Rozdział 44 - Co to za egzystencja

- To jak? Dasz się zaprosić na kawę? - zapytał w końcu Gabriel, siedząc na schodkach przed domem Charlie. Z Charlie.

Dziewczyna patrzyła przed siebie i westchnęła ciężko.

- No... Okej, niech ci będzie. Ale nie chce do twojej pracy, nie mam ochoty, żeby twoje koleżanki zabijały mnie wzrokiem - parsknęła i zerknęła na niego rozbawiona.

- Co? Niby czemu miałyby to robić? - nie zrozumiał.

- Serio jesteś tak ślepy? One cię pożerają wzrokiem, kochają się w tobie po uszy, a gdy nie widzisz, wzdychają - zarechotała i udała jeden z gestów jakiejś nachalnej fanki mówiąc z westchnieniem: Oh, Gabe. - Tak to mniej więcej wygląda - miała niezły ubaw.

Od pewnego czasu działy się rzeczy, których sama nie ogarniała umysłem. Widywała się z Casem i Gabrielem codziennie, ale z Gabrielem czasem zostawała dłużej, sam na sam, śmiejąc się i rozmawiając o wszystkim, bo tematy im się nie kończyły. To było dziwne, wcześniej uważała starszego Novaka za dziwaka, chodzącego w różowych polo i zajadającego się słodyczami. Teraz... Teraz w sumie nie widziała, za kogo go uważa. Był miły, ciepły i zabawny, nadawali na tych samych falach czasem sprzeczając się i wygłupiając, jak para nastolatków.

Para.

Właśnie to słowo często przemykało jej przez myśl w towarzystwie Gabriela. Nie wiedziała skąd pojawiała się w niej nagła chęć złapania go za rękę, oparcia głowy o jego ramię czy po prostu pocałowania w policzek na pożegnanie. Zdarzało się to coraz częściej, że ta potrzeba robiła się tak silna, że z trudem ją zwalczała. Bo jak niby Gabe mógłby na to zareagować?

Przecież jestem lesbijką, prawda?

Właściwie nie była teraz tego taka pewna. Przyłapywała samą siebie na gapieniu się na blondyna i zagryzaniu dolnej wargi. Nigdy wcześniej nie patrzyła tak na niego, ba, nigdy nie patrzyła tak na żadnego faceta. Okej, w jej życiu było sporo przystojnych chłopaków chociażby sam Dean... O nim akurat nie chciała teraz myśleć. Ale Cas, Cas był przystojny i uroczy i kochany i wszystko co najlepsze, ale... To był Cas, a Gabriel był kompletnie inny.

Zagryzła wargę myśląc o tym. 

Jakby to wyglądało, gdyby jednak między nią a Gabrielem coś wyszło? Nie za bardzo potrafiła sobie ich razem wyobrazić. Zastanawiało ją również co pomyśli o tym Cas. Czy ucieszyłby się? Hm, zdecydowanie powinnam z nim o tym pogadać, podjęła nagłą decyzję. On przede wszystkim powinien wiedzieć, że coś się dzieje, bo chyba się działo. Nie była jeszcze tego taka pewna.

-... Jakoś przystojny, bez przesady - usłyszała końcówkę wypowiedzi Gabriela. - Halo? Ziemia do Charlie - pomachał jej przed oczami, bo w zamyśleniu zapatrzyła się gdzieś daleko przed siebie. 

Dziewczyna zamrugała kilka razy i spojrzała na swojego towarzysza. Jakoś tak samo jej się spojrzało na jego usta. Zagryzła swoją wargę i odwróciła wzrok. Cholera, miał takie fajne usta. Fajne, zbyt nudne i ogólne słowo, ale w tej sytuacji nie wiedziała nawet jak je opisać. Były jakieś, takie inne niż usta kobiet. Je umiała opisać. Gładkie, wypukłe, przeznaczone tylko do całowania, miękkie, delikatne i słodkie, a usta Gabriela były... Po prostu fajne. Może źle to określiła, ale były dziwnie zachęcające. Tak, zdecydowanie, czasem nie mogła nie spojrzeć na nie. O, chociażby teraz.

Gabe udał, że nie zauważył tego, jak dziewczyna nagle zerknęła na jego wargi. Uśmiechnął się słabo pod nosem i oblizał je szybko, akurat, kiedy odwróciła wzrok. Ona jest lesbijką, powtarzał sobie cały czas, odkąd zaczęli spędzać ze sobą tyle czasu.

- To mam powtórzyć? 

- Mhm - mruknęła. - Jakbyś mógł - w końcu spojrzała na niego.

- No więc... Mówiłem, że one na mnie nie lecą, zwłaszcza one. Wiesz, to dziewczyny którym podobają się wysportowani chłopacy ze szkolnej drużyny koszykarskiej. Nie jestem jakoś przystojny, bez przesady.

- Jesteś... - wypaliła Charlie, na co Gabe uniósł wysoko brwi. - Z-znaczy... - zaczęła się jąkać. Co ją podkusiło, by powiedzieć to na głos, by w ogóle tak pomyśleć. Bo Gabriel był... To znaczy może trochę... Zdecydowanie był przystojny. - Znaczy wiesz, wydaje mi się, że dla nich jesteś przystojny, patrząc na ich zachowanie - jakoś z tego wybrnęła, ale poczuła, jak serce zabiło jej mocniej. Ze zdenerwowania, zażenowania lub po prostu... ze złapania jej na gorącym uczynku.

Gabriel siedział i starał się nie ukazać zaskoczenia jej wypowiedzią i nagłymi wypiekami na jej policzkach. O co jej chodziło? To nie tak, że Charls mu się nie podobała. Od paru lat miał ją na oku, ale odkąd ją poznał był świadomy, że oboje gustują w tej samej płci, czyli damskiej. Żałował, ale nie mógł przecież zmusić dziewczyny do zmiany orientacji. Jednak od jakiegoś czasu coś mu się bardzo nie zgadzało, jakby dostawał sprzeczne sygnały z jej strony. Nie mógł na razie tego pojąć.

- To jak? Idziesz ze mną na te kawę? - zagadnął jeszcze raz, a dziewczyna parsknęła i pokiwała głową.

- Niech ci będzie - bo to przecież miało być tylko przyjacielskie spotkanie.

Prawda?

***

Czas mijał nieubłaganie szybko, ale samotność, jaka doskwierała Castielowi była coraz bardziej męcząca. Niedługo zaczynał kolejną klasę, dosłownie za dwa tygodnie. Jak nigdy nie chciał tam wracać. To miejsce za bardzo przypominało mu o tym, co się wydarzyło ponad trzy miesiące temu. Był teraz w dużo lepszej kondycji, ale wciąż nie pamiętał dwóch tygodni z bycia w psychiatryku, może po prostu nie chciał ich pamiętać. Może jego własny umysł zbudował fasadę, by bronić jego słabą psychikę przed katastrofą. Cieszył się, że nie pamiętał. Nie chciał też pamiętać miesiąca przed trafieniem na oddział.

Miał już dość codziennych koszmarów, gdy widział Deana zalanego krwią, jego oczy wywrócone białkami, a ciało tak sztywne i zimne. Chłopak w jego snach był martwy, gdy nagle odwracał się do niego twarzą i zaciskał mocno dłonie na jego ramionach, a jego twarz zmieniała się w twarz krwiożerczego potwora. Castiel budził się z krzykiem zawsze w tym samym momencie, gdy chłopak rzucał się na niego. Długo po tym dochodził do siebie nie mogąc znów zasnąć. W końcu sny stały się rutyną, że tylko Gabriel budził się i zaglądał do niego do pokoju upewniając się, że to był tylko koszmar.

Miał wrażenie, że stał się ciężarem. Każdy dopytywał go, czy wszystko u niego w porządku, jak się ma i czy sobie radzi. On oczywiście z szerokim uśmiechem, aż policzki bolały, odpowiadał, że owszem, wszystko jest w jak największym porządku. Kłamał. Niby było lepiej, ale nie mógł nazwać tego porządkiem, spokojem. 

Wciąż było źle.

W końcu przestali o tym rozmawiać. Gdy minęły cztery miesiące, a Cas wrócił do szkoły, w domu przestali już przypominać o tym, co się wydarzyło. Teraźniejszość zamazywała im ciężką przeszłość, zwłaszcza Chuckowi, Gabrielowi i bliźniakom. Byli nauczeni, strata mamy sporo ich nauczyła. Wszyscy dawali sobie radę, oprócz Castiela.

Chłopak na początku wmawiał sobie, że da radę iść do tej szkoły, ale gdy tylko wszedł do budynku i zobaczył to miejsce, w którym spotkał Deana z Jeremy'm ścisnęło go mocno w gardle i wybiegł na zewnątrz z paniką w oczach. Wtedy pierwszy raz dostał tak silnego ataku, że z duszności pielęgniarka wysłała go do domu.

Coraz częściej dostawał ataków paniki.

To ta szkoła tak źle na niego działała. Może osoby z jego chorobą nie cierpiały zmian, tak on pragnął zmiany jak nigdy w swoim życiu. Zaczął wagarować, jego celujące oceny zmieniły się w niedostateczne, aż w końcu przestał chodzić do szkoły. Tego dnia zapomniał się i przeszedł obok cukierni, w której pracował Gabe. Na jego nieszczęście brat zauważył go zza lady i wybiegł za nim.

- Cas? - chłopak usłyszał za sobą , a serce stanęło mu w gardle. - Czemu nie jesteś w szkole?

Młodszy Novak odwrócił się i spojrzał na blondyna. 

- No... Byłem, ale... wypuścili mnie... wcześniej? - okłamywanie to była na pewno ostatnia rzecz, którą umiał brunet. Gabriel uniósł wysoko brew i zaplótł ramiona na piersi pokazując tym, że nie wierzy w te brednie.

- Nie kręć i chodź do środka - powiedział i poczekał, aż jego braciszek wejdzie do sklepu. Zajął jeden ze stolików i kazał mu usiąść naprzeciw niego. - Więc? Mów, co się dzieje?

Chłopak uciekł wzrokiem i patrzył na swoje dłonie. W znajomym geście zaczął bawić się palcami i długo się nie odzywał. Nie umiał kłamać, więc jedyne co mu zostało, to powiedzieć prawdę. Bał się jej.

- Nie chcę tam chodzić - szepnął tak cicho, że blondyn musiał się nachylić, by cokolwiek usłyszeć. Na próżno.

- Co? 

- Nie chcę chodzić do tej szkoły - odezwał się mocniej Cas i spojrzał bratu w jego miodowe oczy. - Nie chcę, nienawidzę tego miejsca. Boję się go, przytłacza mnie i nie czuję się tam bezpiecznie.

Chłopak usłyszawszy te słowa zmarszczył brwi.

- Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej? Minął prawie miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego.

- Bo... - wzruszył niewinnie ramionami. - Nie chciałem was martwić. I tak przysporzyłem już wystarczająco kłopotu, nie powinniście się tyle martwić.

- Cas, do cholery, myślisz, że jak zadzwonią do ojca ze szkoły, że cię nie widzieli jakiś czas to się nie zmartwi? - o tym akurat chłopak nie pomyślał. - I przestań pieprzyć, że nie chciałeś nas martwić. Gdybyś nam powiedział, poszedłbyś do innej szkoły.

Castiel się stropił i uciekł wzrokiem. Nie umknęło to uwadze starszemu Novakowi.

- Co jeszcze ukrywasz?

- Bo... Ja nie chcę innej szkoły.

Zapadła cisza. Cas czekał na reakcję brata, a Gabriel trawił tę informacje.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz się uczyć? Skąd nagle taka decyzja? - był zaskoczony. Castiel, niegdyś najlepszy uczeń w całej szkole, pewnie w całym mieście, z samymi szóstkami i wzorowym zachowaniem nagle mu oświadcza, że nie chce iść do szkoły? 

Chłopak jedynie pokiwał głową i nie odważył się spojrzeć blondynowi w twarz, nie udzielając odpowiedzi na drugie pytanie. Gabriel pokręcił jedynie głową z rezygnacji i bezradności.

- Zastanów się jeszcze nad tym, proszę - powiedział starszy brat, ale te słowa nie miały już niczego zmienić.

Castiel podjął decyzję.

***

Dean rozpoczął nowy rok szkolny najpierw w klasie z nowymi kolegami i koleżankami, a potem na starych, nie używanych od lat torach dwa kilometry od domu z butelką whisky w ręku. Zapalił papierosa i zaciągnął się mocno zamykając oczy. Butelka była już opróżniona do połowy, a w głowie kręciło mu się, jakby był na karuzeli. Po tygodniu, odkąd wrócił do domu, alkohol stał się jego nowym przyjacielem, podobnie jak papierosy. Długo chodził po pobliskich sklepach, aż w końcu ktoś nie przestrzegający prawa sprzedał mu whisky i papierosy. Często też podbierał wujkowi, ale musiał robić to dyskretnie, żeby nie zauważył ubytków w trunkach. 

Było ciężko, cholernie ciężko. Kiedyś nie wyobrażał sobie, że da radę być bez Castiela, a teraz musiał egzystować bez jego obecności. Co to była za egzystencja. Wstanie rano, umycie się, wzięcie leków, które chyba miał już brać do końca swojego życia, śniadanie zrobione przez Ellen, szkoła, chwila spędzona z Samem, zanim wyszedł na kolejne kółko edukacyjne, alkohol i papierosy na torach, sen.

I tak codziennie. 

Aż do momentu, gdy nie zaczął mieć znajomych. Gdy parę osób dowiedziało się o jego bezprawnym popijaniu procentów zakolegowali się z nim. Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Zaczęły się imprezy, zabawy i późne wracanie do domu. Ellen zaczęła się martwić, że chłopak znów zaczął coś brać, więc przeszukała jego pokój i nawet wzięła chłopaka na rozmowę.

- Ciociu, przysięgam, że nic nie biorę odkąd trafiłem na odwyk - obiecał jej z ręką na sercu. Taka była prawda. Nie miał zamiaru sięgać znów po narkotyki, za dużo miał jeszcze do stracenia. Rodzina, zwłaszcza Sammy. Sam nie zasługiwał na patrzenie na zaćpanego brata. Słowa lekarza z psychiatryka wryły mu się w pamięć.

Pewnego wieczoru był zaproszony ze swoimi kumplami na domówkę u znajomego znajomej. Dean oczywiście nie szczędził sobie alkoholu jak i zabawy. Tak bardzo, że w pewnym momencie w jego ramiona wpadła dziewczyna, Amanda, jak potem się okazało miała na imię. Nie szczędzili sobie niczego. Była starsza od niego, ale od razu jej się spodobał. Zaprowadziła go do sypialni i uprawiali seks, o jakim Dean zdążył już zapomnieć. Takie coś czuł tylko z Casem (z Lisą również, raz, ale to nie liczyło się dla Winchestera). Był to niezobowiązujący, bardzo namiętny seks, z dwoma bisami. Dzięki temu nie myślał o niczym, wyrwał się na moment od złych myśli. Do czasu, bo dopiero po wszystkim zauważył, że dziewczyna miała niebieskie oczy.

Dokładnie ten sam odcień.

___________________________________________

Uff, udało mi się napisać ten rozdział. Jak wam się podoba? Koniecznie dajcie znać, co myślicie o tym, co teraz się dzieje w ff ^^ 

Teraz przez parę rozdziałów będzie dość ogólnie, ale mam nadzieję, że nie zanudzę was i zdołam przekazać wam to, co chcę :)

Jeśli czytacie, to proszę, zostawiajcie coś po sobie!

Pozdrawiam i do następnego :D


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top