Rozdział 48 - Osiągnęła to co chciała
Kto by pomyślał, że słowa mogą aż tak ranić. Zasłużył sobie jak nikt inny, ale nie zmieniało to faktu, że bolało bardzo. Po tym, co się stało odechciało mu się jeść. Kupił wszystko, co zapakował do koszyka i wrócił do tego obskurnego hotelu. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.
Był skończonym idiotą.
Wmawiał sobie, że przyjechał do Kansas odwiedzić tylko miasteczko, może starych znajomych, ale gdy zobaczył dziś Castiela, tuż przed sobą, dotarło do niego, że okłamywał sam siebie. To nie stary dom, szkołę czy park chciał zobaczyć, a jego. Swojego byłego. Żałował, że nie przyjechał wcześniej, że nie zmotywował się, nie wstał z upadku i nie przyjechał tu, by znów z nim być. Był skończonym idiotą jeśli myślał, że jego uczucia wygasły. Nie, bo właśnie dziś dotarło do niego, że to brednie. Gdy zobaczył te piękne, jedyne w swoim rodzaju niebieskie oczy i zawsze rozczochraną czuprynę zrozumiał, że wciąż go kochał. Wciąż, przez te wszystkie lata walczył ze sobą i cierpiał, bo dzień w dzień próbował utwierdzić siebie w przekonaniu, że już nie kocha.
I nigdy więcej nie pokocha.
tak, zdecydowanie był skończonym idiotą.
Przez 7 lat miał wiele kochanek i kochanków, nie był w żadnym związku, a osoby, z którymi sypiał i czasem się umawiał niemalże zawsze miały którąś z cech Castiela. Niebieskie oczy, czasem czarne włosy, piękny uśmiech, który cholernie przypominał mu Casa. Może wymyślał, może nikt tak naprawdę nie był podobny do Novaka, ale on w każdym coś z niego widział i to robiło się już dla niego męczące. Co innego było widzieć jakąś odrobinę podobieństwa, a co innego zobaczyć w końcu ideał zbudowany z każdej tej najdrobniejszej cechy, którą widział we wszystkich.
Zdecydowanie nie powinien tu przyjeżdżać, bo tylko narobił sobie i innym kłopotu. Może w końcu by zapomniał o nim i wymazał wszystkie wspomnienia, chociaż... Kogo on chciał oszukać? Przez tyle lat starał się zapomnieć i wciąż nie wyleczył się z tego cichego, słodkiego chłopaka. Wciąż czasem, gdy jego sny nie nawiedzały koszmary, widział go, jakby nic nigdy się nie stało. Te sny nie pomagały, bo tylko raniły go mocniej i przypominały, że tak, Cas gdzieś tam wciąż jest i pewnie kogoś ma.
I miał, jak się dowiedział. Chciał się cieszyć z jego szczęścia, ale nie potrafił. Zazdrość zalewała go i sprawiała, że chciał iść do bruneta i przypomnieć, że to jego kocha i to z nim powinien być. Ale nie był pewien, czy go kocha, nie był pewien, czy chciał go pamiętać i z nim być. Jednak przecież nie mógł nikogo do niczego zmuszać, a jeśli Cas ruszył dalej zostawiając go już w tyle, za sobą, to jedynie mógł być dumny z niego, bo on sam nie umiał tego zrobić.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki obmyć twarz zimną wodą. Spojrzał w swoje odbicie. Wciąż widział w sobie tamtego młodego chłopaka. Złamanego, z myślami samobójczymi, ale też zakochanego po uszy. To on to wszystko zniszczył i nigdy sobie tego nie wybaczy. Nie potrafił wybaczyć, nie chciał. Czuł, że to jest właśnie ten ciężar, który powinien nieść przez całe życie. Zniszczenie tej relacji, która mogła mieć wspaniałą przyszłość, a stała się jedynie horrorem dla nich obu.
Nie powinien tu zostawać.
Wrócił do pokoju i wyjął swoją torbę spod łóżka. Zaczął pakować swoje rzeczy. Kilka koszulek, które leżało porozwalanych na podłodze, dwie pary spodni, piżamę, składającą się z koszulki na ramiączka i krótkich spodenek i szczoteczka do zębów. Nie miał nic więcej ze sobą, to był cały jego majątek, oprócz kilku setek dolarów na koncie.
Ostatni raz spojrzał na siebie w lustrze.
Wyjadę i spokojnie wszyscy znów o mnie zapomną, pomyślał i zamknął za sobą drzwi od pokoju.
***
Nie pamiętał kiedy ostatnio w tak krótkim czasie dobiegł do domu Charlie. Zaczął pukać do drzwi. Dyszał ciężko po przebiegniętym maratonie i błagał w myślach, żeby dziewczyna była w domu. Miał szczęście. Po chwili drzwi otwarły się, a zza nich wychyliła się rudowłosa.
- Cas? Co ty tu robisz? - zapytała otwierając szerzej drzwi i wpuszczając go do środka. - Słabo wyglądasz, biegłeś? Co się stało? - zadała jeszcze więcej pytań, a Cas mógł jedynie oprzeć dłonie o uda uginając się w pasie i łapać ciężko oddech. Dopiero po chwili, gdy odetchnął spokojniej, spojrzał na przyjaciółkę.
- Widziałem Deana - odezwał się i oparł o ścianę chowając twarz w dłoniach. Miał szczęście, że nie zobaczył, jak Charlie robi się blada. - J-ja nie wiem, czy... Czy to były znów jakieś omamy, ale... On był w sklepie, w spożywczym na rogu i... Spadł mi sok i on go podniósł i... Uciekłem - dokończył i znów spojrzał na przyjaciółkę.
Charlie westchnęła ciężko. Czyli nie wypalił cudowny plan Gabriela, żeby się nie spotkali. Nie zrobili tego specjalnie, ale przypadkowo. Gabe nie mógł mieć na to wpływu.
- Miałam nadzieję, że się nie spotkacie - wyznała, jednak nie do końca mówiła prawdę. To starszy Novak nie chciał. Może ona na początku też nie, ale po przemyśleniu całej sytuacji zmieniła zdanie. Zdecydowanie powinni się spotkać i chciała sprawić, by tak się stało. Jak widać, nie musiała nic robić.
Cas otwarł szerzej oczy zaskoczony.
- C-co? Żartujesz sobie, p-prawda? - wyjąkał. - Czyli on by tam naprawdę? - zaczął się trząść. Odepchnął się od ściany i zaczął chodzić nerwowo w te i we wte. Jego stary nawyk bawienia się palcami wrócił, a Charls zrozumiała, że musi coś z tym zrobić.
- Uspokój się - złapała go za ramię. - Tak, wiedziałam. Wpadłam na niego i umówiłam na kawę. Kazałam mu się nie zbliżać do ciebie, ma wyjechać dziś lub jutro.
Cas zaczął ciężej oddychać zatrzymany przez przyjaciółkę. Charlie pomogła mu przejść do salonu i posadziła na fotelu, nie chcąc, by chłopak na przykład zasłabł i upadł na ziemię.
- Oddychaj, uspokój się, to tylko Dean. Nic się nie stało przecież.
- Tylko Dean? - uniósł na nią swoje przerażone, błękitne oczy. - Jak możesz mówić, że nic się nie stało? Charlie, to mój były chłopak, który zrobił tyle złego... - poczuł łzy w oczach, które po chwili słynęły mu po policzkach. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej, gdyż natłok emocji i wspomnień ścisnął mu gardło i starał się za wszelką cenę nie rozpłakać na dobre.
Charlie gładziła jego ramię mając nadzieję, że zaraz się uspokoi.
- Rozmawialiście? - zapytała cicho.
- N-nie za bardzo - odezwał się w końcu i patrzył na swoje palce, które nerwowo wyginał. - Wymieniliśmy kilka słów ze sobą, ale w końcu powiedziałem, żeby został mnie w spokoju i uciekłem.
Pokiwała głową. Postanowiła odczekać, aż chłopak odetchnie i zbierze myśli. Przyniosła Casowi wody i kawałek ciasta, które miała z cukierni Gabriela. Usiadła obok i gdy chłopak się uspokoił, postanowiła zacząć działać. Cieszyła się, że wpadli na siebie, że Cas mimo wszystko dowiedział się, że chłopak zjawił się w mieście. Może nie zareagował na to w najlepszy sposób, ale była pewna, że gdyby dowiedział się po latach, że Dean tu był, a on nic nie wiedział, ukatrupiłby i ją i Gabriela. Oczywiście wszystko by zrzuciła na blondyna, że to on nie pozwolił jej powiedzieć o czymkolwiek. Przyjazd Deana do miasta nie był dobrym pomysłem, ale skoro już tu był, to czemu miałaby tych dwóch ze sobą nie pogodzić.
Westchnęła. Znów wszystko na mojej głowie, pomyślała, muszę coś z tym zrobić.
- Cas, muszę cię o coś zapytać - zaczęła, gdy zauważyła, że przyjaciel nieco się uspokoił i oddychał już w normalny sposób. - Wiem, że nikt z tobą od lat o tym nie rozmawiał, ale uważam, że to odpowiedni moment - chłopak spojrzał na nią wyczekująco. - Czy... Czujesz coś do Deana?
Brunet spojrzał na nią zaskoczony i nieco urażony jej bezpośredniością. Miała rację, nie rozmawiał z nikim o Deanie odkąd wyszedł z psychiatryka i ten temat był zakazany. Nie zastanawiał się nad tym, w sumie cierpienie zajmowało go tak bardzo, że zapomniał o innych uczuciach. Wzruszył w końcu ramionami nie będąc pewnym, co tak naprawdę czuje, przynajmniej na ten moment.
- Zastanów się - mówiła do niego spokojnie. Kucnęła przed nim, żeby spojrzeć mu w oczy. - Okej, spieprzył, bardzo, ale... - podniosła palec nie dając sobie przerwać. - Minęło już tyle lat i może... Powinniście w końcu o tym porozmawiać? - podsunęła mu. - Wiesz, czas leczy rany, a rozmowa oczyszcza. Może... Gdybyście sobie parę spraw wyjaśnili, na spokojnie, porozmawiali o tym , co kiedyś zaszło i usłyszałbyś jego wersję. Może on też równie źle przeżywał wasze rozstanie?
Cas zapatrzył się na nią zastanawiając się nad słowami dziewczyny. Nie był przekonany co do tego pomysłu, ale może miała rację? Może to właśnie po takiej rozmowie poczuje się lepiej i w końcu wszystkie myśli, sny i ból, jaki odczuwa od tylu lat, znikną? Bardzo by chciał poczuć się czysty, lekki, bez zmartwień o to, co się wydarzyło. Miał tyle pytań do Deana, których nigdy nie zadał i nie otrzymał na nie odpowiedzi. Kiwnął powoli głową.
- Świetnie, więc... - wyjęła telefon, znalazła odpowiedni numer i wręczyła go Casowi. - Zadzwoń do niego.
- J-jak to zadzwoń? - zbladł od razu jak ściana.
- Zadzwoń i się umów, bez tego nie będzie rozmowy.
Cas patrzył na komórkę jakby była czymś odrażającym. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Przełknął głośno i w końcu sięgnął po jej telefon. Odetchnął i poczuł, jak ściska go w środku ze stresu. Spojrzał na telefon i nacisnął zieloną słuchawkę. Przez te kilka sygnałów połączenia nie oddychał czekając, aż usłyszy ten głos po drugiej stronie.
- Halo? - odezwał się Dean. Słychać było jakiś hałas w tle, jakby gdzieś obok niego startowała rakieta kosmiczna. Domyślił się, że pewnie prowadzi samochód.
Cas gdy go usłyszał spłoszył się i doszedł do wniosku, że to jednak nie był dobry pomysł. Oddał telefon Charlie, która wywróciła oczami i włączyła głośnomówiący. Podstawiła Casowi telefon pod nos.
- Haloo? Charls? Jesteś tam? - Dean miał zapisany jej numer, więc oczywiście wiedział kto dzwoni.
- Tak tak, jestem. Tylko, że to nie ja chciałam z tobą pogadać - spojrzała na Castiela mrużąc oczy.
- Co?
- Cześć - odezwał się niepewnie Cas. W słuchawce nastała cisza, a po chwili usłyszeli pisk, a potem głębokie westchnienie.
- Cas? - usłyszeli niepewny głos chłopaka. Castiel spojrzał na przyjaciółkę i przymknął oczy.
- Tak, t-to ja... Może chciałbyś... Się spotkać? - wydukał i odetchnął. - Za dwadzieścia minut u Charlie? - uchylił jedno oko zerkając na przyjaciółkę. Ta szczerzyła się szeroko. Miał dziwne deja vu, jakby widział ją dziesięć lat młodszą.
- Zaraz będę - usłyszeli po chwili i połączenie się urwało.
Charlie szczęśliwa odłożyła telefon i spojrzała na Casa, który znów zrobił się blady i chyba nie oddychał.
- Chyba zwymiotuję - powiedział słabo nie wierząc, że to zrobił.
- Cas, uspokój się, przecież tu będę, a wy wszystko sobie wyjaśnicie.
Ale chłopak nie był pewien, czy dobrze zrobił. Zadzwonił tam pod presją Charlie, która od zawsze musiała mieć to, co chciała. No i osiągnęła to, co chciała, tylko nie spodziewała się, że Cas będzie bliski omdleniu.
***
Dean akurat wyjechał spod hotelu, gdy Charlie do niego zadzwoniła. Nie spodziewał się, że usłyszy Castiela. Kompletnie zaskoczony zatrzymał samochód z piskiem opon i już po rozmowie siedział przez dobrą minutę patrząc się w telefon pustym wzrokiem. Co się właśnie wydarzyło? Jeszcze niecałe pół godziny temu spotkał Casa, który uciekł przed nim mówiąc rzeczy, które wbiły mu nóż w serce. A teraz właśnie dostał telefon z zaproszeniem do Charlie, przez nikogo innego tylko Casa. Jak?
Oczywiście wyczuwał, że Charlie maczała w tym palce, ale jakim cudem udało jej się go namówić do tego? Może... Nie, nie mógł o tym myśleć i robić sobie nadziei, to najgorsze, co mógłby w tym momencie zrobić. Mimo, że walczył ze sobą, wyobraził sobie, że Cas jednak coś do niego czuje. Że może wejdzie do domu Charlie i ten rzuci mu się na szyję mówiąc, że tęsknił, czekał, ale teraz będzie już dobrze, bo on jest. Przełknął ciężko ślinę i spuścił głowę.
To było niedorzeczne, że w dosłownie pół godziny sprawy nabrały dziwny obrót i takiego tempa. Nie rozumiał co się wydarzyło i zastanawiał się, czy może przypadkiem nie wymyślił sobie tego połączenia. Żeby być pewnym sprawdził w telefonie połączenia przychodzące i owszem, trzy minuty temu dzwoniła Charlie, a on odebrał.
Odetchnął jeszcze kilka razy i zawrócił.
_______________________
Sytuacja się rozwija, dość szybko, w sumie o to mi chodziło.
Zostawcie coś po sobie ^^
Już niedługo kolejny rozdział, stay tuned xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top