<333


Kamienica przy Randville Road wydawała się być wyjątkowo podejrzana. Na ulicy było niesamowicie cicho, a jedna jedyna lampa stojąca przy budynku oznaczonym numerem 50 nie świeciła. Wszystko wyglądało bardzo ponuro. Nawet Wade'owi sytuacja, w której się znalazł, zdawała się nieco mroczna. Miał się tu spotkać z niejakim Diharisem. Tak się właśnie przedstawił, kiedy 4 dni temu dał mu zlecenie. Stawka była zbyt wysoka, żeby Wilson mógł odmówić. Facet był magiem i to wysokiej rangi, więc obiecał mu powrót do poprzedniego wyglądu. Oczywiście z zachowaniem obecnych umiejętności regenerowania komórek i teoretycznej nieśmiertelności. Jak Deadpool miałby z tego nie skorzystać? Za powrót do swojego poprzedniego wyglądu dałby wszystko. To było zbyt kuszące, by przegapić taką okazję. Oczywiście mogła być to ściema. Mag mógł okazać się zwykłym oszustem, ale dał mu pokaz swoich umiejętności i mężczyzna uwierzył. A może po prostu bardzo chciał uwierzyć...

Musiał zdobyć cenny artefakt, trzymany w sejfie willi niejakiego Darcy'ego Mickelsona. Majętny gość, mieszkający pod Chicago. Jak artefakt wpadł mu w ręce? Czystym przypadkiem. Zakupił drogocenną wazę z dynastii Ming, na której dnie leżał. Wade zachodził w głowę, jakim cudem goście od licytacji to pominęli. Nieważne, ważne, że teraz musiał to zdobyć. Włamać się po cichu do rezydencji Mickelsona, najlepiej nikogo nie zabijać i zabrać artefakt. Też po cichu. Najlepiej bez rozbijania wazy. Z tym jednak kłopot był większy. Wilson nie lubił się patyczkować. Zdobył artefakt, ale co się po drodze działo...

Przystanął przed kamienicą i zerknął jeszcze na jej numer, żeby się upewnić, że dobrze trafił. Wszystko się zgadzało. Przekroczył więc próg budynku, popychając stare drzwi.

- Trzecie piętro... - mruknął do siebie pod nosem, wspinając się po schodach. Gdy dotarł na trzecie piętro, rozejrzał się po korytarzu. – Mieszkanie 17A. – Skierował się w głąb hallu i wreszcie znalazł odpowiednie drzwi. Od razu nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Spodziewał się opuszczonego mieszkania z biegającymi szczurami i obrysem zwłok na podłodze. Zamiast tego salon wyglądał jak nowo urządzony. Oświetlało go przytłumione światło stojącej lampy, znajdującej się tuż obok fotela, na którym siedział Diharis.

- To...

- Iluzja? Tak – potwierdził mag skinieniem głowy. – Lubię otaczać się ładnym wnętrzem. Masz artefakt?

- Mam. – Deadpool sięgnął do kieszeni swojego stroju, wyjmując z niej płaski amulet. Zważył go w dłoni. – Dużą ma to moc? – zapytał. 

Mag zmrużył oczy.

- Wystarczającą. Ale nie przejmuj się, nie mam zamiaru niszczyć tego świata.

- No ja mam nadzieję. Inaczej bym cię znalazł i przyjebał ci. Bolałoby.

- Z pewnością. – Diharis przewrócił oczami. – Daj mi artefakt. – Podniósł się z fotela.

- E-e-e. Najpierw ja. No już. Zrób mnie pięknym.

Mag westchnął, wytworzył na dłoni wiązkę czerwonej jak krew magii i cisnął nią w mężczyznę. Wade cofnął się o krok, czując na sobie dziwne ciepło, ogarniające stopniowo jego ciało. W końcu jednak minęło.

- Już? – zapytał nieco zdezorientowany Wilson.

- Już – przytaknął czarownik.

- Masz tu jakieś lustro?

- W sypialni. – Wskazał ręką drzwi na lewo. 

Deadpool od razu tam poszedł. Namierzył dość duże lustro, stojące w rogu pokoju. Stanął przed nim i odetchnął głęboko.

- Dawaj – powiedział sam do siebie. Ostrożnie zsunął z twarzy maskę. Zamknął przy tym oczy, ale zaraz je otworzył. – Kurwa – wyrwało mu się. – Jestem piękny! – Patrzył w lustro z zachwytem. Znowu wyglądał tak jak kiedyś. Pomacał się po twarzy, zerknął też pod kostium, ale tam również wszystko było w porządku. Wziął głęboki oddech i ściskając w dłoni maskę, wrócił do salonu. – I to nie iluzja? – Zrobił bliżej nieokreślony gest dłonią w okolicach swojej twarzy.

- Nie – odpowiedział mag.

- Nie zniknie po kilku godzinach?

- Nie. To na stałe.

- Nie kitujesz mnie? Bo przysięgam, jak tak, to...

- Tak, tak, wiem. Jestem słowny. Dotrzymuję umów – powiedział całkiem poważnie Diharis. – Ty dotrzymaj swojej.

- A tak. Jasne – mruknął mężczyzna i rzucił magowi amulet. – Jest twój. Miło się z panem robi interesy – dodał jeszcze, zasalutował, włożył maskę z powrotem na twarz i skierował się do wyjścia. Wiedział, gdzie się teraz uda. I miał nadzieję, że tego kogo trzeba zastanie w domu.

~

Kolejna kamienica, którą Wade dzisiaj odwiedził znajdowała się na Bronxie. Była zdecydowanie lepiej oświetlona i nie wzbudzała mrocznych skojarzeń. Mieszkali tu całkiem poczciwi ludzie, jak zdążył zauważyć już wcześniej Wilson. W końcu nie był tu po raz pierwszy. Nie wszedł jednak od frontu. Poszedł na tyły budynku i wdrapał się na schody przeciwpożarowe. Minął kilka pięter, aż wreszcie dotarł do tego okna, które było jego celem. Zauważył, że Peter był w swoim pokoju. Czytał coś. Może się uczył? Nie wiedział. Zapukał w szybę. Parker podskoczył na łóżku, upuszczając książkę. Deadpool pomachał do niego. Spider-Man wstał i podszedł do okna, by je otworzyć.

- Hej, Spiduś!

- Hej, Wade. Co tu robisz?

- Przestraszyłem cię? Gdzie twój pajęczy zmysł? Cioteczka w domu?

Spidey pokręcił przecząco głową.

- Jeżeli do niej wpadłeś to muszę cię zmartwić. Dzisiaj spędza wieczór u koleżanki.

Może nie było tego widać, ale mężczyzna szeroko się uśmiechnął.

- Tak właściwie to wpadłem do ciebie – odpowiedział i wszedł przez okno do środka.

- Do mnie? Coś się stało? – Brunet cofnął się, robiąc mu miejsce.

- Oj tak, stało się – przytaknął Wade. – Ale moment. Czemu się tak dziwisz, że do ciebie przyszedłem? Przecież często się widujemy.

- Ale nie w moim pokoju. I nie o tej porze. – Chłopak podrapał się niepewnie po głowie. – Więc, co się stało, Wade?

- Lepiej usiądź. Padniesz z wrażenia.

Peter przełknął ślinę.

- Wolę postać. Ale dla pewności stanę obok łóżka – zdecydował. – No mów.

- Okej. – Wilson odetchnął głęboko. – Rany, denerwuję się jak przed pierwszym razem... - Ściągnął z twarzy maskę. – Ta-daa!

Parker patrzył na niego przez chwilę, przecierając oczy. Nie mógł uwierzyć. I Deadpool miał rację, lepiej było usiąść. Spider-Man przysiadł na łóżku, wypuszczając nadmiar powietrza, które wstrzymał na chwilę.

- No... - odezwał się mężczyzna. – Powiedz coś wreszcie, bo czuję się jak palant.

- Wow – szepnął Spidey. – To... wow. To znaczy... Mam na myśli... Jak-jak-jak to się stało? Co się stało? – Wpatrywał się w niego jak w obrazek.

- W skrócie? Zawarłem umowę z jednym kolesiem. Ja miałem dla niego zdobyć pewną rzecz, a on w zamian oddał mi moją piękną facjatę.

- Pewną rzecz? Co to za gość? To na stałe? Skąd wiesz, że cię nie oszukał? – zasypał go pytaniami brunet.

- Whoa! Spokojnie, Spiduś! Wiesz, że z różnymi kolesiami się dogaduję. A mówił, że na stałe. – Wzruszył lekko ramionami. – Nawet jakbym wyglądał tak tylko przez 24 godziny to... było warto. Zwłaszcza, że mogłeś mnie tak zobaczyć...

Chłopak westchnął cicho. Nie spodziewał się takich słów po Deadpoolu.

- Mogę... dotknąć? – zapytał nieco nieśmiało.

- Liczyłem na to. – Wilson uśmiechnął się szeroko i podszedł do łóżka. Usiadł obok Petera. 

Parker przyglądał mu się uważnie, aż w końcu uniósł dłoń i dotknął opuszkami palców jego policzka.

- Mięciutka, co? – Wade uniósł zawadiacko brwi. – I taka ładna. Normalna.

- Mhm... - przytaknął Spider-Man.

Mężczyzna zmrużył nieco oczy, patrząc na Spidey'ego.

- Cała taka jest – szepnął. – Wszędzie. W każdym... - urwał, zbliżając twarz do jego twarzy. - ...miejscu – dokończył szeptem, przytykając usta do warg chłopaka. Delikatnie i subtelnie, żeby za bardzo go nie wystraszyć. Wiedział, jaki brunet jest. Nieśmiały i raczej niezbyt doświadczony. A on od dłuższego czasu chciał to zrobić. Tylko wcześniej... Wiadomo. Nikt by nie pocałował takiej paskudy. A teraz był niezłym ciachem. Bał się tylko reakcji chłopaka.

Petera ta sytuacja zaskoczyła, więc po prostu zamarł. Kompletnie nie wiedział co robić. Usta Wade'a były miękkie i przyjemne w odbiorze. Dreszcz, który przeszedł Parkerowi po plecach był czymś zdecydowanie nowym i innym niż to, co czuł do tej pory.

Wilson powoli się odsunął, żeby przyjrzeć się twarzy Spider-Mana. Zauważył urocze rumieńce na policzkach Spidey'ego i aż uśmiechnął się szeroko.

- Jesteś uroczy – powiedział.

- Wade... Przestań – szepnął brunet, spuszczając na moment wzrok. – Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał po chwili, podnosząc na niego oczy.

- Bo... - zaczął Deadpool. – Bo... zawsze chciałem to zrobić. Ale wcześniej to wiesz. – Wzruszył bezradnie ramionami. – Nikt by nie chciał całować takiego brzydala...

Chłopak ściągnął mocniej brwi, patrząc na mężczyznę ze współczuciem. Było mu żal Wade'a. Nie wiedział przez co tak naprawdę musiał przechodzić. Zawsze wesoły, zabawny, szalony, ale co się działo, kiedy zostawał sam? Kiedy spojrzał w lustro? Każdy ma uczucia, nawet Wilson. I nawet on się czasami przejmuje, mimo, że świetnie to zawsze ukrywa.

Peter uniósł ponownie dłoń i pogładził z czułością jego policzek.

- Wade... Nie liczy się to, jak wyglądasz. Liczy się to, co masz tutaj. – Drugą dłoń położył na jego torsie, w okolicach serca. 

Deadpool zerknął w dół.

- Tutaj? Teraz świetną klatę. – Uśmiechnął się szeroko.

Parker westchnął, przewracając oczami. Już chciał zabrać dłoń, ale mężczyzna chwycił go za nadgarstek, przytrzymując jego dłoń przy swojej piersi.

- Ej, ej. Czekaj. Żartowałem – powiedział cicho Wade.

- Wiem, Wade. Zawsze żartujesz – szepnął Spider-Man, posyłając my lekki, nieco smutny uśmiech.

- Nie w tej jednej sprawie. Naprawdę chciałem Cię pocałować. I chciałbym zrobić to jeszcze raz. Pozwolisz mi? – Uniósł pytająco brwi.

Spidey przełknął cicho ślinę, ale skinął głową. Zgodził się! Co go do tego podkusiło? Widział, jak Wilson powoli ponownie zbliża do niego twarz, jednak po chwili już nic nie widział, bo przymknął oczy. Poczuł za to jego usta. Znowu takie miękkie, przyjemne. Tym razem sam lekko rozchylił swoje wargi w zapraszającym geście, na co od razu zareagował Deadpool, wsuwając powoli swój język do jego ust i delikatnie pieszcząc język młodszego bruneta. Usłyszał ciche westchnięcie chłopaka i musiał przyznać, że podniosło mu ciśnienie. Taka drobnostka, a jednak. Pogłębił jeszcze trochę bardziej pocałunek, rozchylając usta Petera. W końcu jednak musiał się od niego odsunąć, żeby zaczerpnąć powietrza. To jednak nie przeszkodziło mu w rozpoczęciu składania pocałunków na jego szyi. Parker cicho westchnął zaskoczony i jakoś tak odruchowo ułożył dłonie na karku mężczyzny.

- Wade... - szepnął, jakby chciał go przed czymś ostrzec.

- Jesteś taki niewinny... - powiedział szeptem Wade, pieszcząc oddechem jego skórę. – Taki nieśmiały. Czysty. Strasznie mnie to kręci. Chciałbym pozbawić cię tej niewinności.

- Wade... - Spider-Man zacisnął mocniej palce na jego karku.

Wilson odchylił się, by spojrzeć mu w oczy.

- Wiem, że się boisz – szepnął. – Ale będę delikatny. Tylko mi na to pozwól.

Spidey patrzył na niego szeroko rozszerzonymi oczami. Kompletnie nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Maluszku... - szepnął zachęcająco Wilson. 

To sprawiło, że brunet pokiwał lekko głową, ponownie przełykając cicho ślinę. Na ustach Deadpoola pojawił się uśmiech. Zaraz ponownie go pocałował, dłonie wsuwając pod jego koszulkę. Podciągnął ją do góry, po chwili zdejmując ją z chłopaka. Przyjrzał mu się, popychając go lekko, by położył się na łóżku.

– Masz śliczne ciało – szepnął, co przyprawiło Petera o kolejne rumieńce. Mężczyzna pochylił się nad nim, zaczynając składać na jego klatce piersiowej wilgotne pocałunki. Starał się nie pominąć ani fragmentu, schodząc z pocałunkami stopniowo w dół. Chciał mu pokazać, że jest to przyjemne i z tych wszystkich cichych westchnięć i przyśpieszonego oddechu Parkera wnioskował, że dobrze mu idzie.

- Odpręż się – szepnął obcałowując jego brzuch. W końcu oderwał się od jego ciała, aczkolwiek tylko na chwilę i to bardzo niechętnie. Musiał się rozebrać ze swojego kostiumu. Zrobił to dość szybko, zostając w samej bieliźnie. Pochylił się ponownie nad Spider-Manem i pocałował go. Zaraz jednak wrócił do całowania jego żeber. Dłońmi zaczął rozpinać mu spodnie i poczuł, że Spidey mocniej napiął mięśnie.

- Ej, Maluszku. Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił go Wade. – Obiecuję.

Brunet pokiwał lekko głową i kiedy Wilson zsunął z niego spodnie, uniósł nawet nieco biodra, żeby było mu łatwiej.

Deadpool odrzucił spodnie chłopaka gdzieś na bok i przyjrzał mu się. Miał na niego ogromną ochotę, ale wiedział, że musi działać rozważnie. Na pewno się nie śpieszyć, bo to go może tylko wystraszyć. I miał nadzieję, że naprawdę uda mu się powstrzymać na tyle, na ile będzie to konieczne. Ponownie sięgnął jego ust, by nieco go rozluźnić pocałunkami. Dłońmi zaczął błądzić po jego ciele. Dotykał klatki piersiowej, żeber, brzucha. Zaryzykował dotyk na wewnętrznej stronie jednego z ud i poczuł, jak Peter lekko drgnął. Mógł być zaskoczony. A i ta część ciała była najczęściej dość delikatna, więc reakcja była w sumie na miejscu. Ponowił więc celowo ten dotyk, ale na drugim udzie. Parker znowu lekko drgnął i westchnął w jego usta. Wade w sumie trochę się zapędził, bo jego dłoń zawędrowała nieco w górę uda Spider-Mana i Wilson poczuł jak Spidey napiął mocniej mięśnie.

- Spokojnie – szepnął, zaczynając całować jego szyję. Poczuł jego dłonie na ramionach, nieśmiało dotykające skóry. Uśmiechnął się lekko. – Nie krępuj się. Jestem cały twój – powiedział, schodząc z pocałunkami na jego mostek. Dotarł do żeber, stopniowo zsuwając się jeszcze niżej. Zaczepił palce na gumce jego bokserek i powoli zaczął je zsuwać, całując każdy fragment skóry, który odsłonił. – Masz cudowną skórę... Całe ciało – szepnął, obcałowując jego podbrzusze.

- Wade... - westchnął cicho brunet. – Zawstydzasz mnie. Cały czas – zauważył.

- Idealnie. – Uśmiechnął się szeroko Deadpool. Uniósł na moment wzrok na chłopaka. – Mogę? – zapytał, zaciskając mocniej palce na jego bieliźnie. Widział tę niepewność w oczach Petera. Oczywiście starał się zrozumieć, dlatego nie poganiał go w odpowiedzi.

W końcu jednak Parker skinął głową. Mężczyzna posłał mu jeszcze jeden, już łagodniejszy uśmiech, złożył na jego podbrzuszu pocałunek i powoli zsunął z niego bokserki. Odłożył je na bok i zmierzył spojrzeniem Spider-Mana. Spidey momentalnie spłonął rumieńcem, próbując przesunąć dłonie, jakby chciał się zasłonić przed przewiercającym spojrzeniem Wade'a, ale Wilson zatrzymał jego ręce, chwytając go za nadgarstki.

- Spiduś... - Pokręcił przecząco głową. – Zostaw. Jesteś śliczny. Nie masz się czego wstydzić – stwierdził i puścił jego ręce. Sam po chwili ściągnął swoje bokserki. Miał się czym pochwalić, zdecydowanie.

Źrenice młodego bruneta lekko się rozszerzyły, a on sam cicho westchnął.

- Mhm, wiem. Spory nie? – Deadpool zabawnie poruszył brwiami. – A to jeszcze nic. Zobaczysz za... - Zerknął na swoje krocze. – Zdecydowanie za chwilę. – Ponownie się nad nim pochylił i wpił się w jego usta.

Nie przestając go całować, przesunął dłonią po jego podbrzuszu, zsuwając ją stopniowo coraz niżej. W końcu dotknął ostrożnie jego członka, nie odrywając jednak ust od jego warg. Chłopak jęknął cicho i napiął mocniej mięśnie. Taka reakcja bardzo się mężczyźnie podobała.

- Ćśś... - szepnął czule. – Oddychaj. – Uśmiechnął się nieco zadziornie. Zacisnął trochę mocniej palce na męskości Petera, zaczynając poruszać dłonią.

Parker wygiął delikatnie kręgosłup, przymykając oczy. Wade przylgnął ustami do jego szyi, składając na niej pocałunki. Jeszcze przez chwilę poruszał dłonią po jego członku, ale moment później przesunął ją na jądra chłopaka, kierując się do jego wejścia.

- Nie masz może żelu intymnego? – zapytał nagle.

Spider-Man otworzył szerzej oczy, spoglądając na Wilsona. Pokręcił przecząco głową.

- He, tak myślałem – mruknął Deadpool. – Wybacz, to było głupie pytanie. Poradzimy sobie inaczej – dodał i zabrał swoją dłoń.

Poślinił palce, co w sumie sprawiło, że Spidey nie mógł oderwać od niego wzroku. Co prawda był jeszcze bardziej spięty, ale nie mógł przestać go obserwować. Mężczyzna po chwili wysunął palce z ust i dłoń przesunął z powrotem pomiędzy pośladki młodego bruneta. Przesunął palcami po jego wejściu, pieszcząc je. Chłopak poruszył trochę biodrami, jakby chciał je cofnąć.

- Mm... wrażliwy – zamruczał Wade i ostrożnie naparł jednym palcem na jego wejście.

Peter jęknął cicho, napinając mocniej mięśnie.

- Ej, ej... Spokojnie – szepnął Wilson. – Musisz się rozluźnić.

- Nie... Nie-nie wiem, czy potrafię... - odpowiedział nieco łamiącym się głosem Parker.

- Wiem, wiem. To wydaje się mega trudne. Ale kiedy będziesz taki spięty to... no, łagodnie rzecz ujmując, po prostu będzie cię bardziej bolało.

- Bardziej? To...

- Mhm. Trochę tak czy inaczej zaboli.

- Oh... - Spider-Man wziął głębszy wdech.

- Przymknij oczy. Może będzie łatwiej – szepnął Deadpool, składając krótki pocałunek na jego ustach.

Spidey pokiwał lekko głową i przymknął powieki. Poczuł, że mężczyzna zaczął ostrożnie poruszać w nim palcem. To uczucie było naprawdę dziwne, ale gdy dotknął jednego miejsca, brunet aż nieco szarpnął biodrami, wzdychając cicho. Wade uśmiechnął się pod nosem.

- To takie wrażliwe miejsce. Jego pieszczoty potrafią doprowadzić do szaleństwa, uwierz mi. – Wsunął w niego ostrożnie drugi palec, również zaraz przesuwając po jego czułym punkcie, co ponownie wywołało intensywną reakcję chłopaka.

Przez moment jeszcze tak go pieścił, jednak powoli i ostrożnie. Miał na niego już ogromną ochotę, więc delikatnie wysunął z niego palce. Usadowił się wygodnie pomiędzy jego rozchylonymi nogami. Rozchylił je jeszcze ciut bardziej i uniósł lekko jego biodra. Spojrzał na twarz Petera upewniając się, że na pewno może to zrobić. A czuł, że naprawdę już musi. To uczucie było coraz bardziej nieznośne. Parker nic nie mówił, tylko po otwarciu oczu, patrzył na niego. Wilson więc nakierował swojego twardego członka na jego wejście. Przesunął po nim i zaczął się w niego zagłębiać. Poczuł opór, ale uznał, że musi go pokonać, żeby wejść do końca i wtedy dać mu się przyzwyczaić do tego uczucia. Dlatego pchnął, wchodząc w niego głęboko. Chłopak jęknął i napiął mocniej mięśnie. Deadpool od razu przygarnął go do siebie, tuląc mocniej w ramionach.

- Już, już. Ćśś... Oddychaj – szepnął. – Przyzwyczaj się. Będzie lepiej.

- Zabolało... - jęknął Spider-Man.

- Wiem, Maluszku. Przepraszam. Ale tak jest najczęściej. Zwłaszcza przy pierwszym razie.

Spidey wtulał się w niego i lekko drżał. Dlatego też mężczyzna zaczął gładzić go delikatnie po włosach.

- Zaraz zacznę się poruszać, okej? Powiedz jak coś będzie nie tak – szepnął Wade, chcąc przygotować młodego na wszystko najlepiej jak umiał.

Po chwili tak jak powiedział, zaczął się poruszać. Powoli i ostrożnie, bo czuł, że chłopak jest bardzo spięty.

- Spidey, rozluźnij się – szepnął mu do ucha. – To przyjemne, ale nie możesz tak spinać mięśni. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Chcę, żeby było dobrze.

- Mhm – przytaknął cicho Peter, przełykając ślinę.

Wilson zaczął się nieco pewniej poruszać, ocierając o wrażliwy punkt Parkera. To sprawiło, że ten cicho jęknął, jakby dając mu znać, że właśnie tak było dobrze. Deadpool kontynuował więc swoje pchnięcia, starając się wchodzić w niego pod takim kątem, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Spider-Man mocno zaciskał dłonie na umięśnionych plecach mężczyzny, znacząc je delikatnymi czerwonymi pręgami. Wade'owi to bardzo odpowiadało. Czuł się niesamowicie nakręcony, więc pozwolił sobie przyśpieszyć, co spotkało się z cichymi westchnięciami Spidey'ego. Czuł, jak młody brunet się na nim zaciska, jak drży w jego objęciach i to go szalenie podniecało.

- Mm... - jesteś cudowny – szepnął chłopakowi do ucha.

- Wade – jęknął cicho Peter, nieco wyginając kręgosłup.

Wilson wiedział, co to oznaczało, więc nie zatrzymywał się ani na moment. Chciał go doprowadzić do końca, a czuł już to charakterystyczne pulsowanie. Uśmiechnął się pod nosem i odrobinę przyśpieszył. Parker cicho jęknął i drżąc nieco bardziej doszedł. Deadpool w sumie tylko na to czekał. Sam był już na krawędzi, ale czy powinien skończyć w chłopaku? Nie ustalili tego, a mężczyzna nawet o tym nie pomyślał. Jednak na to było już trochę za późno, bo poczuł intensywne ciepło w dole i doszedł, wcale się nie wysuwając. Spider-Man jęknął cicho, wbijając mu mocniej palce w plecy.

- Maluszku... - jęknął Wade, powoli zwalniając.

W końcu zatrzymał się całkowicie i jak najostrożniej mógł wysunął się ze Spidey'ego. Nie wypuścił go jednak z objęć, a wręcz przeciwnie. Przygarnął go do siebie jeszcze mocniej. Czuł jak brunet drży, jak szybko oddycha. Zaczął głaskać go po głowie.

- Mam nadzieję, że spełniłem twoje oczekiwania względem pierwszego razu?

- Przekroczyłeś je.

- W dobrą czy złą stronę? – Wilson zmarszczył brwi, niepewny odpowiedzi.

- Zdecydowanie w dobrą – odpowiedział chłopak, tuląc się do niego mocniej.

Deadpool uśmiechnął się szeroko. To wszystko było jeszcze lepsze niż odzyskanie swojego ciała. Tak właśnie czuł. I cholernie podobało mu się to uczucie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top