3. Kubek z solidnym uszkiem

The Devil Always Gets Her Way - Electro Blues

Hank Anderson jednym prostym zdaniem zrzucił bombę na środek przedpokoju.

Chloe z Connorem wpatrywali się w siebie nawzajem w szoku, niepewni co robić, podczas gdy Janette, z dziewczynką wciąż przyklejoną do jej nogi i porucznik skakali sobie do gardeł.

-Co oni tu robią?! - wrzeszczała kobieta, wskazując palcem na zupełnie zbitą z tropu parę - I czemu nazywają się tak samo jak ty?!

-Mieszkają! - odwrzasnął w odpowiedzi, zupełnie wyprowadzony z równowagi - W przeciwieństwie kurwa do ciebie! Czemu tu jesteś?!

-Bo pomyślałam, że mi pomożesz! W życiu bym tu nie przyszła, gdyby ta dziewczynka powiedziała mi jak się nazywa już w cholernym szpitalu! - wykonała chaotyczny gest w kierunku blondynki.

Jej mąż zareagował na gwałtowny ruch instynktownie, przesuwając się o kilka centymetrów w taki sposób, że zasłonił ją nieco barkiem, nie odrywając uważnego spojrzenia od niespodziewanego gościa.

-Przepraszam...? - wyjąkała dziewczyna, nie bardzo wiedząc co innego powiedzieć.

-Odjeb się od niej! - Hank zmarszczył brwi - Wciąż jesteś szybka, żeby zrzucić jakąkolwiek odpowiedzialność na kogoś innego, co? Widzę, że nic się nie zmieniło! O jakim szpitalu ty w ogóle pierdolisz?

-Poruczniku, nie przy dziecku! - zwróciła mu delikatnie uwagę dziewczyna, przerywając jej i ruchem głowy wskazując na małą, skuloną ze strachu.

-A właśnie! - roześmiał się gorzko - Komu zajebałaś tą dziewuszkę?

-Jak śmiesz?!

-Poruczniku! - odezwała się młoda pani doktor, odrobinkę ostrzej.

Janette spodziewała się, że Hank wybuchnie jeszcze bardziej. Nie znosił, kiedy ktoś go pouczał, ale ku jej zaskoczeniu, tym razem wyraz jego twarzy nieco złagodniał.

-Przepraszam. - mruknął, ale bynajmniej nie do Janette, a właśnie do dziewczyny.

-Wujku Hank? - rozległ się zaspany głosik z głębi korytarza - Co się dzieje?

Wszyscy zamilkli.

-Zajmiesz się tym? - szepnęła Chloe, kładąc rękę na ramieniu Connora - Ja zostanę i to wyjaśnię.

Chłopak spojrzał na nią, wahając się nieco i wyraźnie nie chcąc jej zostawiać, ale w końcu skinął głową i zniknął w korytarzu.

-Dziecko?! - oburzyła się Janette - Co w tym domu robi dziecko i kot?!

-A to akurat nie nasze... - mruknął nieuważnie Hank, odprowadzając wzrokiem androida, ale po chwili skupił się znowu na toczącej się rozmowie - A nawet gdyby było inaczej, to nie powinno cię w ogóle interesować!

-Ale...

-O nie, nie! - nie dał jej dokończyć - Teraz to ty się będziesz tłumaczyć. Co to za dzieciak i czego chcesz?

-To jest to dziecko z amnezją, o którym panu mówiłam... - wtrąciła się nieśmiało pani doktor.

Porucznik spojrzał na nią z niedowierzaniem.

-To, którego danych szukamy?

-Tak.

Zamknął oczy i westchnął ciężko.

-Nie wierzę. Nie wierzę w to całe gówno.

-Spokojnie, kiedy tylko zwolni się miejsce w jakimkolwiek motelu wyniesiemy się stąd. - syknęła zimno Janette - Chciałyśmy się tylko przespać jedną noc.

Zapadła cisza. Cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

-Dobra. - burknął w końcu - Możecie zostać, ale ostrzegam, że do spania są wolne tylko kanapy w salonie.

-Wszystko jedno. Nie chciałam po prostu, żeby dziewczynka zmarzła.

Nie mogła powstrzymać wrażenia gdzieś w środku, które mówiło jej, że odrobina zimna byłaby zdecydowanie mniej tragiczna w skutkach.

***

Connor zamknął za sobą drzwi do pokoju gościnnego, nie przejmując się w żaden sposób ciemnością, jaka w nim panowała. I tak był w stanie dostrzec jasne oczy, błyszczące ku niemu spomiędzy poduszek.

-Powiesz mi co się stało? - zapytał chłopiec, rzucając mu odrobinę poirytowane spojrzenie. Na próbę zagonienia go z powrotem do łóżka zareagował szczerym oburzeniem, ale uległ w końcu, widząc niepokój i stres na twarzy androida.

-Wiesz co? - mruknął, sadowiąc się w jego nogach - Sam nie wiem do końca. Chyba... Chyba mamy gości.

-Nie szczególnie mile widzianych, sądząc po krzykach wujka Hanka. - zachichotał.

Connor nie mógł się nie uśmiechnąć.

-Tak, nie wydaje się zbyt zadowolony. - odpowiedział, kręcąc głową - To raczej delikatna sytuacja. Nie przejmuj się.

-Nie przejmuję się. - wydawał się rozbawiony. Inna sprawa, że do wybuchów złości ekscentrycznego porucznika zdążył się bardzo szybko przyzwyczaić i darzył go szczerą sympatią. Czasem siadywał w kącie kanapy i udawał, że czyta, albo gra w coś na telefonie, tak naprawdę słuchając ciągłych przekomarzanek Connora i starego policjanta - Jestem po prostu ciekawy.

-Na razie wracaj spać, bo jutro idziesz do szkoły. A ja postaram się, żeby... - zastanowił się - ... krzyczał nieco ciszej. Wątpię, żeby w obecnych warunkach udało mi się osiągnąć coś lepszego. - usprawiedliwił się, kierując w kierunku drzwi.

-Jasne. Nie szkodzi. - chłopczyk umościł się wygodniej w pościeli - Najwyżej wypiję rano kawę.

-Kawę? - Connor zmarszczył brwi, zatrzymując się w pół kroku i obracając z powrotem - Przecież ty masz dwanaście lat.

-Wiem.

-Dobra, posłuchaj mnie. - westchnął - Ja wiem, że obracasz się w towarzystwie policjantów z silnym uzależnieniem od kofeiny, ale niezależnie od tego, co ci naobiecywał wujek Hank, nie będziesz pił kawy, bo mi twoja mama zrobi krzywdę, jeśli się dowie. Okej?

-Dobra, dobra. - burknął, nieco zawiedziony - Tylko cię sprawdzałem.

-Dobranoc. - rzucił android, z pobłażliwym uśmiechem.

-Dobranoc.

***

Runaway - AUROZRA

Chloe nie mogła zasnąć, mimo, że zwykle zupełnie nie miała z tym problemu. Wystarczało jej wsunąć się pod bezpieczne ramię męża i przytulić polczek do poduszki, ale tym razem wierciła się i przewracała z boku na bok od co najmniej godziny. Na dodatek miała poczucie, że jest jej wyjątkowo niewygodnie, co było szczególnym ewenementem.

-Śpisz? - usłyszała za sobą senny szept.

-Nie.

-Dlaczego?

-Nie wiem. A ty?

-Ja też nie.

Uśmiechnęła się pod nosem.

-Słyszę. Dlaczego?

-Bo się strasznie kręcisz. - poczuła jak muska ustami wrażliwą skórę, tuż za jej uchem. Normalnie wywoływało to u niej przyjemny dreszcz, przepływający w dół kręgosłupa, ale dzisiaj była na to chyba zbyt spięta. Podniosła się i zaczęła nerwowo krążyć w kółko.

-Po prostu się boję. - wypaliła wreszcie, nie zważając na zaskoczone spojrzenie chłopaka - Wszystko wreszcie się układało, wreszcie było spokojnie, a teraz nie mogę się pozbyć wrażenia, że coś się za chwilę naprawdę poważnie popsuje. Od początku czułam, że mogą być kłopoty, ale tylko starałam się pomóc.

Czasem kiedy była sfrustrowana, miała tendencje do wpadania w słowotok, jakby chcąc zagłuszyć natrętne myśli, oraz do wykonywania zupełnie losowych aktywności za pomocą dłoni, by rozładować napięcie, takich jak otwieranie i zamykanie szafek, bawienie się zamkiem od bluzy, czy odpinanie i zapinaniem kieszeni. Teraz opadła na krzesełko przy toaletce i chwyciła za szczotkę, gwałtownie rozczesując włosy, nieco splątane od poduszki.

-To wszystko jest w ogóle przeciw zasadom. Ale oczywiście, ja, jak to ja, musiałam zrobić tak, by komuś innemu było wygodnie. Trzeba było zatrzymać dziewczynkę w szpitalu, zgodnie z procedurami i tyle. Arhg! - skrzywiła się, nie mogąc rozczesać wyjątkowo uporczywie skołtunionego pasma.

-Poczekaj, poczekaj... - westchnął, również wygrzebując się z łóżka i wyjmując szczotkę z jej dłoni. Zamilkła i odetchnęła głębiej, podczas gdy Connor łagodnie i znacznie delikatniej niż ona porozdzielał złote pukle, pozwalając jej się w tym czasie odrobinę uspokoić, w czym pomógł jej systematyczny, spokojny ruch jego dłoni - Proszę. - odezwał się w końcu - Lepiej?

-Lepiej. - westchnęła - Przepraszam. Mam po prostu za miękkie serce do tej pracy.

-Nie marudź. - pocałował ją w czubek głowy - Masz dokładnie takie serce jak trzeba.

-Naprawdę nie uważasz, że będzie z tego jakaś większa afera?

-Tego nie powiedziałem. Uważam, że na pewno będzie. Ale najwcześniej jutro, więc na razie możemy się jeszcze z godzinę przespać. Proszę. - szepnął, rzucając jej błagalne spojrzenie w lusterku.

Uśmiechnęła się ciężko.

-Dobrze. Postaram się nie kręcić.

***

Dla Janette odgłosy porannej krzątaniny były prawdziwym szokiem. Od tak dawna ze snu wyrywał ją ostry odgłos budzika, że głosy ludzkie w tej roli wydawały jej się wyjątkowo dziwaczne.

Czuła się jak w jakiejś zupełnie nowej rzeczywistości. Bolała ją głowa, od stresu i niedoboru snu. Poprzedniej nocy zasnęła dopiero po dwóch tabletkach i była zupełnie rozbita.

-Co to jest? - zagadnęła dziewczynka, zwinięta na kanapie obok, widząc pigułki.

-Nic co powinno cię interesować. - odburknęła w odpowiedzi.

Teraz mała jeszcze spała, skulona niczym małe, ukryte zwierzątko w obszernej kołdrze. Miały udać się razem z Hankiem i Connorem na komendę, gdzie policjanci starali się dostać do jakiś jej danych. Janette miała nadzieję, że będzie mogła załatwić sprawę jak najszybciej i jeszcze szybciej o niej zapomnieć.

Teraz obserwowała ukradkiem to, co działo się w kuchni, którą tak dobrze przecież znała.

To było gorsze, niż każdy szpital świata. Każdy atom tego mieszkania przypominał jej o życiu, które bezpowrotnie zniknęło razem z pewnym sześcioletnim chłopczykiem i zdała sobie sprawę z tego, że przyjeżdżanie tutaj było poważnym błędem.

Wolała uważać to za skutek otumanienia lekami, niż własnej głupoty, ale prawda była taka, że obojętnie czego skutkiem by ta sytuacja nie była, sprawiała jej potworny dyskomfort.

Całkowicie spokojna - w przeciwieństwie do niej - wydawała się dwójka robiąca śniadanie.

Dziewczyna, ubrana już do pracy podśpiewywała pod nosem jakąś znaną, choć potwornie starą francuską piosenkę, a chłopak, wciąż w dresie do spania wtórował jej gwiżdżąc przez zęby.

Powietrze wypełniał zapach kawy i jajecznicy, a oni jeszcze nie byli świadomi tego, że są obserwowani.

-Pójdziesz obudzić Ollie'go i porucznika? - zapytała blondynka. Włosy miała związane w niedbały koński ogon. Krótsze pasma złotych włosów opadały jej na czoło - Ja tutaj dokończę.

Nie odpowiedział. Objął ją jedynie od tyłu w talii i oparł podbródek na czubku jej głowy.

-Connor... - mruknęła, rozbawiona - Proszę cię, jest już późno, a ja jeszcze muszę...

-Ćśsś... - przerwał jej - Minuta. Daj mi minutę.

Janette ze swojego miejsca na kanapie widziała jak jej twarz się rozluźnia. Oparła się mocniej o jego klatkę piersiową i położyła dłoń na jego ręce. Jej skóra znikła, pokazując plastik pod spodem. Kobiecie na ten widok wyrwał się cichy okrzyk. Nie wiedziała, czemu z góry założyła, że są ludźmi, ale z pewnością nie spodziewała się tego co się właśnie stało.

Connor natychmiast odsunął się od Chloe i wyjrzał do salonu.

-Dzień dobry. - odezwał się uprzejmie, ale chłodno i jakby podejrzliwie - Kawy?

-Oh, tak. - odchrząknęła, chcąc ukryć zmieszanie i mając nadzieję, że nie zauważyli tego, że się im przypatruje - Poproszę.

Chłopak pokiwał głową i cofnął się do kuchni, gdzie szepnął coś swojej żonie na ucho, po czym zniknął w korytarzu. Poprzednia czułość i swoboda natychmiast zniknęły.

Janette podniosła się i weszła do pomieszczenia, po czym niemal odruchowo otworzyła szafkę, w której zawsze stały kubki i poczuła nie zrozumiałą irytację, widząc, że już ich tam nie ma. Przetrząsnęła również kilka sąsiednich, zanim zorientowała się, że androidka przypatruje jej się ze zdziwieniem i że jej zachowanie z pewnością nie jest na miejscu.

-Boże, przepraszam. - westchnęła - Ja... Po prostu... - nie wiedziała jak się wytłumaczyć z tego co robi - Stare przyzwyczajenia. No wiesz.

-Oczywiście. Nic nie szkodzi. - odparła dziewczyna łagodnie. Wydawała się nieco cieplej nastawiona niż jej partner. Sięgnęła do ostatniej szafki, w której naczyń nigdy nie było i wyciągnęła trzy kubki. Do dwóch nalała kawę, do jednego kakao, po czym wręczyła jej zupełnym przypadkiem jeden z jej ulubionych, z grubym, solidnym uszkiem.

Conqueror - AURORA

-Przepraszam, że musiałyście spać na kanapach. Gościnny mamy aktualnie zajęty, ale dziś już się zwolni więc...

-Oh, nie planujemy tu zostawać na jeszcze jedną noc. - przerwała jej szybko Janette - Mam nadzieję dzisiaj załatwić już tą sprawę. A jeśli nie to przynajmniej znaleźć motel.

-Może być ciężko. Trzy dni przed świętem dziękczynienia ludzie podróżują.

Po tej uwadze obie zamilkły na moment.

-A więc... - zaczęła, chcąc przerwać niezręczną ciszę - Jesteście jakąś rodziną Hanka?

Chloe nieco się zmieszała, ale nie zdążyła odpowiedzieć, bo do kuchni wszedł chłopiec, z kotem na rękach.

To było ładne dziecko. Ciemne, kręcone włosy opadały mu na czoło i mocno zarysowane brwi. Był bardzo drobny i szczupły. Wątły, jak mówiła babcia Janette o takich kruchych istotach. Buzię jednak miał dojrzałą, o ostrych, odrobinę elfich rysach, całą piegowatą, przez co ciężko było ocenić jego wiek. Jasne, błękitne oczy, z powodu niedowagi wydawały się w szczupłej twarzy nieproporcjonalnie duże i ta całość robiła dość niesamowite wrażenie.

-Dzień dobry. - przywitał się zaskoczony.

-Cześć. - kobieta skinęła mu głową.

Wyciągnął do niej bladą dłoń, której wierzch, jak się okazało również pokryty był piegami.

-Jestem Olivier.

Uścisnęła ją delikatnie.

-Janette.

-Jeśli już się przywitałeś, Ollie, to siadaj do jedzenia i szykuj się do szkoły. Wujek Hank podrzuci cię po drodze na komendę. - poleciła Chloe, nakładając jajecznicę na talerz i podając mu.

-A mogę dziś zostać w domu?

-Źle się czujesz? - spytała z niepokojem.

-Fatalnie. - odparł, z łobuzerskim błyskiem w oczach i na dowód swoich słów zakaszlał. Ku zdziwieniu Janette zabrzmiało to naprawdę paskudnie i aż poczuła ból w płucach, słysząc ten odgłos.

Androidka podeszła do niego, przyklękła i przyłożyła ucho do klatki piersiowej chłopca.

-Weź wdech. - poleciła. Nasłuchiwała chwilę, po czym podniosła się i uśmiechnęła pobłażliwie.

-Nic ci nie będzie. - podała mu pudełko - Weź tylko leki jak zjesz.

-Wiesz, to naprawdę nie brzmi dobrze... - wtrąciła się Janette, lekko zaniepokojona - Może niech niech on faktycznie lepiej zostanie, mógłby kogoś zarazić.

Ku jej zdziwieniu, chłopiec rzucił jej znad jajecznicy poirytowane spojrzenie.

-,,On" ciągle tu jest i doskonale panią słyszy. - odezwał się, przewracając oczami - I nikogo niczym nie zarazi.

-Ollie... - rzuciła Chloe, ale w jej głosie nie było przygany, jedynie coś w rodzaju prośby.

-No co? - wzruszył ramionami - Mam problem z płucami, nie ze słuchem.

-O. - wykrztusiła Janette - Przepraszam.

Zapadła niezręczna cisza. Nikt jej nie zapewnił, że nic się nie stało.

-To ja... Ja chyba pójdę do łazienki. - obwieściła, odstawiając kubek na blat i oddalając się.

Ten dzień miał potencjał na bycie naprawdę gównianym.

***

Hank przekonał się tego poranka, że nic nie działa tak motywująco w kwestii ruszenia się z łóżka, jak potworny wrzask byłej żony, dochodzący z twojej łazienki.

W korytarzu zderzył się z Connorem, który również biegł w tym samym kierunku, świeżo ubrany i obaj wpadli przez drzwi do toalety, gdzie Janette Wilson, trzymając się za serce, opierała się o ścianę, oddychając ciężko.

-Co się stało?! - wycharczał porucznik, rozglądając się odruchowo w poszukiwaniu krwi, czy innych oznak krzywdy fizycznej.

-W tej łazience jest jebany wilk! - wydyszała, wskazując palcem, na zwierzę obwąchujące jej nogi.

-Wilczak czechosłowacki, gwoli ścisłości. - odezwał się nieśmiało Connor.

Stary policjant rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie.

-Nie powiedziałeś jej?

-Nie uznałem tego za AŻ TAK istotne... - usprawiedliwił się, próbując zignorować zszokowaną minę Janette.

-Co to jest za bestia?! - wychrypiała, kiedy w końcu odzyskała głos.

-To jest Dama. - oznajmił usłużnie chłopak - Zwykle przesypia noce w łazience, bo lubi leżeć na ciepłych kafelkach.

-Wygląda groźnie... - rzuciła kobieta nieufnie, mimo, że pies wyraził nią raczej znikome zainteresowanie. Co prawda poderwał się na równe nogi, kiedy podniosła wrzask, ale teraz jedynie obserwował ją czujnie, rzucając co chwilę kontrolne spojrzenia na Connora - Czy ona gryzie?

Android uśmiechnął się pod nosem.

-To zależy.

-Zależy?! - przeraziła się. Przełknęła ślinę. - Od czego?

-O, chętnie pokażę od czego! - po raz pierwszy odkąd poznała tego chłopaka dojrzała w nim tyle dziecięcej radości i ekscytacji.

-Tak, tak! - burknął Hank, popychając go lekko - Idź, popisuj się swoją dziewczyną, bo chcę kurwa skorzystać z łazienki.

Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać, ba, nawet nie pytał, czy Janette faktycznie chce zobaczyć to co ma jej do pokazania. To jednak był najmniejszy kłopot, bo mimo, że nie zamierzała zostawać w tym domu na dłużej, wolała wiedzieć od czego zależy morderczość suki.

Connor tymczasem złapał pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka w przedpokoju i owinął ją wokół własnego przedramienia.

-Ollie? - odezwał się do chłopca, który siedział na kanapie i prowadził pogawędkę z dziewczynką, która właśnie się obudziła i wydawała się przestraszona - Chcesz mi pomóc?

-Pewnie! - poderwał się na równe nogi i podszedł do androida - To co zawsze?

Android pokiwał głową.

-Wiesz co robić.

-Patrz teraz! - polecił swojej nowej koleżance -Dama! - rzucił i zwierzę w jednej sekundzie z rozespanego domowego pupila, zmieniło się w gotowego do pracy zawodowca. Postawiła uszy i utkwiła spojrzenie w twarzy chłopca - Bierz!

Pies rozciągnął się w skoku i w dwóch susach znalazł się przy mechanicznym chłopaku, po czym wbił zęby w jego rękę, owiniętą materiałem. Nie było w nim jednak widać grama agresji, jedynie siłę i determinację. Zacisnęła szczęki na tyle mocno, by nie wypuścić szarpiącego się z nią Connora, ale na tyle lekko, by nie zrobić mu poważnej krzywdy.

-Puść! - rozległ się wreszcie przejęty głos Oliviera -Do mnie!

Dama natychmiast rozluźniła uścisk, i podbiegła do dziecka, posłusznie siadając mu przy nodze.

-Grzeczna dziewczyna! - pochwalił chłopiec, drapiąc ją po grzbiecie.

-Chodź do mnie! - polecił Connor, kucając i wyciągając dłoń. Dama podbiegła do niego, machając delikatnie ogonem i nadstawiając karku na pieszczoty.

-Czyli jednak JEST niebezpieczna...? - mruknęła Janette, na której zachowanie zwierzęcia faktycznie zrobiło wrażenie.

-Oh, nie! - zaprotestował android, ujmując srebrny łeb suczki i całując ją pomiędzy mądrymi oczami - Jak przystało na Damę, jest po prostu bardzo dobrze wychowana.

-No, już, bo się zrobię zazdrosna! - uśmiechnęła się Chloe, ale widząc jego prowizoryczny rękaw spoważniała - Czy to jest moja kurtka? - zapytała, zrywając materiał z przedramienia męża.

Chłopak skrzywił się, widząc jej minę.

-Przepraszam.

-Jesteś niemożliwy. Jeśli zrobiły się dziury od zębów, sam będziesz to zaszywał! - zagroziła, oglądając uważnie jeans, na którym wyszyte były czerwone kwiaty - Masz szczęście. - oznajmiła po chwili, odkładając ubranie na miejsce - Zbierajcie się. Późno już.

-Co się stało z Sumo? - zagadnęła niepewnie Janette, przypominając sobie ukochanego bernardyna Cole'a. Na myśl o chłopcu serce jej się ścisnęło.Musiała wziąć tabletkę.

Connor uśmiechnął się, odrobinę smutno.

-Przeżył swoje. Odszedł od nas jakieś trzy lata temu. Był cudowny. - pokręcił głową- Dwa miesiące po tym kupiłem Damę, jako kilkumiesięcznego szczeniaka, od jakiegoś podejrzanego typa na ulicy. Widocznie chciał się jej pozbyć, a dopiero u weterynarza okazało się, że to właściwie rasowy pies, warty znacznie więcej niż za nią dałem. Zaczęliśmy pracę, a kiedy skończyła rok przeszliśmy szkolenie policyjne. Wilczaki to nie jest najpopularniejsza rasa w tej pracy, ale na szczęście to zdolna dziewczynka i teraz jest zwierzęciem patrolowo-tropiącym. Nie jest może tak czuła i wylewna, jak był Sumo, ale to wyjątkowa istota.

-Mówiłam! - roześmiała się Chloe, wkładając buty i kurtkę - Kocha tego psa bardziej niż mnie!

-Nikogo nie kocham bardziej niż ciebie. - zapewnił poważnie, podnosząc się z kolan i rzucając jej zaniepokojone spojrzenie.

-Wiem. Żartuję.

Janette miała dość. To już nie był jej dom. Mieszkało tu inne małżeństwo, inne dziecko, inny pies, stały tu inne meble, panowała inna atmosfera i inne zasady.

Po jej domu pozostał jedynie kubek z solidnym uszkiem i Hank, którego akurat wolała unikać.

Wzięła w dłoń rączkę od pomarańczowej walizki z krzywym kółkiem, a drugie ramię wyciągnęła do dziewczynki, która wygrzebała się spod koca na kanapie i stanęła obok niej.

-Chodź. - poleciła jej - Idziemy. I pod żadnym pozorem już tu nie wracamy.

Cześć stworki!

Dużo tajemnic, dużo rozwiązań, a przed nami tylko lepsze rzeczy. Mam nadzieję, że wam się podobało - koniecznie dajcie znać.

Mam jeszcze drobne problemy z Janette i nie zawsze wiem, jak powinna się zachować, ale wydaje mi się, że w końcu sama mi pokaże, którą drogą iść.

Poza tym - Octopunk Media, amatorskie studio, które zajmowało się ,,Detroit:Evolution" wypuściło nowy, krótko metrażowy film ,,Seven Deadly Synths". Polecam wszystkim!

Trzymajcie się zdrowo w tym chorym kraju.

~Gabu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top