5. Nieodpowiednia pora

                    Jane nie widziała powodów, żeby martwić się o brata Thora. Loki był w końcu dorosły i mógł wychodzić gdzie chciał i kiedy chciał, nic im nie mówiąc. Widziała jednak, że Thor wciąż niepokoi się jego nieobecnością, kiedy odkrył, że rano kłamcy wciąż nie było w domu. Starała to sobie tłumaczyć, że blondyn miał po prostu dobre serce, martwiąc się o tych, na których mu zależało, ale twierdziła, że nieco przesadzał. Psotnik na pewno niedługo się odnajdzie i w tym czasie, kiedy go nie było, mogli porobić milion różnych rzeczy, ale Thor jakby przestał zwracać na nią większą uwagę, co jakiś czas zerkając na drzwi wejściowe, jakby Loki zaraz miał przez nie wejść, albo w stronę jego pokoju, w którym wciąż go nie było. I na pewno te spojrzenia nie sprawią, że nagle się tam pojawi.
                    - Jeśli nie wróci do wieczora, pójdę go poszukać – oznajmił nagle Thor, a ona tylko kiwnęła głową, mając dość tej całej sytuacji. Sama przed sobą nie chciała przyznać, że wyraźnie jest zazdrosna o Lokiego. Miała nadzieję, że kiedy w końcu ten moment nadejdzie, że kłamcy nie będzie nieco dłużej, blondyn skupi całą swoją uwagę na niej, a działo się coś zupełnie odwrotnego.
                    - Na pewno wróci – odezwała się po dłuższym milczeniu, chociaż niewiele było pewności w jej słowach. Jednak w tym momencie drzwi nagle się otworzyły i do mieszkania wszedł Loki. Thor od razu znalazł się tuż przy nim i przez chwilę wyglądał, jakby chciał go uściskać, ale widząc ostre spojrzenie bruneta, powstrzymał się.
                    - Gdzie byłeś tak długo? Martwiliśmy się o ciebie – powiedział blondyn, a Jane po raz kolejny poczuła irytację, że bóg piorunów wypowiada się za nich oboje, ona w końcu się nie martwiła. Loki milczał dłuższą chwilę, poświęcając całą swoją uwagę butom, które właśnie zdejmował. Dopiero, kiedy je ściągnął, spojrzał na brata.
                    - Siedzę w pokoju – jest źle, wychodzę z niego – też jest źle – mruknął Loki, mijając Thora. – Zastanówcie się w końcu o co wam chodzi.
                    Skierował się do pokoju, a Thor poszedł za nim, zarzucając go pytaniami, gdzie był. Jedyną odpowiedzią było trzaśnięcie drzwiami tuż przed jego nosem, kiedy Loki ponownie zamknął się w swoim pokoju.
~*~
                    Już wiedział, że nie wróci tak szybko do domu. Nie tylko ze względu na to, że wypił o wiele więcej, niż zamierzał, a na samych piwach się nie skończyło. Nie tylko też dlatego, że Banner nie wypuściłby go w takim stanie samego, a doktor wcale nie wyglądał lepiej. Ale dlatego, że pomimo kilku godzin rozmowy, wcale nie posunęli się w niej zbyt daleko. Właściwie więcej było po prostu milczenia i zbierania myśli, niż wypowiedzianych słów. Tony wyraźnie miał trudności, żeby powiedzieć coś sam z siebie, a Bruce czuł się nieco przytłoczony tym wszystkim i nie do końca wiedział, co tak właściwie się dzieje, dlatego starał się zadawać dość ostrożne i przemyślane pytania. Odpowiedzi geniusza i tak dały mu dużo do myślenia, sprawiały że domyślał się coraz więcej i czuł że porusza się po bardzo niepewnym gruncie. I tylko czekał na jakiś wybuch, na to, aż Stark w końcu poderwie się z tej kanapy, zrzuci wszystkie puste butelki, jakie stały na stoliku przed nimi i zacznie wrzeszczeć. Tak się jednak nie stało. Tony siedział nad wyraz spokojnie na kanapie, jedynie kręcąc się od czasu do czasu, kiedy nie mógł uporać się z jakimś trudniejszym pytaniem, bądź odpowiedź, którą miał nie chciała mu przejść przez gardło i popijał alkohol.
                    - Na ślubie Clinta i Tashy... – zaczął nagle geniusz, a Bruce spojrzał na niego, czekając cierpliwie na dalszą część jego słów, które wyraźnie utknęły gdzieś w połowie gardła Tony'ego.
                    - Tak? – zapytał Banner spokojnie, jedynie po to, żeby wypełnić czymś uciążliwą ciszę, jaka nagle zapadła.
                    - Na ślubie Clinta i Tashy – podjął ponownie Stark – strasznie się upiłem. Właściwie nawaliłem się dość porządnie i...
                    Bruce nie był do końca pewny, czy chciał wiedzieć, co stało się dalej, dlatego z ulgą przyjął to, że geniusz ponownie na moment zamilkł, jakby doskonale wiedział, że oboje potrzebują się na to przygotować.
                    - I Natasha zaprowadziła mnie w końcu do jednego z pokoi, żebym mógł odpocząć, ledwo trzymałem się na nogach. Chociaż pamiętałem, jak Pepper mówiła, że nie zostaniemy na noc, to wiedziałem, że nie będę w stanie dotrzeć do domu. – Właściwie nie wiedział po co mówi to wszystko, po co tłumaczy, ale nie potrafił tak po prostu wyrzucić z siebie tego, co przez ostatnie kilka dni było jego utrapieniem. – Nie wiedziałem, że ktoś tam był. Po prostu położyłem się i od razu zasnąłem, nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Ale on był tam przez cały ten czas, nie wiem czemu nie wyszedł, może po prostu nie było innych, wolnych miejsc.
                    Tony nie musiał mówić jego imienia, żeby Banner wiedział, o kogo chodzi. Dla nich obu było tak chyba znacznie prościej, jakby wypowiedzenie tego imienia nadawało temu wszystkiemu większą realność.
                    - Przytulałem go, nieświadomie, robiłem to przez sen – powiedział dopiero po chwili, ale po tych słowach ponownie zamilkł na dłużej, kilka razy pociągając ze swojej butelki. Dopiero, kiedy dopił jej zawartość do końca, spojrzał na Bannera i wyglądało na to, że ponownie się odezwie.
                    - Do wczoraj zastanawiałem się, czy wydarzyło się coś więcej – wydusił z siebie. – Dowiedział się, że o niego pytałem, w końcu to dość inteligentny skurczybyk, musiał się domyślać o co mi chodzi, czemu wypytuję, pewnie dlatego przyszedł.
                    - I powiedział ci, czy stało się... coś więcej? – zapytał Banner, bo wyglądało na to, że Stark nie zamierza samemu zdradzić to doktorowi.
                    - Na początku miałem wrażenie, że przyszedł tylko po to, żeby mnie wkurwić, ale w końcu odpowiedział. Poza przytulaniem nie stało się nic więcej.
                    Banner pokiwał głową i sam jakby odczuł ulgę po tych słowach, ale zaraz zapytał:
                    - Więc teraz jest chyba w porządku, prawda?
                    Tony pokręcił przecząco głową, a Bruce zmarszczył czoło, teraz już kompletnie nie wiedząc o co może chodzić.
                    - Problem w tym – podjął po chwili Stark – że chciałbym, żeby było coś więcej.
                    Banner przez bardzo długi czas, który zdawał się przeciągać niemal w nieskończoność patrzył na geniusza niedowierzając w to, co przed chwilą padło z jego ust. Pomyślał, że musiał się przesłyszeć, ale wygląd Tony'ego, który zdawał się jakby podłamany tym wszystkim, ani trochę nie wskazywał na to, że Stark powiedział coś innego, niż to, co dotarło do uszu doktora. Dlatego, kompletnie nie mając pojęcia, co teraz zrobić, ani tym bardziej powiedzieć, po prostu dopił zawartość butelki.
~*~
                    Gdyby nie to, że musiał odebrać od niego jakiś straszliwie ważny dokument bez którego Fury dostawał szału, to w ogóle nie pojawiałby się w Stark Tower. Nie wiedział dlaczego cała złość Nicka spadła akurat na niego, w końcu każdemu może się zdarzyć czasem o czymś zapomnieć, nawet jeśli jest to coś ważnego.
                    - Agencie Barton takie zachowanie jest niedopuszczalne, bla bla bla, to pozostawia wiele do życzenia, bla bla bla, jutro rano dokument ma być na moim biurku – mamrotał Clint pod nosem sam do siebie, przedrzeźniając Fury'ego. – Skoro to takie ważne sam mógłby po to skoczyć.
                    Był już późny wieczór, kiedy w końcu zdecydował się tutaj przyjechać. Wiedział jednak doskonale, że zastanie Tony'ego, zapewne w trakcie pracy nad czymś, dlatego bez wahania wszedł do budynku i nie zwracając uwagi na nikogo, skierował się do windy, by jak najszybciej znaleźć się na piętrze, w którym zazwyczaj przebywał geniusz.
                    - Clint, mogłeś uprzedzić, że przyjdziesz! – Usłyszał na powitanie, kiedy tylko drzwi windy zaczęły się rozsuwać.
                    - Wyleciało mi z głowy – podsumował jedynie, ale zaraz uśmiechnął się widząc Starka. Koszula, którą miał na sobie musiała być zakładana w wielkim pośpiechu, bo nie wszystkie guziki były zapięte. Zresztą sama koszula była wygnieciona, jakby walała się po podłodze, a Stark po prostu zgarnął ją, bo była pod ręką. Jego włosy również były w nieładzie. – Masz gościa?
                    - Owszem, tak więc się pospiesz i mów, czego chcesz.
                    Przez chwilę wyglądało na to, że Barton zacznie drążyć temat, na szczęście po chwili zastanowienia jednak odpuścił.
                    - Zostawiłem u ciebie jakieś strasznie ważne dokumenty, Fury robi mi przez to piekło i jeśli do jutra mu ich nie przyniosę, to chyba mnie własnoręcznie wykastruje – wytłumaczył i przeciągnął się znudzony, jakby wizja tego, co może go czekać nie robiła na nim żadnego wrażenia.
                    - Jasne, zaraz poszukam. Poczekaj – rzucił Stark i zniknął w innym pokoju. Clint rozejrzał się, czekając i mając nadzieję, że Stark się pospieszy. Nie uśmiechało mu się sterczenie tu nie wiadomo jak długo, tylko po to, żeby odebrać kilka świstków, które na pewno nie były tak ważne, jak twierdził Fury. W końcu jego wzrok padł na buty i mógłby przysiąc, że kiedyż już je widział. Zielone trampki nie do końca pasowały mu do Starka i jakoś nie wyobrażał sobie, by geniusz je nosił. Ich stan świadczył jednak o tym, że ktoś na pewno w nich chodził lecz zanim zagłębił się w te myśli bardziej, do pokoju wrócił Stark, niosąc ze sobą teczkę. Wręczył ją Clintowi, chcąc jak najszybciej pozbyć się go stąd i na szczęście Barton od razu skierował się do windy, wcześniej rzucając krótkie podziękowania. Zanim jednak oddalił się, zerknął na geniusza i powiedział:
                    - Nie wiem, stary kogo tym razem przygarnąłeś do swojego łóżka, ale jak na dziewczynę ma ogromny rozmiar buta. W dodatku to nie świadczy najlepiej o jej guście, zrób coś dla niej i kup jej porządne, seksowne szpilki. Na pewno cię stać.
                    Tony poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, ale próbował się roześmiać, jakby Clint powiedział coś zabawnego. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, drzwi windy zamknęły się za Bartonem.
~*~
                    Obudził się dopiero wieczorem, za oknem właśnie zaczynało robić się ciemno, więc podniósł się na łóżku i przeciągnął. Przez cały ten czas spał spokojnie i chociaż wybudzał się, słysząc jak ktoś – najprawdopodobniej Thor – zaglądał kilka razy do pokoju, to udawał że wciąż śpi. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, chciał spokoju i przede wszystkim odpoczynku, wiedział już że i tym razem nie wróci tutaj na noc. W końcu wstał i wyszedł z pokoju, kierując się do łazienki. Zerknął jedynie na swojego brata i Jane, którzy w tej chwili oderwali wzrok od ekranu telewizora i skierowali go na niego, ale nikt się nie odezwał.
                    - Wychodzę – rzucił, kiedy wyszedł z łazienki i ruszył do przedpokoju, żeby ubrać buty. – Wrócę pewnie rano.
                    Przez chwilę ani Thor, ani Jane nie odezwali się do niego, ale kiedy wciągał na nogi trampki usłyszał, jak blondyn staje obok, dlatego spojrzał na niego.
                    - Gdzie znowu idziesz? – zapytał bóg piorunów, jakby Loki wciąż był dzieckiem, o które trzeba było się troszczyć.
                    - Chcieliście, żebym w końcu zaczął wychodzić – mruknął w odpowiedzi.
                    - Nie możesz wychodzić w dzień?
                    Loki westchnął cicho, widząc że Thor nie zamierza tak łatwo odpuścić.
                    - Wolę, jak jest mniej ludzi. – Nigdy nie miał problemów z kłamstwem, dlatego każde kolejne gładko przechodziło mu przez gardło, nie budząc wątpliwości u blondyna. Widocznie to, co powiedział musiało ostatecznie przekonać Thora, bo tylko kiwnął głową i odszedł w stronę kanapy. Nie czekając aż któreś z nich ponownie zacznie zarzucać go pytaniami, opuścił mieszkanie, od razu kierując się w stronę miasta.
                    Nie wiedział, jakim cudem tak szybko znalazł się pod Stark Tower, ale nie mając zamiaru zbytnio się nad tym zastanawiać po prostu wszedł do środka, omijając wszystkie zabezpieczenia. Był w końcu bogiem, takie rzeczy były dla niego drobnostką i potrafił je zmylić jednym, wykonanym jakby od niechcenia ruchem ręki. Wiedział przecież doskonale, na które piętro musi dojechać windą, dlatego nie tracąc ani chwili, skierował się w jej stronę, by zaraz znaleźć się w pomieszczeniu, w którym był również wczoraj. Stark nie wyglądał na zaskoczonego, podejrzewał że jego komputer i tak poinformował o jego obecności, dlatego kiedy tylko winda się zatrzymała został powitany dość spokojnym spojrzeniem Tony'ego, który siedział na kanapie. Przez dłuższą chwilę nie odezwali się, Loki jedynie podszedł do niego i usiadł obok.
                    - Rozumiem, że się stęskniłeś. – Bardziej stwierdził, niż zapytał, a zielone oczy spojrzały w jego kierunku.
                    - Rozumiem, że na mnie czekałeś – odparł niemal od razu, a kąciki ust Starka drgnęły w lekkim uśmiechu.
                    - Cóż, wczoraj wyszedłeś w nieodpowiednim momencie.
                    - Nieodpowiednim? – zdziwił się lekko, unosząc nieco jedną brew. – Wydaje mi się, że wyszedłem trochę za późno.
                    - Więc czemu wróciłeś?
                    Przez chwilę sam zastanawiał się nad tym. Właściwie nie do końca wiedział, co nim kierowało, kiedy, będąc już w domu, postanowił, że i tym razem tutaj przyjdzie. Gdyby trwało to o wiele krócej, pomyślałby że to zwykły impuls, ale ta myśl nie opuściła go przez cały dzień, no i w końcu przecież tutaj był.
                    - Nie lubię niedokończonych spraw – odpowiedział w końcu i ponownie utkwił spojrzenie w Starku, który z jakiegoś powodu wyglądał nagle na rozbawionego. Nie wiedział, co go tak bawi, ale nie miał zamiaru o to pytać, miał wrażenie że w końcu sam się przekona, co takiego wpłynęło na jego dobry humor.
                    - Uważasz, że jeszcze nie skończyliśmy? – zapytał nagle Tony, również spoglądając na Lokiego, który tylko kiwnął głową. – Więc co twoim zdaniem nie jest dokończone?
                    - To, co powiedziałeś i to, co się wydarzyło później.
                    Tym razem to Stark wyglądał na zdziwionego, chociaż kłamca doskonale rozszyfrował, że jedynie udawał. Niemal się uśmiechnął, bo kolejna runda tej dziwnej gry, jaką prowadzili zapowiadała się ciekawie.
                    - To, co powiedziałem było... – zaczął Tony, ale nie było mu dane dokończyć.
                    - To ja tu jestem od kłamstw. – Tym razem wargi psotnika rozciągnęły się w uśmiechu, bo Stark był wyraźnie zbity z tropu tym, że Loki go przejrzał. Spojrzał w innym kierunku, jakby chciał obmyślić nową taktykę, taką która tym razem nie zostanie rozszyfrowana przez bruneta tak łatwo, ale w końcu westchnął, rezygnując i ponownie spojrzał na Lokiego.
                    - Możemy albo ciągnąć to dalej, spierać się i wyszukiwać swoich słabych punktów w słownej obronie – odezwał się w końcu Stark i poruszył się nieco niespokojnie na kanapie.
                    - Albo? – ponaglił go, wiedział, że musi być jakaś druga część tego zdania i jak zaraz się przekonał, nie pomylił się, bo geniusz zaraz ponownie się odezwał.
                    - Albo przypomnieć sobie, na czym wczoraj stanęło i spróbować to dokończyć. – Zanim Loki się zorientował, Stark już był przy nim, o wiele bliżej, niż się spodziewał, tak że poczuł na policzku jego ciepły oddech. – Co ty na to?
                    Nie kłopocząc się już jakąkolwiek odpowiedzią, po prostu przywarł do jego ust swoimi wargami, bardziej zdecydowanie niż poprzednim razem. Geniusz mruknął cicho i przyciągnął go do siebie, chwytając za podbródek kłamcy. Sam zaczął się nieco odsuwać i Loki poczuł, jak uśmiecha się przy pocałunku, kiedy przybliżał się do niego coraz bardziej, nie chcąc przerywać. Tony jednak zaraz chwycił go za ramiona i zdecydowanym ruchem odsunął od siebie. Brunet spodziewał się, że Stark po prostu przerwie na dobre lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, geniusz sam się odezwał:
                    - Zdejmij buty i chodź.
                    Nie musiał powtarzać mu tego dwa razy, bo po chwili już ściągnął swoje trampki, które rzucił gdzieś niedaleko, nie bardzo kłopocząc się ich dalszym losem. Mężczyzna tylko czekał na ten moment, bo kiedy Loki się wyprostował od razu przyciągnął go do siebie, obejmując w pasie. Kłamca poczuł, jak wsuwa dłonie pod jego koszulkę i przeszedł go delikatny dreszcz pod tym dotykiem. Stark, wciąż go nie puszczając, skierował się do jednego z pokoi, składając na szyi bruneta kilka zachłannych pocałunków. Słyszał, jak Loki wzdycha cicho, ale zaraz natrafił plecami na drzwi. Pospiesznie znalazł klamkę i otworzył je, nie odrywając ust od skóry kłamcy. Czuł, jak palce Lokiego zaciskają się na jego karku, kiedy niemal przewrócił się o łóżko, padając na nie. Udało mu się jednak zachować równowagę i odwrócił ich, tylko po to, by popchnąć na nie bruneta. Zaczął rozpinać guziki koszuli w wielkim pośpiechu, ale nie był nawet w połowie, kiedy Loki przyciągnął go do siebie, do swoich ust, w które wpił się z przyjemnością. Po krótkiej chwili, w której dało się słyszeć jedynie ich głośne pomruki oraz westchnięcia jego koszula wylądowała na podłodze, a zaraz znalazła się również tam koszulka Lokiego oraz jego spodnie. Palce kłamcy zacisnęły się na kosmykach jego włosów, kiedy sunął ustami coraz niżej, zaczynając od jego szyi. Wyraźnie słyszał niecierpliwe westchnięcia psotnika, ale nie spieszył się, składając dokładne pocałunki tuż przy jego pępku. Właśnie dotarł ustami na podbrzusze, co Loki skomentował pomrukiem aprobaty, kiedy Jarvis nagle się odezwał:
                    - Za chwilę będzie tutaj agent Barton, sir.
                    Oderwał się od przyjemnie chłodnej i bladej skóry Lokiego, chociaż zrobił to niemal z bólem i spojrzał w kierunku niezamkniętych drzwi.
                    - Zaczekaj tutaj, pozbędę się go najszybciej, jak będę mógł – powiedział w końcu i westchnął ciężko na samą myśl, że musi opuścić ten pokój. Jednak zszedł z łóżka i szybko chwycił swoją koszulę, którą zarzucił na siebie, zapinając ją w pośpiechu. Ledwo zamknął za sobą drzwi, kiedy winda otworzyła się, ukazując Bartona.
                    - Clint, mogłeś uprzedzić, że przyjdziesz! – rzucił z irytacją w jego stronę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top