12. Fragmenty przeszłości

If I Die Young - The Band Perry

Im starszy był Hank Anderson, tym bardziej przekonany był o słuszności powiedzenia, że człowiek może przyzwyczaić się do wszystkiego, nawet do wiszenia na szubienicy.

Przez ostatnie parę lat zdołał zrobić całe mnóstwo rzeczy, o których zrobienie zupełnie samego siebie nie podejrzewał i zdecydowanie przedefiniował znaczenie słowa ,,dziwne". Czy mieszkanie z dwoma androidami i psem było dziwne? No cóż, dla niego już nie. I pewnie dlatego po zaledwie tygodniu doszedł do wniosku, że właściwie jeszcze jeden android, w dodatku niezbyt duży i była żona, której nie znosi nie robią mu aż takiej różnicy.

-Jestem z pana dumna, poruczniku. - odezwała się Chloe, podając mu kubek z kawą - Byłam pewna, że najdalej po 24 godzinach ją pan wyrzuci, w tym lepszym wypadku, lub zabije w tym gorszym.

-Też tak sądziłem. - odparł - Ale wygląda na to, że konieczność tolerowania Connora ma również swoje dobre strony. Nic mnie już nie zdziwi.

-Niech pan nie mówi hop. - rzuciła łagodnie, siadając na blacie w kuchni, tak jak to lubił robić jej mąż.

-Też prawda. Jeśli Kamska będzie się za bardzo ociągać jeszcze pewnie zmienię zdanie. Ewentualnie jeśli Wilson znowu zrobi komuś aferę, zajmie łazienkę na zbyt długo, albo potrąci mnie w korytarzu. Wtedy też ją wyjebię.

-Poruczniku!

Roześmiał się.

-No co? Dziewuszka może zostać na dłużej. Nie jest nawet w połowie tak problematyczna.

Dziewczyna spoważniała i spuściła wzrok, przygryzając usta. Hank już miał zapytać, czy coś się stało, ale rozproszył go widok wspomnianej wcześniej Gemmy, która skradała się w kierunku wyjścia z domu, prowadząc za obrożę Damę.

-Młoda, wybierasz się gdzieś? - zapytał policjant. Dziewczynka podskoczyła, przestraszona tym, że została nakryta.

Nie odpowiedziała. Zmieszana wbiła wzrok w ziemię i zacisnęła mocniej palce na karku zwierzęcia.

-Chciałaś iść się z nią pobawić? - zapytał pobłażliwie.

Pokiwała nieśmiało głową.

-Wystarczyło zapytać. Możesz iść, ale do tyłu, żeby przypadkiem żadna z was nie wyszła na ulicę. - odezwała się Chloe, uśmiechając się łagodnie.

Gemma wyszła z psem, a Chloe znowu spoważniała, odwracając się jednak tyłem do Hanka, by nie zauważył. Z tym co ją martwiło, niczego nie mogła zrobić.

***

Magdalena stukała leniwie w klawiaturę, zerkając na monitor jednym okiem, drugim spoglądając na telewizor. Praca nad odzyskiwaniem pamięci małego androida była dla niej rozrywką. Jej umysł potrzebował zajęcia, najlepiej więcej niż jednego na raz. Jeśli oglądała serial i nie robiła niczego innego jednocześnie dostawała szału. Gdyby faktycznie się skoncentrowała i skupiła na tej jednej rzeczy załatwiłaby sprawę w 24 godziny, ale nie lubiła się spieszyć. I tak była wyjątkowo miła, zgadzając się na naprawienie tego rodzaju błahostki.

To nie był kolejny wirus, ani żadna sytuacja zagrażająca miastu, ba, ta sytuacja nie zagrażała nawet samej zainteresowanej, bo od braku wspomnień nikt jeszcze nie umarł, Kamska jednak szczyciła się tym, że jeśli już dała komuś słowo, to zawsze go dotrzymywała, dlatego dłubała na spokojnie w linijkach kodu, jak w jakiejś szczegółowej kolorowance, zbliżając się do końca.

-Ha! - mruknęła, dostrzegając w oprogramowaniu prawidłowość, której poszukiwała - Bingo.

Wpisała na swoje miejsce kilka ostatnich zmiennych.

-No, perełko, pokaż co tam chowasz... - wymamrotała, przerzucając program z laptopa na potężny monitor stojący na biurku. Usiadła przed nim, skupiając wzrok na kolejnej smutnej, chociaż zupełnie nie interesującej jej historii.

-Echo! - zawołała. Nie musiała się obracać, by wiedzieć, że dziewczyna stanęła za nią. Nauczyła się wyczuwać jej obecność.

-Zadzwoń proszę do naszego ulubionego detektywa promyczek! - rzuciła ze złośliwym uśmiechem - Dobrałam się do tego, co jego cenna dziecina kryła w swojej ślicznej główce.

W jej głosie dźwięczał sarkazm. Problemy, które musiała rozwiązywać dla innych czasami wyjątkowo ją bawiły.

***

Team - Lorde

Janette tego poranka obudziła się później niż wszyscy i odruchowo już wyciągnęła dłoń w bok, szukając Gemmy. Nie było jej.  Otworzyła oczy i podniosła, wiedząc, że nie uspokoi się, dopóki nie będzie wiedziała, gdzie mała się znajduje, mimo, że nie była to pierwsza taka sytuacja i pewnie nie ostatnie.

Denerwowało ją to przywiązanie, które zaczynała odczuwać. Nie planowała przecież zabierać dziecka ze sobą, wyjeżdżając z Detroit, ani tym bardziej nie planowała zostawać w tym mieście. Do niedawna jeszcze twierdziła, że nawet nie lubi małej i to prawda - do tej pory głównie sprawiała jej problemy i blokowała wszelkie postanowienia, ale Wilson musiała przyznać przed samą sobą, że posiadanie kogoś, kto okazywał tyle entuzjazmu na jej widok było bardzo przyjemne.

Wstała, ruszając na poszukiwania, pukając najpierw do łazienki, a następnie obchodząc po kolei wszystkie pomieszczenia. Wsadziła głowę przez uchylone drzwi do sypialni Connora i Chloe. Nie podejrzewała Gemmy o przesiadywanie tam, ale wolała się upewnić.

Już miała się wycofać, kiedy jej uwagę przyciągnęła ramka ze zdjęciem na ścianie. Przedstawiała Connora, który stał na trawniku za domem z obrażoną miną, wpatrując się gniewnie w niemal identycznego chłopaka, który uśmiechał się odrobinę złośliwie, ale z przyjaznym błyskiem w lodowato - błękitnych oczach.

Weszła za próg, by przyjrzeć się zdjęciu bliżej, zaciekawiona. Nieznajomy musiał być tym słynnym bratem Andersona, o którym wszyscy mówili i dlatego poczuła się zainteresowana. Connor nie był chucherkiem a i tak wydawał się przy nim drobny, więc drugi android musiał być naprawdę wysoki i mocno zbudowany.

-Mogę w czymś pomóc? - usłyszała za sobą chłodny głos. Obróciła się na pięcie, stając twarzą w twarz z samym zainteresowanym i natychmiast pokryła się rumieńcem. Zaczynała powoli rozumieć, że ksywka ,,wścibska Janette" nadana jej na komisariacie mogła nie być bezpodstawna.

-Eee, wybacz... - wymamrotała - Zobaczyłam zdjęcie. To twój brat.

Wzrok androida na moment przesunął się z jej twarzy na fotografię.

-Owszem.

-Hank mówił mi co się stało. Bardzo mi przykro.

W brązowych oczach chłopaka pojawiło się coś dziwnego, jakby poczucie winy i żal. Oparł się o ścianę naprzeciwko kobiety, zaplatając ramiona na klatce piersiowej.

-Mi też.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewała, ale zdążyła się już przekonać, że mechaniczny policjant nie zawsze zachowuje się w standardowy sposób podczas interakcji społecznych.

-Mieliście dobre relacje?

Tym razem na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, jakby pytanie go rozbawiło.

-Nie. - prychnął - Próbowaliśmy się wzajemnie pozabijać średnio trzy razy dziennie. Właściwie to zdjęcie Chloe zrobiła zaraz po tym, jak Nines mnie pobił, chociaż w tym wypadku to były tylko przepychanki, a nie zawsze tak było. - wzruszył ramionami - Zaczęliśmy się w końcu jakoś dogadywać, ale nie mieliśmy za dużo czasu. Może gdyby było inaczej bylibyśmy bliżej.

Janette zastanawiała się, czy powinna pytać dalej, postanowiła jednak zaryzykować.

-Tęsknisz za nim czasem? - rzuciła.

Connor zastanawiał się przez chwilę.

-Tak. Całkiem często. - przyznał w końcu - Był niezłym bucem, ale jednocześnie czymś w rodzaju części mnie. I ciągle jestem na niego zły, że mnie zostawił. A jeszcze bardziej na siebie, że niczego wtedy nie zrobiłem.

Wilson nie wiedziała, jak zginął Nines i jak właściwie działa pokrewieństwo u androidów, ale zaczynała w głowie łączyć kawałki układanki.

-Popełnił samobójstwo? - zapytała tak łagodnie, jak była w stanie.

-Można tak powiedzieć. To jest długa i bardzo skomplikowana historia.

-Jak wszystkie.

Stali przez chwilę w milczeniu, jednak nie było ono niezręczne. Przerwał je dopiero Connor po dobrych kilku minutach.

-A twoja siostra?

Janette podniosła na niego zaskoczony wzrok. Nie spodziewała się takiego pytania w tej chwili.

-Co z nią? - zdziwiła się.

-To też skomplikowana historia? - uśmiechnął się krzywo i przez chwilę wyglądał identycznie jak Nines ze zdjęcia.

-Tak. - odpowiedziała gorzko - Ale nie aż tak jak twoja. Po prostu się nie dogadujemy. Nie mamy kontaktu. I tyle.

-Powinnaś do niej zadzwonić. - rzucił - Mówiłem już o tym.

-Nie mam zamiaru po raz tysięczny słuchać tego samego! - oburzyła się - A jestem pewna, że tak się to skończy.

-To nie słuchaj, jeśli nie jesteś w stanie. Mów.

-Mówić? - zdziwiła się - Co?

-Wszystko co chcesz. - wyprostował się, ruszając do wyjścia z pokoju - Nie powiedziałem Ninesowi miliona rzeczy, które powinienem był. I już nie powiem. Ale ty ciągle możesz.

Wyszedł, pozostawiając za sobą Janette, w której umyśle właśnie zaczął kiełkować pewien plan.

***

Rachel Florence Wilson była zajętą kobietą. Prowadzenie własnego gospodarstwa było zajęciem, od którego właściwie nie można było wziąć wolnego, szczególnie w sytuacji, w której jej małżonek pełnił rolę typowej kury domowej, a dzieci do pomocy nie było.

Wszyscy powtarzali jej, że na starość jej decyzje ugryzą ją w tyłek, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Uwielbiała dzieci i właśnie dlatego postanowiła nie krzywdzić żadnego posiadaniem takiej matki jak ona. Zamiast tego wolała być odrobinę ekscentryczną ciotką dla wszystkich potomków sąsiadów i licznych koleżanek. Nie potrzebowała gromadki wyrośniętych synów, żeby ze wszystkim sobie poradzić, a jeśli faktycznie napotykała problem, którego nie była w stanie obejść, prosiła o pomoc przyjaciół.

A przyjaciół, którzy mieli u niej dług wdzięczności miała całkiem sporo. Podczas rewolucji, kiedy w Detroit rozpętało się piekło, androidy zaczęły rozpaczliwie uciekać przez granicę do Kanady i niejednokrotnie trafiały na jej farmę, prosząc o pomoc. A ona jej udzielała, angażując w tą akcję zaufanych właścicieli sąsiednich gospodarstw.

Co jakiś czas w jej głowie pojawiała się myśl, że jej siostra prawdopodobnie umarłaby na zawał wiedząc, co kobieta wyprawia, ale opinią Janette już dawno przestała się przejmować. Szczerze uważała, że młodsza z Wilsonów jest głucha i ślepa na wszystko, poza czubkiem własnego nosa. A Rachel zawsze mówiła to, co myślała, nie owijając w bawełnę i pewnie dlatego ich relacje były bardzo napięte. Do tego obie miały tendencje by uważać, że zawsze mają rację, co nie ułatwiało im porozumienia, chociaż różnica między nimi była taka, że Janette złościła się, gdy reszta świata miała inne zdanie, a Rachel obwieszczała całemu światu, że się myli, a potem szła żyć własnym życiem ze spokojnym sumieniem i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, zupełnie niewzruszona.

Nie omieszkała obwieścić siostrze, że się myli w bardzo wielu kwestiach i obecnie była na etapie życia własnym życiem, czekając, aż Janette przestanie się złościć i postanowi znowu się do niej odezwać.

I ten dzień nastąpił dziś. Zostawiła telefon w kuchni rano, a kiedy po południu wróciła do domu, zastała swojego męża Rogera ze słuchawką przy uchu, zupełnie skołowanego, podczas gdy z drugiej strony ktoś na niego burczał.

-Kto to? - zapytała szeptem.

-Twoja siostra. - odszepnął, zakrywając dłonią mikrofon.

-Że co? - zdziwiła się, po czym bezceremonialnie zabrała mu komórkę z ręki - Czemu rozmawiasz z moim mężem? - prychnęła.

-Bo odebrał zamiast ciebie! - burknęła - Dzwonię ci coś oznajmić.

-Że miałam rację?

-Nie! - w głosie Janette zadźwięczało oburzenie - Dzwonię ci powiedzieć, że mam ochotę ci przyjebać, za każdym razem kiedy wygłaszasz te swoje mądrości na temat mojego życia, a jeszcze bardziej mam ochotę ci przyjebać, jeśli okazują się prawdziwe. Kawał z ciebie wrednej małpy, a tak poza tym, to jestem w Detroit, u Hanka w domu, bo znalazłam bezdomne, mechaniczne dziecko z amnezją, które się do mnie przyczepiło i nie miałam gdzie indziej pójść. Rzuciłam pracę w pizdu i chciałam się wynieść do Francji, ale tymczasowo utknęłam, bo czekam aż Magdalena Kamska odblokuje tej dziewczynce pamięć.

Rachel milczała bardzo długo. A potem oparła się dłońmi o blat stołu i ryknęła takim śmiechem, że aż łzy popłynęły jej po policzkach.

-Nettie, jak mówiłam ci, żebyś coś zmieniła w swoim życiu, to nie do końca o to mi chodziło. - odezwała się, kiedy mogła wreszcie wykrztusić słowo - W każdym razie, dobrze cię słyszeć. Możesz mi wyjaśnić, o czym dokładnie mówisz?

-A mogę. - odpowiedziała hardo jej siostra i zaczęła, nie czekając. A Rachel opadła na kanapę, przekonana, że to będzie długa opowieść.

***

Song of the Lost Girl - Kara - Philip Sheppard

Kiedy Connor wpadł po południe do jej sypialni Janette wciąż rozmawiała z siostrą. Posłuchała go. Posłuchała rady kogoś innego i świat się nie skończył. Miała zamiar nawet mu o tym powiedzieć, ale porzuciła ten zamiar kiedy tylko dowiedziała się, że dzwoniła Magdalena Kamska.

A teraz siedziała u niej w milczeniu, ponownie zupełnie zdekoncentrowana jej urodą i potwornie zestresowana. Niespodziewanie zapragnęła by ta oznajmiła jej, że nie da się odzyskać pamięci Gemmy, bo myśl o tym, że miałaby oddać dziewczynkę jej prawowitym opiekunom i nigdy więcej jej nie zobaczyć była bardzo nieprzyjemna.

-Dlaczego tu jestem? - zapytała - I dlaczego sama?

-Ponieważ jest pani najbliższa temu, co można by nazwać rodzicem tej dziewczynki, a nie miałam ochoty rozmawiać z detektywem promyczkiem i jego podręcznym porucznikiem. Robią za dużo hałasu i trochę mi się już znudzili.

-Aha. - przełknęła nerwowo ślinę - Udało się pani odzyskać jej wspomnienia?

-Oczywiście, że mi się udało. - prychnęła - I nie ma tam niczego ciekawego, historia jakich wiele, chociaż zaskakujące jest to, że tak długo chowała się bez opieki. Większość opuszczonych dzieci androidów na ten moment ma już nowych opiekunów, ale takie przestraszone myszki jak ona mogą się ciągle gdzieś czaić w mieście. Przed rewolucją miała właściciela, ale dość szybko została defektem, bo była bardzo źle traktowana. Potem uciekła z innym androidem i trafiła do obozu do utylizacji razem z nim, ale udało jej się uciec, tylko że samej i od tamtej pory nie miała nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować. - Kamska wzruszyła ramionami - To tyle.

-Tyle? - szepnęła Janette - To co teraz mamy zrobić?

-Co chcecie. Zgodnie z procedurami, wyrobić jej dokumenty i albo znaleźć opiekuna, albo oddać do specjalnego ośrodka, ale jeśli chodzi o mnie, możecie ją nawet zostawić na tym samym rogu na którym ją znaleźliście. Pozostaje natomiast jeszcze jedna kwestia.

Wilson uniosła brew, zastanawiając się co jeszcze usłyszy i jak bardzo szokujące to będzie.

-Dziecięce modele androidów działają tak, że natychmiast po uruchomieniu przywiązują się do pierwszej osoby, która się nimi zajmie i nawet jeśli są defektami, to wciąż mają w sobie zakodowany taki mechanizm. Są bardzo wierne i muszą być naprawdę niedobrze potraktowane, by zdecydować się uciec czy odejść. I podobnie jak wszystkie androidy jako gatunek, nie do końca są w stanie przestać kochać, jeśli raz już zaczną. I tutaj wchodzi kwestia przywracania jej pamięci. Mogę to zrobić, ale szczerze? Nie wydaje mi się, by było to konieczne. Jedyne co zyska to wspomnienie straty i samotności, co może wpłynąć na jej zachowanie i powodować problemy. Decyzja należy do pani.

Janette zastanowiła się. Z jednej strony być może Gemma miała prawo, by wiedzieć jak wcześniej wyglądało jej życie. Ale z drugiej otrzymała świeży start. Szansę na to, o czym kobieta marzyła najbardziej - na zapomnienie o swoich traumach. Jeśli miała możliwość życia bez nich, to może nie powinno jej się tej możliwości zabierać.

-Ja...Nie wiem. Czy mogę się zastanowić?

Kamska wzruszyła ramionami.

-Okej. Detektyw ma mój numer telefonu. Napiszcie, jak już się namyślicie. Dla mnie to pięć minut roboty, a tyle czasu już zmarnowałam na waszą bandę, że nie zrobi mi to aż takiej różnicy. - zapadła niezręczna cisza, którą przerwała dopiero Kamksa, po dłuższej chwili - No na co pani czeka? Proszę iść się zastanawiać, skoro tym chce się pani zająć. Echo odprowadzi panią do drzwi.

-Oh. - Janette ocknęła się z zamyślenia - Oczywiście. Już idę. Do widzenia.

Podniosła się z krzesła i ruszyła do drzwi, potykając się, ale została jeszcze zatrzymana w drzwiach.

-Proszę pani? - odezwała się jeszcze Magdalena, rzucając jej jakieś dziwne spojrzenie - Jeśli to panią interesuje, to miała na imię Alice.

***

Kaboom!

Mamy to. Mam nadzieję, że wam się podobało, bo bardzo miło mi się pisało ten rozdział. Poza tym powolutku zbliżamy się do końca, nie jestem pewna, jak to rozplanuję i ile ostatecznie wyjdzie rozdziałów, ale już na pewno bliżej niż dalej.

A ciągle nie było żadnej tragedii. Zastanawiające, prawda?

W każdym razie - pijcie wodę i trzymajcie się zdrowo.

~Gabu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top