stanie uruchomić go ponownie w taki sposób nigdy więcej i tak obecna próba była cudem.

    Podeszła do konsoli.

    -Ptaszyno? - usłyszała za sobą, ale nie odwróciła się, próbując odegnać wyrzuty sumienia - Ptaszyno?

    -Jestem. - usłyszała szept i tym razem nie mogła nie spojrzeć za siebie. Echo trzymała RK900 za rękę i patrzyła na niego smutno - Jestem tu.

    -Możemy iść do domu?

    -Jesteśmy w domu. Wszyscy.

    -Oh. To dobrze. - chłopak uśmiechnął się spokojnie, a następnie znieruchomiał.
   
    Kamska patrzyła jak sparaliżowana, jak niebieskowłosa zamyka mu czułym gestem oczy, a następnie spogląda w jej stronę ze złością i odrazą. Płakała.

    Na ekranie za jej plecami mrugał komunikat: ,,pobieranie danych zakończone”, ale w tym momencie wszystko poza twarzą dziewczyny przed nią przestało się liczyć. Dłoń androidki zaciśnięta była na nieśmiertelniku na jej szyi.

    -Myślę… - zaczęła, przełykając ślinę - Myślę, że już czas, żebyś poszukała sobie nowej asystentki. - rzuciła.

    A następnie wyszła bez słowa z laboratorium.

***

    Magdalena do rana siedziała nad kopią systemu do rana, ale nie mogła się skupić.

    Było jej przykro, a co gorsza zaczynała się czuć winna. Nie lubiła czuć się winna i zwykle wychodziła z założenia, że tak długo, jak długo jej jest dobrze, tak długo wszystko jest okej.

    Przekopała całość plików i nie znalazła niczego, dopóki nie zajrzała dla pewności w jedno ostatnie miejsce.

    I zamarła w przerażeniu.

    Czytała kolejne linijki kodu, jak proroctwo i czuła, że z każdą cyfrą i literą krew tężeje jej w żyłach.

- Brudna bomba. - szepnęła do siebie - On był brudną bombą.

   

Kaboom!

Powróciłam.

Muszę się na nowo rozgrzać i przyzwyczaić do pisania po moim wyjeździe na obóz, podczas którego praktycznie wcale nie pisałam, bo na razie idzie to jakoś sztywno, mam nadzieję, że nie było tego szczególnie widać w rozdziale.

Następny rozdział będzie już rozdziałem finałowym, prawie na pewno podzielonym na pół, a potem zanim zabiorę się za ostatnią część trylogii, skupię się na dokończeniu i wrzuceniu mojego Reed900, co mam nadzieję nie potrwa długo, ale ktoś (ja) znowu stracił komputer :/

Podła technologia utrudnia mi robotę.

Dajcie znać jak wam się podoba i trzymajcie się w tym chorym kraju.

Aloha!

~Gabu


   



   

   

   

   

   
   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top