7. Banner w opresji

                    W końcu udało mu się przekonać Thora, żeby pojechał wraz z Jane i Bannerem. W sumie myślał, że pójdzie mu to o wiele trudniej, ale blondyn dość szybko się zgodził, jakby tylko czekał na to, że Loki zaproponuje mu coś podobnego. Jane jakoś też nie miała nic przeciwko, a on zapewnił, że sobie poradzi, w końcu następnego dnia będą już z powrotem, praktycznie zostaje sam tylko na noc i może pół dnia, nie było to wcale długo. Starał się zachowywać zwyczajnie, ale niemal co chwilę spoglądał na zegarek, nie mogą się doczekać, aż wyjdą, a kiedy przyszedł Banner momentalnie zniknął w swoim pokoju, nie chcąc mieć z nim nic do czynienia. Pomimo tego, że doktor zachowywał się neutralnie w stosunku do niego, raz nawet zajrzał do jego pokoju, pytając czy wszystko w porządku, bo blondyn niepokoił się o jego stan, kiedy nie wychodził, to jakoś nie miał zamiaru z nim przebywać dłużej, niż musiał. A uważał, że nie musiał w ogóle, dlatego usiadł na łóżku, wcześniej sięgając po jakąś książkę, którą zamierzał czytać. A raczej udawać, że czyta i tylko czekał na to, aż opuszczą mieszkanie.
                    Właśnie przewracał kolejną kartkę, błądząc wzrokiem po tekście, ale nie skupiał się na nim, właściwie nawet nie miał pojęcia, o czym czyta, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczył w przejściu Thora.
                    - Wychodzimy – poinformował go blondyn, a on skinął głową, że zrozumiał. – Wrócimy jutro, nie rób nic głupiego.
                    Powstrzymał się przed powiedzeniem czegokolwiek i tylko raz jeszcze przytaknął, wracając spojrzeniem do książki.
                    - Zostawiłam ci wszystko, czego potrzebujesz w kuchni – odezwała się nagle Jane. – Na lodówce masz mój numer telefonu, pokazywałam ci jak z niego korzystać. W razie czego dzwoń.
                    - W porządku – odparł jedynie, powstrzymując się, żeby siłą nie wyrzucić ich za drzwi. Miał wrażenie, że nigdy stąd nie wyjdą, a przez myśl przemknęła mu wizja tego, że zaraz pojawi się tutaj Stark, jak oni wciąż tu będą.
                    - Do widzenia, Loki. – Usłyszał głos Bannera i uniósł wzrok, żeby na niego spojrzeć. Doktor patrzył na niego dość długo, jakby chciał mu coś jeszcze powiedzieć i Loki zastanawiał się, czy nie zapytać, o co chodzi. – Bądź ostrożny.
                    Nie miał pojęcia, o co może chodzić Bruce'owi, ale mimo wszystko ponownie kiwnął głową, chociaż delikatnie ściągnął brwi. Banner jeszcze przez chwilę wbijał w niego spojrzenie, ale w końcu zamknął drzwi od pokoju i kłamca zaraz usłyszał, jak cała trójka wychodzi na zewnątrz. Odetchnął głośno i odłożył książkę, po czym poderwał się z łóżka, podchodząc do okna. Ukrył się za zasłoną i spokojnie obserwował, jak odjeżdżają. Ale nawet, kiedy zniknęli mu z oczu, wciąż stał przed oknem, wyraźnie kogoś wypatrując.
~*~
                    Poderwał się z kanapy, kiedy tylko jego telefon zawibrował na stoliku i sięgnął po niego. Uśmiechnął się lekko, widząc wiadomość od Bannera, że właśnie wyjechali i bez zastanowienia ruszył w kierunku windy, zbierając po drodze jakąś bluzę i wciągając buty na nogi.
                    Niemal przez cały dzień, od kiedy tylko skończył rozmawiać z Brucem przez telefon był niespokojny, nie mógł sobie znaleźć miejsca i chodził z kąta w kąt, jakby to miało pomóc, jakoś przyspieszyć czas, bądź miało wpływ na to, że wszystko się uda. Zastanawiał się, czy Banner na pewno będzie pamiętał o wszystkim, wystarczyło przecież tylko to, żeby zapomniał napisać, a sprawy mogły pójść w złym kierunku, na szczęście Bruce dotrzymał słowa i powiadomił go, przynajmniej teraz. Miał jednak pewność, że i w drugim przypadku doktor nie zawiedzie, dlatego pewnie ruszył w stronę samochodu, do którego zaraz wsiadł i pospiesznie odjechał, nie zwracając uwagi na takie błahostki, jak ograniczenie prędkości.
                    Zatrzymał się w końcu przy jednym z budynków. Wiedział doskonale, które mieszkanie jest Jane, ale mimo wszystko jeszcze przez chwilę siedział w samochodzie, jakby się nagle rozmyślił. Zastanowił się nad tym, co tak właściwie robi, pomyślał że chyba musiał oszaleć do końca, ale wysiadł z auta i skierował się do jednych z drzwi, do których od razu zapukał, zanim zmieni zdanie. Przez chwilę nic się nie działo, w uliczce panowała niemal kompletna cisza i pewnie dzięki temu zaraz usłyszał ciche kroki po drugiej stronie drzwi.
                    - Cześć – powiedział od razu, kiedy tylko zobaczył te zielone oczy. Na obliczu kłamcy pojawił się lekki uśmiech i odsunął się trochę, by wpuścić go do środka. Tony wszedł do mieszkania i ściągnął buty, po czym ruszył za Lokim do salonu i usiadł obok niego na kanapie. Rozejrzał się po pokoju, nie bardzo wiedząc, jak ma zacząć, ale psotnik odezwał się pierwszy.
                    - Banner chyba wie, że tutaj jesteś.
                    - Wie, bo mu powiedziałem – wyjaśnił i widząc oburzenie w zielonych oczach mówił dalej. – To jednak mało istotne, nie Banner jest naszym zmartwieniem.
                    - Więc niby kto nim jest? – Niemal prychnął.
                    - Clint – odparł, a Loki uniósł brwi w zdziwieniu. – Pamiętasz, jak powiedział o twoich butach?
                   Kłamca skinął głową, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza geniusz.
                    - Widział je u mnie, wtedy jak przyszedł, kiedy nam przerwał, zwrócił na nie uwagę. Nie wiem, co sobie wywnioskował, ale nie jest aż taki głupi na jakiego wygląda i coś na pewno musiał sobie wykombinować.
                    Po tych słowach zapadło milczenie. Jedynym odgłosem, jaki roznosił się po mieszkaniu było tykanie zegara, które nagle wydawało się o wiele za głośne, niż powinno być.
                    - Dużo ludzi może nosić takie trampki, przecież nie są jedyne na świecie – odezwał się w końcu kłamca.
                    - Ale to zbyt wielki przypadek.
                    Ponownie zamilkli. Oboje nie bardzo wiedzieli, co mają teraz powiedzieć, jedynie zastanawiali się, jak mogą wybrnąć z tej sytuacji.
                    - Mogę wymazać mu pamięć – powiedział po chwili Loki.
                    - Mógłbyś? – Stark spojrzał na niego z oczekiwaniem, ale zaraz machnął ręką. – Zapomnij, nie mogę ci pozwolić tego zrobić.
                    Psotnik przewrócił teatralnie oczami i westchnął głośno, po czym ponownie się odezwał.
                    - Usunąłbym tylko to jedno wspomnienie, nic więcej. Nawet nie zauważysz, kiedy to zrobię.
                    Tony jeszcze przez dłuższy czas rozważał tę opcję i spojrzał na Lokiego. Myślał o tym bardzo dokładnie, ale w końcu, nie widząc żadnego lepszego rozwiązania, chociaż przez głowę przemknął mu dziwny obraz jak zakopuje zwłoki Bartona w ogródku, w końcu przytaknął.
                    - Ale tylko to, nic więcej – zastrzegł zaraz, wbijając ostre spojrzenie w kłamcę, który ponownie westchnął, ale uśmiechnął się lekko. Stark również nieco się uśmiechnął, a jego wzrok złagodniał. – Rozumiem, że Thora i Jane nie będzie do jutra?
                    - Tak, wracają jakoś po południu – odpowiedział, a usta Tony'ego rozciągnęły się w szerszym uśmiechu, po czym przysunął się do Lokiego. Kłamca mimowolnie uśmiechnął się, czując ciepło jego ciała tuż obok i zerknął na niego. – Nie oznacza to jednak...
                    Geniusz nawet nie pozwolił mu dokończyć, przyciskając usta do jego warg. Loki mruknął cicho, jakby oburzony, że mu przerywa, ale zaraz odpowiedział na pocałunek i przysunął się jeszcze bliżej niego, zmniejszając odległość między nimi. Poczuł, jak Stark uśmiecha się i zaraz dłonie geniusza wylądowały na jego biodrach, przyciągając go do siebie. Loki usiadł na jego kolanach, pogłębiając pocałunek, coraz pewniej błądząc językiem po jego ustach. Tony przerwał na moment, tylko po to, by ściągnąć z siebie bluzę, którą rzucił za kanapę, po czym ponownie przyciągnął bruneta do pocałunku. Kłamca wsunął dłonie pod jego koszulkę, sunąc palcami po mięśniach brzucha, jakby dokładnie je badał, ale Stark nagle złapał go mocniej i podniósł się.
                    - Który to twój pokój? – zapytał cicho i kiedy Loki wskazał mu drzwi, skierował się w ich stronę, wciąż trzymając psotnika na rękach.
                    Ułożył Lokiego na łóżku i zaraz znalazł się nad nim, od razu nachylając się do jego szyi, na której zaczął składać zachłanne pocałunki. Kłamca wzdychał głośno na każdą pieszczotę i uniósł się lekko, kiedy Stark ściągał z niego koszulkę, która zaraz wylądowała na podłodze. Po chwili znalazła się tam również koszula Tony'ego oraz ich spodnie. Głośne westchnięcia oraz pomruki Lokiego sprawiały, że coraz chętniej błądził ustami po jego ciele. Jednak, kiedy chwycił w palce bokserki kłamcy ten nagle uniósł się na łokciach, wbijając w niego spojrzenie swoich zielonych oczu, z których Stark próbował coś rozszyfrować. Ściągnął nieco brwi, nie bardzo wierząc w to, co z nich wyczytał.
                    - Nie mów mi, że ty nigdy wcześniej... – zaczął powoli, ale Loki przerwał mu.
                    - Nie, nigdy. – Kłamca głośno przełknął ślinę i wyglądało na to, że cała pewność siebie nagle z niego uleciała. – Z nikim.
                    Stark patrzył na niego jeszcze przez dłuższą chwilę, jakby niedowierzał, ale nagle wybuchnął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Kompletnie nie przejął się chłodnym spojrzeniem, jakim obdarzył go kłamca, ale całą siłą woli próbował się uspokoić.
                    - Zaraz więc to zmienimy – powiedział w końcu, chociaż nadal cicho chichotał pod nosem i chwycił w palce podbródek Lokiego, przyciągając go do siebie. – To dlatego te usta były tak mało wprawne.
                    Psotnik odsunął go od siebie, wyraźnie zirytowany jego słowami oraz reakcją. Podciągnął się, by usiąść i protekcjonalnie wbił spojrzenie w ciemność za oknem, nie odzywając się, a Tony w końcu się uspokoił.
                    - Loki... – zaczął spokojnie.
                    - Nie. – Jego odpowiedź była krótka i powiedziana twardym tonem, ale Stark nie zamierzał tak łatwo rezygnować. Przysunął się do niego, siadając na jego biodrach, nie pozwalając mu tym samym uciec, gdyby kłamca miał taki zamiar. Kiedy Loki nie poruszył się, wcisnął twarz w zagłębienie jego szyi i objął go w pasie, przyciskając go mocno do siebie. Uśmiechnął się szeroko, kiedy poczuł, jak ręce kłamcy oplatają go po chwili za kark.
                    - Jest dobrze – mruknął Stark cicho, chociaż właściwie nie wiedział, czemu to mówi. – Wcale nie musimy się spieszyć.
                    Spodziewał się, że Loki za chwilę ponownie prychnie, bądź odsunie go od siebie, ale tak się nie stało. Jedna dłoń kłamcy powoli zsunęła się na jego plecy, zaraz dołączyła do niej druga, a po chwili Stark poczuł, jak delikatnie wbija w jego skórę paznokcie. Spiął się na moment, bo przez myśl przeszło mu, że Loki rozszarpie go jak zwierzę, ale zaraz mruknął przeciągle, kiedy poczuł przyjemne drapanie. Przycisnął usta do szyi kłamcy, jakby chciał tym samym powiedzieć, żeby Loki nie przerywał. Dopiero po chwili zsunął się nieco niżej, składając kilka pocałunków na obojczyku bruneta.
~*~
                    Raz jeszcze spojrzał na czarny wyświetlacz swojego telefonu, jakby nie mógł uwierzyć. Pomimo tego, że kilka razy próbował go włączyć, to nic się nie działo, mały ekranik wciąż pozostawał czarny. Z opanowaniem stwierdził, że jest źle. Właściwie było bardzo źle, niemal tragicznie. Swoją drogą, że właśnie zepsuł mu się telefon, na który wydał dość sporo pieniędzy, nie tym przejmował się najbardziej. Zdecydowanie gorsze było to, że wracają o wiele wcześniej, niż zamierzali. Całe to spotkanie zostało w końcu odwołane z przyczyn technicznych, jak się dowiedzieli i postanowili jedynie tam przenocować, po czym wyruszyli z samego rana. Był pewny, że ani Loki, ani tym bardziej Tony nie spodziewają się ich tak wcześnie. Chociaż starał się przeciągnąć moment ich wyjazdu najbardziej, jak się dało, to wiedział, że nie mógł robić tego w nieskończoność i w końcu wylądował w samochodzie.
                    - Jak potrzebujesz pilnie do kogoś zadzwonić albo napisać, to możesz wziąć mój telefon – odezwała się nagle Jane, posyłając mu delikatny uśmiech.
                    - Nie, nie, to nic takiego, naprawdę – odpowiedział od razu i schował swoją komórkę do kieszeni spodni. – Ale dzięki.
                    - Jesteś pewny? Wyglądasz na trochę zmartwionego. – Poczuł jak Jane zerknęła na niego, ale tylko na ułamek sekundy, bo zaraz znowu spojrzała na drogę przed sobą.
                    - Tak, po prostu – starał się wymyślić coś najbardziej przekonującego – lubiłem ten telefon.
                    Kobieta uśmiechnęła się lekko, ale nie powiedziała nic więcej, tak że Banner nie był pewny, czy w ogóle mu uwierzyła.
                    Całą drogę powrotną przesiedzieli niemal w całkowitej ciszy, jedynie czasami ktoś z nich coś powiedział, bądź o coś zapytał, ale każdy zdawał się być pochłonięty własnymi myślami. Jane wyraźnie była zirytowana odwołaniem zebrania, Thor, chcąc ją poprzeć, również się wściekał, natomiast Banner, rzucając tylko co jakiś czas, że zachowali się nieodpowiednio nawet nie informując o tym wszystkim, krążył myślami wokół tego, że Stark wciąż musi być w mieszkaniu kobiety, a on nie ma jak go powiadomić, że za chwilę tam będą.
                    - Mógłbym wpaść do was na kawę? – zapytał nagle Bruce, chociaż nie wiedział, czy jego obecność w tej sytuacji zmieni cokolwiek.
                    - Oczywiście, że tak – odpowiedziała od razu Jane. – Moglibyśmy przejrzeć raz jeszcze wszystkie papiery i nanieść poprawki, jeśli będzie trzeba. Właściwie nie jestem pewna, czy gdzieś nie zrobiłam błędu.
                    - Nie ma problemu, wydaje się, że mamy całkiem sporo czasu. – Uśmiechnął się blado i skierował wzrok za okno, zastanawiając się, jakim cudem dał się w to wszystko wplątać.
                    Właśnie zastanawiał się nad zależnością czasu – jak to jest, że jeśli na coś mocno się czeka, ten się dłuży, a jak chce się coś odwlec, czas nagle przyspiesza niemal do prędkości światła – kiedy Jane zaparkowała samochód przed domem. Starał się jeszcze wymyślić cokolwiek, spojrzał na klakson, ale zrezygnował. Nie wiedział nawet, czy Loki bądź Tony w ogóle zwróciliby uwagę na coś takiego, dlatego, nie widząc nic innego, co mógłby teraz zrobić, wysiadł z auta.
                    - Mam nadzieję, że twój brat nie zrobił nic głupiego – rzuciła kobieta w stronę Thora, otwierając drzwi. Przez chwilę wyglądało na to, że blondyn zamierza coś odpowiedzieć, ale po głębszym przemyśleniu tego, jedynie wzruszył ramionami, bo właściwie nie wiedział, czego mógł się spodziewać. Kiedy tylko Jane otworzyła drzwi, Banner niemal staranował ją, żeby wejść pierwszy, wyrzucając sobie w duchu, jak źle musiało to wyglądać. Jane jedynie spojrzała na niego trochę zaskoczona, ale nic nie powiedziała, tylko weszła do środka, a za nią wszedł Thor.
                    - Jak dobrze jest jednak wrócić wcześniej! – powiedział doktor o wiele za głośno i właśnie zamierzał zdjąć buty, kiedy tuż obok zielonych trampek dostrzegł buty Tony'ego.
                    - Tak, jednak dobrze jest już być w domu – powiedziała powoli Jane, bacznie mu się przyglądając, jakby zaraz miał zrobić coś szalonego. Banner posłał jej dość nerwowy uśmiech i ściągnął kurtkę, którą miał na sobie, po czym upuścił ją na podłogę, zakrywając nią tym samym buty Starka. Tym razem nawet Thor spojrzał na niego zdziwiony, po czym wskazał dłonią na wieszaki.
                    - Możesz ją powiesić, nie musi leżeć na...
                    - Niech leży! – wypalił od razu, kiedy blondyn zbliżył się do niego, najwyraźniej chcąc podnieść kurtkę. – Napijmy się kawy.
                    Niemal wypchnął Thora oraz Jane z przedpokoju i już zamierzał nieco odetchnąć, kiedy zobaczył walającą się na dywanie bluzę Starka.
                    - A może jednak się przejdziemy? Pogoda jest całkiem ładna. – Ruszył ponownie do drzwi wejściowych, ciągnąc ich za sobą, ale Thor nagle zatrzymał go i wybuchł głośnym śmiechem, jakby wziął jego zachowanie za wygłupy.
                    - Zrobię tej kawy – odezwała się po chwili kobieta, patrząc to na Bannera, to na blondyna, wciąż nie wiedząc, o co chodzi.
                    - Jestem za! – Doktor niemal rzucił się w kierunku salonu, ale uznał, że podniesienie bluzy byłoby jedną z najgłupszych rzeczy, jaką mógł zrobić, więc tylko kopnął ją tak, żeby nie rzucała się w oczy, po czym usiadł na kanapie. Niemal poczuł na plecach wzrok kobiety oraz Thora, ale kiedy żadne z nich nic nie powiedziało, uznał że nie zauważyli bluzy.
                    - Zobaczę co z Lokim, pewnie jeszcze śpi – powiedział Thor, a doktor jak oparzony poderwał się z miejsca.
                    - Nie! – Błękitne oczy boga piorunów spojrzały na niego, a Banner przełknął ślinę. – Jak śpi, to chyba nie ma potrzeby go budzić, prawda?
                    Spróbował się uśmiechnąć, ale obawiał się, że nie za bardzo mu to wyszło. Miał wrażenie, że Thor zaraz po prostu rzuci w niego młotem, ale na szczęście blondyn ponownie się roześmiał i powiedział:
                    - Podróże ci nie służą, powinieneś się chyba porządnie wyspać.
                    Podszedł do drzwi od pokoju, po czym otworzył je, a Banner wstrzymał oddech, ale zaraz opadł na kanapę, kompletnie zrezygnowany, przekonany, że to już koniec, zaraz wszystko się wyda, szczególnie że blondyn dość długi czas nie wracał do salonu. Thor jednak za chwilę pojawił się i ani trochę nie wyglądał na wściekłego, wprost przeciwnie.
                    - Wygląda na to, że mojemu bratu już się polepszyło, ma całkiem dobry humor – rzucił i sam usiadł na kanapie, obok Bannera, który przez dłuższą chwilę wyglądał na zdezorientowanego. Był niemal pewny, że Stark wciąż musi być w mieszkaniu, ale na moment odetchnął, czekając na kawę, jakby miała mu wyjawić sekret uporania się z tą sytuacją.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top