Rozdział 46 - Tylko cofnąć czas

7 lat później

Dean Winchester wysiadł z Impalii i spojrzał na budynek. Bał się, że nie trafi, jednak dobrze pamiętał drogę. Oparł się o samochód i spojrzał przed siebie. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Wziął dużego bucha i westchnął. Nie było go tu od tylu lat i tak dużo się zmieniło.

Dom stał opuszczony, czyli ludzie, którzy kupili go przed laty od Singerów, wyjechali i nie wrócili lub po prostu już nikt nie chciał tego kupić. Wokół rosła wysoka trawa, a kilka krzaków przysłaniało wejście do środka. Dziwne, że jeszcze nie zburzyli tego domu. Rozejrzał się wokół i na chwilę przymknął oczy przypominając sobie, jak na tym podjeździe bawił się z Samem, jak stała tam impala i jak na tym ganku wujek przesiadywał z piwem w ręku.

Wspomnienia.

Uderzyło go również to, co złego wydarzyło się w tym domu, każde uciekanie przez okno, narkotyki, samookaleczanie i w końcu jego próba samobójcza. Jednak już dawno zakopał to wszystko głęboko w sobie, teraz był kompletnie innym człowiekiem. Rany wciąż były, owszem, jednak zakryte kilkoma tatuażami i bransoletkami. Otwarł oczy i poprawił swoją koszulę w kratę. Wsiadł z powrotem do samochodu i ruszył powoli przejeżdżając po Kansas. Chciał zwiedzić miasteczko, przypomnieć sobie kilka miejsc, szkołę, park.

Zatrzymał się na parkingu szkoły. Przez lata trochę się zmieniła, rozbudowano ją trochę i odnowiono, przez co wyglądała, jakby była dopiero co wybudowanym nowiutkim budynkiem.

- Winchester? - usłyszał za sobą kobiecy głos. Odwrócił się i zobaczył rudą fryzurę. Dziewczyna była dość niska, miała bladą cerę, piękny uśmiech, a na sobie przewiewną sukienkę. - Nie wierzę, Dean WInchester - powtórzyła i podeszła do niego.

- We własnej osobie - uśmiechnął się i podszedł do swojej przyjaciółki. Mocno ją objął. - Charlie, jak dobrze cię widzieć.

Dziewczyna dała się przytulić, ale kiedy Dean się odsunął, dostał z liścia prosto w twarz.

- Ał, za co to? - położył dłoń na piekącym policzku i spojrzał na nią zaskoczony.

- Jeszcze masz czelność się pytać za co? - uniosła brwi. - Za to, co kiedyś zrobiłeś. Mam nadzieję, że nie przyjechałeś tu po to, żeby rozgrzebywać stare rany. Jestem pewna, że Gabriel się wkurzy, jeśli cię zobaczy.

Chłopak skrzywił się i westchnął.

- Jestem tu przejazdem. Ostatnio... Wujek zmarł i Ellen zrobiła się markotna, Sammy siedzi na studiach, a ja dopiero zamknąłem odziedziczony po wujku warsztat samochodowy - wzruszył ramionami. - Potrzebowałem coś zrobić i postanowiłem, że wpadnę.

Charlie skrzywiła się.

- Moje kondolencje, przykro mi. Jednak nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś tu zostawał. Cała rodzina Novaków długo leczyła się po tym, co zrobiłeś... - zaczęła.

- A co u Casa? - zapytał nagle, zauważyła, jak jego oczy pojaśniały.

Oparła się o samochód i uśmiechnęła.

- Lepiej, dużo lepiej. Zmienił się, odkąd ciebie tu nie ma. Chciałabym, żebyście mogli się spotkać, pogadać, ale to będzie chyba dla niego za dużo. Nie wiem, czy by chciał. Nie wiem, czy Gabe pozwoli - zmieszała się.

Kiwnął głową. Postanowił, że za wszelką cenę musi się z nim spotkać.

- A co u ciebie zatem?

Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i wystawiła dłoń Deanowi pod nos, żeby mógł zobaczyć pierścionek z nieco za dużym kamieniem na jej serdecznym palcu.

- Wow, moje gratulacje. Znam te szczęściarę?

Zobaczył rumieńce na jej twarz.

- Szczęściarza. Jestem zaręczona z Gabrielem - czekała na reakcję blondyna, jednak chłopak chyba się zawiesił. Patrzył na nią z otwartą buzią nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Zajęło mu trochę, zanim doszedł do siebie i zamrugał kilka razy.

- Moment, co? Jak to z Gabrielem, jakim Gabrielem? - nie docierało to do niego. - Tym Gabrielem? - patrzył na dziewczynę, która potakiwała szybko głową z wielkim uśmiechem na twarzy.

Szczerzyła się cały czas patrząc na swojego przyjaciela z dzieciństwa. Tak dawno go nie widziała, a była kiedyś pewna, że już nigdy go nie zobaczy. Tak ogromnie się zmienił. Miał trochę przydługie włosy opadające na twarz. Flanela w kratę opinała jego dość muskularne ciało, a ręce zdobiły tatuaże. Nie dziwiły jej, chłopak tak poniszczył sobie przedramiona, że na jego miejscu też by zakryła te wszystkie znamiona, które przypominały tylko o złym. Nie przypominał dawnego siebie, ale na twarzy wciąż gościł zawadiacki uśmieszek.

- Okej, powiedzmy, że ci wierzę - oznajmił próbując poukładać sobie to wszystko.

- Uwierz. W ogóle gdzie się zatrzymałeś i na ile chcesz zostać? - zapytała go rudowłosa. - Może byśmy wyszli na kawę? Gabe mi pozwoli się z tobą spotkać, ale lepiej żebyś nie wpadał na Casa. Gabe ma obsesję na punkcie, żeby chłopak miał jak najlepiej i żeby był szczęśliwy, a ty na pewno nie przyniesiesz niczego dobrego - położyła dłoń na jego ramieniu.

- Wiem, domyślam się - westchnął i podał jej swoją komórkę. - Daj mi swój numer, zadzwonię.

Dziewczyna z chęcią wymieniła się z nim numerami i ruszyła przed siebie. Dean za to wsiadł do samochodu i podjechał do hotelu, w którym się zatrzymał. Wszedł do środka, w końcu się rozpakował i zadzwonił do Sama. Obiecał mu, że jak tylko dojedzie na miejsce, to da mu znać. Potrzebował brata w tym momencie.

- Halo? - odezwał się chłopak po drugiej stronie słuchawki.

- Już na miejscu - akurat wkładał do lodówki kilka piw. - Nasz dawny dom stoi zarośnięty, za to szkoda, że nie widziałeś szkoły. Wypas, serio - zaśmiał się.

- Czytałem coś właśnie, że rozbudowują tę szkołę...

- I spotkałem Charlie - przerwał mu brat. - Nie uwierzysz, zaręczyła się z Gabrielem Novakiem, no ja nie uwierzyłem - pokręcił głową. - Kto by pomyślał.

Nastała cisza, aż w końcu Sam zapytał:

- A widziałeś się z Castielem?

To było pytanie, którego obawiał się najbardziej. Owszem, nie widział go, ale też nie wiedział, czy chce go widzieć. Nie wiedział, czy jest gotowy na te konfrontacje, żeby zobaczyć go po tylu latach. Miał o tym mieszane uczucia. Charlie nic mu nie powiedziała o chłopaku, ale co, jak się zmienił? Co jak ma kogoś? Czy Dean da radę to przetrwać? Nie był pewien, nie wiedział, czego może się spodziewać.

- Dean? - głos brata wyrwał go z zamyślenia.

- Nie, nie widziałem go jeszcze. Jest już w sumie późno. Jutro przejadę się jeszcze po miasteczku i umówię z Charlie na kawę, wymieniliśmy się numerami. Będzie dobrze - powiedział to bardziej do siebie niż do Sama.

Pożegnali się i rozłączyli. W pokoju był mały telewizor, więc włączył pierwszy lepszy program i poszedł pod prysznic. Potrzebował, żeby cokolwiek leciało, nienawidził ciszy, przerażała go. Do tej pory kojarzyła mu się z pobytem na odwyku i na oddziale, a tych wspomnień nie chciał wywoływać z czeluści jego umysłu. Gdy w końcu się ogarnął, ubrał się w dresy i położył do łóżka. Starał się nie myśleć, jednak wciąż jedno imię odbijało mu się echem w głowie.

Castiel.

***

Gdy podjechał pod umówione miejsce, w samochodzie rozbrzmiewała piosenka AC/DC. Od dziecka nie zmienił mu się gust muzyczny i wciąż katował te same kasety, które teraz idealnie pasowały do odtwarzacza w jego dziecince. O tak, o nic tak nie dbał jak o ten samochód. Był dumny, że Bobby postanowił oddać te cudo w jego ręce, kiedyś należące do jego ojca. John kochał to auto, tak samo, jak teraz kochał je Dean. Chuchał i dmuchał na nie, żeby nie było ani jednej ryski na karoserii, często mył je, pucował, że wyglądało jak nowe. W sumie właśnie to auto bardzo mu pomogło. Często przesiadywał i robił coś przy nim zajmując swoje myśli i czas, co było chyba najlepszą terapią. 

Charlie zapukała w szybę z jego strony i uśmiechała się szeroko. Chłopak wysiadł i mocno ją objął.

- Chodź, napijemy się kawy - ruszyła na drugą stronę ulicy, gdy nagle do Deana dotarło, gdzie są.

- To nie jest cukiernia Gabriela? - zapytał ją zatrzymując, zanim złapała za klamkę.

- Owszem.

- I chcesz, żeby mnie ukatrupił na oczach tych wszystkich biednych ludzi? - jednak dziewczyna nie przejęła się. Otwarła drzwi i weszła do środka. Mężczyzna o blond włosach sięgających za ucho stał za ladą i przekładał babeczki z blachy na półeczki. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem tamten zerknął na swoją narzeczoną i uśmiechnął się słodko. Tak, zdecydowanie nigdy nie widział, żeby tak się uśmiechał.

Usiedli w samym rogu cukierni. Dziewczyna podała przyjacielowi kartę, ona sama znała ją już na pamięć. Często pomagała swojemu chłopakowi w pracy, więc musiała nauczyć się pełnego menu.

- Winchester? - usłyszał za sobą głos, bo akurat usiadł tyłem do lady. Zacisnął na moment oczy i w końcu spojrzał na mężczyznę.

- Gabriel - odpowiedział jedynie nieco zachrypniętym głosem.

Blondyn przyglądał mu się przez chwilę i w końcu usiadł.

- Co ty tu do cholery robisz? Mało ci? - Charlie zareagowała na to ściskając mocno ramię swojego chłopaka. - No co? Najpierw rozkochuje mi brata, potem go niszczy, ucieka, zostawiając wraka i teraz co, po ośmiu latach wraca i myśli, że przyjmiemy go z otwartymi ramionami? - dziewczyna pokręciła głową zrezygnowana, wiedziała, że tak będzie.

Dean spuścił wzrok i patrzył na cukierniczkę. Przyjął te wszystkie obelgi, które były prawdą, a gdy tamten skończył, nastała cisza. Może Sammy miał rację? Może nie powinien się tu zjawiać, to był błąd? Na co on liczył, na huczne powitalne party z wielkim napisem nad drzwiami "Witaj w domu, Deanie Winchester"? I tak wielkim zaskoczeniem był dla niego fakt, że do tej pory dostał w twarz tylko od Charlie.

- Przyjechałem zobaczyć co i jak... - zaczął.

- Cas ma chłopaka, tyle w temacie. A ciebie nie powinno tu być - warknął Gabriel i wstał. - Co ci podać? - zapytał sucho czując wwiercający się w niego wzrok Charlie. Czuł, że będzie mieć niemiłą rozmowę po pracy.

- Americane - powiedział jedynie Dean i odłożył kartę.

- Dla mnie to co zawsze - dodała Charls i Gabe zniknął za ladą. Gdy na horyzoncie było pusto, dziewczyna złapała splecione dłonie chłopaka na stole. - Wybacz za niego, wciąż się martwi o Castiela. Nie dziw mu się, naprawdę narozrabiałeś.

Dean nie dziwił się, ale cały czas myślał o słowach niższego blondyna.

- Cas ma chłopaka? - zapytał wprost, a dziewczyna wzruszyła powoli ramionami z przepraszającym uśmiechem. Dean pokiwał głową i spuścił ją. Na co liczył? Że Cas będzie czekać na niego, aż wróci? Niedorzeczne.

- Spotyka się z kimś, nie znam go, nie przedstawił go jeszcze nam. Ja też chce dla niego jak najlepiej. Dean, to krucha istota, bardziej, niż nam się wydawało. On zawsze taki był, jest i będzie. Cichy, nieporadny i zawstydzony. Nie pomogłeś mu, jedynie zaszkodziłeś.

Gabe właśnie pojawił się obok nich i podał dwie kawy dorzucając do tego kilka ciasteczek.

- Na koszt firmy - powiedział, może jakoś złagodzi te wieczorną rozmowę. 

- Wydaje mi się, że powinieneś wyjechać - odezwała się znów dziewczyna, gdy jej narzeczony znów zniknął w kuchni. - Możesz do mnie wpadać, z chęcią wyjdę na kawę, pogadam i powspominam stare dobre czasy. Była z nas dobrana trójka - uśmiechnęła się do siebie. - Każdy z nas się zmienił.

- Ty najbardziej - zauważył chłopak, a Charlie zaśmiała się pod nosem.

- Ta, kto by pomyślał, że skończę ze starszym Novakiem - oboje się zaśmieli. Po chwili znów spoważniała. - Mówię serio, Dean. Wracaj do domu. A co do Casa... - westchnęła zerkając w stronę lady, czy nie stoi tam Gabriel. - Pracuje w wypożyczalni kaset Video i DVD, nie wchodź, nie zagaduj, ale podjedź i zobacz. Tylko tyle mogę ci polecić, żeby nie narobić bałaganu. 

Wypili oboje swoją kawę i jeszcze porozmawiali o starych czasach. Może Charlie miała racje, może powinien zniknąć i nigdy nie wracać do tego miasta. Jednak skorzystał z informacji dziewczyny i podjechał pod podany przez nią sklep. Zaparkował po drugiej stronie ulicy, tak, żeby nie był za bardzo widoczny. Wysiadł i oparł się o dach samochodu patrząc w szyby budynku. Stąd zobaczył jego.

Wciąż potargane czarne włosy odstawały na wszystkie strony, a nawet z tej odległości widział piękne, niebieskie jak ocean oczy. Wstrzymał na moment oddech. Miał na sobie jakąś kamizelkę pracowniczą, uśmiechał się do klientów i z niektórymi rozmawiał. Zabawne, jak bardzo się zmienił, przy tym pozostając starym sobą. Żałował, że nie mógł usłyszeć jego głosu. Pamiętał, że już po mutacji jego głos stawał się cięższy i zachrypnięty, aż żołądek mu się skręcił na myśl, jaki teraz musiał być piękny. Stał tak i obserwował z kilkanaście minut nie mogąc oderwać wzroku. 

To był on, jego Castiel, ten chłopczyk, który zakochał się w nim bez opamiętania, ze wzajemnością. Poczuł ukłucie zazdrości, gdy wyobraził sobie, że ktoś inny mógł go dotykać, całować i słuchać. To on powinien być przy nim, przez te wszystkie lata. Do tej pory nie umiał wybaczyć Ellen, że wywiozła go z miasta, żałował, że nie wrócił, gdy tylko stał się pełnoletni. Teraz najwidoczniej się spóźnił, było za późno, by go odzyskać. Ile by dał, żeby cofnąć czas, żeby wrócić do tego momentu, kiedy pierwszy raz się pocałowali, kiedy wiedział, że też coś czuje. Może to wszystko inaczej by wyglądało, może zdołałby naprawić swoje błędy...

Gdyby tylko mógł cofnąć czas.

____________________________________

Jeju, dwa rozdziały w jeden dzień, nieźle. Powiem szczerze, że jesteśmy coraz bliżej końca, już niedługo, nareszcie. Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że jest okej :D

Zostawcie coś po sobie, jeśli przeczytaliście, to bardzo dla mnie ważne.

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top