11. Zakończenie
Dni mijały powoli, wręcz nieznośnie powoli, jakby chciały mu zrobić na złość. Wiedział, że to niemożliwe, ale w tym momencie nie miało to znaczenia, liczyło się tylko to, że czas ciągnął się niemiłosiernie, wskazówka zegara wlokła się sekunda za sekundą, jakby ktoś nagle spowolnił czas. A może tak było? W końcu Stark widział w swoim życiu tak wiele rzeczy, że kolejna dziwna drobnostka, jak spowolnienie czasu nie była niczym znowu tak niezwykłym. Właściwie było to możliwe. Patrząc na zegarek było to bardzo możliwe. Rozpamiętywał ostatnie wydarzenia, które miały miejsce. Nagłe pojawienie się Lokiego i to, co było pomiędzy nimi. Później jego odejście i to, jak próbował sobie z tym poradzić, topiąc smutek w alkoholu, a później próbując zapomnieć wizję tych zielonych oczu, spotykając się z Pepper. Ich misja, ta nieudana, podczas której zginęło kilku agentów, no i oczywiście ten, którego, jak myślał, już nigdy więcej nie zobaczy. To było zdecydowanie najgorsze, nie wiedział, jak się z tym uporać, nie potrafił, czuł że to chyba go przerastało. Nawet rozstanie z Pepper nie wywarło na nim takiego wrażenia. Właściwie, patrząc na to, jak się ostatnio zachowywał, wcale się temu nie dziwił, wiedział że to jedynie kwestia czasu. Wrócił pamięcią do tego dnia.
Siedział na kanapie, popijając jak zwykle whisky ze szklanki i starając się nie myśleć o niczym. Właśnie po raz kolejny, mimowolnie, odtwarzał w pamięci upadek Lokiego, kiedy Jarvis powiadomił go o zmierzającej tutaj Pepper. Udał, że nie słyszy. Tak samo udawał, że nie widzi kobiety, która stanęła tuż przed nim i wyraźnie zirytowana coś mówiła. Prawdopodobnie do niego, ale właściwie nie był tego pewien.
- Tony!
W końcu zareagował i spojrzał na nią, mrugając kilka razy, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej obecności.
- Mówiłaś coś? – zapytał, a kobieta głośno westchnęła.
- Owszem. – Wyraźnie czekała, aż Stark podejmie rozmowę, ale jako że nie zapowiadało się na to, kontynuowała. – Nie potrafię tak dłużej. Od kiedy wróciłeś nie jesteś sobą. Zupełnie się zmieniłeś, nie poznaję cię.
Przemilczał to wszystko, jedynie upijając kilka łyków ze szklanki.
- Coś nie daje ci spokoju, a ja nie potrafię zrozumieć co to takiego. Nawet nie chcesz ze mną rozmawiać, za każdym razem mnie zbywasz... – Usiadła na kanapie i delikatnie chwyciła jego dłoń, splatając ich palce ze sobą. – Tony, powiedz mi co się tam stało.
- Muszę popracować – powiedział po chwili, zabierając dłoń i podniósł się z kanapy. – Mam dużo roboty.
- Właśnie o tym mówiłam, Tony. – Pepper ponownie głośno westchnęła i również wstała. – Clint mówił coś o Lokim, jeśli...
Stark nagle spojrzał na nią ze złością. Niemal wiedział, że była to jej ostatnia opcja i nie chciała jej poruszać, ale mimo tego wspomniała o nim, przy okazji zdradzając się z tym, że przez ten cały czas najprawdopodobniej wszystkiego się domyślała.
- Loki nie żyje – powiedziała kobieta ostrożnie, ale kiedy Tony rzucił szklanką o podłogę wiedziała, że był to błąd. Poinformowała go jeszcze o tym, że ona więcej tego nie wytrzyma i muszą skończyć się spotykać. Nie skomentował tego i nawet się nie obejrzał, kiedy weszła do widny zostawiając go ponownie samego.
~*~
Obawiał się o jego stan, wiedział że ze Starkiem jest coraz gorzej. Całymi dniami albo siedział w swoim warsztacie, nie wychodząc z niego nawet na chwilę, albo siedział w salonie na kanapie z nieodłączną szklanką whisky w dłoni i postawioną na stoliku przed nim butelką. Kilka razy chciał do niego pójść, ale tylko raz zebrał się na tyle, by to zrobić. Banner jednak nie wspominał zbyt dobrze tej wizyty i był to powód, dla którego więcej nie pojawił się w Stark Tower. Tony zupełnie go ignorował, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z jego obecności i Bruce zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście go nie dostrzega, czy tylko udaje, żeby uniknąć nieprzyjemnej rozmowy. Nie dziwił mu się za bardzo, w obu przypadkach, a raczej próbował sobie wmówić, że tak jest, bo nie potrafił pojąć uczucia, jakim Tony obdarzył Lokiego.
Nie wiedział, czy ktoś jeszcze mógł się tego domyślać, chociaż miał przypuszczenia, co do Pepper. Może i nie wiedziała wszystkiego, ale chyba domyśliła się ogólnego zarysu tego, o co mogło chodzić i nawet przez chwilę nie winił jej, że zerwała z Tonym. Wiedział, że to musi być trudne, skoro druga osoba nawet ciebie nie zauważa i nie próbuje tego zmienić. Nawet w najmniejszym stopniu. Stark wydawał się być po prostu załamany kompletnie, zaszył się w swojej pracowni, wychodząc stamtąd tylko na krótkie chwile, zazwyczaj po następne dawki alkoholu. Zupełnie ignorował wszystkich, którzy próbowali się z nim skontaktować, bądź przychodzili do niego. Banner miał nadzieję, że w końcu mu przejdzie, że potrzeba jedynie trochę czasu, tak jak poprzednim razem. Może i sytuacja była nieco inna, ale poprzednio Tony również był przekonany, że nigdy więcej nie zobaczy Lokiego, chociaż pewnie myśl, że on po prostu wciąż gdzieś tam jest jakoś go uspokajała, a teraz nie mógł się chwycić nawet tego. Kłamcy po prostu nie było.
~*~
Powoli miał dość. Właściwie miał dość już kilka tygodni temu, ale zawsze powtarzał sobie, że musi przetrwać jeszcze ten jeden dzień, jakby kolejny miał nigdy nie nadejść, jakby właśnie na to miał nadzieję. Pomimo tego, wstawał kolejnego dnia, o ile w ogóle kładł się spać, a zdarzało się to teraz dość rzadko i robił to, co sobie zaplanował lub to, na co akurat w danej chwili miał ochotę. I tak powoli minął miesiąc, ale nawet taki upływ czasu wydawał się być zbyt mały, żeby pogodzić się z tym, co zaszło.
Wyszedł ze swojego warsztatu, by zaraz opaść na kanapę w salonie i dopić whisky ze szklanki, którą odstawił na szklany stół przed sobą. Za oknami panowała ciemność, zresztą to nie było nic dziwnego, w końcu był środek nocy. Oczywiście to miasto nigdy nie spało, więc jedyne, co było ciemne, to niebo, bo na ulicy toczyło się życie, jakby ludzie nigdy nie mieli zamiaru zasnąć.
Podniósł się po chwili z kanapy, tylko po to, żeby pójść po następną butelkę whisky, miał dziś wielki plan, żeby napić się do nieprzytomności, a jak na razie był na dobrej drodze, żeby tak właśnie się stało. Potrzebował tylko jeszcze nieco więcej. Może to właśnie miała być ta ostateczna butelka. Uśmiechnął się pod nosem do tych myśli i wrócił na kanapę, żeby nalać do szklanki trunek. Sięgnął po nią i upił kilka łyków, kiedy rozległ się głos Jarvisa.
- Nie mam ochoty nikogo widzieć – przerwał mu Stark, kiedy tylko usłyszał, że ktoś tutaj idzie. – Nie ma mnie.
Wypił whisky ze szklanki do połowy i wbił spojrzenie w trunek. Miał nadzieję, że ktokolwiek tutaj zmierza, po prostu odpuści i zostawi go w spokoju. Jeśli nie, to zamierzał z czystą premedytacją ignorować tę osobę, jak to robił ostatnimi czasy ze wszystkimi, którzy tylko pojawili się w polu jego widzenia. Tak było najłatwiej.
- Loki, ty idioto – mruknął pod nosem i westchnął głośno. – Nie zdążyłem ci nawet powiedzieć.
- Czego nie zdążyłeś mi powiedzieć? – Tak dobrze znany mu głos dobiegł do uszu geniusza. Momentalnie poderwał się z kanapy, wylewając na siebie zawartość szklanki i odwrócił się. Zamrugał kilka razy, jakby nie mógł uwierzyć i właściwie do końca nie wierzył, że patrzy w te zielone oczy, które nieustannie go prześladowały w snach i na jawie.
- Myślałem, że nie żyjesz – palnął po chwili, kiedy uświadomił sobie, że postać Lokiego nie zniknęła.
- Chyba każdy tak myślał. Ja przez pewien czas też – powiedział Loki spokojnie, ale zaraz uśmiechnął się szeroko. – A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Tony nie odpowiedział od razu. Odnotował to, że szklanka wyślizgnęła mu się z dłoni i upadła na podłogę, ale nie przejął się tym. Podszedł szybkim krokiem do Kłamcy i najzwyczajniej w świecie przytulił go. Mocno. Bardzo mocno. Zaciągnął się lekko zapachem bruneta i uśmiechnął, czując zimne dłonie na swoich plecach. Dopiero po dłuższej chwili odsunął się i ujął w dłonie jego twarz, jakby chciał mu się dokładnie przyjrzeć.
- To ja – zapewnił cicho Kłamca. – Naprawdę.
- Wiem – powiedział i wpił się w jego usta zachłannie. Loki od razu odwzajemnił pocałunek, przyciągając geniusza jak najbliżej siebie, stęskniony za jego dotykiem.
- Chyba muszę ci... – zaczął Loki, ale Stark zaraz mu przerwał.
- Nie odchodź już nigdzie. Zostań ze mną. Tak po prostu, nie zważając na konsekwencję.
~*~
Loki został. Nie przejmując się tym, co powie Thor, nie przejmując się tym, co powie ktokolwiek. Chciał być blisko Tony'ego, więc po prostu zrobił to, na co miał ochotę już od dłuższego czasu. Starał się nie myśleć, co przyniesie następny dzień, wolał skupić się na tym, co jest teraz, bo wiedział, że dopóki Tony stoi u jego boku, to zawsze sobie poradzi. Nawet, jeśli na pierwszy rzut oka coś wydawało się niemożliwe, to razem zawsze potrafili znaleźć dogodne wyjście z sytuacji. A to, co dotąd kryło się w środku, nagle po prostu zniknęło. Nie pojawiło się nigdy więcej, a raczej obecność osoby, którą pokochał nie pozwoliła, żeby ta ogarniająca ciemność kiedykolwiek jeszcze się pojawiła.
Teraz, leżąc w pierwszych promieniach słońca, wpadających przez okno i patrząc na pogrążoną we śnie twarz mężczyzny, Loki z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że w końcu wie, co to prawdziwe szczęście. Nawet jeśli droga do tego była trudna i na początku wydawała się niemożliwa, to był właśnie tutaj, w tym miejscu, bo oboje od początku dążyli do tego, nawet jeśli nieświadomie, to jednak. I cholera, jeśli było jakiekolwiek lepsze zajęcie, niż to, co w obecnej chwili robił, to jedynie wtedy, gdy Tony otworzy oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top