Rozdział 4
Alec
Dziewczyna była przepiękna. Żyję już tyle ale nigdy takiej nie widziałem. W każdym razie nie takiej jak ona. Chciałem ją ochronić. Nie chciałem żeby spotkała ją żadna krzywda. Na myśl o tym zacząłem głęboko nie kontrolowanie warczeć. I ten zapach.. kim ona do cholery jest? Te pytania krążyły w mojej głowie jak natrętne komary, nie chcąc opuścić. Miałem wrażenie że za chwilę rozbiję swoje wyobrażenia o skały brutalnej rzeczywjstości ponieważ na jej rękach pojawił się ogień! Prawdziwy ogień!
Jane
Powinnam nienawidzić tej dziewczyny za jej zdolności. Powinnam. Tylko dlaczego nie chciałam? Nie mogłam się skupić na nienawiści bo chciałam być blisko niej. Chciałam chronić ją przed światem i mieć dla siebie. Tylko dla siebie.
Demetri
Co ta dziewczyna że mną robiła? Wyglądała niczym bogini pośród tych wszystkich płomieni. Jakby sama bogini Afrodyta zstąpiła z niebios i ukazała się nam. Chciałem ją w tej chwili nie pragnąłem niczego innego jak tylko wziąć ją całą dla siebie. Ona jest moja. Warknąłem w myślach. I rozszarpię każdego kto powie że jest inaczej.
Aro
Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście! Dostąpiłem zaszczytu prawdziwego anioła zstąpającego po tej ziemi! Ona musi być moja! Musi być także aniołem. To by wyjaśnioło jej złote loki i tę piękne oczy w kolorze burzowego nieba. Nie ważne co się stanie zatrzymam ją tu. Choćby siłą. Nigdy nie dam jej odejść.
Wiktoria
Ja byłam skołowana. Co się właśnie stało? W jednej chwili walczyłam a w następnej Aro rozkazał zabrać wszystkich ludzi oprócz mnie. Dobra. O co tu chodzi? Nie zamierzają mnie zjeść? I czemu nagle wszyscy patrzą na mnie z takim pożądaniem w oczach? Dobra to już się robi przerażające. Jedynie blond król Kajusz patrzy na mnie z nienawiścią. Kurde, chyba zaczynam go lubić. Chichoczę do swoich myśli. Przerywa mi jedwabisty głos Aro. Brzmi uwodzicielsko
- Jak się tu dostałaś mój piękny aniele?- pyta patrząc na mnie za zachwytem tak jak pozostali. Wzdycham. Zwykle uchylam się od walki ale jeśli będzie trzeba rozpętać piekło żeby z tąd wyjść zrobię to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top