Rozdział 30 - Nie ma go, a ty cierpisz
*tydzień wcześniej*
Dean leżał na łóżku po rozmowie z Castielem. Telefon położył na piersi i westchnął ciężko. Czy umiał ubrać w słowa to, jak bardzo tęsknił za swoim chłopakiem? Już leciał drugi tydzień odkąd Cas wyjechał. Nie lubił odległości, a rozmowy przez telefon sprawiały, że przypominał sobie katastrofę samolotu rodziców. Nie cierpiał tego, że sam zaczął ten rok szkolny, że sam musiał chodzić do tego budynku, w którym nie znał nikogo. Tam był nikim, patrzyli się na niego jak na dziwadło. To było irytujące, że nawet Charlie nie było obok. Nie miał do kogo otworzyć gęby, nie miał z kim się pośmiać ani z kim czegoś głupiego odwalić. Był sam, co doprowadzało go do szaleństwa.
I depresji.
Odkąd Cas wyjechał ciężko mu się spało. Myślał o tym, czy może brunet nie pozna tam kogoś lepszego od niego, czy go nie zostawi. Obawiał się tego mimo wszystko. Okej, Novak kochał go, był tego świadom chyba bardziej niż czegokolwiek innego, ale to nie oznaczało, że nie mógł się znaleźć ktoś inny. Chłopak kochał go od dziecka, bo nie wyjeżdżał, nie poznawał nowych ludzi. Teraz mogło stać się wszystko.
Była rzecz, o której nie powiedział Castielowi. Został zaproszony na imprezę z okazji rozpoczęcia szkoły. Wcześniej nie miał ochoty nigdzie iść, jednak teraz, gdy skończył rozmowę z Novakiem, odechciało mu się leżeć samemu w łóżku i patrzeć się w sufit, co jedynie sprawiało, że złe myśli ogarniały jego umysł. Nie miał ochoty rozmyślać o wyjeździe swojego ukochanego i o pustce, jaką czuł. Nadchodziła rocznica katastrofy samolotu jego rodziców i znów przechodził dołek. Czy chciał o tym mówić Casowi? Nie, nie chciał go martwić, ale to nie zmieniało faktu, że teraz naprawdę go potrzebował. Przycisnął mocniej telefon do piersi i zacisnął powieki. Nie mógł teraz przecież się rozkleić, ale łzy piekły go w oczy.
Nienawidził płakać, a ostatnio zdarzało mu się to bardzo rzadko. Ostatnio zrobił to przy Casie, teraz nie było go obok i to bolało jeszcze bardziej. Może powinien do niego zadzwonić? Nie, to był głupi pomysł. Powinien odpoczywać na wakacjach. Rozumiał go, że chciał spędzić jak najwięcej czasu ze swoją rodziną, zwłaszcza z ojcem, którego bardzo mało widywał od śmierci matki. Castiel kiedyś mu o tym opowiadał, dlatego nie miał zamiaru teraz zawracać mu głowy... Sobą.
Przecież to nic złego wyjść, napić się i trochę potańczyć, pomyślał. Impreza miała być w klubie w centrum miasta. Wstał z łóżka i zajrzał do szafy. Wyjął swoją ulubioną koszulę i poszedł do łazienki wziąć prysznic. Gdy był już gotowy, zbiegł na dół i poinformował ciocię, że wychodzi. Znał na tyle dobrze swoje miasto, że wiedział gdzie znajdował się klub, w którym miała się odbyć impreza. To było niedaleko jego domu, w niecałe dwadzieścia minut był na miejscu.
Gdy wszedł do środka już było bardzo dużo ludzi. Rozglądał się wypatrując może jakiś znanych mu twarz, ale na próżno. Podszedł do baru, przy którym usiadł na wysokim taborecie i zamówił sobie drinka. Na szczęście nie poproszono go o dokument. Odwrócił się przodem do parkietu i patrzył jak dziewczyny i chłopaki z jego nowej szkoły tańczyli do remiksów znanych piosenek. Nie lubił takiej muzyki, irytowała go, ale ten wieczór miał być jego odskocznią od rzeczywistości, od tęsknoty, jaką czuł, mimo, że nie czuł się na siłach by tu być.
- Cześć - usłyszał nagle głos i odwrócił twarz w stronę jego źródła. Obok niego przysiadł się chłopak o kruczoczarnych włosach i błękitnych oczach z zadziornym uśmieszkiem. Gdyby nie fakt, że był wysoki, włosy miał ułożone na żel, a twarz miał ciągłą, pomyślałby, że jest podobny do Castiela. Jego Castiela. - Jesteś tutaj nowy? Nie widziałem cię wcześniej.
- Tak - odkrzyknął do niego Dean, muzyka była naprawdę głośna, że w czaszce czuło się basy. - Pierwsza klasa.
Chłopak zmierzył go wzrokiem wciąż się uśmiechając i przygryzł dolną wargę. Blondyn poczuł się dziwnie.
- Jestem Jeremy, chodzę do trzeciej - podał mu dłoń, którą Winchester od razu uścisnął.
- Dean - uśmiechnął się trochę niepewnie. - Miło mi poznać. W końcu kogoś tu poznałem - zaśmiał się i upił trochę drinka.
Chłopak miał w dłoni szklankę z whisky, które też popijał. Nie był taki brzydki, ba, był naprawdę przystojny, prawie o głowę wyższy od Winchestera. Jednak Dean miał chłopaka, wciąż myślał o Casie, który teraz nieświadomy tego gdzie jest blondyn spał sobie smacznie sześć godzin drogi stąd. Na samą myśl o brunecie zabolało go w piersi, naprawdę pragnął przy nim teraz być.
Dopił swój alkohol i odstawił szklankę.
- Postawić ci drinka? - zapytał Jeremy wciąż się do niego szczerząc. Czy mógł odmówić? Owszem, jednak nie zrobił tego, przynajmniej napije się za darmo.
- Jeśli chcesz - również się uśmiechnął i nieświadomie oblizał usta. Chłopak zauważył to i uśmiechnął się półgębkiem. Zamówił jakiegoś mocnego i kolorowego drinka i podał Deanowi.
- Na zdrowie - puścił mu oczko. Jeremy nie spuszczał z niego wzroku. - Jesteś sam?
Winchester upił trochę trunku, na co mocno się skrzywił.
- O kurwa, co to jest? - zapytał słysząc cichy śmiech swojego towarzysza.
- Jedno z najlepszych świństw jakie tu robią, nie pożałujesz - wyszczerzył się i czekał na odpowiedź na jego pytanie. Przeszywał go wzrokiem, co trochę przerażało blondyna. Miał wrażenie, że chłopak był od niego o wiele starszy.
- Tutaj przyszedłem sam, owszem, ale mam chłopaka - powiedział blondyn i znów upił.
- Jesteś gejem? - zapytał chłopak wprost.
Dean zaśmiał się na to pytanie.
- Nie, jestem bi, ale mam najcudowniejszego faceta pod słońcem - uśmiechnął się dumny.
- Powiedzmy, że ci wierzę - chłopak cały czas się na niego patrzył. Po kilku łykach coraz częściej zerkał w błękitne oczy Jeremy'ego.
Winchester dość szybko wypił tego drinka, gdzie już przy ostatnim łyku był naprawdę pijany. Nie miał mocnej głowy, alkohol szybko na niego działał, a ten trunek na pewno był jakąś dziwną mieszanką. Cały czas spędzał z Jeremy'm, który rozmawiał z nim o wszystkim, uśmiechając się zadziornie. Był bardzo miły, energiczny i szybko mijał z nim czas.
Jeremy w pewnym momencie wyciągnął go na środek parkietu i zaczął z nim tańczyć. Na początku był to niezobowiązujący taniec, ale po jakiś czasie chłopak złapał go za biodra i przycisnął do swoich, ocierając się o niego. Na sali było ciemno, jedynie czerwone światła migały przechodząc przez sztuczną mgłę. Dean był pijany, więc nie przeszkadzał mu aż tak intymny taniec. Brunet odwrócił go do siebie tyłem. Przycisnął swoje biodra do jego pośladków i ocierając się gładził dłonią jego klatkę piersiową całując jego szyję. Dean nagle trochę się ocknął i odsunął. Spojrzał mu w oczy zmieszany i poszedł usiąść na fotelu. Co mu przyszło do głowy, by tańczyć coś takiego? W głowie szumiało mu, nie do końca był świadom niektórych swoich myśli.
Jeremy poszedł za nim i usiadł obok przyglądając mu się.
- Co się stało? - zapytał go starszy chłopak.
Winchester spojrzał na niego pijanym wzrokiem.
- Mam chłopaka, Jeremy, nie powinienem ci na to pozwolić - spuścił głowę. Nie wiedział, co się dzieje. W tym momencie alkohol jedynie sprawił, że jego ból zaczął wychodzić na zewnątrz, nie umiał go ukrywać.
- Na co? A czy widzisz gdzieś tu swojego chłopaka? Nie powinien być przy tobie? - dopytywał go trzecioklasista. - Nie ma go, więc w czym problem? - podał mu szklankę z alkoholem. - Masz, napij się.
Dean bez sprzeciwu wypił jednym duszkiem. Jeremy miał racje. Casa nie było przy nim, a teraz tak bardzo go potrzebował. Poczuł łzy w oczach, jak Novak mógł go zostawić, jak mógł wyjechać pozostawiając go samemu sobie. Wyjechał, bawił się i pewnie poznawał kogoś nowego, lepszego, kiedy Dean pragnął go kochać i mieć w ramionach. Jakie to było nie fair.
- Nie ma go tu, a ty cierpisz - głos Jeremy'ego odbijał się w jego głowie. Miał wrażenie, jakby był w jego myślach, zaczął się bać, a łzy spłynęły mu po policzkach. - Nie płacz, mogę ci pomóc - powiedział i pogładził jego policzek. - Poczujesz się dużo lepiej, tylko musisz mi zaufać, okej?
Dean patrzył na swojego towarzysza i pokiwał głową. Chłopak złapał go pod rękę i wyprowadził do łazienki. Winchester zataczał się już bardzo pijany. Pozwolił się prowadzić Jeremy'emu. Tam brunet wyjął małą foliową torebeczkę, w której był biały proszek i wysypał trochę na parapet. Blondyn przyglądał się, jak chłopak to robił, jednak nie za bardzo wszystko do niego docierało. Jeremy zatkał sobie jedną dziurkę nosa, a drugą mocno wciągnął kreskę białego proszku.
- O kurwa - jęknął i oparł głowę o ścianę unosząc ją do góry. Przymknął oczy uśmiechając się, jakby odczuwał wielką przyjemność. Po chwili spojrzał na blondyna i wysypał znów trochę proszku na parapet. - Twoja kolej, młody - odezwał się uśmiechając się szeroko. Winchester, mimo, że był pijany, zauważył, jak jego źrenice niebezpiecznie się rozszerzyły.
Dean przyglądał się proszkowi nie będąc do końca pewnym czy powinien cokolwiek z tym robić. Alkohol ogarnął jego organizm jak i umysł, przez co nie postrzegał świata zbyt trzeźwo. Patrzył na te substancję niemrawym wzrokiem.
- Co to? - zapytał Jeremy'ego trochę niewyraźnie.
- Kokaina, świetny towar - przyznał i pogładził jego policzek. - Zrób to, a obiecuję, że smutki miną - przysunął się do niego i wyszeptał mu do ucha, że blondynowi ciarki przeszły po kręgosłupie. - A ja zajmę się tobą, że będziesz błagać, bym przestał.
Może gdyby Dean myślał teraz normalnie uciekłby stąd jak najdalej, jednak alkohol z każdą chwilą działał coraz mocniej. Powinien się nie zgodzić, zwłaszcza, że obietnica, jaką usłyszał z ust starszego chłopaka była przerażająca. Mimo to Winchester nachylił się i wciągnął kreskę szybkim ruchem. Oparł się ciężko o parapet i spuścił głowę, bo prawie upadł. Piekł go nos, a alkohol jedynie sprawiał, że wszystko krążyło i było mu niedobrze.
Po chwili zaczął coś czuć. Energia do niego wróciła, a on wyprostował się i spojrzał w lustro. Światło w ubikacji przeszkadzało mu drażniąc mu oczy, bo jego źrenice były równie wielkie, co bruneta. Zagryzł wargę i przetarł nos z białego proszku. Poczuł się inaczej, serce przyspieszyło, podobnie, jak jego oddech. Spojrzał na chłopaka stojącego obok i zagryzł wargę, gdy tamten uśmiechnął się do niego z pożądaniem i z całych sił uderzył swoimi biodrami w jego. Nie miał pojęcia co nim kierowało, gdy odwrócił się i zawiesił na jego szyi wpijając się z całych sił w jego usta. Obaj dyszeli ciężko, a serca waliły im w nienaturalnym rytmie. Jeremy niemalże wepchnął go do kabiny i zdarł z niego spodnie z bielizną opierając jego głowę dłonią o drewnianą ściankę. Dean jęknął i wypiął się. Pragnął go poczuć, tu i teraz, całego. Nie wiedział kiedy jego męskość stanęła, wiedział, że jeśli nic z tym nie zrobi, zwariuje. Najpierw poczuł nawilżone dwa palce w sobie. Zabolało, ale to był cholernie dobry ból. Niedługo po tym już został wciskany w ściankę kabiny całym ciałem Jeremy'ego, a penis chłopaka tkwił w nim głęboko. Dean jęczał jak głupi słysząc własny głos jakby z głębi własnej głowy. Po całej łazience rozchodził się dźwięk uderzania ciała o ciało, głośne jęki i przekleństwa.
- Jesteś mój - warknął mu do ucha starszy chłopak. - Mój, jesteś moją pieprzoną kurwą.
A Dean się zgadzał, zgadzał się ze wszystkim, co mówił do niego Jeremy. Nie miał pojęcia ile to trwało, ale na pewno zaskoczony był, gdy nie poczuł w sobie nasienia chłopaka. Nie był nawet świadomy, że tamten założył gumkę. Może gdyby nie był naćpany, ucieszyłby się chociażby z tego, teraz miał to gdzieś. Najważniejsze było to, że i on doszedł dysząc głośno. Napięcie minęło, jednak wciąż czuł, jak serce mu wali.
- Do zobaczenia jutro w szkole, kurewko - usłyszał przy uchu i po chwili został sam.
***
Gdy Dean obudził się z rana we własnym łóżku, słońce bardzo mocno raziło go w oczy, a ból głowy rozrywał mu czaszkę. Leżał tak dochodząc do siebie przez dobre piętnaście minut, gdy nagle podniósł się do pionu. W jego myślach pojawiły się obrazy, które wstrząsnęły nim, aż poczuł zimny pot na plecach. Nie zrobił tego. Dotknął prawej dziurki nosa i skrzywił się. Piekła go żywym ogniem, jakby była pokaleczona. To był chyba jakiś żart, to musiał być jakiś pieprzony sen. Gdy poruszył się, poczuł ból między pośladkami.
To.
Była prawda.
Przerażony siedział tak przez jakiś czas patrząc ślepo przed siebie, nawiedzany coraz większą ilością wspomnień z poprzedniego wieczoru. Wolał nie pamiętać tego wszystkiego, co się wydarzyło, jednak myśli zaczęły się kłębić w jego głowie i sprawiać taki ból, jakiego chyba nigdy wcześniej nie zaznał.
Zdradził.
I to w taki sposób.
Bał się, że to Cas go zdradzi, a to on to zrobił.
Poczuł, jak spazmy ogarniają jego ciało, a z ust wyrywa się ciche łkanie. Czuł, jak gorące łzy spływają po jego policzkach. Zadrżał, jakby było mu zimno. Poczuł złość, nienawiść do siebie samego. Miał chęć wyrwać sobie serce, rozerwać się na strzępy, by tylko nie czuć tego, co czuł teraz. Złapał za telefon i rzucił nim przez pokój, na szczęście upadł na dywan. Wstał szybko i pognał do łazienki, gdzie zamknął się na klucz i odpalił wodę. Spojrzał w lustro i... Doznał deja vu. Już tu był, już to przechodził, już patrzył na siebie w takim stanie, gdy Lisa wykorzystała go w szkolnej ubikacji. Co za ironia losu. Znów ubikacja, znów został wykorzystany, znów był brudny i brzydził się swoją osobą. Jednak tym razem było trochę inaczej. Tym razem on zdradził, skrzywdził kogoś, kogo naprawdę kochał, pierwszy raz pozwolił sobie tak kochać. Spojrzał na swoje drżące dłonie i zacisnął je w pięści. Był kompletnym idiotą, potworem.
Odwrócił się i kilka razy z całej siły uderzył w kafelki. Tak długo, aż krew spływała po ścianie, a dłonie spuchły od okaleczeń i złamania dwóch palców. Syknął z bólu, ale należało mu się. Oparł się plecami o ścianę i zjechał powoli na podłogę zalewając się łzami. Czemu był tak głupi, że sobie na to pozwolił?
Kokaina.
Raz zdarzyło mu się wziąć ekstazy i wtedy inaczej się to skończyło, ale teraz? Tym razem wziął coś gorszego i zrobił coś niewybaczalnego. Aż nie mógł patrzeć na swoje ciało. Ręce miał całe zakrwawione, że nie było widać koloru jego skóry. Szybko wstał i sięgnął po żyletkę. Kilkoma szybkimi ruchami przeciął sobie nadgarstek tak, że krew spłynęła ciurkiem do umywalki.
Odczekał, aż przestanie krwawić i zabandażował rany. Wybiegł z łazienki, szybko przebrał się w pokoju i pobiegł do szkoły. Nie wziął nawet plecaka, w głowie miał tylko jedną myśl: Znaleźć Jeremy'ego. Nigdy wcześniej nie wpadł tak szybko do szkoły. Była akurat przerwa między drugą a trzecią lekcją. Szedł korytarzem, niemalże biegł. Nie trudno było znaleźć trzecioklasistę, który uśmiechnął się na jego widok, jakby na niego czekał.
- Oh, a kogo tu mamy - parsknął chłopak od razu się śmiejąc. Było widać, że był na haju, że też Dean nie zauważył tego wcześniej, wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. - Boli tyłek? - zapytał go kpiąco, a jego kolega stojący obok zaśmiał się w głos.
Dean zirytowany pchnął go na szafki, na co chłopak uniósł ręce do góry.
- Spokojnie, słoneczko.
- Co ty ze mną zrobiłeś? - warknął Dean łamiącym się głosem czując znów ból rozrywający mu pierś. Widząc twarz tego chłopaka wspomnienia uderzyły go jeszcze mocniej. Ta kabina, ból, dźwięki...
- Ja? Pomogłem ci tylko uciec od smutków i bólu, jaki w tobie zobaczyłem. Przyszedłeś tam taki zraniony, że twojego chłoptasia nie ma obok. Dałem ci ukojenie, bardzo proste, powinieneś mi teraz dziękować - zarechotał dumny z siebie.
Dean miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, tak bardzo brzydził się nim... I sobą.
- Zgaduję, że teraz boli? Ba, pewnie boli bardziej? - uśmiechnął się szeroko jak szaleniec. - Sprawa jest prosta i wiesz, co możesz zrobić, by przed tym uciec. Bo pamiętaj, to ty jesteś najważniejszy - Ostatnie zdanie wyszeptał. - Właśnie po to do mnie przyszedłeś. Nie chcesz czuć tego, co teraz czujesz, prawda?
Winchester odwrócił wzrok skrzywiony, ale ten palant miał rację. Chciał zapomnieć, chciał zapomnieć o tym bólu, o tym, co się działo i co się wydarzyło.
Tak będzie lepiej dla niego.
Tak będzie lepiej dla Casa.
Pokiwał głową, na co Jeremy wyszczerzył się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe.
- Ale jest pewien warunek.
________________________________
Wow!
Nie wierzę, że napisałam coś takiego. Powiem wam, że jestem dumna z tego rozdziału, mam nadzieję, że wam się podoba.
Czekam na wasze zdanie o nim i na gwiazdeczki, które motywują do pisania.
Pozdrawiam i do szybkiego zobaczenia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top